sobota, 30 sierpnia 2014

Od Say'Jo (do Abyss)

Siedziałam w powozie. Byłam ciekawa tego, co było przede mną, wokół mnie, ale byłam też zmęczona i chciałam zachować siły na później. Wiedziałam, że moje zdolności będą mi niezbędne, szczególnie w obcym miejscu, w którym nie będę mogła się poruszać bez wzroku. W domu nie stanowiło to dla mnie problemu. Nawet w okolicy rezydencji znałam każdy kąt, i choć sporo się zmieniało, to jakoś umiałam to wyczuć, nawet bez używania wizji. Tu będę ślepa, całkowicie, jeśli nie będę miała możliwości wspierać się wizjami.
Przed zmierzchem zatrzymaliśmy się w jakiejś gospodzie. Nie pachniała zbyt przyjemnie. Czuć w niej było ciężki zapach alkoholu, smród ludzkich ciał i zwierząt. Czułam także krew. Może ktoś o mniej wyczulonych zmysłach nie odczuwał tak tego, ale brak wzroku mój organizm nadrabiał wzmocnieniem pozostałych zmysłów. Wnętrze karczmy zdecydowani musiało wyglądać tak, jak pachniało, bo brat trzymał mnie bardzo blisko siebie, prowadząc do pokoju. Nie przepadałam za chwilami gdy tak mnie do siebie przyciągał. Gdy trzymał mnie mocno, tuż obok siebie, jakbym miała się mu wyrwać, lub jakby ktoś chciał mnie mu zabrać. nie lubiłam czuć jego oddechu na karku, a ni dłoni zaciskających się na moim ciele. Nie odzywałam się jednak, bo i po co? I tak nic by to nie dało. Uri'An mnie przecież chronił...
W pokoju podano nam posiłek. Po czym Uri nakazał mi się położyć. Zrobiłam to, zakrywając się nakryciem i zamykając oczy. Znów próbowałam usnąć. Jednak i tym razem nie udało mi się. Nawiedziła mnie jednak wizja. Wizja dziewczyny pędzącej na oślep na koniu. Spadła, krwawiła. Nie wiedziałam kiedy ja spotkam, ale wiedziałam, że to się stanie. Zmiana przyszłości z moich wizji była niezwykle trudna. A tym razem nie miałam zamiaru nic zmieniać. Wiedziałam, że dokądkolwiek zmierzam, gdziekolwiek się udamy ścieżka moja i tej jasnowłosej się skrzyżują.
Nad ranem wreszcie udało mi się zasnąć. Nie spałem jednak długo, bo obudził mnie mój brat, zarządzając wyjazd. Szybko pozbierałam się i wyszliśmy.
- Pojadę na Ri'Casie - stwierdziłam.
- Nie ma mowy! - warknął Uri. - To nie jest łąka obok domu! Nie znasz terenu, a ten koń to narwana bestia.
- Nie mów tak. Ri'Cas może i jest nerwowy, ale nie tylko on, prawda? A ciebie jakoś znoszę! - nie wiem dlaczego wybuchłam. Nie robiłam ego często, ale tym razem byłam jakaś podenerwowana.
Zrobiłam krok w przód, a mój wierzchowiec wyczuwając, że go potrzebuję zerwał się z uwięzi i stanął obok mnie. Trącił mnie nosem, a kiedy uniosłam dłoń, ustawił się tak, żeby moja dłoń spoczęła na jego grzbiecie. '
- Say'Jo! Stój! - warknął mój brat, ja jednak już wskoczyłam na grzbiet ogiera, po czym popędziłam go do przodu.
Gdy tak pędziłam, świst powietrza coś mi rpzypominął. Był mi znajomy... Był czymś z wizji.
Spięłam konia, by zatrzymał się. Stanął dęba, gwałtownie młócąc powietrze kopytami i rżąc wściekle. Byłam jednak na to przygotowana, bo moje wizje znów mnie prowadziły. Widziałam dziewczynę, lezącą przy drodze. Tę jasnowłosą.
Wkrótce zjawił się mój brat. Wściekły jak osa.
- Hej! - wrzasnął wściekle, ale ucichł, widząc dziewczynę.
- Co ci jest? - spytałam, widząc, jak dziewczyna próbuje otworzyć oczy.
Czułam krew, próbowałam więc dostać się do rany. Dziewczyna jednak odtrąciła moją dłoń i usiadła. Zaczęła sama opatrywać swoje rany. Widziałam to poprzez wizje.
Siedzieliśmy w ciszy. Poczułam na sobie wzrok dziewczyny. Znów nie widziałam, a pulsowanie w skroniach ostrzegało, bym nie przesadzała z wizjami.
- Przepraszam za fatygę…- wyszeptała jasnowłosa.
- Nie przepraszaj. Nic złego nie zrobiłaś... - zaczęłam łagodnie i niepewnie wyciągnęłam dłoń, żeby zorientować się jak daleko ode mnie siedzi.
- Wstawaj i jedziemy - burknął Uri.
- Nie możemy jej tak zostawić - zaprotestowałam. 
Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale w końcu machnął ręką. 
- Dobra, jak sobie chcesz to tu siedź. Jak tylko wrócę z woźnicą to zbierasz tyłek do powozu! - warknął.
- Dobrze - zgodziłam się.
Westchnęłam z ulgą, gdy usłyszałam tętent kopyt. Wiedziałam, że Uri'An nie pozwoli mi na zbyt długą wolność. Zdziwiło mnie to, że zostawił mnie samą z obcą dziewczyną, ale chyba stwierdził, że ta drobna blondynka nie zrobi mi krzywdy. 
- Jak tam twoja rana? - spytałam, kierując twarz w miejsce, w którym wydawało mi się, że siedziała. 
- Dobrze - powiedziała. Usłyszałam jęk.
- Chyba nie powinnaś jeszcze wstawać - zaprotestowałam. - Sądzę, że będzie lepiej, jeśli podwieziemy cię do miasta. Tam chyba znajdzie się ktoś, kto ci pomoże.
Moich uszu doszło zrezygnowane westchnienie. 
- Skoro już tak siedzimy to pasuje się przedstawić, prawda? Jestem Say'Jo.
- Ja Abyss - wyjawiła.
- Ładne imię - uśmiechnęłam się. - Czy mogłabyś powiedzieć mi gdzie jest mój koń? Czy go widać w pobliżu? Bo go nie słyszę...
- Jest tam, na skraju lasu - powiedziała i chyba wskazała kierunek, bo jej głos wskazywał na to, że obróciła głowę.
- Dziękuję. Byłabym wdzięczna, gdybyś czasami an niego zerknęła. Ri'Cas, bywa mało posłuszny i czasami zdarza mu się gdzieś zwiać. 
- Dlaczego sama go nie przypilnujesz? - zapytała zdezorientowana.
- Mogłabym, gdybym coś widziała. Tak, może to się wydać dziwne, ale jestem niewidoma. To znaczy, czasami widzę, ale w wizjach. Na przykład w nocy widziałam ciebie.

<Abyss?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz