środa, 22 kwietnia 2015

Od Asheroth'a (do Carricka)

- Przyprowadzić mi go tutaj - rozkazałem i odłożyłem list.
Pismo nie było zaadresowane do mnie, tylko do jednego z moich ludzi. Mimo to treść była niezwykle pasjonująca i przeczytałem z zapałem każde słowo. 
- Wzywałeś mnie, panie? - zapytał mężczyzna, skłaniając przede mną głowę.
- Jak tam twoi przyjaciele z Derrii? - spytałem.
Mój podkomendny uniósł zdziwione spojrzenie.
- Jacy przyjaciele? - spytał.
Wstałem znów biorąc w dłoń kawałek papieru o który rozpętał się cały ten raban.
- Wedle tego listu ktoś nieźle ci ostatnio zapłacił - stwierdziłem, podając korespondencję prawowitemu właścicielowi.
Strażnik pałacowy zaczął czytać, a z każdym kolejnym słowem jego twarz bielała coraz bardziej. Dłonie mężczyzny zaczęły drżeć, a oczy co chwilę łypały znad kartki to w moim kierunku, to na boki.
- Ja nic... nic nie rozumiem... To... - jąkał się.
- A ja rozumiem. Teraz pytanie brzmi: co i komu dokładnie przekazałeś? - spojrzałem w jego rozbiegane, pełne przerażenia oczy.
- Nic! Przyrzekam! Nie mam pojęcia co to... Nigdy, przenigdy bym czegoś takiego nie zrobił. Jestem wierny królowi... i tobie, panie...
Nie dałem mu skończyć. 
Uderzyłem mężczyznę w szczękę, ale nie dałem mu upaść, w zamian za to chwyciłem go za kołnierz kamizelki i potrząsnąłem nim solidnie.
- Jeżeli łżesz to żywcem ze skóry cię obedrę - warknąłem wzmacniając uchwyt. 
- N-nie... nie kłamię. Przysięgam.... Na bogów... przysięgam...
Jego przerażenie było szczere, a strach w głosie aż nadto wyraźny. Podejrzewałem, że słowa też, podobnie jak oczy wpatrujące się we mnie, błagające o litość. 
Każdy kto mnie znał aż za dobrze wiedział co robię ze zdrajcami. Wiedzieli też, że czym bardziej upierali się przy swojej niewinności, tym większa kara ich czekała. A ja nie posiadałem skrupułów czy jakichkolwiek ludzkich odruchów wobec krzywoprzysięzców. 
- Panie, jakiś młodzik przyszedł. Twierdzi, że pana szuka - zakomunikował Eireth.
Puściłem dalej skomlącego strażnika, który opadł na kolana.
- Zabrać mi go stąd. 
- P-panie... - jęknął.
- Póki co nie do lochów. Powinieneś wiedzieć, że gdybym miał choć cień pewności co do twojej winy, to nie rozmawialibyśmy tutaj. Radzę ci jednak uważać - ostrzegłem.
Mężczyzna zaczął gorliwie dziękować, po chwili dwóch innych uniosło go i wyprowadziło.
- Obserwować mi go i dowiedzieć się kto jest nadawcą tego listu. Chcę wiedzieć kto i po co chciał go przekupić - rzuciłem jeszcze.
Eireth tylko skinął i wyszedł, wpuszczając przy okazji mojego kolejnego gościa.
Carrick... Któż by pomyślał, że się dzieciak do mnie pofatyguje. Teraz obracał głowę, jak mniemam wodząc wzrokiem za mężczyzną z obitą twarzą.
- A kogóż to ja widzę. Tanith spuścił cię ze smyczy, czy może to ty jego przywiązałeś łańcuchem do drzewa? - zakpiłem ocierając zakrwawioną dłoń o spodnie.
- Chciałem... Chciałem porozmawiać z tobą... - wymamrotał dość słabo.
- No podejrzewam, inaczej nie fatygowałbyś się aż tutaj - usiadłem na sporym krześle i założyłem nogi na blat stołu.
- Chodzi o Morwen.... - zaczął znów, zbliżając się dość niepewnie.
- Lepiej siadaj, bo coś czuję, że zaraz albo obijesz łeb o podłogę, albo zwiejesz z krzykiem - zaśmiałem się dostrzegając jego drżenie.
- Wcale nie - burknął i mógłbym przysiąc, że chce dodać jak to się nie boi, ale zamiast tego usiadł.
