Urocze rodzinne spotkanie... Znowu. Nie powiem cud natury. Znów zepsułeś sielankę, a mogło być tak pięknie.
Ach,
cóż taki los i bardzo mi przykro duży ty braciszku mój. Uśmiechnąłem
się lekko przekrzywiając głowę by móc i lepiej słyszeć w czym dokładnie
rzecz.
Nie, po prostu mnie to bawiło. Bo wiedziałem co tu się
wyrabia aż za dobrze, ten scenariusz został już dawno przewidziany w repertuarze tylko jakoś tak nagle wyskoczył z podziemi i sterty innych.
To wyczucie czasu powalało...
Rudy mężczyzna numer jeden ewidentnie tracił cierpliwość, ach przepraszam dawno i stracił zdrowy
rozsądek w działaniach tu siłą mógł się popisać mój dzielny i
sprawiedliwy ponad wszystko młodszy braciszek. Carrick dzielnie walczył
ze złością swego kochasia. Skrępował jego dłonie trzymając bardzo
blisko siebie, myślę jednak, że jeden mały niepostrzeżenie bo i nie
materialny ruch zniszczył by te solidną konstrukcje w jednej chwili.
-
Nie miałeś pojęcia?! Czy ty w ogóle się nad tym zastanawiałeś? - Darł mordę wciąż i wciąż prawie na twarzy równie czerwony co i jego ognista
czupryna.
Zwracał niepotrzebnie uwagę przechodniów zawracając ich tępe bez myślenia mózgi zupełnie nic nie znaczącymi dla nich pierdołami.
Stanąłem od niechcenia pomiędzy mężczyznami i spojrzałem po nich uważnie.
Faktycznie podobni, dało się zauważyć od pierwszego wejrzenia, że coś ich
łączy.
To zawsze tylko ja się wyróżniałem... Cóż nie martwcie się, przywykłem dawno.
Zresztą czy kogoś to obchodzi.
-
Panowie rozmawiamy... Rozmawialiście tu... Nie właściwie ty się
wydzierasz... - Skrzywiłem się w stronę Tanith'a dając mu chyba wyraźny
znak iż słychać go w całej mieścinie i każdy listek na jebanej gałązce
drży w napięciu by przekonać się jak dalej się to potoczy. A ja co tu
jeszcze więc robiłem? Ach... Specjalna niespodzianka w bonusie.
Zamierzam stać się niechybną ofiarą jego jak mniemam sprawnych dłoni.
Przeleciałem
spojrzeniem po napiętym ramieniu po czym wywołując i tym samym fale
drgawek u właściciela, zaraz później przejechałem po jego skórze dłonią.
Zimno? Spodoba ci się jeszcze bardziej gdy będzie ono oznaką mej faktycznej śmierci.
-
No więc przerywając to by miasto nie żyło teraz tylko i wyłącznie naszą
wspaniałą i romantyczną historią, marło jak bez chleba i wody z
ciekawości co też dalej.... Cholera! Jeszcze trochę i was dwoje nie rozróżnię... Uważaj kochasiu bo jeszcze kiedyś i do ciebie zastukam by wyżalić się na kolankach. Wiem, wiem to istny zaszczyt. - Złapałem
oboje za ramiona klepiąc lekko. Oddech Tanith'a zwolnił, ale czułem jak drąży mnie i moje wnętrzności spojrzeniem. Dobrze... Właśnie tak
zwierzaku ty! Tak masz mi grać!
Kurtyna w górę!
-
Nie tylko jednak to was łączy mam racje? Jestem takiej drobnostki
właśnie cudownym przykładem... Mniemam jednak, że tobie Tanithku ujawni
się cud nad cudami któremu to ja najprędzej polerowałbym butki. Nie
masz pojęcia o czym mówię prawda? - Przyglądałem mu się bardzo uważnie,
a na tatę który chciał się wywinąć prawie nie zwracałem uwagi. W końcu
trzeba nadrobić te wszystkie lata niewiedzy. Braciszku tęskniłem,
naprawdę.
- Właśnie o tym mówię... Jesteście zbyt skorzy do
niespodzianek, a właściwie pozostawiania ich, choć z tego co wiem to
twój debiut mój odmieńcze.
Prawda? Och, to takie
ekscytujące! - Nabijanie się z niego szczególnie, ale ta radość nie
syciła, przemijała zbyt, nazbyt szybko i to mnie wkurwiało każąc szukać
dalej. Byłem tego cholernie głodny.
Czekam więc z zapartym tchem....
Odpowiedź
otrzymałem niesamowicie szybko, mogłem być dumny, ale teraz czułem
szokujący ból. Przyjąłem go z nieukrywaną przyjemnością, ale nie od razu. Trochę jakbym się wahał... Trwało to jednak tylko chwile. Krótką na
tyle bym zapomniał od razu.
Należało mi się to, wspaniały mocny cios niczym nagroda!
Otarłem usta ze śliny i śladowej ilości krwi, póki co.
No proszę przeze mnie ludzie zaczęli te sytuacje traktować jak występ cyrku wędrownego.
Moja wina, naprawdę mi przykro, ale tak jakoś bywa.
- To... Tak się reaguje na tak wspaniałe wiadomości? Nieczęsto to
słyszysz prawda? - Podszedłem do niego, napiętego i dygocącego objąłem
ramieniem klepiąc po plecach.
- Zadziwiasz mnie starszy braciszku - Szepnąłem mu do ucha zachowując dość niewielką, ale zawsze odległość.
- Może choćby dlatego kanalio, że śmiesz sobie ze mnie żartować, a w szczególności mam na uwadze to jak obrażasz Mor.
Poprawiłem się póki jeszcze miałem czas, przeciągnąłem masując co obolałe i zaśmiałem się.
-
Ale chciałbyś? Radzę to przemyśleć... Też miło by było otrzymać kiedyś
drugą szansę - Nim się obejrzałem otrzymałem kolejny cios ledwo też
zakodowałem co się stało by móc uniknąć. Dosłownie mała podejrzana
chwila zagmatwania, a moja szczęka zatrzeszczała.
- Stul ten jadowity pysk! Jak możesz tak naskakiwać na rodzinę?!
Poświęciłem rąbek materiału rękawy do z żalem do otarcia kolejnej tym razem
większej niespodzianki jaką mi zgotowano. Szkarłat krwi zawsze tak samo
uroczy jak zawsze. Ale nie tak piękny jak czyjejś, moja nie była nic
warta, przynajmniej dla mnie.
- Rodzina? Przykro mi to jakoś tak umarło razem ze mną.
-
Jesteś tchórzem! Uciekasz przed bliskimi i wszystkim co z
niewiadomych przyczyn cię kochało! Czemu to sobie robisz i czemu tak się
zmieniłeś?
Po chwili mierzenia się spojrzeniami, choć jego
biło na głowę moje zmizerowane i zmęczone, Tanith podszedł do mnie zamaszyście chwytając za fraki. Nie wznosiłem sprzeciwu należało mi się,
ale trochę jakby ta zabawa choć pasjonująca poczęła mnie męczyć. Wciąż w
głowie pulsował mi fakt drugiej szansy którą chciałbym... O czym ja w
ogóle myślałem to nie miało sensu i nigdy nie będzie rzeczywiste.
Zniszczyłem
wszystko, niszczyłem dalej bo nie potrafiłem inaczej i nie rozumiałem
nikogo poza sobą, Jaszczureczką. Teraz jednak nie wiedziałem nic.
-
Zadałem pytanie! - Wydarł mnie z rozmyśleń nagle i równie mocno
szarpiąc co też zaciskając materiał mojego własnego ubrania na mej
biednej szyi.
Nie było to wygodne nie da się ukryć.
- Nie twoja pierdolona sprawa! - To chyba pierwsze co ułożyło mi się w już średnio działającym trzeźwo mózgu.
-
Przykro mi że nie spełniam twych oczekiwań, choć szczerze jestem już
dość sporą niespodzianką w swej prostej osobie. - Spuściłem głowę już
nawet nie próbując się szarpać i nasłuchiwałem w napięciu co też dalej
zagra mi los bo cała sztuka wymsknęła mi się niezauważalnie spod
kontroli. Co dziwne uścisk jakby zelżał... Wkurzyło mnie to mocno, ale
nie dałem tego po sobie poznać. Zacisnąłem pięści i brnąłem ku końcu.
- Proszę... Po prostu ciesz cię niespodziewanym darem... A ty tatku, naprawdę popełniłeś gdzieś kiedyś błąd.
Momentalnie moje bezwładne praktycznie ciało zostało wypuszczony z pułapki. W
ostatniej chwili zdobyłem się na utrzymanie równowagi, oraz coś czego
sam nie rozumiem.
Płakałem. Powędrowałem dłonią do policzka,
cała się trzęsła gdy z niedowierzaniem przejechałem po wilgotniej skórze
policzka. Bezwiednie opuściłam na swe oblicze kaptur.
Bez najmniejszych wątpliwości nie mogą tego zauważyć. Nie mają prawa widzieć, a drżenie ciała miało ustać bo słabość jest zgubą.
-
Przepraszam za marnotrawienie waszego czasu i jak to zwykle się mówi...
Przykro mi z powodu mego istnienia. Pozdrowienia dla rodziny i tak
dalej...
Nie usłyszałem ani jednej odpowiedzi prócz pomruków niezadowolenia "widowni", ale też nie chciałem tego, ani nie oczekiwałem.
Jęki ludu odzwierciedlały mój nastrój... Co to miało być? I nie tak miało!
Czułem
tylko na sobie spojrzenie nie odchodzące ode mnie na krok w żadnej
sytuacji w tym cyrku. Rozumne spojrzenie Carricka. Wiedziałem teraz co
kierowało Tanith'em pod tym względem. Chodziło mi o miłość. Nawet jeśli
nie preferowałem w takich połączeniach jak mój wielki brat, ale chłopak
był ujmująco słodki. Przez co atrakcyjnie niewinny i bla bla bla....
Choć rzecz jasna miał grzeszki na swym sumieniu. Dzięki czemu stanowił jeszcze bardziej kuszący kąsek.
Pokłoniłem
się nisko przed obojgiem, a szczególnie rudzielcem. Nie dość, że miał
szczęście to i wyborny gust w przeciwieństwie do mnie na pewno. Czyżby
syndrom zazdrości... Możliwe i cholernie głupie.
- Życzę miłego dnia. - Rzuciłem odwracając się od ojca i zostawiając te interesującą trójkę niknąc w tłumie.
Poprawiłem rękawiczki stercząc jakby nigdy nic na dachu. To przecież był tylko
zwykły spacerek na drugą stronę miasta bo pieprzony pracodawca zatoczył
się aż tu.
Nie miałem siły ani ochoty na prace, ale pieniądze
same się nie odbiorą ani nie zarobią, więc cóż... Hop! Wskoczyłem lekko
na niżej położony parapet i z westchnieniem przymierzyłem się do
wyważenia grodzących mi drogę zabitych okiennic.
To choćby
mogło mnie utwierdzić w tym jak wielki błąd popełniłem dewastując opuszczone mieszkanie lub jak bardzo byłem blisko celu... Zazwyczaj to
drugie no, ale zobaczmy.
Wykopałem więc jednym ruchem to
niepotrzebne drewno i wskoczyłem do środka nie śpiesząc się i powoli
prostując na środku pomieszczenia miarowo w rytmie serca stukając
pokaźnych wielkości obcasami które tak wielbiłem, ale wciąż stojąc w
miejscu z opuszczoną głową.
- Tumulciu? Zdradzasz mi ten
sekret czemu wy wszyscy bawicie się w te samą zabawę? Każesz mi czekać
dłużej? - Nie usłyszałem odpowiedzi na moje spektakularne pełne grozy pomruki. A przynajmniej nie słownej bo coś tam mi się obiło o uszy.
Ot
właśnie pod ścianą leżał jęczący cel, przywalony okiennicą.
Najwidoczniej stał przy oknie wiedząc że zbliża się jego godzina, tylko skąd pewność, że nie zaatakuje od tyłu?
Podszedłem do niego i poklepałem na wybudzenie po policzku.
-
Tumul ktoś cię informował czy to przebłysk inteligencji, ale tak
szczerze. - On na to zarechotał z piskiem nie mogłem nazwać tego
wartościowym zeznaniem ale też i nie miałem na to czasu. Marnotrawienie
pieniędzy też nie było w mej naturze.
Przyciskając drewno do
jego piersi obcasami buta i wyjąłem z zapięcia kościany scyzoryk
wręcz, ledwie sztylet, nacinając mu skórę, a po chwili wjebałem w szyje z rozmachem niemalże naruszając kręgi szyjne... Choć na wiele to już mu
się nie zda.
Ja za to miałem kasę już w kieszeni.
-
Azor przyjacielu! Zobacz no jaka hojna zapłata na mnie spłynęła!
Ludzie są niesamowicie hojni, prawda? - Zaśmiałem się wchodząc od tak z
buta do domu. Nawet jeśli Azor byłby w podziemiach usłyszałby, więc
wolałem zupełnie bezwiednie nie zwracając uwagi gdzie, co i jak?
Zastałem go jednak stojącego przed wzorzystym gobelinem w salonie. Gdy
usłyszał mój głos obrócił się natychmiast z pomrukiem, ni to
zadowolenia, ni dezaprobaty. Trudno i tak nie zniszczy to mojego humoru,
żeby pieniądze tak działały na ludzi... Niesamowite.
Dość problematycznym natomiast było odczytanie emocji mojego kolegi ale chyba się lubiliśmy...
- Przyjacielu nie patrz tak na mnie! - Zaśmiałem się podrzucając pokaźnej wagi worek bilonów.
- Ech no dobra masz mnie, znów trochę się targowałem... No wiesz.
Mruknął z tą swoją niezmiennie pochmurną miną.
-
No okey... Ech, jak ty mnie znasz... Tylko nie mów tego Gadzince,
tylko troszkę go dobiłam zleceniodawcę, tylko troszkę, ale ciii... Ona
słyszy wszystko. A teraz co powiesz na herbatę?
Co niestety dziwne i dość przykre okazało się iż herbata znikła zupełnie więc nasz słodki poczęstunek został uniemożliwiany.
-
A co jest w takim razie? - Zamruczałem do jednej ze służących opierając
się ociężale o stół i drapiąc Azora za uchem... Chyba tylko pod tym względem pasowałoby do niego miano psa.
- Alkohol i mleko
panie. - Wyznała trzęsącymi się głosem. Ale ja już byłem na nogach, już szedłem do niej i złapałem niepostrzeżenie za dłoń.
- Pokaż no mi to mleko kochanie. - Zażądałem biorąc ją w pasie i tanecznym krokiem obróciłem parę razy.
- Pokaż. Pokaż co też tam masz... - Wręczono mi oczywiście wszystkiego w
obfitej ilości, więc i byłem wniebowzięty z uratowanego poczęstunku.
Posłałem więc do dziewczyny całusa.
- No brachu... Ty to
wodniste coś, a ja białą rozkosz! Stoi? - Zaśmiałem się klepiąc go po ramieniu i wręczając flaszkę. Po raz pierwszy nastąpił przełom, bo
dosłyszałem radość w jego buczeniu.
- Gustujemy więc? No to
dajesz kochaniutki! Póki kobiety rządzącej tym domem nie ma! Tylko
pamiętaj chlew ma być ograniczony! Ale jak już... - Mrugnąłem
porozumiewawczo do dziewuszki, ale gdy tak popijaliśmy sobie wpadł mi do
głowy ciekawszy pomysł.
- Choć no tu i przyłącz się kotku! - Uśmiechnąłem się zapraszając dłonią.
- Ale... - Zawahałam się i dobrze! Mądra dziewczynka!
-
Rozkaz, to jest rozkaz! - Rozłożyłem ramiona leżąc na kanapie i zaraz
miętosiłem tyłek dziewczyny. Wpadka po kilku łukach mleka? To tylko ja
tak mogę... Zdaje się.
I nim się oczywiście obejrzeć... Azor tańczył, dziewuszka jakaś taka potargana... A ja?
Noo coś tak leże głową w dół zwijając z kanapy na podłogę.... Tyle było pamiętać bo zmorzyła mnie błoga popołudniowa drzemka.
<Jasha?>