Było źle. Bardzo źle. No jak on mógł? Tak mnie odkryć? Brr.. co to za stworzenie?! A może to ze mną coś nie tak? Może faktycznie zdziadziałem już tak, że się nie pilnuję?! To potworne!
- Skąd wiesz też, że oberwałem? Może nie powiedziałeś, że z laski, ale
to szczegół bo ty i tak wiesz o tym, aż za dobrze. Mam racje? -
brnął dalej, pogrążając mnie. Biednego mnie. - No? Dziadziusiu? Bo będziemy tu tak sterczeć i onyksy nam sprzed nosa uciekną - skwitował.
Mocarne miał chłopaczek argumenty, nie przeczę.
- Po pierwsze: nie rajcuj się tak, bo chyba nie masz nic na zmianę - syknąłem, mrużąc oczy. - Po drugie: czy ja ci wyglądam na jakiegoś zgreda? Albo lepiej. Czy Wielki Mędrzec by cię oskubał? No nie sądzę. Po trzecie: co do tego skąd wiem te wszystkie rzeczy, to tak się składa, że lubię podsłuchiwać, od co!
- Nie wierzę ci - powiedział zwyczajnie.
Normalnie go zaraz uduszę! Dobra, udusiłbym, gdyby nie mój wrodzony pacyfizm...
- Ja wiem już swoje - dodał pewnie.
- Dobra... Wścibski smarkaczu - burknąłem. Tak, byłem zły! No bo jak tak można wywlekać mój sekrecik? No jak? Toż to zbrodnia! - Powiedzmy, że, całkowicie hipotetycznie, masz rację. Powiedzmy, że faktycznie jestem Wielkim Mistrzem i tak dalej. Co chcesz za trzymanie jęzorka za kłami?
Każdy czegoś chciał, szczególnie od kogoś silniejszego i bardziej wpływowego od siebie. Taka była natura istot wszelkich ras. Przez tak długi czas odkryła mnie garstka ludzi i każdy miał jakąś prośbę, mniejszą lub większą, ale miał. Czekałem więc cierpliwie na żądania Carricka.
- Z tego co wiem - zaczął, przyglądając mi się - psy mówić nie potrafią tylko szczekają i ujadają. Nic nie
chce za trzymanie tajemnic. Nie jestem chciwcem takim jak ty Tanith.
Trzymam dla siebie to co powierzono mi w tajemnicy, nawet jeśli dowiedziałem się o tym przypadkiem.
Przyglądałem mu się z uniesionym brwiami, zdziwiony.
- Mówisz poważnie? - zapytałem odruchowo.
- Owszem - rzucił swobodnie, z lekkim uśmiechem.
- Naprawdę interesujące z ciebie stworzenie - zastanawiałem się. - Może i nic nie chcesz, ale... - zbliżyłem się do niego, ująłem jego podbródek i zajrzałem mu w oczy. Byłem na tyle blisko, że czułem jego oddech. Swoją drogą średnio przyjemne, ale nie o to mi chodziło... W jego oczach była jakaś szczerość, taka... niewinna szczerość, jak u dziecka, albo zwierzęcia. Dziwne, ale tak właśnie było.
- Możesz mnie puścić? - wymamrotał dziwnym głosem.
- Piesełek, powiadasz... - zastanawiałem się na głos, nie zwracając uwagi na dziwną, z lekka zlęknioną minę chłopaka. - No to będzie Piesełek!
- Że s-słucham? - wyjęczał, gdy się odsunąłem, posyłając mu promienny uśmiech.
- Będziesz pieskiem! A jak będziesz grzeczny to może cię nawet po brzuszku posmyram, co ty na to? - zapytałem rozentuzjazmowany.
- C-co ty chcesz mi zrobić? - wydukał, odsuwając się nieco.
- A.... - nagle zrozumiałem, czego się boi i ryknąłem śmiechem. - Nie, nic z tych rzecz, dzieciaku. Nie żeby.. z resztą nie ważne. Nauczę cię zmieniać postać. Będziesz mógł przybierać postać psa. Co ty na to? Wielkość i ogólna aparycja będą zależały od twojego stanu emocjonalnego no i ogólnych cech. Ludzie ufają psom, to więc przydatna umiejętność. Oczywiście decyzję zostawiam tobie - uśmiechnąłem się do niego jeszcze raz.
<Piesełku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz