Leżałam na łóżku. Owinięta kołdrą i wtulona w poduszkę tak, że ledwo miałam czym oddychać, ale tak było dobrze. Po mojej głowie szalały obrazy. Wizja, rojenia, kłęby myśli i wspomnień. Wszystko naraz i każde z osobna. Miałam dobrą pamięć, za dobrą, do wszystkiego tego, czego pamiętać nie powinnam. Każde słowo, na które przecież machnęłam ręką.
Wizje zmieniły się. Poczułam ciężar na klatce piersiowej. Poduszka stłumiła mój żałosny pisk, po którym zaczęłam szybko oddychać. Panika... Ogarnęła mnie panika, ta sama, która sprawia, że całe ciało drży sparaliżowane, a płuca nie mogą nabrać wystarczająco dużo powietrza.
Otworzyłam usta, jakby do krzyku, ale nie wydałam żadnego odgłosu, poza cichym rzężeniem. Zaciskałam dłonie na nakryciu tak mono, że czułam w nich ból, ale on i tak nie mógł stłumić tego nieprzyjemnego żaru tuż za moim sercem.
Puściło mnie nagle, tak jak zawsze. Po prostu spokój, ciemność. Krótka chwilka wytchnienia, ciszy, przerywanej tylko szumek krwi w moich żyłach, tak teraz dla mnie donośnym, że zdawało mi się, że ktoś leży tuż obok mnie i dyszy.
Sen jednak nie był mi dany. Leżałam tylko, obolała, drżąca, nawet nie wiem czy moje oczy były zamknięte. Szczelnej okryłam się grubym kocem, zwijając w kłębek.
- Say'Jo! Wstawaj - usłyszałam.
To był mój brat. No tak, to dziś przecież ja i Uri'An wyjeżdżamy do Yrs.
Wstałam i po cichu przemknęłam do łaźni. Znałam tu każdy kąt, a moi rodzice nie pozwalali służbie nic przestawiać, tak, żebym mogła się swobodnie poruszać zupełnie na pamięć. Zaczęłam od mycia twarzy. Czułam, że mam popuchnięte powieki, zaczerwienione. Starałam się jakoś to ukryć. Miałam nadzieję, że zimna woda nieco pomoże. Szybko się umyłam i ubrałam. Uri nie należał do cierpliwych, a ja nie miałam dziś sił na jego wykłady i komentarze.
Gdy tylko zjawiłam się w salonie wyczułam obecność matki. Skupiłam się na niej. "Widziałam", że płacze.
- Nie powinniście jechać - lamentowała. - To długa, niebezpieczna droga. Coś jej się stanie...
- Tam przynajmniej jest szansa na to, że ktoś jej pomoże. Tu będzie się tylko męczyć - odparował mój brat.
- Mamo, nic mi się nie stanie. Niedługo przecież wrócę - powiedziałam z ciepłym uśmiechem.Chciałam ja uspokoić. Ja sama nie bałam się jechać i nie rozumiałam strachu mamy.
Matka podeszła do mnie i pogłaskała mnie po policzku.
- Dbaj o nią - powiedziała, wiedziałam, że mierzy teraz Uri'ego wzrokiem.
- Nic jej nie będzie - rzucił tylko i podał mi płaszcz. - Okryj się, bo wyglądasz strasznie.
Nie skomentowałam tego. Po co?
Pożegnałam się z matką i spojrzałam w stronę pracowni ojca. "Widziałam", że tam siedzi. Próbował coś czytać, ale złościł się wciąż. Nie odezwał się od chwili ogromnej kłótni, podczas której Uri'An oznajmił, że wyjeżdżamy.
Wyszłam z posiadłości. Uri pomógł mi wsiąść do powozu, gdy woźnica ruszył pogrążyłam się w ciemności. Przede mną było nieznane. chciałam, żeby było niespodzianką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz