czwartek, 29 stycznia 2015

Od Fenrai’a (do Abyss)

Z radością i dziką satysfakcją wydusiłem z drżącego, wijącego się ciała Abyss kolejny przeciągły krzyk, gdy ta odchyliła głowę, wyprężając się w kolejnym orgazmie. Gdy opadła ciężko dysząc i rozglądając się wokoło szklistym wzrokiem ja dalej bawiłem się jej ciałem, czerpiąc przyjemność z jej kolejnych nieporadnych reakcji. To jak mnie pragnęła, ale jak jej działania pozbawione były wprawy, było urocze i podobało mi się. 
Cóż jednak z tego?
Brałem Abyss, ten ostatni raz, długo i mocno. Tak, żeby, nawet jeżeli będzie rozpamiętywać to w kwestiach błędu,  to żeby robiła to z wypiekami na twarzyczce i przyspieszonym sercem.
Dziwi kogoś, że nazwałem to ostatnim razem? Przecież było to oczywiste. Aby może i znalazła u mnie zapomnienie, zabawę, wytchnienie od... życia, ale, choć niby miała wybór, moja pozycja była z góry tą straconą. Złotowłosa, która tuliła się do mojej piersi, zmęczona i słodko rumiana, miała coś, co było ważniejsze ode mnie. Miłość. 
Abyss kochała tę całą Say'Jo. Nie miałem pewności jak to wygląda z drugiej strony, ale kiedy widziałem je obie, razem, odniosłem ważenie, że jest między nimi coś silnego i, że to obustronne. A to cenniejsze od samozadowolenia, które miała teraz. Wiedziałem, że ta młodziutka, być może niepewna i przestraszona nieco dziewczyna wybierze tę właściwą ścieżkę do której pierwszym krokiem była pomoc Say. Tak, pomoc, bo z listu wynikało, że tego właśnie potrzebowała młoda szlachcianka.
- No, Złotko - wymruczałem do dziewczyny, gdy zdołała już uspokoić oddech i uniosła się, spoglądając na mnie niemal całkiem przytomnie. - Tym razem zasada "co się odwlecze to nie uciecze" raczej nie działa. Musisz podjąć decyzję. Ja dam ci z całą pewnością sporo przyjemności i nie będziesz za dużo myśleć o sprawach bieżących... Ale tylko to. 
- Wiem... - wyszeptała zgaszonym głosem.
- I... nie myśl, że to dlatego, że nie potrafię... Zapytałaś, czy wiem co to znaczy kochać. Wiem. Kiedyś kochałem jedną kobietę.
- To dlaczego z nią nie jesteś? - spytała, wpatrując się we mnie.
- To była moja matka, Kruszyno - zaśmiałem się. - Tak. Ja miałem wspaniałą matkę, która dbała o mnie jak tylko umiała, a niestety choć była królową nie miała zbyt wiele...
- Królową? 
- Coś taka zdziwiona? Tak jestem synem króla.... Najmłodszym i najbardziej podobnym do matki. Matki, którą sprzedano mojemu ojcu, gdy miała piętnaście lat i którą piętnaście lat później skazano za zdradę, bo wreszcie postanowiła się odezwać i to w mojej obronie. 
- Przykro mi - usłyszałem.
- Niepotrzebnie. To przeszłość. Poza tym mnie też o zdradę oskarżono, tylko mnie już słusznie, ale to szczegół. Ale dość już o mnie. To ty masz dość ważny wybór przed sobą. Więc radzę się ubrać, choć niesamowicie wygodnie mi się tu z tobą leży, i zająć się naglącymi sprawami. 
Usiadłem, przeciągając się leniwie, po czym wstałem. Nagi przeparadowałem do znajdującej się obok pokoju łaźni, żeby szybko doprowadzić się do jakiego takiego stanu. Aby dołączyła do mnie, ale gdy weszła do wanny, ja wycofałem się na powrót do sypialni, żeby skompletować ubiór. Abyss potrzebowała chwili na myślenie. Najlepiej z dala od tego jak ją rozpraszałem.

<Abyss?>

Od Abyss (do Fenrai'a)

Say… Miałam w dłoniach, przed moimi oczami, list, który dawał mi cichą szansę na odzyskanie jej, wykupienie wolności. Ledwie powstrzymałam się od wymięcia kartki chcąc ją przyłożyć jak najbliżej materiału sukienki na moich piersiach. Fenrai wyczuł to poruszenie i złapał mnie za ramiona gładząc czule, a potem obejmując w pasie.
Przeszedł mnie dreszcz, szczególnie gdy poczułam bliskość jego ciała. Zdradziłam ją, zdradziłam Say’Jo.
Nie byłam do tej chwili aż tak przejęta moim czynem, najprawdopodobniej nie przywiązywałabym do tego już takiej wagi. Do tej chwili Say była tylko przeszłością, czymś nieosiągalnym, krótkim bezpowrotnym epizodem.
- Say… - Dobyło się z moich ust gdy stojąc tak w miejscu wsłuchiwałam się w przyspieszony rytm mojego przerażonego i zdruzgotanego serduszka. Położyłam wolną dłoń na swojej klatce piersiowej biorąc głęboki wdech, zaraz potem wylądowała tam też dłoń Fen’a który z pomrukiem nienasycenia musnął moją szyje ciepłymi ustami. 
- Fen przestań, proszę. - Szepnęła napięta stojąc w bezruchu.
- Co tym razem, Złotko? - Jego ton był spokojny, ale ja wyczuwałam w nim nutę znużenia moim ponownym oporem, który ciągnął się tak długo… A mógł by i dłużej, te jedną chwile. Wtedy nikt nie miałby wyrzutów sumienia, nic by nie zaszło, a ja miała bym odwagę spojrzeć w oczy Say ze szczerością. Nie chciałam jej okłamywać, ani nic prze nią ukrywać.
Wyrwałam się z objęć Fenrai’a raz jeszcze na niego spoglądając nieśmiało. Podniosłam dłonie do twarzy. Niepokoiło mnie piekące ciepło, które czułam, zaraz pod oczami, zbyt dobrze znałam to uczucie, więc gdy spojrzałam na moją odjętą od twarz dłoń ponownie, była ona wilgotna. Moja skóra skrzyła się roszona wilgocią łez, które wbrew mej woli uciekały bezlitośnie po policzkach. Poderwałam się do biegu, bez jakichkolwiek wyjaśnień mimo wielu zdziwionych i zmartwionych spojrzeń zwróconych na moją osobę.
- Ej! Do kąt to złotowłosa tak pędzi? - Usłyszałam za sobą głos Fen’a, nie odwróciłam się jednak tylko pognałam w stronę schodów. O dziwo nie słyszałam za sobą innych pośpiesznych kroków, ciężkich i należących do któregoś z mężczyzn zamieszkujących ze mną ten dom. Ale tak jest lepiej.
Usiadłam dysząc, a właściwie wręcz wpadłam na łóżko, które wciąż było w nieładzie, a po pomieszczeni echem potoczył się mój szloch. Zbyt długo już duszony przez moje rozedrgane ciało.
Chwyciłam się za brzuch leżąc na pościeli z rozwianymi na wszystkie możliwe strony włosami. Czerwona na twarzy i zwinięta w kulkę, mała nieporadna dziewczynka. Bo taką właśnie byłam, już moja młodsza siostra zdawała się dojrzalsza, wytrwale ucząc się na posadę ojca, którą przejmie kiedyś w przyszłości. 
A czemu? Bo jej starsza siostra, nawaliła... Wręcz miała nie istnieć i póki co nadal. Świetnie spełniam to przekonanie. Nie radze sobie z niczym.
- Złotko? - Poczułam dłoń na policzku, ale natychmiast ją odepchnęłam zaciskając zęby.
- Czego chcesz?! - Ryknęłam, zachrypłym zupełnie nie podobnym do mnie głosem.
- Ja… Ja przepraszam. - Wyjęczałam chwile potem zakrywając usta dłońmi i znów cicho szlochając. Spojrzenie Fenrai’a nic mi nie mówiło, ale nie był też zły. Martwił się…
Ujrzałam ponownie kartkę, na której zapisano owy felerny list, który wywołał we mnie tyle sprzecznych emocji na raz. Trzymał go teraz on, ostrożnie, wiedząc, a przynajmniej przypuszczając iż ten świstek pergaminu jest dla mnie ważny choć został puszczony na podłogę gdy wybiegałam z salonu.
- Chodzi o te drugą dziewczynę prawda? Otrzymałaś zielone światło, a teraz próbujesz się wyprzeć tego co sprawiło ci przyjemność. - Powiedział to beznamiętnie siadając obok na posłaniu i gładząc wymiętą pościel dłonią. Poczułam sporą gule w gardle, nie mogłam się wyzbyć tego uczucia. On... Fen miał racje. 
Nieśmiało zakryłam jego dłoń moją własną, była ciepła i miła w dotyku, emanowała siłą, której mi było brak... Potrzebowałam jej i pragnęłam zarazem by móc się wydostać z tego co mnie więzi. Brak materialności w świecie, który mnie wybrał, zapragnął, a co najważniejsze sprowadził tu. Fen zaś jak powiedział on sam nie był stąd, był inny. Ale co to miało za znaczenie.
- Czy wiesz co to znaczy kochać? - Wyszeptałam nachylając się lekko rozpalona do jego ucha. Nie odpowiedział... Nie wiem czy nawet miał zamiar próbować.
- Nie ważne zresztą. Sama nie mam o tym zielonego pojęcia, jestem w tym nowa. A tobie dziękuje. - To mówiąc pocałowałam go lekko w policzek na co ten od razu zareagował ujmując mój podbródek i zatapiając się w ustach.
Starałam się go odepchnąć, ale nie odnalazłam tej siły w sobie. Moje ręce opadły więc bezwładnie na posłanie, a ja sama pochwyciłam jego zaproszenie ciągnąc go jeszcze bardziej.
Gdy w końcu złapaliśmy chwile oddechu podsunął mi pod nos list ze słabym uśmiechem.
- Jesteś uroczo niezdecydowana, ale musisz wybrać między mną a.... - Uwiesiłam się na jego karku z kompletnie obnażonymi piersiami i przylgnęłam do niego lekko się prężąc.
- A czy to nie może zaczekać? - Ten pomruk był smutny i niby błagalny, ale zaraz po wypowiedzeniu tych słów pchnęłam go do pozycji leżącej przygniatając ciałem i eksponując klatkę piersiową. Gdy począł drażnić dwoma palcami mój sutek, ja z rozkoszą pojękiwałam operując przy jego spodniach. W ciągłym ruchu drażniłam go póki nie poczułam ucisku siedząc na nim okrakiem i mrucząc gdy bawił się moimi pośladkami. Sam został pozbawiony już koszulki, a jego spodnie już praktycznie nie należały do naszej rzeczywistość.
Językiem jeździłam po jego rozpalonej skurcze skubiący od czasu do czasu gdzieniegdzie. Dłonie wplotłam w jego włosy i po prostu całowałam, gdy zaś ten wsunął ponownie palce do mojego wnętrza niemal udławiłam się swym własnym jękiem w jego ustach.
- I ty chcesz być wierna jednej? - Zaśmiał się gardłowo, gwałtownie z niecierpliwością mnie biorąc. Wrzasnęłam unosząc natychmiast biodra i czując go w sobie dość mocno, wręcz agresywnie. Ściskał mi mocniej pośladki, a ja zlana rumieńcem jedynie wiłam się bod jego bezgraniczną władzą.
- Niedobra dziewczynka... Masz wybrać! - Warknął nagle przyśpieszając.

<Fencio? XD >