piątek, 29 sierpnia 2014

Od Abyss (do Say'Jo)

Wyszłam z trzaskiem otwierając drzwi komnaty, w której się znajdowałam, nie wiązałam włosów, które wciąż wilgotne powiewały targane przez większy napór powietrza, który tworzyła się gdy szybkim krokiem przedzierałam się przez korytarze. Zupełnie naga. Naga dla mnie w mim poczuciu, moim mniemaniu, w moim ubiorze brakowało istotnej rzeczy. Płaszcza, który krył mnie do tej pory, który ukrywał mnie przed spojrzeniami innych.
Teraz było ich wiele, spoczęły na mnie jak na odbiciu w lustrze, niektóre na tyle oryginalne by krzyknąć coś do mnie z oburzeniem o to, że właśnie na nie wpadłam, drugie wrzeszczące za mą w pogoni bym jednak została w pokoju. Skręciłam w końcu do wyjścia i przystając zanim jeszcze drzwi za mną zamknęły się z trzaskiem.
Wzięła dwa drobne palce u mojej dłoni, przykładając je do ust, które zaraz potem otworzyłam gwiżdżąc donośnie i melodyjnie. Czekając na odpowiedź, którą dostałam w okamgnienia.
W oddali zobaczyłem zarys konia, Horance biegł mi na spotkanie rżąc na tyle głośno bym usłyszała go przedzierając się przez ten gwar na ulicach miasta.  Wskoczyłam chętnie na niego okrakiem i lekko uderzyłam piętami dając znak do pełnej gotowość i zezwolenia mu na jakąkolwiek prędkość pragnął.
Ledwo powstrzymałam uśmiech na twarzy gdy jechałam tak wprost na granice miasta mijana przez uskakujących przede mną ludzi. Miałam głęboko gdzieś też czy któryś ze strażników dopatrzy się wykroczenia o narażanie niewinnych i przypadkowo napatoczonych ludzi. Nie, naprawdę mnie to mało interesowało.
W końcu wyjechałam z miasta i skierowałam cwałem Horance w stronę widocznego stąd już lasu od kierunku, w którym znajdował się mój dawny dom, do którego wcale, choć może teraz tak wyglądało nie miałam zamiaru wracać tym bardziej, że w komnatach zostawiłam moje rzeczy, bez których nie ruszyła bym się stąd na kilometr.
Puściłam obejmowaną do tej pory przeze mnie szyje Horance, obejmując go pewniej nogami i wyprostowałam się biorąc na siebie cały pęd wiatru jaki powstawał przez szybkość mojego towarzysza, który majestatycznie przedzierał się przez bariery zupełnie niezgodnych z jego wolą prądów.
Spojrzałam raz jeszcze za siebie, w stronę miasta, od którego powoli zaczęłam się coraz bardziej oddalać, nie byłam może zła co bardziej rozkojarzona i spanikowana. Dlatego uciekałam.
Nie lubiłam nigdy gwaru ani tłumów większych osad więc można powiedzieć, że życie które do tej pory prowadziłam było dla mnie idealnym. Więc po co z tym skończyłam? Mogłam przeciwstawić się matce i być dla niej i wszystkich służek ciężarem, który nieznośnie wrzeszczy o to, że nie chce zejść z ich barków.
Mogła bym równie dobrze też nie raz już przedostać się do własnego ojca i powiedzieć mu prosto w twarz, że żyje, mam się dobrze, śpiąc pod jego komnatą biurową i gościnną gdzie przyjmował ludzi z zewnątrz. Nawet nie wiem kim był i czym się zajmował. Westchnęłam.
Czemu, naprawdę czemu tego nie zrobiłam w ciągu tych dwudziestu lat? Mógłby pojąć wreszcie z jaką kobietą się związał i jak bardzo wielki poczynił błąd. A jednak nie wie nic będąc do końca swych dni mamiony przez zachłanną małżonkę. Strach, było pewne. że się bałam poznać czegoś czego nie znałam, człowieka którego nawet nie wiedziałam jak sobie wyobrażać.
Może, może i widziałam jego cień w mojej głowie, dobrego i uśmiechniętego jasnowłosego człowieka, pełnego uroku i poszanowania dla świata, dla innych. Ale czy to nie zbyt piękne wyobrażenie? Co jeśli tak nie jest?
Drążyły mnie zawsze wątpliwość, nie wiedziałam czego się spodziewać. Miliony, tryliony zagadek w mojej głowie wybuchały jak bomby. Jaki jest świat jacy są ludzie, czemu ze sobą walczą czemu się nienawidzą nawzajem? Czemu, czemu… Tylko to tańczyło w mojej głowie odbijając się echem po duszy, aż po same czubki palców i końcówki włosów.
Po co jest świat skoro sami go niszczymy, teraz niszczeje przez ludzi. Po co są ludzie skoro jesteśmy jedynie bezmyślnymi bestiami pragnącymi zysku, zawładnięci pragnieniami. Tu rodziło się pytanie czego chciałam ja?
Nigdy nie byłam w sanie tego powiedzieć. I znów potok myśli, znów wir chaosu w głowie.
Umysł sam pulsuje od nadmiaru informacji… Zamknęłam oczy zachłystując się powietrzem, które smagało moje włosy na wszystkie strony, kołtuniąc niesforne fale, wzburzając ocean złota.
Zimno, które stykało się z moim rozgrzanymi policzkami piekło nieznośnie doprowadzając mnie do okropnego stanu. Płaczu, płakałam uchodzącymi ze mnie lametami i niezdecydowaniem.
Aż w końcu opadłam. Zleciałam z konia nieprzytomna, nieświadoma mojej bliskiej śmierci, która wyciągała w moją stronę swe ramiona im bliżej ziemi byłam, im bardziej słychać było stukot kopyt.
Jęknęłam żałośnie, czując mdłości i nieprzyjemne uczucie krwi odpływającej z głowy. W końcu musiało do tego dojść. Wylądowałam nieprzytomna z impetem na ziemi. Zadaje się, że gdzieś koło drogi. Nieważne.
- Hej! - Usłyszałam później jakiś głos bardo niewyraźnie. Nie miałam ochoty otwierać oczu za nic w świecie, wszystko minie bolało. Najbardziej brzuch, był jakby ciepły, dziwne, ale przyjemne. Przeszedł mnie dreszcz.
Dopiero teraz poczułam ból. Jęknęłam.
A jednak jeszcze mnie nie zabrała, odetchnęłam po dłuższym rozpaczliwym wdechu powietrza.
Lekko podniosłam się do pozycji siedzącej. Ból dziwnie przeminął, na mojej koszuli jednak pojawiła się wielka plama krwi. Znowu to samo. Pokręciłam z rozpaczy głową. Czy ta rana nigdy się nie zasklepi?
- Co ci jest? - Znów odezwał się głos tym razem bliżej chyba ten ktoś próbował mnie podnieść, nie protestowałam mógł się ze mną obchodzić jak ze szmacianą lalką. Ale gdy próbował sprawdzić krwawiące miejsce odtrąciłam jego rękę wyciągając z jednej kieszeni bandaż i obracając się do nieznanej osoby plecami by móc założyć opatrunek na skośne cięcie przechodzące kawałek pod piersiami, do okolic pęka. Czasem dawało to osobie znać, mimo iż najgorsze było za mną. Przy większym jednak forsowaniu się dochodziło do krwawienia.
Zaraz potem z czystej grzeczności znów spojrzałam na osobę, do której należał głos.
Okazało się jednak, że nie była to jedna osoba, a co najmniej dwie. Spuściłam głowę.
- Przepraszam za fatygę…- Szepnęłam prawie niedosłyszalnie przygryzając wargę.

<Say’Jo?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz