Mój głos i dłonie przestały drżeć z wściekłości, ale nie wnętrze. Jakaś kurwa wniosła truciznę do pałacu króla, na dodatek próbowała otruć osobę dla mnie istotną. Pewne było, że gdy ją dopadnę to będzie zdychać w męczarniach, a dorwę ją.
- No, bierz się za jedzenie. Musisz uzupełnić nieco kalorie - ponagliłem Naitheriell.
Kobieta uśmiechnęła się do mnie jeszcze raz i usiadła do jedzenia. Ja wziąłem w dłoń kielich wina. Upiłem spory łyk i wstałem.
- Zaraz wracam - rzuciłem i wyszedłem pospiesznie.
Wezwałem Eireth'a, swojego podkomendnego. Mężczyzna zjawił się pospiesznie.
- Chcę mieć jutro raporty odnośnie tego, którzy gwardziści pełnili straż w pałacu w czasie audiencji, przed i po niej. Do tego chcę mieć nazwiska i opisy wszystkich osób, które wchodziły. Głównie kobiet.
- Czy coś się stało? - zapytał.
- Jakaś kurwa wniosła truciznę do pałacu. Macie przesłuchać gwardzistów, możesz ich uprzedzić, że jak któryś ją kryje, to żywcem obedrę go ze skóry, zrozumiano?
- Oczywiście. Coś jeszcze?
- Na razie tyle, jak coś znajdziesz to od razu mnie powiadom.
Eireth skłonił głowę i wyszedł. Ja natomiast wróciłem do sypialni. Naith zaspokoiła już chyba pierwszy głód, bo siedziała teraz i powoli skubała jakieś drobne owoce. Odwróciła się i spojrzała na mnie pytająco, gdy usiadłem za nią i ją objąłem.
- Jak się czujesz? - zapytałem. Wyglądała już nieco lepiej. Nie była już niezdrowo blada, a jej dłonie przestały drżeć.
- Lepiej, dziękuję. No więc, co takiego cię stąd wygoniło? - spytała.
- Wybacz skarbie, ale moja robota, moja sprawa. Ja nie wypytuję o twoje profesje, żadną z nich - tak, wiedziałem co robi moja Ptaszyna. Musiałem wiedzieć o bardzo wielu rzeczach. Swoją drogą opłacałem taki tabun informatorów, że niewiele osób miało przede mną tajemnice.
- A chciałbyś zapytać?
- Wolałbym nie wiedzieć o niektórych kwestiach - przyznałem. Zacząłem ją głaskać opuszkami palców po biodrze. - Aż za dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że masz na sumieniu wystarczająco dużo, by stracić tę swoją, piękną główkę.
- To jakaś aluzja? - spytała i widać było cień niepokoju w tym, jak spięła mięśnie.
- Gdybym chciał coś ci zrobić, to bym to zwyczajnie zrobił, ale tak się składa, że nie chcę. Nie mam wokół siebie tyle osób potrafiących znieść mój urok osobistych, żeby je wieszać za kilka zabójstw, których sam bym chętnie dokonał. Tak więc przy mnie jesteś bezpieczna i nie musisz mnie niczym dźgać.
- Bardzo śmieszne. Jak będziesz mnie tak zachodził od tyłu, to kiedyś naprawdę zrobię ci krzywdę i to będzie wyłącznie twoja wina - syknęła.
- No oczywiście, ale następnym razem radzę nie wymachiwać w pałacu żelastwem. Jakbyś poharatała kogoś ważnego i to przy świadkach, to nie przeszłoby to tak bez echa. Może się okazać, że twój tyłeczek nie wystarczy do wyciągnięcia cię z tarapatów. Ale lepiej skończmy ten temat - sięgnąłem po wino i szybko opróżniłem kielich.
Naith spojrzała na mnie, unosząc brwi. W odpowiedzi posłałem jej całusa.
- No to jak mniemam na dziś jesteś moja... - powiedziałem z uśmiechem - więc radzę, żebyś jeszcze coś zjadła. Jak masz na coś ochotę to mów. Ta banda leserów robiąca za służbę będzie miała robotę przynajmniej.
<Naith?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz