Wyszłam z trzaskiem otwierając drzwi komnaty, w której się
znajdowałam, nie wiązałam włosów, które wciąż wilgotne powiewały
targane przez większy napór powietrza, który tworzyła się gdy szybkim
krokiem przedzierałam się przez korytarze. Zupełnie naga. Naga dla mnie w
mim poczuciu, moim mniemaniu, w moim ubiorze brakowało istotnej rzeczy.
Płaszcza, który krył mnie do tej pory, który ukrywał mnie przed spojrzeniami innych.
Teraz było ich wiele, spoczęły na mnie jak na odbiciu w lustrze,
niektóre na tyle oryginalne by krzyknąć coś do mnie z oburzeniem o to, że
właśnie na nie wpadłam, drugie wrzeszczące za mą w pogoni bym jednak
została w pokoju. Skręciłam w końcu do wyjścia i przystając zanim
jeszcze drzwi za mną zamknęły się z trzaskiem.
Wzięła dwa drobne palce u mojej dłoni, przykładając je do ust,
które zaraz potem otworzyłam gwiżdżąc donośnie i melodyjnie. Czekając na
odpowiedź, którą dostałam w okamgnienia.
W oddali zobaczyłem
zarys konia, Horance biegł mi na spotkanie rżąc na tyle głośno bym
usłyszała go przedzierając się przez ten gwar na ulicach miasta.
Wskoczyłam chętnie na niego okrakiem i lekko uderzyłam piętami dając
znak do pełnej gotowość i zezwolenia mu na jakąkolwiek prędkość pragnął.
Ledwo powstrzymałam uśmiech na twarzy gdy jechałam tak wprost na
granice miasta mijana przez uskakujących przede mną ludzi. Miałam
głęboko gdzieś też czy któryś ze strażników dopatrzy się wykroczenia o
narażanie niewinnych i przypadkowo napatoczonych ludzi. Nie, naprawdę
mnie to mało interesowało.
W końcu wyjechałam z miasta i skierowałam cwałem Horance w stronę
widocznego stąd już lasu od kierunku, w którym znajdował się mój dawny
dom, do którego wcale, choć może teraz tak wyglądało nie miałam zamiaru
wracać tym bardziej, że w komnatach zostawiłam moje rzeczy, bez których
nie ruszyła bym się stąd na kilometr.
Puściłam obejmowaną do tej pory przeze mnie szyje Horance,
obejmując go pewniej nogami i wyprostowałam się biorąc na siebie cały
pęd wiatru jaki powstawał przez szybkość mojego towarzysza, który
majestatycznie przedzierał się przez bariery zupełnie niezgodnych z jego
wolą prądów.
Spojrzałam raz jeszcze za siebie, w stronę miasta, od którego powoli
zaczęłam się coraz bardziej oddalać, nie byłam może zła co bardziej
rozkojarzona i spanikowana. Dlatego uciekałam.
Nie lubiłam
nigdy gwaru ani tłumów większych osad więc można powiedzieć, że życie
które do tej pory prowadziłam było dla mnie idealnym. Więc po co z tym
skończyłam? Mogłam przeciwstawić się matce i być dla niej i wszystkich
służek ciężarem, który nieznośnie wrzeszczy o to, że nie chce zejść z ich
barków.
Mogła bym równie dobrze też nie raz już przedostać się do własnego
ojca i powiedzieć mu prosto w twarz, że żyje, mam się dobrze, śpiąc pod
jego komnatą biurową i gościnną gdzie przyjmował ludzi z zewnątrz. Nawet nie wiem kim był i czym się zajmował. Westchnęłam.
Czemu, naprawdę czemu tego nie zrobiłam w ciągu tych dwudziestu lat?
Mógłby pojąć wreszcie z jaką kobietą się związał i jak bardzo wielki
poczynił błąd. A jednak nie wie nic będąc do końca swych dni mamiony
przez zachłanną małżonkę. Strach, było pewne. że się bałam poznać czegoś
czego nie znałam, człowieka którego nawet nie wiedziałam jak sobie
wyobrażać.
Może, może i widziałam jego cień w mojej głowie, dobrego i
uśmiechniętego jasnowłosego człowieka, pełnego uroku i poszanowania dla
świata, dla innych. Ale czy to nie zbyt piękne wyobrażenie? Co jeśli tak
nie jest?
Drążyły mnie zawsze wątpliwość, nie wiedziałam czego się
spodziewać. Miliony, tryliony zagadek w mojej głowie wybuchały jak bomby.
Jaki jest świat jacy są ludzie, czemu ze sobą walczą czemu się
nienawidzą nawzajem? Czemu, czemu… Tylko to tańczyło w mojej głowie
odbijając się echem po duszy, aż po same czubki palców i końcówki
włosów.
Po co jest świat skoro sami go niszczymy, teraz niszczeje przez
ludzi. Po co są ludzie skoro jesteśmy jedynie bezmyślnymi bestiami
pragnącymi zysku, zawładnięci pragnieniami. Tu rodziło się pytanie czego
chciałam ja?
Nigdy nie byłam w sanie tego powiedzieć. I znów potok myśli, znów wir chaosu w głowie.
Umysł
sam pulsuje od nadmiaru informacji… Zamknęłam oczy zachłystując się
powietrzem, które smagało moje włosy na wszystkie strony, kołtuniąc
niesforne fale, wzburzając ocean złota.
Zimno, które stykało się z moim rozgrzanymi policzkami piekło
nieznośnie doprowadzając mnie do okropnego stanu. Płaczu, płakałam
uchodzącymi ze mnie lametami i niezdecydowaniem.
Aż w końcu
opadłam. Zleciałam z konia nieprzytomna, nieświadoma mojej bliskiej
śmierci, która wyciągała w moją stronę swe ramiona im bliżej ziemi byłam,
im bardziej słychać było stukot kopyt.
Jęknęłam żałośnie, czując mdłości i nieprzyjemne uczucie krwi
odpływającej z głowy. W końcu musiało do tego dojść. Wylądowałam nieprzytomna z impetem na ziemi. Zadaje się, że gdzieś koło drogi. Nieważne.
-
Hej! - Usłyszałam później jakiś głos bardo niewyraźnie. Nie miałam
ochoty otwierać oczu za nic w świecie, wszystko minie bolało.
Najbardziej brzuch, był jakby ciepły, dziwne, ale przyjemne. Przeszedł
mnie dreszcz.
Dopiero teraz poczułam ból. Jęknęłam.
A jednak jeszcze mnie nie zabrała, odetchnęłam po dłuższym rozpaczliwym wdechu powietrza.
Lekko
podniosłam się do pozycji siedzącej. Ból dziwnie przeminął, na mojej
koszuli jednak pojawiła się wielka plama krwi. Znowu to samo. Pokręciłam
z rozpaczy głową. Czy ta rana nigdy się nie zasklepi?
- Co ci jest? - Znów odezwał się głos tym razem bliżej chyba ten
ktoś próbował mnie podnieść, nie protestowałam mógł się ze mną obchodzić
jak ze szmacianą lalką. Ale gdy próbował sprawdzić krwawiące miejsce
odtrąciłam jego rękę wyciągając z jednej kieszeni bandaż i obracając się
do nieznanej osoby plecami by móc założyć opatrunek na skośne cięcie
przechodzące kawałek pod piersiami, do okolic pęka. Czasem dawało to
osobie znać, mimo iż najgorsze było za mną. Przy większym jednak
forsowaniu się dochodziło do krwawienia.
Zaraz potem z czystej grzeczności znów spojrzałam na osobę, do której należał głos.
Okazało się jednak, że nie była to jedna osoba, a co najmniej dwie. Spuściłam głowę.
- Przepraszam za fatygę…- Szepnęłam prawie niedosłyszalnie przygryzając wargę.
<Say’Jo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz