Chyba pierwszy raz popędzałam Ruth'Rę. Chciałem sprawdzić co tam u maluchów, Morwen i Kerenzy, ale najbardziej chciałem już zobaczyć Carricka. To było dla mnie coś nowego, taka chęć przebywania z jedną osobą. Dla mnie, bo Kiriliel to znał z dawnych czasów gdy ona z nim była...
Z siodła wyskoczyłem jeszcze zanim klacz całkiem wyhamowała i tylko swojej nadludzkiej zwinności zawdzięczałem to, że nie potłukłem się solidnie, ba, nawet nie zachwiałem, za to puściłem biegiem do domu.
Chyba pierwszy raz tak się spieszyłem do tego miejsca. Do tej pory był to tylko budynek, w którym nie było nic oprócz kilku moich rzeczy... Nie miałem planów, bliskich mi osób, nic do czego miałbym wracać. Teraz to się zmieniło...
Szybko rozejrzałem się po rezydencji. Okazało się, że kobiety się już rozgościły. Maluchy spały, podobnie jak Kerenza, tylko Mor siedziała w bibliotece. Zamieniłem z nią kilka słów i wyszedłem, nie chcąc jej przeszkadzać.
Nie mogłem jednak znaleźć Carricka, który ponoć nie zjawił się na kolacji. Zmartwiło mnie to solidnie. Postanowiłam się szybko przebrać i poszukać chłopaka. Gdy jednak wszedłem do pokoju zobaczyłem, że ktoś zrobił w nim niezłą rewizję...
-
Carrick? - pytałem, szukając wzrokiem chłopaka i mając nadzieję, że to tylko on się tu "rozglądał". No i ku mojej uciesze czekała mnie miła niespodzianka. Spod łóżka wylazł nie kto inny jak Carrick.
-
Można wiedzieć coś robił pod moim łóżkiem i czemuś taki czerwony? Co
poza tym tu w ogóle robisz? - pytałem, rozglądając się ponownie. Pootwierane szuflady, skotłowane ubrania, przesunięty stolik... No ciekawie, ciekawie.
Carrick nie odpowiedział, a tylko podszedł do mnie i wtulił się we mnie. Objąłem go więc, ciesząc jego bliskością.
- Czy to ważne? - Spytał i pociągnął mnie za sobą. Dałem się poprowadzić do łóżka jak piesek na smyczy. Gdy tylko usiadłem, przyciągnąłem Carricka do siebie. Opadliśmy razem na łóżko. Ja na plecy, a chłopak na mnie.
- Śpiący jesteś? - zapytałem, gdy mój słodziak wtulił się we mnie zadowolony.
- Już nie bardzo - wymruczał z półprzymkniętymi oczyma.
Spojrzałem na jego słodką buźkę i nie mogłem się nie uśmiechać.
- Co ty ze mną robisz...? - wymsknęło mi się, na szczęście cichutko.
- Co? - zapytał, unosząc się nieco i wpatrując we mnie.
- Tęskniłem za tobą - powiedziałem bezwiednie.
- Ja za tobą też - wymruczał i uniósł się, żeby mnie pocałować.
Leżeliśmy tak przez chwilę, a nasze usta nie odrywały się od siebie. Smakowałem go z rozkoszą.
Gdy oderwaliśmy się od siebie Carri był ślicznie rumiany. Pogłaskałem go po policzku.
- Tanith... mogę cię o coś spytać? - usłyszałem.
- Pytaj - powiedziałem żwawo jeszcze wtedy nie wiedząc w co się pakuję.
- Z kim tu byłeś ostatnio? - spytał, zerkając na mnie i lekko ściskając usta, jakby z niepewności.
Przez chwile nie zrozumiałem o co mnie pyta...
- Czyj to zapach... wymieszany z twoim? - zapytał, chyba żeby rozjaśnić mi w głowie...
- Ee..... - zawiesiłem się, nie bardzo wiedząc jak i co powiedzieć. I szczerze to próbowałem sobie przypomnieć tę dziewczynę... Miła, smukła blondynka... Poznałem ją w... chyba w tej karczmie niedaleko rynku....
Carrick spoglądał na mnie wyczekująco.
- M... - znów potrzebowałem chwili na zastanowienie. - Melia..? Nie. Malria.
Wreszcie sobie przypomniałem. Carrick wyglądał jednak na zdziwionego, co najmniej.
- No co? - spytałem.
Szczerze wcześniej nie wydawało mi się to niczym szczególnie niezwykłym, ale teraz byłem... speszony? Kontynuowałem jednak:
- Poznałem ją jednego wieczoru... pogadaliśmy, popiliśmy i jakoś tak, było nam tu po drodze.. Nie żebym pamiętał dokąd się wybieraliśmy... - nieco nerwowo potarłem kark. - Samo wyszło... Wstaliśmy rano, ona wyszła no i tyle... Nie ma o czym mówić.
- Dużo było takich, o których nie warto mówić? - spytał Carrick, niby to mimochodem.
Ciężko westchnąłem. Temat, który zaczął chłopak nigdy łatwy nie był. Z jednej strony przyznanie się do moich wszystkich "znajomości" nie wydawało mi się dobrym pomysłem. Wiem aż za dobrze jak się postrzegało Zarkiów jako ogół, a już tym bardziej takich stereotypowych "podrywaczy" jak ja. Nie chciałem, żeby Carri poczuł się zwyczajnie jednym z wielu... zwykłą przygodą. Zależało mi na nim, teraz. Fakt, ze nie wiedziałem co przyszłość przyniesie i czy nie przyjdzie mi zranić go, ale przecież go do cholery kochałem... Mógłbym go okłamać, powiedzieć, że nie było tego wcale tak dużo, ale wątpiłem, żeby w to uwierzył... No i kłamstwo... Nie chciałem go okłamywać...
- Dużo - wymamrotałem.
- A konkretniej?
- Oj no... nie liczyłem, ale sporo... Bardzo sporo... - wydukałem, głaszcząc go po ramieniu...
Spoglądałem czy nie jest, nie wiem, zły na mnie. Mógł przecież poczuć się urażony.
- Opowiesz mi coś o nich? - spytał znów.
- Aj aj... Dobra... to może coś zjemy i czegoś się napijemy, bo chyba się zapowiada dłuższa rozmowa - burknąłem i wstałem, wyswobodziwszy się tym samym z objęć chłopaka. Z jednej strony zabrakło mi natychmiast jego bliskości, ale poczułem się mniej... osaczony.
Pociągnąłem za sznurek z dzwoneczkiem, a po niedługiej chwili przyszła Falria.
- Przynieś nam śniadanie i butelkę wina - poprosiłem.
- Oczywiście, proszę pana - odparła od razu ze swoim stałym, lekkim uśmiechem.
Nie czekaliśmy długo na jej powrót. Dziewczyna przyszła wraz z siostrą. Shejra szła lekkim krokiem niosąc butelkę wina i kielichy. Siostra zerkała na nią jak zwykle czujnie.
- Dzień dobry - zaszczebiotała blondynka, ukazując ząbki w szerokim uśmiechu, którym obdarzyła tym razem nie mnie, a Carricka siedzącego na łóżku.
- Shej, idziemy - starsza dziewczyna odstawiła tacę i wyszła popędzając siostrę.
Razem z Carrickiem usiadłem do stołu. Chłopak pałaszował z apetytem, widać było, że brak wczorajszej kolacji dał mu się we znaki. Ja popijałem wino i skubałem bułkę z konfiturą.
- To... nie będzie takie łatwe... - wznowiłem przerwany wcześniej temat. - Części praktycznie nie pamiętam... To były tylko takie epizody... No wiesz, ktoś mi się podobał, ja podobałem się tej osobie. Spędzaliśmy trochę czasu razem i rozchodziliśmy się każdy w swoją stronę.
- A takie bardziej stałe... związki? - drążył dalej.
- No tego było nie tak dużo... Moją pierwszą dziewczyną była Zienna. Zarikanka i taka koleżanka z dzieciństwa... Była starsza o rok ode mnie, ale bardzo ją lubiłem, od zawsze, choć nie przepadałem wtedy za dziewczynami, jak chyba każde chłopaczysko... Miałem piętnaście lat kiedy zacząłem ją lubić nie tylko jako koleżankę. Cóż wyrosła na ognistowłosą ślicznotkę i pół okolicy za nią latało. Ona jednak lubiła mnie...
Nalałem sobie kolejny kielich wina i upiłem kilka łyków. Trunek był mocny i przyejmnie mnie rozgrzewał.
- Była moją pierwszą dziewczyną - kontynuowałem - i to w obu znaczeniach tego stwierdzenia. Byliśmy razem jakiś czas, ale mnie ciągnęło w świat, ona chciała zostać. Nie powiem, że nie było mi przykro rozstawać się z nią, ale cóż, stało się. Później to były takie epizody. Jak to w trakcie podróży, poznawałem ciekawych ludzi... Kobiety, bo wtedy jeszcze je preferowałem. Dopiero później zaczęli mnie interesować mężczyźni, a na początku konkretnie jeden. Nathaness, Kargijczyk. Wtedy po raz pierwszy to mnie ktoś uwiódł, a nie ja jego - uśmiechnąłem się na to wspomnienie.
To dziwne jak się teraz czułem, wspominając to wszystko. W takich chwilach człowiek zdaje sobie sprawę z upływu czasu, tego co mamy za sobą, a co nie raz nie jest zbyt przyjemne.
- Jak to z nim było? - ponaglił mnie Carrick, który też upił łyk wina.
- Cały czas twierdziłem, że nie jestem zainteresowany, bo przecież czułem o co mu chodzi jak się do mnie uśmiechał, albo niechcący znajdował się tam gdzie ja. Szedłem w zaparte, ale... skubany miał swój urok, tak mnie omotał, tak zakręcił i namieszał, że sam nie wiem jakim cudem i kiedy... zadurzyłem się w nim. On świetnie to wykorzystał. Dobrze się razem bawiliśmy. W końcu jakoś się nam znudziło... Ja ruszyłem dalej, on znalazł sobie kolejną ofiarę.
Zrobiłem sobie chwilkę przerwy, żeby zjeść rozgrzebaną bułkę do końca. Nie spieszyło mi się, żeby przejść dalej.
- Kolejna była Nadia... Była Rdzawokristą, śliczna i mądra dziewczyna. Wzięło mnie od razu... Ogłupiałem nieco na jej punkcie, nawet nieco bardzo. Miałem wtedy dwadzieścia dwa lata, ona dziewiętnaście. Byliśmy ze sobą dwa lata...
Zamilkłem na chwilę, wpatrując się w czerwony płyn w kielichu. To nie były zbyt miłe wspomnienia. Carrick nie nalegał, ale wiedziałem, że chce usłyszeć ciąg dalszy. Nabrałem więc powietrza i mówiłem dalej:
- Nadia była sierotą. Zawsze marzyła o rodzinie... No wiesz. Mąż, gromadka dzieci... Na początku jakoś nie zwracałem na to takiej szczególnej uwagi. Było nam dobrze ze sobą. Zero kłopotów... Ale w końcu rozmowy coraz bardziej zjeżdżały na temat ślubu i maluchów. Powiedziałem jej wtedy, że... Z resztą wiesz jaki jestem. I nie, nie wszystko wiedziała, tylko o moim "mankamencie" i o tym, że ze mną dzieci mieć nie będzie. To ją zraniło. I nagle jakoś przestało nam się układać. Zaczęliśmy się kłócić o byle co i w końcu odeszła...
- Przykro mi - powiedział Carri ze szczerym żalem w oczach.
- Ej, ej, nie powinno. Jak ostatni raz widziałem Nadię to była w ciąży. To miał być jej drugi szkrab. Wyglądała na prze szczęśliwą, więc wszystko jest dobrze - uśmiechnąłem się szczerze na wspomnienie jej szczęśliwej buźki.
Po raz trzeci napełniłem kielich i napiłem się wina.
- No po Nadii miałem przerwę w romansach... Później były mało ważne epizody, no najdłużej było z Finianem i później z Erie, ale to była tylko zabawa... I do teraz to by było na tyle jeśli chodzi o dłuższe związki, czy jakieś faktyczne miłostki czy zauroczenia... - skończyłem swoją opowieść jako tako.
- No dobra słodziaku. Teraz twoja kolej. Komu to, oprócz mej skromnej osoby, oddałeś serduszko? - zapytałem, wpatrując się w niego i lekko mrużąc oczy. Tak, byłem tego cholernie ciekawy i... zazdrosny jak diabli. Myśl, że Carri kochał kogoś, a być może mógłby pokochać kogoś, innego niż ja wywoływała nieprzyjemny, chłodny dreszcz. Rozważałem niestety taką możliwość... Jakoś nie do końca potrafiłem sobie wyobrazić siebie w prawdziwym, stałym związku. Już nie. Miałem wrażenie, że prędzej czy później coś się stanie, coś nabroję i... znów zostanę sam.
<Carrcio?>
Spoglądałem czy nie jest, nie wiem, zły na mnie. Mógł przecież poczuć się urażony.
- Opowiesz mi coś o nich? - spytał znów.
- Aj aj... Dobra... to może coś zjemy i czegoś się napijemy, bo chyba się zapowiada dłuższa rozmowa - burknąłem i wstałem, wyswobodziwszy się tym samym z objęć chłopaka. Z jednej strony zabrakło mi natychmiast jego bliskości, ale poczułem się mniej... osaczony.
Pociągnąłem za sznurek z dzwoneczkiem, a po niedługiej chwili przyszła Falria.
- Przynieś nam śniadanie i butelkę wina - poprosiłem.
- Oczywiście, proszę pana - odparła od razu ze swoim stałym, lekkim uśmiechem.
Nie czekaliśmy długo na jej powrót. Dziewczyna przyszła wraz z siostrą. Shejra szła lekkim krokiem niosąc butelkę wina i kielichy. Siostra zerkała na nią jak zwykle czujnie.
- Dzień dobry - zaszczebiotała blondynka, ukazując ząbki w szerokim uśmiechu, którym obdarzyła tym razem nie mnie, a Carricka siedzącego na łóżku.
- Shej, idziemy - starsza dziewczyna odstawiła tacę i wyszła popędzając siostrę.
Razem z Carrickiem usiadłem do stołu. Chłopak pałaszował z apetytem, widać było, że brak wczorajszej kolacji dał mu się we znaki. Ja popijałem wino i skubałem bułkę z konfiturą.
- To... nie będzie takie łatwe... - wznowiłem przerwany wcześniej temat. - Części praktycznie nie pamiętam... To były tylko takie epizody... No wiesz, ktoś mi się podobał, ja podobałem się tej osobie. Spędzaliśmy trochę czasu razem i rozchodziliśmy się każdy w swoją stronę.
- A takie bardziej stałe... związki? - drążył dalej.
- No tego było nie tak dużo... Moją pierwszą dziewczyną była Zienna. Zarikanka i taka koleżanka z dzieciństwa... Była starsza o rok ode mnie, ale bardzo ją lubiłem, od zawsze, choć nie przepadałem wtedy za dziewczynami, jak chyba każde chłopaczysko... Miałem piętnaście lat kiedy zacząłem ją lubić nie tylko jako koleżankę. Cóż wyrosła na ognistowłosą ślicznotkę i pół okolicy za nią latało. Ona jednak lubiła mnie...
Nalałem sobie kolejny kielich wina i upiłem kilka łyków. Trunek był mocny i przyejmnie mnie rozgrzewał.
- Była moją pierwszą dziewczyną - kontynuowałem - i to w obu znaczeniach tego stwierdzenia. Byliśmy razem jakiś czas, ale mnie ciągnęło w świat, ona chciała zostać. Nie powiem, że nie było mi przykro rozstawać się z nią, ale cóż, stało się. Później to były takie epizody. Jak to w trakcie podróży, poznawałem ciekawych ludzi... Kobiety, bo wtedy jeszcze je preferowałem. Dopiero później zaczęli mnie interesować mężczyźni, a na początku konkretnie jeden. Nathaness, Kargijczyk. Wtedy po raz pierwszy to mnie ktoś uwiódł, a nie ja jego - uśmiechnąłem się na to wspomnienie.
To dziwne jak się teraz czułem, wspominając to wszystko. W takich chwilach człowiek zdaje sobie sprawę z upływu czasu, tego co mamy za sobą, a co nie raz nie jest zbyt przyjemne.
- Jak to z nim było? - ponaglił mnie Carrick, który też upił łyk wina.
- Cały czas twierdziłem, że nie jestem zainteresowany, bo przecież czułem o co mu chodzi jak się do mnie uśmiechał, albo niechcący znajdował się tam gdzie ja. Szedłem w zaparte, ale... skubany miał swój urok, tak mnie omotał, tak zakręcił i namieszał, że sam nie wiem jakim cudem i kiedy... zadurzyłem się w nim. On świetnie to wykorzystał. Dobrze się razem bawiliśmy. W końcu jakoś się nam znudziło... Ja ruszyłem dalej, on znalazł sobie kolejną ofiarę.
Zrobiłem sobie chwilkę przerwy, żeby zjeść rozgrzebaną bułkę do końca. Nie spieszyło mi się, żeby przejść dalej.
- Kolejna była Nadia... Była Rdzawokristą, śliczna i mądra dziewczyna. Wzięło mnie od razu... Ogłupiałem nieco na jej punkcie, nawet nieco bardzo. Miałem wtedy dwadzieścia dwa lata, ona dziewiętnaście. Byliśmy ze sobą dwa lata...
Zamilkłem na chwilę, wpatrując się w czerwony płyn w kielichu. To nie były zbyt miłe wspomnienia. Carrick nie nalegał, ale wiedziałem, że chce usłyszeć ciąg dalszy. Nabrałem więc powietrza i mówiłem dalej:
- Nadia była sierotą. Zawsze marzyła o rodzinie... No wiesz. Mąż, gromadka dzieci... Na początku jakoś nie zwracałem na to takiej szczególnej uwagi. Było nam dobrze ze sobą. Zero kłopotów... Ale w końcu rozmowy coraz bardziej zjeżdżały na temat ślubu i maluchów. Powiedziałem jej wtedy, że... Z resztą wiesz jaki jestem. I nie, nie wszystko wiedziała, tylko o moim "mankamencie" i o tym, że ze mną dzieci mieć nie będzie. To ją zraniło. I nagle jakoś przestało nam się układać. Zaczęliśmy się kłócić o byle co i w końcu odeszła...
- Przykro mi - powiedział Carri ze szczerym żalem w oczach.
- Ej, ej, nie powinno. Jak ostatni raz widziałem Nadię to była w ciąży. To miał być jej drugi szkrab. Wyglądała na prze szczęśliwą, więc wszystko jest dobrze - uśmiechnąłem się szczerze na wspomnienie jej szczęśliwej buźki.
Po raz trzeci napełniłem kielich i napiłem się wina.
- No po Nadii miałem przerwę w romansach... Później były mało ważne epizody, no najdłużej było z Finianem i później z Erie, ale to była tylko zabawa... I do teraz to by było na tyle jeśli chodzi o dłuższe związki, czy jakieś faktyczne miłostki czy zauroczenia... - skończyłem swoją opowieść jako tako.
- No dobra słodziaku. Teraz twoja kolej. Komu to, oprócz mej skromnej osoby, oddałeś serduszko? - zapytałem, wpatrując się w niego i lekko mrużąc oczy. Tak, byłem tego cholernie ciekawy i... zazdrosny jak diabli. Myśl, że Carri kochał kogoś, a być może mógłby pokochać kogoś, innego niż ja wywoływała nieprzyjemny, chłodny dreszcz. Rozważałem niestety taką możliwość... Jakoś nie do końca potrafiłem sobie wyobrazić siebie w prawdziwym, stałym związku. Już nie. Miałem wrażenie, że prędzej czy później coś się stanie, coś nabroję i... znów zostanę sam.
<Carrcio?>