Historia i wiedza

O rasach - Justrian z Mashy
Wszyscy my rodziną jesteśmy. Wielką, z jednej matki i jednego ojca. Tak różni jesteśmy jak i podobni. Skąd moja pewność, skoro jedni zerkają na mnie oczyma gadzimi, gdy drudzy w krwi się nurzają? Przeto wszyscy jednym oddychamy powietrzem, wszyscy my z krwi i kości. Krwi, która łączyć się może ze sobą, mieszać i potomstwo płodne tworzyć. Zasługa to nie boska, a naturalna. Zmieniają się przeto istoty, czas cały. Zależnie od warunków porastają sierścią, bądź linieją, skaczą lub chodzą. Tak samo my zmienialiśmy się chłód smagał Czarnych, a woda zmieniała Kargijczyków.
Odrzućcie więc waśnie i spory, różnice. Jesteście wszyscy braćmi i siostrami i jak rodzinę się miłujcie.


O bóstwach i wierzeniach - Kytrian Ramiroth
Wiele jest wierzeń i wiele bóstw pośród ziem świata. Stare bóstwa, które stworzyli ojcowie nasi przepadło, osunęło się w zapomnienie, kurzem porosło, jak i kości tych, którzy wiarę swą w nich pokładali. Na ich miejsce powstali nowi, narodzeni z magii i serc tych co nadali im twarze i imiona i modły im składają. Nie wszyscy jednak zdobyli władzę i nie wszystkich opisać można, gdyż wyznawcy ich nie dzielą się wiedzą na ich temat.
Jeno jedno bóstwo mieszka w sercach Makh'Araj. Taghios. Bóg, w którego oczach mieszka szaleństwo. Patron krwi i wojen. Bestia o szkarłatnych ślepiach, kłach ostrych niczym noże i czterech ramionach, w których dzierży miecze. Jedyną jest Taghios istotą, której się Czarni lękają i przed którą padają na kolana.

Quaarianie bogów mają wielu. Wierzą przeto w moc tajemną i wszystko co niewidoczne, lecz przecież istnieje. Jest więc Mirwa, patronka pól i lasów, Gaklith, który choroby zsyła i opiekuje się kalekimi, Opthil, co bogiem uciech jest wszelakich, Hydia, bogini co w opiece ma wszystko co młode, niosąc życie dzieciom. Największymi bóstwami są jednak Amere i Jusuth - pierwszy z bogów Quaariańskich, który życie swe zaczynał jako istota z krwi i kości, pierwszy Wielki Mędrzec i pierwszy król. Zakochał się on w bogini Amere, patronce tajemnic i tej, która światłem jest w ostatecznym mroku. Pani odzianej w suknię z mgły utkaną, opiekunką zmarłych i odradzających się. Gdy zmarł król, Amere zabrała go do siebie, duszę jego wynosząc ponad niebiosa i moc boską mu nadając.

Kargijczycy jeno jedno bóstwo mają. Karghissa, bogini, co w opiece ma wszystkich Wygnanych. To ona prowadzi ich i ścieżkę wyznacza, by do domu cało trafili. Czczą jednak Kargiczycy także ziemię, którą uprawiają, lasy i istoty, które w nich mieszkają i morze, które o łaskę proszą dla brzegów swego kraju. Czczą więc to co ich otacza, blisko żyjąc natury.

Jeno Zarikowie bóstw własnych nie mają. Oni w duchy z niebios nie wierzą. Widzieć muszą, poczuć, zobaczyć, posmakować. Czego umysł zrozumieć nie może, istnieć nie ma prawa. A bogowie przeto ponad są zdolnością pojmowania.


Wielka Wojna - Ananim - fragmenty
(...) I zeszli Czarni ze swych gór. Uderzyli w Pierwszy Lud z mocą i furią. "Bić, zabić! W krwi utopić!" - wołali Mer'Athi, prowadząc swe wojska do boju. Ku chwale i śmierci, ku zwycięstwu i szaleństwu. By siec, palić, brać i tracić. Szli tysiącami w bój, jak wezbrana, czarna rzeka pełna ciał skłębionych i wciąż prących na przód. Nieugięci byli.(...) Wdarli się do miasta. Złupili klejnot Starej Ziemi, stolicę. To był koniec Ojców. Wiedzieli o tym, wiedzieli, że czarnej hordy nie powstrzyma nic.Cofali się więc, porzucając własne domy, własne dziedzictwo. (...) Ruszyła armia mędrców, by pomóc Ojcom. Przepędzili Czcicieli Krwi do ich górskich domów,(...) nic jednak nie mogło przywrócić dawnej świetności. Nigdy nie odbudowano miast, nie ugaszono wsi, nie zszyto krwawiących ran. Część została, próbując, inni odeszli, by szukać szczęścia pośród tych, którzy obcy im byli.


O topografii - Myjar Entrej i Ruffus Dryns
Mroźna jest północ, lodem skuta, Górami Wielkimi upstrzona, którymi otoczone jest Czarnych królestwo, jak murem, co żywy jest mimo śnieżnej barwy.
Na północnym-zachodzie rozciąga się puszcza, mroźna, nieprzebyta, pośród której Zarikowie surowce znajdują do swych kopalni.
Im bliżej morza, tym cieplej, tym bujniejsza roślinność i życie bardziej kwitnące.Lasy z sosnowych zmieniają się w mieszane, kwiecie kwitną, łąki zielenią się, a pola przynoszą plony.
Piękna jest Kargia, zielona i żyzna. I Quaaria piękno swe posiada, choć nieprzepastna jest puszcza, co ostatni bastion Dakh'Rani otacza, bagna zaś, te na wschód od Withyr zdradliwe są wielce. Jeno góry opodal Idry miejscem są wiecznego, magicznego lodu, co nigdy nie topnieje, miejsce to zimne i nieprzyjazne. nikt tedy tam nie przeżyje.


Pierwsze znaki - spisane ręką wędrowca.
12 nuthim 402 roku
Dziwnego coś dzieje się ze zwierzyną. Niegdyś potężne stada teraz obumierają. Marnieją w oczach. Niegdyś piękne poroża Makrawii teraz są puste i suche, tak jak i koryto rzeki, która nie posiada górskiego źródła. W rzece owej woda płynęła dzięki samej magii, miała więc płynąć nieprzerwanie, a jednak wyschła. Wszystko co w nie żyło, zginęło. Los to dla nich okrutny i choć dla drapieżników nastały chwile sytości to i one odejść w końcu muszą.(...)
4 strathus 403 roku
(...)Słabość ogarnia moje ciało... Czuję jak coś trawi me ciało, jak wypala się we mnie życie. Nie jestem chory, na żadną ze znanym chorób, a mimo to umieram... Być może zabiło mnie to samo co zdziesiątkowało zwierzynę? Co wysuszyło rzekę? Nie wiem... Mam nadzieję, że ktoś znajdzie mą chatę... znajdzie przyczynę... t...


Pieśń ku czci zmarłych - zwyczaje i obrzędy. - spisane dłonią Rayo Sirrm
Każdy kiedyś umrzeć musi. Jego ciało wraca do ziemi, a magia wypala się w nim, by krążyć wokół nas i świat nasz swą mocą napełniać. Różne są jednak tradycje, które pozwalają zmarłym udać się w ostatnią podróż.
Najpiękniejsze tradycje mają chyba Kargijczycy, dla których lud ich i ich ziemia są świętością. Biorą oni zawsze ciała swych poległych do swej ojczyzny. Wiele setek kilometrów trwać może podróż, by brat ich wrócić mógł do domu. Tak zwrócony zostaje ziemi, która go zrodziła. Śpiewem i szlochem żegna się zmarłego, składając nagie ciało jego w ziemi. Głęboko. Na grobach sadzi się przepiękne kwiecie. Cmentarze Kargijskie są więc ogromnymi ogrodami, w których każdy może usiąść i zerwać jeden kwiat, który przypominać ma swym pięknem życie, które zostało utracone.
Inne są zupełnie zwyczaje Makh'Araj. W mroźnych górach próżno szukać ogrodów. Ci co w górach zaginęli nigdy nie mają otrzymać niczyjego spojrzenia. Jednak polegli w boju, śmiercią honorową układani są na stosach, a ciała ich naciera się ziołami wonnymi i odziewa w futra bestii. Zapala się stos ogniem, by zimne ciało zmarłego ostatni raz się ogrzało. Spaliło w tym ogniu, tak życiodajnym pośród mrozów. Tańczą Czarni wokół ognia, upojeni alkoholem i omamieni ziołowym dymem. Śmieją się do płonących kompanów, by uśmiechem ogrzać im drogę w wieczną krainę.
Quaarianie natomiast w moc wierzą. W moc i magię, którą zamknąć można. Wielu grzebie swych zmarłych. Na wzór Kargijczyków kopiąc doły, jednak ciała umieszcza się w skrzyniach. Grobów nie zdobi kwiecie, lecz płyty nagrobne, noszące imię i ród zmarłego, a także czas jaki spędził pośród żywych. Wielu zmarłych jednak układa się w komnacie pośrodku żyły magicznej. Tam odprawia się rytuał. Ogniem, mocą i wiedzą zmieniają ciało w kryształ, w którym zamknięta jest ponoć magia duszy zmarłego.
Wielkie są Sale Zmarłych wyryte w skalnym podłożu przez Dakh'Rani. Wykute głęboko pod ziemią, pod miastem, większe nawet od samej stolicy, pełne korytarzy jest owo cmentarzysko, gdzie każdy ma swą wykutą wnękę. Ciała namaszcza się i odziewa, by następnie ułożyć je w szczelnie zamkniętych skrzyniach, zdobionych metalami, rzeźbieniami, a nawet szlachetnymi kamieniami. Skrzynie owe wkład się we wnęki, a następnie zamurowuje. Na skale, tuż ponad murem, wyryć należy imię zmarłego. Tylko nieliczni wstęp mają do Sal Zmarłych.


O kalendarzu - wiedza powszechna. Z podręcznika do nauk ogólnych Tristha Rau
Rok dzieli się na trzynaście księżyców. Trzynaście cykli obiera Nimir, największy z trójki księżyców, co krążą po niebie. Każdy z cykli nazwę swą posiada. Są to kolejno: liryth, strathus, wrimir, omris, grithis, ikitos, reasuf, hyprium, wumis, lithotus, amirus, ktyth, nuthim. Liryth jest najdłuższym z cykli i dwadzieścia pięć zachodów słońca liczy. Następny strathus jeno dwadzieścia cztery zachody wita, kolejny wrimir dwadzieścia trzy. Omris znów zachodów dwadzieścia cztery liczy, grithis dwadzieścia trzy i kolejne przeplatają się ze sobą. Liryth jest nie tylko pierwszym dniem roku, ale i pierwszym westchnieniem wiosny, która w różnych świata częściach różnie jest widoczna. Omris zaczyna lato, porę najcieplejszą, przechodzącą w czas żniw, jesień, która zaczyna się piątego dnia reasuf. Szesnastego dnia lithotus zaś rozpoczyna się zima.
Czas nasz zwie się Drugą Erą. Pierwszą bowiem zakończyła Wielka Wojna, co porządek na świecie zburzyła, stare rasy niemal pogrzebała i nowe wyniosła na piedestały.  Wojna owa, najazd Czarnych z Gór, trwała lat dwadzieścia osiem i pięć księżyców. Zaczęła się ona 19 dnia lithotus 1672 roku Pierwszej Ery.


Niemoc - Rayo Sirrm. Na podstawie pamiętników Kiriliel'a Paeusa - fragmenty.
Nic nie ma gorszego, niźli niemoc. Nie poznał strachu i zawodu ten, którego jego własne ciało nie zawiodło. Nie ma gorszej katorgi od świadomości, że nie będą ci dane marzenia, że życie okalecza cię, zabiera ci radość, a następnie ucieka, nie pozostawiając żadnej nadziei.(...)
- Jak to jest żyć? - spytał kiedyś, bełkocząc w gorączce.
Matka ujęła jego wychudłą dłoń, gładząc ją. Nie odpowiedziała. Bo i cóż matka może odpowiedzieć umierającemu dziecku? Cóż może zrobić gdy nie pomagają ni to mikstury od mądrych uzdrowicieli, ni magia przynależna kapłanom, ni modlitwy?(...)
Siedział sam pośród ksiąg, wertując je po raz setny chyba. Wciąż szukał, wciąż miał nadzieję, że pośród tych pożółkłych stronic znajdzie się coś co go uleczy. Co da mu życie, którego tak pragnął. Życie bez bólu i słabości. Nic nie znalazł, a wzrok jego poczęła zakrywać mgła. Przetarł oczy, sprawdził świecę, sądząc, że przygasa. To jednak nie płomień przygasł, a wzrok chłopaka. (...)
Stanął na nogach, drżący, lecz już nie słaby. Z przerażeniem spoglądał na swoje dłonie i to co znajdowało się przed nim. Płakał. A łzy jego czystym były bólem. Pragnął życia, otrzymał je i został pozbawiony serca...


Święta i obrzędy - przekazy ludowe, spisane ręką Adrienna Ytrisa
Każda rasa, w każdym królestwie rok rozpoczyna od Trisios, Siedmiu Dni Wolności. Trisios jest świętem wolnym od wszelkich prac. Dzień pierwszy jest dniem spokoju i ciszy. Nie gra muzyka, nie słychać śmiechów, a najzagorzalsi wielbiciele trunków zachowują wstrzemięźliwość. W domach pali się wtedy świece, nad którymi wiesza się mosiężne miseczki z olejkiem z kwiatów Wantimi, by uczcić pamięć tych, co zmarli, a żywym przypomnieć jak to było czuć zewsząd odór śmierci. Dnia drugiego zasiada się w gronie rodziny, by radować się tym, co się po ciężkich czasach ostało i dzielić się jadłem i napojami. Trzeciego dnia wychodzą wszyscy z zaciszy domostw, by spotykać się z sąsiadami, przyjaciółmi, razem radować się wolnością i pokojem. Zanikają wtedy wszelkie niesnaski i zatargi, a wszyscy zwą się braćmi i siostrami. Kolejne trzy dni upływają na świętowaniu, hucznym, wesołym. Radują się wszyscy, śpiewem i śmiechem obdarzając innych. Ostatni dzień jest, by odpocząć od uczt, tor życiu przywrócić.

Dwudziestego pierwszego dnia wrimir odbywa się pośród Makh'Aray Gakh'Jaruth, Dzień Honoru. Wtedy to każdy, kto miecz dzierżyć potrafi, staje do walki o honor swój i rodziny swojej. Pojedynki rozstrzygane są do chwili gdy jeden podda się, lub upadnie przytomności pozbawiony. Kto wygra walki wszystkie i zwycięzcą zostanie ozdobić może ciało swoje tatuażem z krwi pokonanych i tytuł Zwycięzcy nosić może, aż do roku kolejnego i kolejnych pojedynków.

Pierwszego dnia omris zaczyna się Święto Życia, Światła. Dzień to najdłuższy w całym roku, a gdy słońce zajdą to wszystkie trzy księżyce zdobią niebo, nie pozwalając mu ściemnieć. W czasie Święta Życia zbiera się przeróżne kwiecie, dekoruje nim domostwa i uciera na wonne olejki, które wtapia się w wosk z którego robi się  świece. W dzień ten panny na słońce wychodzą, odkrywając ramiona i uda, kawalerów kusząc i pierwsze z letnich owoców zbierając, by przyrządzić z nich słodkości na wieczorne tańce przy ogniu. Światło bowiem w nocy nawet zgasnąć nie może. Pali się więc świece i ogniska, by ciemność domostwa i serca ludzkie omijała. Jeno Makh'Araj święta tego nie obchodzą, Zarikowie zaś zwą to Nocą Konkurów lub Swawoli i przy świetle ognisk ciała swe w tańcach namiętnych splatają.