- Więc? Cóż to się takiego dzieje, że postanowiłeś uciec kochasiowi i spotkać się ze mną?
- Po prostu... Ja chcę wiedzieć czego ty chcesz od Mor.
- Czego ja chcę? Hmmm.... Wydawało mi się, że to ona chce czegoś ode mnie. A skoro pięknie przy tym pojękuje, to czemu by nie...
Carrick zmrużył oczy i zacisnął usta.
- Sugerujesz, że moja siostra... że szuka twojego towarzystwa ze względu na...
- ...łóżko - dokończyłem za niego. - Co, chcesz znać detale?
- Nie - rzucił szybko i skrzywił się. - Wolałbym, żebyś trzymał się od mojej siostry z daleka. Tak byłoby najlepiej.
- Nie dotarło do tej twojej makówki, że to ona jakoś lubi być blisko mnie? Nie dziwota, że dziewczyna szuka sobie towarzystwa, skoro ten twój Robal leży tylko do góry dupą i majstruje w twojej.
Na te słowa młodzik aż się zapowietrzył. Widziałem dokładnie jak zaciska pięści. Opanował się jednak grzecznie, co skwitowałem kpiącym uśmiechem.
- Skąd ty to niby możesz wiedzieć?
- Od ładnych parunastu lat moim obowiązkiem jest wiedzieć co się dzieje w tym mieście. A twojego rudego skurwiela mam na oku od bardzo dawna i gdyby nie plecy u Mędrców to już dawno odrąbałbym mu pierw łapy dla przykładu, a później jeszcze go powiesił. 
- Nie waż się.... - warknął chłopak, ale mu przerwałem:
- Tak się postępuje ze złodziejami, dzieciaku.  Sądzisz, że ten piękny domek i wygodne łóżeczko, to ciężko zarobiona krwawica twojego kochasia? 
- A co się tu robi z mordercami, co? - syknął.
- Jeżeli są mną? Płaci się im i to okrągłe sumki, a później każe mordować dalej.
- Jesteś... odrażający... Zostaw moją siostrę w spokoju...
- Nie. Chyba, że ona będzie bardzo chciała zostawić w spokoju mnie... Chociaż nie.... zacząłem się już przyzwyczajać do jej towarzystwa, więc też odpada. A teraz jeśli już wszystko omówiliśmy muszę się zająć tym, co mordercy lubią najbardziej. W planach mam tortury, jeśli już tak bardzo jesteś ciekawy. Żegnam - powiedziałem i wstałem.

<Carri? Jak tam wrażenia?>

wtorek, 21 kwietnia 2015

Od Carrick'a (do Tanitha/ Asheroth'a)

Przysiadłem sobie na blacie stołu, wpatrzony ni to ukradkiem ni to otwarcie w Tanith'a. Trzeba było przyznać, że myśli w mojej głowie były raczej skryte i niezbyt chciałbym by ich treść ujrzała światło dzienne.
Ale tak poza tym, oprócz ostrożności jaką zachowywałem spoglądając na rudzielca, uśmiechałem się.
No bo mimo wszystko był ze mną, dzięki wiadomości o dziecku, Tanith mógł, czy też i ja mogłem raczej, spędzać z nim więcej czasu, co myślę nas oboje napawało sporym optymizmem... Co będzie to będzie byle tylko nie stracić jego. Tylko że... Właśnie teraz... No... Bałem się z jednej strony, że jeśli mu o tym co wiedziałem, co się faktycznie działo z... znienawidzi... mnie. No, a jeśli się dowie o tym prędzej czy później... To oskarży o ukrywanie i będzie tylko gorzej.
Żadna z tych sytuacji nie przypadła mi do gustu... Definitywnie.
- Tanith? - Jęknąłem zdezorientowany, czując jego dłoń na swojej, a gdy nieco uniosłem głowę, był tak blisko. Mężczyzna pokręcił głową z dezaprobatą. Czyżby znów ominął mnie fakt jakiegoś pytania które zostało mi zadane?
- Oj Carri... - Zamruczał ujmując moją twarz w dłonie i całując. Pocałunek ten był dość... Dale mnie pobudzający i gdy tylko wpił się w moje usta, błądząc w nich z niesamowitą śmiałością językiem, odwdzięczyłem się mu, splatając swój z jego.
- Nie wiesz może czemu ta młoda dama tak nam się przygląda? - Spytał nieoczekiwanie odsuwając się ode mnie i pozostawiając mnie w nienasyconej niepewności. To.. Ten pocałunek był zdecydowanie z zbyt krótki.
Posłałem Tanith'owi pełne żalu spojrzenie oblizując leniwie wargi, po czym postanowiłem podążyć za jego spojrzeniem.
I rzeczywiście, u wejścia stała mała dziewczynka. Zadaje się jedna z córek małżeństwa dbającego o ten dom. Moja obserwacja nie trwała jednak długo i nie wzbogaciła się o żadne wnioski, bo gdy tylko napotkała ona moje spojrzenie zaróżowiła się na policzkach, szybko się odwracając i przebierając szybko drobnymi nóżkami, uciekła w cień. Pozostawiając mnie jeszcze bardziej zdezorientowanego niż przedtem.
- No proszę... Mój duży psiaczek zawstydza młodziutkie damy. Kto by pomyślał... - Zaśmiał się widząc moją ostrzegawczą minę, po czym wrócił do całowania. I słusznie, bo skończył by bez nosa.
- Kocham tylko ciebie buraku. - Szepnąłem mu do ucha drżącym głosem gdy jego dłoń zjechała na mój pośladek, zmuszając mnie i tym samym do wstania.
- Wiem, doskonale o tym wiem.
- A spróbował byś nie. - Warknąłem co tylko wywołało kolejną dawkę śmiechu z jego strony.
- Miałeś zdaje się być głodny... A zamiast tego zaraz zjesz mnie. - Skarciłem go gdy ten skubał mnie w ucho.
- Schrrupie cię co do okrucha.
- Tanith... Dobrze wiesz, że chodzi mi o prawdziwe jedzenie. - Jęknąłem cicho bo nie miałem pojęcia co robić. Niby nie powinienem się wstydzić bo dość sporo już razem z Tanith'em spędzałem w ten sposób właśnie czas. Mimo jednak wszystko ja zawsze chyba pozostanę tym wiecznie czerwonym i zawstydzonym malcem. Można by tak przynajmniej to ująć.
On postanowił jednak chyba dłużej mnie nie nękać, choć mogłem się w sumie spodziewać wszystkiego.
Ponoć dobrze pamiętał mój wybryk z sukienką... I trudno raczej żeby zapomniał, podobnie jak i ja, ale nie o to mi teraz chodziło. No bo... Skąd mogłem mieć pewność, że w ramach odwetu nie będzie się na mnie zawsze czaił, zjadał na kolacje zamiast przyzwoitej przekąski. Tylko pytanie czy tak właściwie to czułem się pod tym względem zagrożony... Chyba nie do końca, ponieważ uszczęśliwiała mnie każda chwila z jego obecnością związana.
Zsunąłem się z blatu i chwyciłem Tanith'a za dłoń, słabo do siebie przyciągając, ale jednak. Wtuliłem się w jego przyjemnie ciepłą osobę i nie chciałem puścić.
- Coś czuje, że niezbyt nam wyjdzie to krzątanie się po kuchni... - Uśmiechnąłem się do niego, gładząc go lekko po policzku, na tyle na ile pozwałam mi wzrost.
- Pomóc może? - Usłyszałem nagle, słodki kobiecy głosik należący do Mor, która stała właśnie od nie wiadomo jak dawna w wejściu. Zapewne świetnie się bawiła przyglądając naszym można by rzec... Pląsom pomiędzy meblami.
Niestety oprócz pojawienia się dziewczyny i Tanith trochę zmienił nastawnie. Nim się obejrzałem wymknął mi się z objęć po niedługiej chwili stojąc już przy Mor, porządnie się jej przyglądając.
- Miło że panienka się postanowiła zjawić. A teraz... - Urwał sadzając sobie nas oboje na stole, tak by mieć mnie i Mor dokładnie przed sobą pod dokładną obserwacją.
-... Co ukrywacie przede mną ? - Jego wyraz twarzy nie wiele mi mówił, ton również nie wiele się zmienił.
Ale moje zdziwienie było zdecydowanie spore. Znaczy... To oczywiste, że coś by w końcu zauważył... ale...
Gdy napotkałem spojrzenie siostry szukając znikomej pomocy po ścianach, cóż, że ciarki mnie przeszły to mało powiedziane. Wzruszyłem więc tylko ramionami by dać jej do zrozumienia, że to nie moja wina, a i przy okazji może choć trochę utwierdzić Tanitha w błędzie.
- O czym ty mówisz? - Skrzywiłem się kiedy to zdanie padło na raz z ust nas obojga. Myślę, że taka wpadka mogła nas sporo kosztować.
- A o czym wy... Tak zgodnie myślicie? - W kącikach jego ust błądził ten dziwny uśmieszek... Swoją drogą tak z czasem uznałem go za dość seksowny... Ale kiedyś ten wyraz twarzy mnie przerażał !
Może i teraz powinienem się bać.
 Spojrzałem na dziewczynę w tym samym momencie co ona na mnie. Swoimi wielkimi, zlęknionymi oczami, które błagały bym nie sprawiał ani jej, ani nikomu z jej powodu bólu.
Czułem się w tym źle bo nie dość, że miałem na sobie spojrzenia ich obojga. Równie drążące i nieprzyjemne... No i... Bałem się o moją siostrę, ale może najpierw prócz opierania się na zdaniu innych powinienem sam sprawdzić z czym tak naprawdę miałem do czynienia.
- Tanith może to tylko przypadek? W końcu jesteśmy rodzeństwem.
- No właśnie! Rodzeństwem które przed mną coś kryje, pragnę zauważyć.
Westchnąłem, ukradkiem gładząc Mor po dłoni. Wstałem krocząc powoli w stronę rudzielca, a gdy już byłem dostatecznie blisko spojrzałem mu głęboko w oczy.
- Sądzisz że... Że mógłbym kiedykolwiek chcieć przed tobą coś zatajać? Okłamywać... Cię. - To ostanie ledwo przeszło mi przez gardło, gdy zdawałem sobie przykrą sprawę z faktu iż właśnie to robiłem. Choć cel był dość ważny, a i sam nie wiem czy cierpienie Tanith'a nie zabolało by mnie bardziej niż chronienie jego dobrego i czułego serca przed niewątpliwym smutkiem.
- Tanith? - Powtórzyłem gdy nic nie odpowiedział spoglądając tylko na Mor, wciąż z tą samą podejrzliwością.
- Nie... Ale jestem w stanie sobie wyobrazić, że chcesz zrobić coś dla dobra siostry i jak się domyślam również i mojego. - Schowałem zawstydzony twarz w materiale jego koszulki. Czyżby mnie przejrzał?Czyżbym zamyślając się odpowiedział za wiele? A może jednak widział ten incydent na głównej drodze?
Te myśli nieznośnie teraz kluły w mojej głowie, drapiąc po skroniach.
- No dobra. Starczy na dziś, ale mam nadzieje, że prędzej czy później sami dobrowolnie mi to wszystko wyjaśnicie... - Oznajmił zupełnie, jakby bojąc się że za moment się rozpłacze.. A byłem tego, przyznam się, bliski. Nie lubiłem kłamać, ani nic zatajać to po prostu było trudne w utrzymaniu, a szczególnie przed osobą której mógłbym gdyby tylko tego zażądał, bezgranicznie się oddać.
- Tanith... Ja....
- Już, spokojnie noo... Czuje się teraz jak jakiś potwór gdy widzę cię tak roztrzęsionego. - Uśmiechał się znowu, ale tym razem ten uśmiech był naprawdę seksowny i ani odrobinę straszny. Ośmielony odwdzięczyłem się również uśmiechem, ale nie tak cudownym jak jego.
- Odpocznij mały trochę co? - Szepnął mi do ucha, mierzwiąc w bardzo przyjemy sposób moje włosy, kończąc na policzkach i brodzie na której co rusz pojawiały się  nieznośne, dopiero co zgolone włoski.
- No... Może masz racje. - Choć wiedziałem, że nie tylko o to tu chodzi, muszę też przyznać iż odrobinę mnie to zapiekło. Dobrze wiedziałem, że Tanith chce trochę spędzić czasu z Mor. Porozmawiać o przyszłości, teraźniejszości. Szanowałem to bo ostatnio rzadko kiedy mieli ku temu okazje.
Nie miałem jednak zbytnio zastosować się do propozycji mężczyzny, bo gdy tylko ta dwójka opuściła wnętrze kuchni. Koniec końców bez choćby kęsa jedzenia, ja udałem się do tylnego wyjścia.
Tak o... Bez większego planu mały czarny kundel wtopił się w tłum ludzi tłoczących się na ulicy.
Trudno odrobinę było się przedostać gdziekolwiek, choćby i dlatego, że na ulicach rozlały się chmary ludzi nawet spoza miasta. Tu szczególnie mowa o kupcach z jakimiś dość fikuśnie wyplatanymi koszami, laleczkami, dywanami, a nawet materiałami. Stoiska były oblegane przez głównie kobiety z gramotami dzieci, które wyrywały się do kolorowo ubranych mężczyzn... Coś jakby błaznów, z tym że zamiast skakać ów jegomoście mieli uwieszone na szyjach szerokie i mocne pasy które podtrzymywały kosze ze sporawą ilością jabłek i świeżych na oko słodkich precelków.
Podreptałem bliżej jednego z takich koszy unosząc się na dwóch łapach i wąchając ostrożnie chrupki przysmak. Niestety nie myliłem się wiele... Pachniało to tak samo źle jak zawsze, nawet jeśli te wcześniejsze precelki były z pod nieudolnych w gotowaniu dłoni mojej mamy lub też i babci.
Nawet nie mam pojęcia czemu one tak właściwie próbowały swoich sił w takich wyrobach...
Spuściłem więc tylko łeb z niesmakiem i znów pewnie stanąłem o czterech łapach.
Chciałem już odejść w swoim kierunku, ale zapomniałem niestety o jednym niemało znaczącym szczególe. Dzieci które tu latały w dość sporej liczbie lubiły nie tylko słodkości, ale i żyjące zabaweczki takie jak psy.
Którym tak nawiasem mówiąc teraz byłem.
- Psiooooo! - Sierść na karku mi się aż najeżyła... O ile to co posiadałem w obecnej formie było karkiem... Jakoś nigdy nie zabiegłem się w budowę innych stworzeń, u psów jedyne co było dla mnie pewnym to, to że miałem ogon i spore kły.
- Cip Cip Psioooo! - Zaśmiała się mała, piegowata i ruda dziewczynka łapiąc mnie za ogon i tłamsząc go w swoich małych, około dwuletnich rączkach. Przeszedł mnie dreszcz, bo jak pewnie każdy pies niezbyt przepadałem za takim rodzajem zabawy.
- Psiooo zje! - Piszczała co rusz sepleniąc. Wyciągała właśnie ku mnie rączkę z precelkiem, kiedy ja warknąłem wyrywając się jej. Co spowodowało w następstwie upadek tego maleństwa i najprawdopodobniej jakieś skaleczenie o które zaraz będzie więcej krzyku niż bólu. Skarciłem się jednak w myślach i ponownie podchodząc do zaczynającej szlochać dziewczynki, mającej obtartą wewnętrzną skórę dłoni i ociupinkę nosek, polizałem ją.Z początku skołowany maluch nie wiedział czy zacząć krzyczeć czy się śmiać. Ja jednak nie czekałem aż podejmie decyzje i po prostu operowałem przy jej nosku dalej, a potem rączce. Koniec końców była porządnie wylizana i rumiana, a na jej drobnym ciałku nie było już śladu po żadnym skaleczeniu.
- No, a teraz zmykaj. - Powiedziałem do małej, co bardziej przypominało pomruk i dziwny rodzaj szczeku niż jakakolwiek forma ludzkiego języka...

Te część przechadzki przebyłem już jednak jako człowiek. Mało że odzwyczaiłem się od chodzenia tak nisko na czterech kończynach to jeszcze na dłuższy dystans stawało się to dokuczliwe z powodu bólu pleców. Sam nie wiem czemu, ale możne po prostu wolałem jednak swój pierwotny stan.
Spojrzałem niepewnie na około siebie i na chwile przystanąłem, ale było już chyba za późno na odwrót. Po prostu więc nabrałem głęboko powietrza w płuca skierowując się do najbliższego mi w tej okolicy strażnika. Jarmark zostawiłem za sobą więc choć spokojem i ciszą mogłem się nacieszyć... Choć nie na długo sądząc po kpiącej minie mężczyzny do którego podszedłem.
No co? Wzrost się nie podoba? To że twój dowódca to kawał mięcha to nie znaczy, że ja nie mam prawa być troszkę niższy... No dobra bardzo... Ale nooo....
- Hejo. Przyszedłem się ściąć! Gdzie jest kat ziooom?.


Asheeeeł Asheeeeł pokaż rogi... Dupy siostry Ci nie oddam xD