Siedziałem w ogrodzie, czytając. Bardzo często tak wyglądały mojej popołudnia. Nigdy mi to nie przeszkadzało. Przywykłem do samotności.
Przewróciłem kolejną pożółkłą stronę, dokładnie lustrując jej tekst, gdy poczułem czyjeś ramiona oplatające się wokół mojej szyi. Wzdrygnąłem się, gotów do działania.
- Aleś ty spięty... - usłyszałem słodkie, mruczenie tuż.
Kerenza stała za mną, obejmując mnie. Jej usta były ledwie cal od mojego ucha, a kształtny biust naciskał na moją łopatkę.
- Znów siedzisz i czytasz? - zerknęła mi rzez ramię, wpatrując się w runy, które zapewne nic jej nie mówiły. W końcu spisano je jeszcze na długo przed moim nawet narodzeniem, a ich znaczenie już wtedy mało kto umiał pojąć.
- A czemu zawdzięczam tę wizytę? - spytałem, odkładając manuskrypt.
- Chciałam cię po prostu zobaczyć - zaszczebiotała i okrążyła mnie, by w końcu usiąść mi na kolanach. - Stęskniłam się strasznie...
Kobieta zrobiła rozżaloną minkę i zatrzepotała rzęsami.
Aż za dobrze wiedziałem w co gra. Kerenza była... niesamowita. Piękna i pociągająca. Do tego wciąż robiła wszystko, żeby mnie uwieść, a przecież już to zrobiła. Już jej uległem i nie byłem pewien, czy byłbym w stanie się opierać, a już tym bardziej, czy w ogóle bym tego chciał.
Uśmiechnąłem się i położyłem dłoń na policzku kobiety, tan natychmiast nakryła ją swoją dłonią, tuląc. Obdarowała mnie przy tym pięknym uśmiechem. Jej jasna, śliczna buzia, okalana falami kruczoczarnych włosów przysłoniła mi widok nieba, na którym jaśniała tarcza słońca.
Zamrugałem, mając przed oczami inną scenę. Rażące mnie słońce i twarzyczkę ukochanej, odgradzającą mnie od ostrych jak noże promieni. Tylko, że wtedy nie byłem w stanie unieść dłoni, by pogładzić jej policzek.
Złączyłem swoje usta z ustami Korenzy, delikatnie, ledwie na ułamek chwili. Nie wiedząc kogo tak właściwie chciałbym teraz pocałować i cóż miałoby to znaczyć. W jednej chwili cieszyłem się chwilą obecną. Cieszyłem się ciepłem i obecnością kogoś, kto stał się drogi memu sercu, tak bardzo, że choć trwało to ledwie mgnienie, to już stał się częścią mnie. Cieszyłem się siłą i pewnością, którą czułem. Cierpiałem jednak przeszłością. Słabością, wspomnieniami, żalem i palącym jak rozgrzany łańcuch sumieniem.
Spuściłem głowę, mocno zaciskając powieki.
- Coś się stało? - usłyszałem pytanie i poczułem doń głaszczącą mnie po głowie.
- To nic... - wyszeptałem, unosząc twarz i próbując się uśmiechnąć.
- Miło, że próbujesz kłamać - stwierdziła, spoglądając mi w oczy.
- T-to nie tak.. - jęknąłem.
- Więc jak? Kiriliel... ja chcę wiedzieć. Chcę wiedzieć o tobie więcej. Chcę wiedzieć co myślisz i co się z tobą dzieje gdy jesteś taki...
Westchnąłem ciężko. Co miałem jej niby powiedzieć? Że jestem starcem, który żyje już ponad osiem wieków?
- Czasami... czasami mi kogoś przypominasz - rzuciłem.
- Opowiesz mi o niej?
- Kochałaś kiedyś kogoś, Kerenzo?
- Kiedyś... Kiedyś był ktoś, kto był dla mnie ważny, komu byłam obiecana. Turnd... Tak miał na imię. Tylko, że to było już dawno, bardzo dawno temu - to mówiąc sięgnęła do szyi i ujęła w dłoń medalik, bawiąc się nim. - Tyle mi po nim zostało... No i wspomnienia, choć te mają zawsze słodko-gorzki smak.
Jej słowa były tym, co sam chciałbym powiedzieć. Mnie także zostały wspomnienia. Te dobre, ciepłe, ale zawsze przeplatane z tymi złymi i bolesnymi.
- Yullen była pierwszą osobą, którą pokochałem... Której pragnąłem. Byłem wtedy bardzo chory... A ona dała mi nadzieję i siłę. Poświęciła też swoje życie, żeby uratować mnie. Kiedy mi ja przypominasz... cieszę się, bo znów mam kogoś przy sobie, ale...
- Czujesz się, jakbyś zdradził jej pamięć? Ją? - Kerenza uśmiechnęła się ciepło, choć nie było w tym uśmiechu radości, a chęć pocieszenia.
- Tak... Wiem, że to...
- Nie. To nie jest niewłaściwe i rozumiem to dobrze.
- Przepraszam - wydukałem, pocierając policzek.
- Nie musisz. Nawet nie powinieneś. To dobrze, że pamiętasz kogoś, kogo kochałeś. A ja...? Ja jestem tu od tego, żebyś wiedział, że i w chwili obecnej coś masz...
Uśmiechnąłem się i syknąłem, kiedy jej dłoń powędrowała do mojego krocza.
- N-nie tu... - wymamrotałem, kiedy jej sprawna dłoń rozwiązała moje spodnie.
- A dlaczego by nie? Kto nas tu zobaczy? - wymruczała, wstając i ujrzałem tylko jak zsuwa bieliznę, by po chwili usiąść na mnie okrakiem, zakrywając nas jednocześnie połami sukni.
Jęknąłem przeciągle, kiedy kobieta zaczęła poruszać biodrami ocierając się o mój twardniejący członek.
Porwałem ją w ramiona i pocałowałem mocno, splatając swój język z jej, przyciskając ją do siebie, gdy ona uniosła biodra, żeby wziąć mnie w siebie.
Wsunąłem dłonie pod jej suknię, by móc pieścić jej uda i pośladki, moje usta skubały jej szyję i głęboki dekolt. Wsłuchiwałem się w jej rozkoszne jęki, gdy ujeżdżała mnie mocno, dając nam obu przyjemność. Zatraciłem się w tym, w niej. W zapachu jej skóry, smaku jej ust, w dotyku, dźwięku...
- Nal Rayjo - wymruczałem jej do ucha.
Spojrzała na mnie pytająco. Ja jednak nic nie powiedziałem, a tylko przyciągnąłem do siebie jej twarzyczkę, żeby móc mocno ją pocałować.