Dwudziesty trzeci dzień omris świętem jest zakochanych. Zwie się ten dzień Różanymi Świątkami. Gdy tylko słońce wstanie kawalerowie kwiecie zrywać muszą i wybrankom swym nosić, by te upleść mogły z nich wianki. W wieniec wpleść musi dziewczyna trzy róże. Czerwoną, która namiętność symbolizuje, białą, która miłość ma uczynić szczerą oraz żółtą, co zazdrością ma kłóć serce wybranka i sprawić tym samy, by tylko swej wybrance był przychylny i wierny. Uważać przy tym muszą młode dziewczęta, gdyż róża krwią splamiona złą jest wróżbą. Dziewczyny w zwiewnych sukniach i wieńcach zdobiących czoła wychodzą do swych ukochanych, by pląsać wraz z nimi przy muzyce piszczałek i gęśli. Wieczorami zaś wymykają się młodzi, by oczy cieszyć niebem rozgwieżdżonym i czas spędzać w swych objęciach. Muszą się rozstać jednak nim pierwszy kur zapieje i słońce wychyli oblicze zza horyzontu. Taki jest zwyczaj, a kto rozkosz przedłuży zaznać jej godzien nie będzie po raz wtórny.


Kartki ze starego pamiętnika
12 hyprium 389 roku Drugiej Ery
Wciąż trwa susza. Ni grama deszczu nie spadł od pięciu księzyców. Najstarsi nie pamiętają takiego dziwactwa. Wszystko marnieje, ziemia jest jałowa i twarda niczym skała, zwierzyna zdycha na potęgę, nie mogąc znaleźć ni źdźbła jadalnej trawy, wilki spragnione, ku ludzkim domostwom ciągną, gdzie ludzie studnie głębokie kopią, próbując choć nieco wilgoci ziemi spalonej wydrzeć. Nawet może cofnęło się, odsłaniając skały i nieznane dotąd szczeliny.
Byłem po ruinach się rozejrzeć. Morze cofnęło się, ukazując szkielety dawnych budowli. Ponoć wioska była tu kiedyś. Zatopiła ją nawałnica. Wody wtedy z brzegów wychynęły, jak potok rwący wypełniły podziemne korytarze. Gdy to zapadły się jaskinie, wieś cała spadła w wodne odmęty. Łup tu znaleźć byłoby dobrze. Zmarli i tak skarbów nie potrzebują. Dlatego też wszedłem do jaskini, co sucha stała. Dobrze trafiłem, do grobowca starego. W grobach ludzie zawsze błyskotki chowają. Ominąłem zbutwiałe skrzynie, których zawartość godna uwagi nie była. Szukałem dalej, sarkofagów mosiężnych, lub pozłacanych, tych co do szlachty należą.
Długie były poszukiwania, a strach zaczynał dawać mi się we znaki. Nie, nie jestem tchórzem, jednak coś tam się czaiło. Coś starego i złego. Może starzy bogowie miejsce to nawiedzali? Ujrzałem wreszcie poszukiwany przez siebie sarkofag. Bogato rzeźbiony, pozłacany. Podszedłem ze sztyletem w dłoni, by kosztowności trupowi odebrać. Zatrzymałem się jednak, na znaki w płycie wyryte spojrzałem. "Flarijan Paeus - życie swe oddał w obroni braci swoich, dnia 12 hyprium 1249 roku. Niechaj mu światło nigdy nie zagaśnie." - głosił napis. Sztylet zastygł w mej dłoni, gdy szmer za sobą usłyszałem. Czyż to przypadek, że w dzień wigilii śmierci owego zmarłego bohatera i ja się w tym miejscu znalazłem?
Wyjąłem świecę i zapaliłem ją od pochodni. Na niedużej półeczce świeca stanął. Światełkiem być miała dla zmarłego. Wtedy to jakaś lekkość moje serce ogarnęła. Szmer ucichł.
Wyszedłem pospiesznie.
13 hyprium 389 roku Drugiej Ery
Dziś po raz pierwszy spadł deszcz. Ulewny i ciepły. Życie dający. Zatopił jaskinię. Nocą jednak przysiągłbym, że widziałem świecę dryfującą porokiem ku morzu. Samotne, wesołe światełko, odpływające poza horyzont.


Tradycje zaręczyn i zaślubin - z podań ludowych i obrzędów kapłańskich, spisane przez Wielkiego Mędrca
Ludzie wszelkich ras potrzebują stabilności i punktu zaczepienia. A któż lepszym będzie dla nas oparciem niźli druga osoba? Ludzką naturą jest łączyć się więc w pary, rodziny zakładać i dowody sobie i światu dawać, że ta druga osoba z nami jest związana. Dyktuje nam to chęć posiadania i zazdrość co w naturze człowieczej także jest stała.
Każda z ras ma swe własne poglądy i swe własne obrzędy odnośnie podstawowej więzi społecznej jaką jest więź łącząca dwoje ludzi i zaczynająca tworzenie rodziny, co podstawową jest komórka społeczeństwa. Większość uważa za jedyne prawe, by jeden mężczyzna wziął sobie jedną kobietę. Związek takowy pozwala skupić się w pełni na jednym partnerze, dbać o osobę bliską i stabilizację kolejnym pokoleniom zapewnić. Jeno pośród Makh'Araj oraz Dakh'Rani powszechne jest wielożeństwo, o ile jednak u tych pierwszych tylko mężczyzna może wziąć sobie kilka żon, tak u Pierwszego Ludu jedna kobieta żoną może być dla wielu mężczyzn.

Zacznijmy więc od zwyczajów Dakh'Rani. Niegdyś, gdy rasa ta potężną i prężną była panowała spora dowolność. Ot, poznawało się dwoje ludzi, których więź łączyć zaczynała. Gdy dwoje ludzi myśleć zaczęło w przyszłości wspólnej ogłosić to musnęli swym rodzinom podczas Tradhitu, uroczystości pozwolenia. Na oczach rodzin zapytać musiał kawaler swą wybrankę czy życie z nim chce spędzić. Gdy się zgodziła i jej rodziców zapytać musiał czy oddadzą mu dziewczynę w posiadanie. Jeżeli i rodzice się zgodzili panna prosiła rodziców swego przyszłego małżonka o schronienie i miejsce przy stole. W ten sposób odbywało się błogosławieństwo rodzin, które młodej parze przynieść miało szczęście i akceptację. Rodziny jednak odmówić mogły młodym. W przypadkach takich mieli oni wyjścia dwa. Albo wrócić do domów rodzinnych, rozstając się i więź zrywając, albo rodzin się wyrzec i własną ścieżką podążyć, co niejednokrotnie trudne bywało.
Jeśli o wielożeństwo chodzi, to podczas drugiego czy kolejnego Tradhitu obecni musieli być i już zaślubieni. Oni także zgodzić się musieli, a słowo ich ważniejsze było nawet od rodziców przyszłej młodej pary. Małżonka bowiem nie można było się wyrzec, a brak jego zgody przekreślał małżeńskie plany.
Jeśli jednak para młoda zgodę i błogosławieństwo otrzymała miała spędzić razem pięć dni i pięć nocy. nie wolno im było jednak związku skonsumować, gdyż jako łamanie praw to traktowano. Następnie para młoda musiała rozstać się na miesiąc. W czasie tym testować mieli swe uczucie, rozłąka miała być dla nich lekcją pokory i sprawdzianem, czy tęsknota wypełni ich serca. Po owym miesiącu rozłąki nadchodził dzień, gdy stawali młodzi przed oczyma bóstw starych o kruczych dziobach. Stanąć musieli przed bóstwem nadzy, obdarci z odzienia i tajemnic. Tam przysięgali więzi nigdy nie zerwać, a jedynie sami bogowie poprzez śmierć z przysięgi owej mogli ich zwolnić. Tam także przekazywano młodym szaty plecione z ciernowca, długie płaszcze, zakrywające każdy skrawek ciała oprócz twarzy, które kaleczyć miały ich nagie ciała. Symbolem było to bólu, który zawsze przez szczęście spoziera. Ulgę przynosiła dopiero pierwsza wspólnie spędzona noc.
W jednej chwili przysięgać można było tylko jednej osobie.
Teraz jednak prawa bardziej są surowe, choć obrzęd przysięgi został niezmieniony. Teraz często zdarza się iż to nie młodzi, a rodzina decyduje o zamęściu. Dzieci krwi czystej mało zostało, a dzieci takie wyboru małżonka często nie mają.

Inaczej sprawy mają się pośród Makh'Araj. Mężczyzna wziąć sobie może to czego pragnie i na ile sił mu wystarczy. To on wybiera sobie kobietę i staje przed nią, biorąc jak swą własność. Kobieta ulec musi, lub walczyć. Jeżeli jednak to drugie wybierze i bój przegra staje się nie żoną, a niewolnicą i pan jej może ze wszelkich praw ją ograbić, a nawet życie jej odebrać wedle swej woli.
Kobiety bronić może także ktoś inny. Ojciec czy brat stanąć mogą naprzeciw i do boju stanąć. Ponieść mogę jednak śmierć w boju. Do walki z kawalerem stanąć może i inny mężczyzna, który także o rękę dziewczyny się ubiega.
Zasady takowych pojedynków proste są. Stanąć ma przy świadkach dwóch przeciwników uzbrojonych jeno w ostrza i siłę własnych mięśni ściera się ze sobą, póki jeden nie podda się lub śmierć nie wyciągnie po niego swe szpony.
Gdy mężczyzna zabierze już co jego przywiązać to musi poprzez krew i ogień.
Z ranka ubiera się kobietę w suknię białą, a biel jest u Makh'Araj kolorem żałoby, gdyż biały jest śnieg, co serce po wieki mrozi. Ozdobą musi się ona stać i mężowi służyć podczas hucznego przyjęcia. Nie wolno przy tym słowa jej wymówić. Dlatego też często przysłania się usta panny chustami zdobionymi. Tak wytrwać musi do wieczora, gdy to słońce zachodzi, chowając swe oblicze za szczyty. Pali się tedy ogromne ogniska na placach. Ciała młodych maluje się we wzory zawiłe, farbką z krwi i ochry, tak, by ni fragment skóry nie był widoczny. Wynosi się wino z owoców wilczego bzu pędzone, do pucharu nalewa i z nim miesza krew płynącą z żył młodych. Wypić ten napój młodzi muszą a przecięte przeguby nad ogniem sparzyć, by rany zapieklić. Mężczyzna następnie musi dowieść, że jego jest kobieta i bierze ją na oczach zgromadzonych, pokazując swą władzę nad nią.
Noc całą świętuje się jeszcze, pijąc i tańcząc. Uciechom cielesnym się oddając.

Quaarianie  do małżeństwa, jak i do wielu innych rzeczy, podchodzą jak do świętości. Związek dwojga ludzi jest dla niech czymś co wykracza poza zwyczajny kontakt fizyczny. Więź ludzka na mocy w nich zawartej się opiera. Dusze łączy, magię i nici losu splata.Same uczucia są dla Quaarian czymś niezwykłym. Niewidocznym przecież gołym okiem, a wyczuwalnym, kierującym naszym życiem i te właśnie uczucia często stawia się nawet ponad rozum, któremu lud ten tak hołduje. Quaarian łączą więc uczucia, ale nie pozwala się by całkiem przysłoniły one rozsądek. Dlatego także zanim kapłan Amere złączy dwoje ludzi , czas muszą mieć oni, by poznać się, zastanowić, czy resztę życia z sobą spędzą.
Kawaler, który do panny się zaleca przynieść musi jej dar. Dar także należny się rodzicom panny, których poprosić musi o jej rękę. Jeśli zarówno rodzice, jak i dziewczyna zgodę na zaślubiny wyrażą, zaczyna się okres narzeczeństwa. Wtedy to para spędzać ma ze sobą jak najwięcej czasu, poznając swe zwyczajne i przywary, tak, by móc ocenić czy jeno uczucie ich łączy, czy może także wspólne myśli. Jak wiadomo uczucie może przygasnąć, a wspólne myśli nie uciekną nigdy.
Gdy para zdecyduje się wreszcie przed kapłanem stanąć para rozstać się musi i przez siedem księżyców kawaler nie może ujrzeć oblicz swej wybranki. W dzień ślubu zaś oboje stroją się bogato w odświętne stroje. Panna zakłada długą suknię z halkami i gorsetem, w kolorach jasnych jak promienie słońca o brzasku. We włosy wplata się jej kwiecie i klejnoty. Kawaler w zdobionym surducie również musi prezentować się wspaniale. Młodzi witają się dopiero w świątyni i razem kroczom ku obliczu bogini i jej śmiertelnego sługi, przed którym składają przysięgę. "Ślubuję Ci ja miłość, wierność i wiarę. A gdy przyjdzie po mnie światło Amere pójdę ja ku niemu, zostawiając Ci część siebie ku pamiątce. Tak Ci przyobiecuję jak świadkiem mi Ty i sama bogini." - głosi przysięga. I prawdą to jest, bo nawet gdy śmierć stawia mur między ukochanymi to wciąż zostają uczucia, wspomnienia i czułość. One wieki trwać będą.
Po złożeniu przysięgi odbywa się huczne przyjęcie na cześć młodej pary. Gratuluje rodzina i przyjaciele, młodych darami wspomagając i życzliwość okazując. Goście rozchodzą się do domów dopiero gdy pierwszy kur zapieje.

Kargijczycy również wiążą się więzami na całe życie. Wszyscy uważają się za braci i siostry. Każdy jest członkiem plemienia, zrodzonym przecież z jednej ziemi i jedna krew w nich płynie. Dlatego też Łuskowcy najbardziej są otwarci w kwestiach więzów międzyludzkich.  Nie liczy się dla nich ni wiek, ni płeć, ni nawet rasa. Miłość bowiem zawsze przyjść może i to ona winna drogę wyznaczać jak to robi słońce, co skórę ogrzewa. Bo miłość dla Kargijczyków takim jest właśnie słońcem dla duszy.
Nie zdarzyło się chyba, by postanowienie młodej pary o związaniu się na wieczność nie zostało zaakceptowane.
Tradycja nakazuje, by w świetle dnia młoda para usiadła pośród ogrodów pamięci i tam posadziła wspólnie drzewko. Miało przypominać ono innym o tym, jak ich miłość urosła, zakwitła i jak będzie przemijać, by budzić się na nowo każdej kolejnej wiosny ich życia. Więź młodych powinna zakorzenić się w  nich głęboko, wrosnąć w ich serca, tak jak korzenie drzewa w ziemię rosnąć. Szczęście zaś, pielęgnowane piąć się powinno ku słońcu, na wzrok innych wystawione. Tam też przysięgają sobie młodzi, tak jak umieją, tak jak tego pragną, to, czego od siebie oczekują. Każda przysięga jest inna i płynąć z serca winna.
Gdy tylko słońce zaczyna w dół wędrować nastaje czas pożegnań. Młoda para bowiem opuszcza dom rodzinny. Idą kochankowie w świat swego miejsca szukać, a gdziekolwiek nie zajdą przywitani zostaną jak dawno wyczekiwani. Tak nakazuje plemienny obyczaj.


Zarikowie zaś najrzadziej ze wszystkich ras składają przysięgi wierności. Nie składają przeto czci bogom, którzy mogliby ich rozwiązłość potępiać. Sami także cenią sobie wolność i niezależność. Uważają, że jeżeli dwoje ludzi chce być razem to po prostu razem są i nie potrzebne im do tego żadne przysięgi czy więzy. Zdarza się jednak, że któreś z ludu zapragnie stabilizacji jaką daje sam fakt małżeństwa. Jest to okazja do wielkiej zabawy, która trwać potrafi i tydzień. Ślubu udziela Starszy, wpisując imiona młodych do księgi rejestrowej.
Zarikowie niemal nigdy nie przygotowują się do ślubów, wszystko bowiem co robię, robią spontanicznie. Dlatego próżno u nich szukać jakichś konkretnych tradycji związanych z tym dniem. Ubierają się wedle nastroju, najczęściej jednak bogato i kolorowo, na uczcie po przysiędze tańczą, śpiewają i piją na umór.
Są jedyną chyba rasą, pośród której zerwać można przysięgę małżeńską.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz