czwartek, 26 maja 2016

Od Tanith'a (do Carricka, Morwen)

Wróciłem niespiesznie do swojej sypialni, wciąż zastanawiając się czy Morwen nie potrzebna jednak pomocy. Martwiłem się o nią... o dziecko, które miała urodzić. Na domiar złego świat zapragnął przysporzyć mi obaw. Konkretniej tym zmartwieniem był Asheroth. nie dość, że kręcił się koło Mor, a miałem co do tego naprawdę złe przeczucia, szczególnie wiedząc, że jego relacje z kobietami zawsze brutalnie się kończyły. Do tego jeszcze dochodziła sprawa Manusa. niby wiedziałem, że skoro strażnik nie zechciał publicznie go ściąć, co było aż nazbyt w jego stylu jeżeli chciał się pochwalić tym, że dorwał kolejnego "sławnego przestępcę", to mój "brat" żył i prawdopodobnie żyć będzie. Wiedziałem jednak, że to co zrobił będzie mieć swoje konsekwencje. Tego szło się przecież spodziewać po Asherothcie. Nie, żebym nie uważał, że Manus zasłużył na solidną karę, ale nie chciałem dla niego śmierci. mimo wszystko był członkiem rodziny, a jego śmierć uczyniłaby wiele złego, także chociażby Morwen, która zawała się darzyć starszego brata sporym uczuciem. Gdyby coś mu się stało pewnie złamałoby to jej serce... znowu, bo przez długi czas myślała, że ten nie żyje. 
Ostrożnie uchyliłem drzwi i wśliznąłem się do pomieszczenia, by skierować się do łózka. 
Carrick spał głęboko, rozciągnięty na łóżku, tuląc poduchę. Usta miał lekko rozchylone, oddychał głęboko i spokojnie. 
Uwielbiałem patrzeć na niego, kiedy spał tak słodko. Rozpraszało mnie tylko to jego odkryte biodro, a gdy przekręcił się bardziej na bok i zgrabny pośladek. Naprawdę wiele wysiłku kosztowało mnie to, żeby nie położyć dłoni an jego ciele i nie zacząć rozkoszować się dotykiem jego skóry. Nie chciałem go jednak budzić. Bardzo ostrożnie położyłem się więc obok i ostrożnie nakryłem nas obu. 

Rankiem obudziłem się bardzo wcześnie. Co prawda wyspany nie byłem, ale leżenie i próba uśnięcia spełzły na niczym... Wstałem więc, tym razem jednak nie udało mi się nie obudzić mojego słodkiego śpiocha. 
- Co jest? - spytał Carrick, sennie rozglądając się po pomieszczeniu, po czym ziewnął przeciągle. 
- Nic, nic, Słodziaku. Śpij dalej  - uspokoiłem go i pocałowałem delikatnie w policzek. Carrick jednak zamruczał rozkosznie i przyciągnął mnie do siebie, dając mi do zrozumienia, że spać już zamiaru nie ma. 
Przez chwilę oddawaliśmy sobie wzajemnie kolejne pocałunki, ciesząc się po prostu swoja bliskością.
- Kocham cię najbardziej na świecie - wymruczałem skubiąc jego szyję.
- Wiem... - wyszeptał z uśmiechem. - Teraz już wiem.
- A spróbowałbyś nie! - warknąłem i klepnąłem go w udo. - To, co? Śniadanko? - spytałem po chwili, wstając i przeciągając się.
- Tobie to by się jeszcze drzemka przydała - zauważył, obrzucając mnie krytycznym nieco wzrokiem.
- Daj spokój. Jestem Zarrikiem! My żyjemy szybko i nie mamy czasu na spanie. Poza tym jestem głodny... no i chciałbym zobaczyć co u Mor...
- Wiesz, że jesteś potwornie nadopiekuńczy?  - rzucił chłopak ubierając się niespiesznie.
- Wiem, wiem... Wszyscy mi to mówicie, ale ja... nie umiem inaczej, ok? Martwię się. Z reszta wiesz, że... sam fakt tego, że Mor jest w ciąży to dla mnie najprawdziwszy cud. Jakby jej się coś stało... albo tobie... 
- Nie musisz się tak martwić. Nie tylko ty się boisz, ale nie popadajmy w paranoję, bo niedawno sam się przekonałem, że to... niezbyt dobry pomysł za dużo myśleć - Carrick skrzywił się, na co usiadłem obok i przyciągnąłem go do siebie, żeby pogładzić jego czuprynę. 
- Chodźmy na to śniadanie - rzuciłem po chwili i szybko się ubrałem.
Kiedy zeszliśmy na dół Tymia zalewała mięso marynatą. Obecność Makh'Araj w domu i ich upodobania kulinarne postawiły przed nią pewne wyzwanie, szczególnie, że naprawdę dziwiło ją to, że ktoś mógł jadać surowe mięso. Starała się więc chociaż je odpowiednio doprawiać by choć imitowały prawdziwe potrawy. Kerenza i Morwen niezwykle ją za to chwaliły. Smakowały im aromatyczne zioła. Carrick jednak czasem kręcił na to nosem. Miałem wrażenie, że to przez jego nieco bardziej wyostrzony zmysł węchu. W końcu nawet jeżeli wracał do ludzkiej formy, to część z psiska, w jakie się zmieniał zawsze zostawała. była to normalna rzecz i nawet pożądana. 
- Zobaczę czy Mor już wstała - rzuciłem, kiedy Carrick usiadł, witając się z Kerenza, która także zjawiła się w kuchni.
Zapukałem do drzwi, usłyszałem ruch, otworzyłem więc i... stanąłem jak wryty. 
- Tanith... ja ci wszystko wyjaśnię - rzuciła pośpiesznie Morwen, obok której siedział nie kto inny jak Asheroth.
- Co on tu robi?! - ryknałem.
Królewski strażnik był ostatnią osobą, którą spodziewałbym się tutaj zobaczyć. miałem ogromna ochotę wywlec go stąd siłą i wyrzucić na zbity pysk, najlepiej tak, żeby mu go wkomponować z dziedziniec przed rezydencją. Nie dość, że miał czelność łapy położyć na kobiecie, która w łonie nosiła moje dziecko, to jeszcze właził do mojego domu!
- Pójdę już - rzucił Makh'Araj, o dziwo widocznie nieskory do kłótni, co wcale nie poprawiało mojego podejścia do jego osoby.
- Pójdziesz... W teju chwili stąd wyjdziesz - warknąłem przez zaciśnięte zęby.
- Nie... - Mor wstała i stanęła między nami, podchodząc do mnie ostrożnie. - Musimy wreszcie wyjaśnić sytuację...
- Nie mamy co wyjaśniać! On nie jest tu mile widziany i ma trzymać się od ciebie z dala! - krzyknąłem i omal nie skoczyłem do przodu słysząc lekceważące prychnięcie Asherotha. 
- Tanith... Błagam cię. Wysłuchaj mnie wreszcie - gdyby nie to, że w oczach mor zaczęły perlić się łzy nie wiem co bym zrobił. Pomogła też obecność zarówno Carricka jak i Kerenzy, którzy przybiegli, słysząc krzyki. - Kocham cię i szanuję, wiesz o tym - mówiła dziewczyna. - Naprawdę szanuję też twoje zdanie, ale ja naprawdę chcę być z Ashem... Naprawdę go kocham i widzę w nim dużo dobrego, nawet jeżeli ty tego nie dostrzegasz.
- Dobrego?! Mor, czyś ty na głowę upadła? On sam nie widzi w sobie nic dobrego, a ty tego w nim szukasz na siłę? - nie mogłem wręcz uwierzyć w to, co się działo.
- Tanith, proszę. Zrozum, że będę się z nim spotykać, bo chcę to robić. Chcę być z nim - Mor chwyciła dłoń Asherotha, a on... uścisnął ją pewnie. Strażnik się nawet nie odezwał, tylko patrzył na mnie uważnie, po chwili westchnął i pocałował Morwen w policzek, żeby w następnej chwili się od niej odsunąć.
- Zobaczymy się później - rzucił i wyszedł.
- Ale... Ash! - Mor postąpiła krok za nim, zaraz się jednak zatrzymała.
- Ja nie rozumiem... co ty u licha w nim widzisz? - zapytałem kiedy nieproszony gość wreszcie wyszedł.
- A co ty widzisz w moim bracie? Potrafisz dokładnie powiedzieć co w nim kochasz? Dlaczego z nim jesteś? - odpowiedziała pytaniem. 
- Nie, ale...
- Tu nie ma "ale" Tanith... - rzuciła stanowczo. - Będę się z nim spotykać czy ci sie to podoba czy nie. Mam prawo do swojego życia.
Miałem ochotę wrzeszczeć, gryźć i rwać włosy z głowy. To jak nienawidziłem Asherotha i jak bardzo chciałbym o głowę go skrócić walczyło ze mną z tym, że... mor miała rację. Jakimś cudem kochała tego stwora i choćbym nie wiem co robił nie miałem prawa jej tego zabronić.
- Chcę wiedzieć kiedy z nim jesteś... Kiedy do niego idziesz, kiedy on przyłazi tutaj - stwierdziłem w końcu, wciąż poirytowany. - Jeżeli cokolwiek będzie się działo chcę to wiedzieć, a jeżeli cię skrzywdzi to łeb mu obetnę - pogroziłem na koniec i wyszedłem biorąc głęboki wdech. Mor uśmiechnęła się lekko, nawet mimo tego, jak ostre były moje słowa.
Ledwie wyszedłem na taras, żeby złapać nieco powietrza, a poczułem ramiona Carricka oplatające się wokół mojej klatki piersiowej. Chłopak stanął za mną, przyciskając policzek do moich pleców. 
- Ja tu osiwieję.... - jęknąłem. - Jak urodzi mi się córka to zacznę chyba biesy hodować... Dlaczego, ze wszystkich mężczyzn w tym mieście, akurat ten, którego szczerze nienawidzę? - Przetarłem oczy opuszkami placów, by zacisnąć je następnie u nasady nosa.

<Carrcio, tulaj. Mor, Kercia? Jak tam?>