Byłam zdumiona, a może nawet lekko zszokowana... oraz spanikowana. Budzenie się w cudzym łóżku czy pokoju zdecydowanie nie należało do czynności, w których się widziałam. I zapewne dla własnego bezpieczeństwa nie powinnam w takowych uczestniczyć. A jednak, leżałam sobie w najlepsze jak długa. Co prawda obok mnie był Asheroth, ale świadomość, że to mógł być ktokolwiek inny wymierzyła mi solidny policzek.
- Spokojnie Ptaszyno. Leżysz tylko w moim łóżku. Chyba wypiłaś jednak ciut za dużo - powiedział Ash, widząc moje zaskoczenie.
Ciut za dużo...? Co ja właściwie robiłam? Chyba poszłam na audiencję... Przecież to niemożliwe, żebym odbyła libację alkoholową w zamku. Poza tym, nie mam kaca.
- Jak długo spałam? - ziewnęłam przeciągle, nadal czując znużenie.
- Ledwie zmrużyłaś oczy. Kazałem już przygotować ci coś do jedzenia i
nie, nie będzie surowe, w razie jakbyś miała jakieś wątpliwości - odparł Asheroth i wezwał służącą, a ta po paru chwilach przyniosła tacę pełną jedzenia.
Wszystko wyglądało bardzo smacznie, ale z niezrozumiałych dla mnie powodów czułam się okropnie, a patrząc na zawartość tacy jeszcze gorzej. Dodając do tego zanik pamięci po krótkim śnie...
"Coś jest nie tak", pomyślałam, bardzo szybko mrugając oczami i próbując tym samym oczyścić pole widzenia z coraz częstszych przywidzeń. W końcu westchnęłam, burcząc pod nosem coś niezrozumiałego nawet dla mnie. Sięgnęłam po kawałek chleba leżącego na tacy.
- Tylko nie mów, że jesteś na diecie - mruknął Ash, siadając na skraju łóżka.
- Nie, nie jestem. Preferuję inny rodzaj spalania tłuszczyku - parsknęłam i rzuciłam mu dwuznaczne spojrzenie. - Pozwól mi coś sprawdzić...
Ugryzłam kromkę świeżo upieczonego chleba, sądząc po jego chrupkości. Nie czułam natomiast ani zapachu, ani też smaku. Z początku. Po kilku sekundach jedzenie w ustach stało się gorzkie. Skrzywiłam się.
- Czy w tym jest trucizna? - zapytałam spokojnie po przełknięciu kęsa.
- ...Że niby słucham?! - natychmiast podniósł ton głosu, może ze złości, może przez szok.
- Tak myślałam. To była kiepska próba... - podsumowałam, wstając powoli z posłania.
- O czym ty mówisz? Jaka trucizna? Nie wstawaj, jesteś kompletnie pijana. - Spróbował popchnąć mnie z powrotem do pozycji leżącej, ale odepchnęłam jego rękę.
- Jestem otruta, a nie pijana - fuknęłam na niego. - Skoro w chlebku nie ma trucizny, to w kielichu była. A czy teraz mógłbyś mi wskazać drogę do łazienki, a najlepiej pomóc mi tam dotrzeć?
Bez słowa chwycił mnie za ramiona i pomógł bardziej, niż oczekiwałam. Nie protestowałam jednak, bo takie wsparcie było lepsze od obijania się o ściany po wypiciu odurzacza razem z winem.
- Dziękuję - powiedziałam, gdy już stałam na tyle blisko drzwi toalety, by iść dalej samopas.
- Co zamierzasz zrobić? - zapytał Ash, a po tonie jego głosu mogłam wywnioskować, że ciśnienie już zdążyło mu podskoczyć.
- A jak sądzisz? - przewróciłam oczami. - Nie zamierzam czekać na następne objawy zatrucia. Wyjdź.
Posłuchał mnie i odszedł nieco dalej, abym mogła się zatrzasnąć w pomieszczeniu. Ze zrezygnowaniem odgarnęłam włosy za plecy i zmusiłam się do pozbycia całej treści żołądka. Nie wiem, ile to trwało, być może godzinę. Po wszystkim wypłukałam starannie usta i odczekałam, aż osłabienie i zawroty głowy ustaną. Ku mojemu zadowoleniu, efekty działania obcej substancji powoli ustępowały.
Wyszłam z łazienki i wróciłam do pokoju, w progu którego opierał się Ash. Obdarzyłam go słabym uśmiechem.
- No to ładny dałam popis... - skwitowałam ostatnie zajście.
- Daj spokój. Każdemu się może zdarzyć. Bardziej mnie obchodzi, która szmata to zrobiła i czy wie, co grozi za używanie trucizny w zamku królewskim - warczał Asheroth, na co próbowałam go uspokoić prostymi gestami. - Co to miało być? Próba gwałtu?
- Cichaj, cichaj - mruknęłam przymilnie i objęłam go, kładąc głowę na jego ramieniu. - Nie można mnie tak łatwo zgwałcić, tygrysku. Umiem wyczuć truciznę. A ta... - zawahałam się, rozmyślając nad trafnością stwierdzenia, o jakim myślałam. - Musiała pochodzić od kogoś doświadczonego. Prawdopodobnie bardziej doświadczonego niż ja i nie życzącego sobie konkurencji na dworze... Mam rację...? - zapytałam, mimowolnie gładząc jego ciemną czuprynę, jakby zbyt puszystą w zestawieniu z całą resztą ciała. - Tak poza tym, dziękuję... Nie mam pojęcia, do czego by doszło, gdyby nie ty.
Zerknęłam na tacę z jedzeniem, które nagle wydało mi się czymś nienaturalnie wykwintnym i zachęcającym do spożycia, ale nie dałam tego po sobie poznać. Obiecałam sobie, że prędzej skończę z pogryzionym językiem, niż rzucę się do czegokolwiek bez umiaru i zastanowienia.
- Zjedz coś - rzekł Asheroth. - I nie udawaj, że to była tylko trucizna, Ptaszyno - dodał po chwili z rozbawieniem i przesunął palcem po moim policzku, zdradzającym zapewne kombinację głodu oraz wina.
<Ash?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz