Dostałam wezwanie od jakiegoś króla Urdona. Po co jestem mu
potrzebna? Tak właściwie... Prawdopodobnie będę jedyną z Kargijczyków. A poza tym, nie widzą mi się żadne miasta. Będę musiała się przełamać. Ciekawe jakie
to rozkazy dostanę. Nie mój król, ale cóż, trzeba się zjawić.
Siedziałam na drzewie, kiedy usłyszałam rżenie niespokojnej klaczy.
Spojrzałam na nią z gałęzi.
- Nie popędzaj mnie - mruknęłam i zeszłam z drzewa.
Pogłaskałam Kami i wsiadłam na nią. "No to wio", pomyślałam.
Ruszyłyśmy powoli, przedzierając się przez pobliską dzicz. Śpiew ptaków, odgłos
kopyt i szum wiatru umilał mi drogę. Po chwili jednak przyspieszyłam. Muszę
szybko dostać się do Yrs. Chcę to mieć z głowy! Przynajmniej szybciej zleci mi
czas na tym Wygnaniu. Ciekawe jak tam mój ród? Jak się miewają moi rodzice? Pewnie już dawno przyzwyczaili się do
braku obecności leniwej córki. Cóż takie życie.
Westchnęłam. Chętnie bym sobie dalej odpoczywała na gałęzi. Po chwili klacz gwałtownie zahamowała ,wyrzucając mnie naprzód. To
był koniec lasu, także ludzie którzy tędy przechodzili mogli paść na zawał. Nagle ktoś
wyleciał z lasu jak torpeda. Na pewno zabawnie wyglądałam. Wylądowałam w przysiadzie. Cudem. Zachwiałam się, ale później wstałam i odwróciłam w stronę klaczy. Spiorunowałam ją wzrokiem.
- Delikatniej nie było można? - warknęłam.
W odpowiedzi usłyszałam rżenie. Bladego pojęcia nie mam co ona powiedziała, ale
wskazywała łbem na coś za mną. Znów się odwróciłam, tym razem tyłem do klaczy.
Przede mną było wielkie miasto. Jęknęłam niezadowolona. Dalej musiałam iść
pieszo, ponieważ Kami nie lubi tego typu terenów. Szłam dosyć szybko. W pewnym momencie przeszedł koło mnie jakiś mężczyzna. Zaczepiłam go, by spytać gdzie jestem.
- Przepraszam. Czy to jest Yrs? - zapytałam.
- Owszem. Dlaczego pytasz? - odpowiedział.
- A to już moja sprawa - mruknęłam.
Ruszyłam więc wgłąb miast, zapoznać się ze stolicą Quaarii.
<Tanith?>