Z radością i dziką satysfakcją wydusiłem z drżącego, wijącego się ciała Abyss kolejny przeciągły krzyk, gdy ta odchyliła głowę, wyprężając się w kolejnym orgazmie. Gdy opadła ciężko dysząc i rozglądając się wokoło szklistym wzrokiem ja dalej bawiłem się jej ciałem, czerpiąc przyjemność z jej kolejnych nieporadnych reakcji. To jak mnie pragnęła, ale jak jej działania pozbawione były wprawy, było urocze i podobało mi się.
Cóż jednak z tego?
Brałem Abyss, ten ostatni raz, długo i mocno. Tak, żeby, nawet jeżeli będzie rozpamiętywać to w kwestiach błędu, to żeby robiła to z wypiekami na twarzyczce i przyspieszonym sercem.
Dziwi kogoś, że nazwałem to ostatnim razem? Przecież było to oczywiste. Aby może i znalazła u mnie zapomnienie, zabawę, wytchnienie od... życia, ale, choć niby miała wybór, moja pozycja była z góry tą straconą. Złotowłosa, która tuliła się do mojej piersi, zmęczona i słodko rumiana, miała coś, co było ważniejsze ode mnie. Miłość.
Abyss kochała tę całą Say'Jo. Nie miałem pewności jak to wygląda z drugiej strony, ale kiedy widziałem je obie, razem, odniosłem ważenie, że jest między nimi coś silnego i, że to obustronne. A to cenniejsze od samozadowolenia, które miała teraz. Wiedziałem, że ta młodziutka, być może niepewna i przestraszona nieco dziewczyna wybierze tę właściwą ścieżkę do której pierwszym krokiem była pomoc Say. Tak, pomoc, bo z listu wynikało, że tego właśnie potrzebowała młoda szlachcianka.
- No, Złotko - wymruczałem do dziewczyny, gdy zdołała już uspokoić oddech i uniosła się, spoglądając na mnie niemal całkiem przytomnie. - Tym razem zasada "co się odwlecze to nie uciecze" raczej nie działa. Musisz podjąć decyzję. Ja dam ci z całą pewnością sporo przyjemności i nie będziesz za dużo myśleć o sprawach bieżących... Ale tylko to.
- Wiem... - wyszeptała zgaszonym głosem.
- I... nie myśl, że to dlatego, że nie potrafię... Zapytałaś, czy wiem co to znaczy kochać. Wiem. Kiedyś kochałem jedną kobietę.
- To dlaczego z nią nie jesteś? - spytała, wpatrując się we mnie.
- To była moja matka, Kruszyno - zaśmiałem się. - Tak. Ja miałem wspaniałą matkę, która dbała o mnie jak tylko umiała, a niestety choć była królową nie miała zbyt wiele...
- Królową?
- Coś taka zdziwiona? Tak jestem synem króla.... Najmłodszym i najbardziej podobnym do matki. Matki, którą sprzedano mojemu ojcu, gdy miała piętnaście lat i którą piętnaście lat później skazano za zdradę, bo wreszcie postanowiła się odezwać i to w mojej obronie.
- Przykro mi - usłyszałem.
- Niepotrzebnie. To przeszłość. Poza tym mnie też o zdradę oskarżono, tylko mnie już słusznie, ale to szczegół. Ale dość już o mnie. To ty masz dość ważny wybór przed sobą. Więc radzę się ubrać, choć niesamowicie wygodnie mi się tu z tobą leży, i zająć się naglącymi sprawami.
Usiadłem, przeciągając się leniwie, po czym wstałem. Nagi przeparadowałem do znajdującej się obok pokoju łaźni, żeby szybko doprowadzić się do jakiego takiego stanu. Aby dołączyła do mnie, ale gdy weszła do wanny, ja wycofałem się na powrót do sypialni, żeby skompletować ubiór. Abyss potrzebowała chwili na myślenie. Najlepiej z dala od tego jak ją rozpraszałem.
<Abyss?>