Śmiałem się szczerze stojąc oparty o ścianę i przyglądając się
swojemu rodzeństwu, z drugiej jednak strony nie wiedziałem co tu robię... A właściwe czy ja tu faktycznie byłem? Wyciągnąłem przed siebie
dłoń. Była zdecydowanie bardziej masywna i poznaczona czasem, a nawet
liczną siatką blizn. Postąpiłem o krok do przodu. Dziwne jakbym
natychmiast przybrał o paręnaście centymetrów, czy też parę więcej na
wzrost i masie ogólnej.
Rozejrzałam się dookoła, owszem
stałem tu czułem grunt pod stopami, a nawet byłem w stanie tupnąć i
odczuć tego lekkie skutki. Czułem też ciepłe powietrze roztaczające się
po pomieszczeniu, ale było to odległe. Jedyne co było wyraźnie to
stojący obok mnie znacznie chudszy i mizerniejszy chłopczyk z podbitymi
oczami, solidnie poznaczonymi majakami zmęczenia. Mimo to uśmiechał się
szeroko ukazując białe ząbki, śmiał się szczerze, ale coś jakby...
dziewczęco? Otrząsnąłem się z zamyśleń dopiero gdy zdążyłem się już nad
nim pochylić i zbliżyć dość do jego twarzy. Mojej własnej twarzy z przed
dekady.
Wystartował spod ściany w mgnieniu oka by podbiec na
drugą stronę pokoju, a przy okazji, pewnie zupełnie tego nieświadom przeniknął ciało swojego starszego sobowtóra.
Wstrzymałem
oddech, nic nie poczułem, ale było to dość specyficzne uczucie i
poleciałem dłońmi od razu w miejsce, w którym znikła głowa mojego małego
przyjaciela.
Przez ten cały czas podrosłem na tyle bym sam dawny ja co najwyżej sięgał mi do bioder. To dość drastyczna zmianą. Z reguły.
Obróciłem
się natychmiast za nim wciąż błądząc dłonią po torsie, zapatrzyłem się
jednak w ową scenę odgrywającą się na moich oczach po raz kolejny, ale
równie emocjonującą co wcześniej. Nie wiedziałem gdzie do końca podziać
oczy czy to na parze mojego rodzeństwa czy na samym sobie. Chłopcu
któremu odstawały kości policzkowe, nawet żebra policzyć można było na
palcach ich złamania również, chłopca który nie potrafił walczyć o
swoje, a mimo to uśmiech wciąż gościł na jego wymizerowanej buźce.
Ale czy to się zmieniło tak naprawdę? Nie byłbym w stanie odpowiedzieć...
- Mam cię! - Zakrzykną Manus przerywając tym samym moje przemyślenia.
Po
pomieszczeniu potoczył się śmiech całej trójki, ja sam przyłapałem się
na lekkim uśmiechu. Mój sobowtór nagle jednak poruszył się w stronę
Manusa i Morwen, staną przy nich i... Zakrztusiłem się przypominając
sobie jeszcze przed faktem, co zrobiłem, miałem zamiar zrobić. Carrick
chwycił, właściwie ja chwyciłem z rozmarzeniem obydwoje z tyłu głowy
przyciągając do siebie, zamykając ich usta w cudownym pocałunku.
Z zauroczeniem wpatrywałem się co stanie się dalej, cóż chyba nie powinienem narzekać...
Obydwoje poczerwieniało na twarzach, jak świeżo dojrzałe jabłuszka.
Odsunęli się od siebie gwałtownie w jednej chwili, uciekając od siebie wzrokiem
błądzącym leniwie, ale nieulegle po pomieszczeniu izby.
Dziewczyna zabrała głos pierwsza, co prawda piskliwie i cicho, ale stanowczo.
A ja osoba względnie tu postronna usłyszałem mimo to każde jej słowo.
- Carrick co ci odbiło?! - Jęknęła chowając twarz w dłoniach.
Młodszy
ja natychmiast zrozumiał o dziwo swój błąd, że ten dowcip przestał być
śmieszny zaraz na wstępie i zrobił skruszoną minkę. Musze przyznać...
Że jestem lub też byłem w tym naprawdę dobry... Chyba mam niesamowity
dar przekonywania. Cóż warto by o tym pamiętać.
- Ja, ja przepraszam, ale wyglądacie razem tak uroczo i pomyślałem, że...
-
Ty w ogóle myślałeś?! Jesteśmy rodzeństwem! - Pisnęła dość wysoko
dziewczynka, zabrzmiała zdecydowanie na poziomie swego, obecnego wieku? W
sensie tego prawdziwego. Ach no! Już się gubię!
Jej twarzyczkę pokrył jeszcze większy rumieniec, mina zaś mówiła tylko jedno
i to dość jasno : "Na mnie to nie działa cwaniaku."
Już
chciała odejść, właściwie wręcz wybiec z domu, a w jej oczach skrzyły
łzy. Nagle jednak Manus chwycił ją za dłoń z przyjaznym uśmiechem,
wyglądał tak wspaniale i promienie, tryskał dobrocią, serdecznością,
roztaczał wokół siebie aurę ukojenia.
Był tym któremu należał się szacunek. Przyciągną ją znów do siebie i objął czule głaszcząc po kruczoczarnej główce.
- Spokojnie to tylko całus... - Spojrzał na mnie z ukosa, znaczy nie na mnie, mnie tylko... No nieważne.
-
Ale był to też twój pierwszy, zapewne nie najlepszy i nie tak sobie to
moja mała księżniczka wyobrażała? - Mor uniosła główkę spoglądając na
niego błyszczącymi oczami.
- A co to znaczy? - Szepnęła wyraźnie zaoferowana.
- Cóż....- Zawahał się, przygryzając dolną wargę.
-
Czemu nie był wymarzony? - Męczyła temat dalej, na co Manus przeklinał
się w duchu, jednak po chwili jakbym dostrzegł blask w jego oczach. Ujął
twarz dziewczynki w dłonie, a ona nawet nie drgnęła wpatrzona w
starszego brata jak w obrazek z rozchylonymi usteczkami. On schylił się z
niezmiennym grymasem rozbawienia, niezrozumiałym, ani dla mnie ani dla
Mor, zalanej podejrzaną rozkoszą. Och... Przetarłem oczy.
Stało się, a ja mogłem sobie gratulować. Tak Carri ot twa premia!
Zapadła nagła ciemność w jednym oślepiającym błysku, pomieszczenie znikło, zostałem sam na sam z mym rodzeństwem, ale...
Młodszy
ja w przestrachu podbiegł do mnie, zupełnie jakbym był jego
schronieniem, a na niego czyhało niebezpieczeństwo. Widać jakie
niezrozumienie zaprzątało mu główkę, był wręcz roztrzęsiony.
- Co jest? - spytałem klękając do niego i przyjaźnie wyciągając doń ramiona.
Nie usłyszałem jednak, ani odpowiedzi z jego strony, ani własnego głosu.
Chłopak
mimo wszystko jednak wyszczerzyłam się wesoło i wbiegł w moje objęcia
bez wąchania, jakbym był jego dawno wyczekiwanym rodzicem. Przyległ do
mnie i jakby począł znikać, scalił się z moim ciałem, ze mną samym. A ja Jęknąłem wstrzymując oddech przygotowany na coś, jakieś doznanie
którego nie znałem. Doczekałem się jednak zaledwie ukłucia. Wróciło do
mnie, wróciło wspomnienie.
Zostałem więc całkiem sam. Dopiero
po chwili w bezruchu i wpatrywania się we własne drżące dłonie
spojrzałem ponownie na rodzeństwo. Zaniemogłem.
Przede mną i
owszem bez zmian stali oni, dalej się całując namiętnie, z przekonaniem,
byli jednak... Coś jak ciut starsi? Zupełnie jakbym pstryknął palcami a
oni przybrało w latach i... Kształtach? Tak, tak to zdecydowanie to.
Wpatrywałem się w te scenę jak otępiały, a czemu? A no chociażby dlatego, że dobra może i Mor wyglądała jak zwykła Mor, ale była... Tak, była w ciąży, okey?
Złapałem się za głowę kręcąc nią z niedowierzaniem i stawiając krok do tyłu.
Nie
widziałem nawet jak zareagować na wygląd brata, Manus nie zmienił się
niby wiele, ale był inny. Czułem to wręcz we własnych flakach. Jego
szyderczy uśmiech wystarczająco godził serce bym uznał, że jest tu coś w
cholerę nie tak!
- Manus... - Jęknąłem ledwo zbierając myśli, upadłem bezwładnie na kolana.
-
Co jest braciszku? Źle się czujesz ? - Zasyczał dziwnie, aż obrzydliwie
troskliwie i słodko, a jednak zupełnie nie szczerze przekrzywiając
wręcz niemożliwe przekrzywiając głowę.
Mor stała z tyłu jakby
nigdy nic z ciepłym uśmiechem na rumianej twarzy i czule obejmując
rysującą się wypukłość brzuszka na czarnym materiale sukni.
Poczułem dłoń na swoim ramieniu, była blada, chorobliwie blada, ale silna.
Zacisnęła się na mnie wbijając długie paznokcie.
- Sam to zacząłeś! - Warkną chichocząc...
Ocknąłem się gwałtownie z wrzaskiem, cały drżałem próbując uspokoić oddech.
Tanith nawet nie drgnął, spał słodko i spokojnie dalej, ale nagle dziwnie się skrzywił i przewrócił na drugi bok.
Zapadła cisza którą przerwał nagle, zupełnie nagle jęk zawiasów. Przeszedł mnie dreszcz.
Powoli doszło zimne powietrze. To było dość dziwne.
Spojrzałem w stronę źródła dźwięku. Drzwi jak przymuszałem były otwarte na oścież, a na dworze szalała w najlepsze śnieżyca.
-
Co się stało? Źle się czujesz? - Wysyczał ktoś stojący przy łóżku.
Zamrugałem, dopiero po chwili zobaczyłem go wyraźniej. Był zakapturzony,
opatulony ciepłym materiałem, ale wciąż też bo jak inaczej poruszony
śniegiem. Wiał od niego chłód, a ja mimo tego iż jego twarz była spowita
mrokiem kaptura dojrzałem jego biały, szeroki uśmiech.
Nie
mogłem odwrócić od niego spojrzenia choć chciałem... Chwycił mnie za
szyje i przykuł do łóżka, ale nie zrobił tego w celu ataku.
Zaparło mi dech w piersiach.
- Och... Wybacz. - Zaśmiał się zabierając dłoń o lodowatej i chropowatym skórze.
-
Nawyk, a ty chłopcze, dobrze ci radzę idź spać. - Szepnął mi do ucha
nachylając się nade mną niebezpiecznie blisko. Wśród mroku dojrzałem parę
szarych beznamiętnych oczu.
Położył palec na usta, pełne i różowe gdzieniegdzie popękane.
Po czym zniknął spowity przez całkowitą ciemność. Tak też jak i drzwi zamknęły się z głuchym trzaskiem.
-
Tanith? - przejechałem dłonią po pustej części materaca gdzie
zwykł mościć się mój towarzysz. Gdy nie poczułem jednak niczego z
zaniepokojeniem podniosłem się gwałtownie i zaraz pożałowałem. Naszła
mnie fala bólu czaszki, zleciałem z łóżka wijące się w agonii. Zdołałem
jednak doczołgać się do mego celu. Drzwi.
Nie dbałem nawet o to jak wyglądam, ważne bym choć gacie miał na tyłku.
Pchnąłem drzwi słabo one i tak drgnęły natychmiastowo, a mnie poraziły promienie słońca. A było ono już wysoko.
-
Ooo proszę proszę kogo my tu mamy! - Zaśmiał się Tanith, którego
dojrzałem dopiero po chwili z nieukrywaną radością i ulgą. Nie był
jednak sam bo w samym pojeździe zdążyła się już umościć cała moja
rodzina.
- Czy.. - Zacząłem mając już pytać i postawić
pierwszy krok w stronę rudzielca gdyż nagle miedzy mogli wplątał mi się
jakiś dzieciak. Mało się nie potknąłem lecąc w pięknym stylu na tyłek.
- Hej! - Prawie wrzasnąłem, ale spuściłem o ton widząc o co naprawdę chodzi.
Przede mnie wybiegłem ja... Sam ja w swej wykwintnej jakże osobie, a dokładniej o dziesięć lat młodsza kopia.
-
Hej hej! Choć ze mną do tego pana! Podoba ci się? Bo mnie tak! -
Wyszczerzył się klepiąc po tyłku rączką Tanith'a. Zaraz... OSZ ty!
Warknąłem rzucając się na dzieciaka i zaraz po chwili to i moje dłonie wylądowały na tyłku Tancia.
<Ym? Tanith? XD >