poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Od Carricka (do Tanith'a)

Patrzyłem jak debil na ognistowłosego, który oddał mi kamyk darowany przez moją siostrę.
Zrobiło mi się naprawdę głupio z powodu tego co wywrzeszczałem, gdy ten znikł mi z oczu, poniosło mnie, ale czy nie tak reaguje się na kradzież czegoś ważnego dla ciebie?
Myślę, że niewiele minąłem się z prawdą, a patrząc tak po tym mężczyźnie, który niewątpliwie był mistrzem w swym zawodzie usłyszał już pewnie nie raz coś znacznie gorszego.
Schowałem szybko kamyk nie mając pewności co się stało i jak bardzo pewny w tej sytuacji mogę być... Nasłuchiwałam też jego cichego burzenia pod nosem. Było tam coś o dziadzieniu. Ale pod jakim względem? Przecież porusza się po tym mieście i wznoszących się tu budynkach jak małpa, pod tym względem na pewno ja przynajmniej na kondycje bym nie narzekał, bo przy nim byłem zgrabny jak krówsko.
Znów patrzyłem za nim jak jeszcze trochę, a zniknie mi z oczu, aż w końcu gdy miał już skręcić nie wytrzymałem.
- Czekaj! - zawołałem zanim i zaraz podbiegając.
- Co jest? - najpierw popatrzył na mnie zdziwiony, że jeszcze tu jestem, a potem się uśmiechną szeroko podpierając rękami boki. - Czyżbyśmy zmienili zdanko? - zaśmiał się z jakby odczuwaną nadzieją w głosie, ale widząc moje dziwne spojrzenie gdy wyciągną rękę niby to od niechcenia spochmurniał wracając do poprzedniej zniesmaczonej miny.
- Nie do końca - oznajmiłem po dłuższej chwili przyglądania mu się. - Zastanawiało mnie po prostu co takiego widzisz w tym kamyku... Myślałem, że tylko dla mnie i mojej siostry może mieć on jakieś znaczenie.
Mężczyzna wsłuchiwał się dokładnie w moje słowa, jakby dopatrywał się, jak bardzo z niego żartuje, ale gdy pojął, że mówię całkiem szczerze, zdębiał.
- Ty tak serio? - spytał jeszcze dla pewności kładąc nacisk na ostatni wyraz, ale chyba tracił już wiarę w to, że się przesłyszał. Czułem się coraz bardziej ogłupiały.
No dalej śmiej się... Znowu. Westchnąłem.
- To przecież jest onyks kolego! - parskną szybko prawie oburzony, powstrzymując się też od rozpaczliwego wybuchu rozbawiania. Teraz to miał dziwną minę.
- Onyks...- burknąłem niepewnie, mrużąc oczy, coś jakby obiło mi się o uszy...
Zaraz jednak oświeciło mnie gdy przypomniałem sobie jak Morwen cisnęła mi pięścią w brzuch gdy pokazując mi swoje zapiski odkryła, że nie zapamiętuje żadnej nazwy z podanych przez nią przykładów najbardziej fascynujących minerałów. To zdecydowanie bolało na tyle bym spamiętał choć połowę z tego. Ale czemu akurat nie zapamiętałem?
Chwyciłem znowu kamyk w dłoń i zacząłem go nerwowo miętosić w rękach. Ale bym oberwał.
- Hmm...- mruknął zaciekawiony moimi odruchami ognistowłosy. Albo raczej interesowała go opcja by ten kamyk był pieszczony jednak w jego dłoniach.
Spojrzałem na niego, był ewidentnie wpatrzony w ciemną powierzchnię onyksu, uniosłem dłoń z nim trochę wyżej. Jego spojrzenie poleciała zaraz za blaskiem kamyczka, a potem w dół tu również historia się powtarza, ale zaraz potem schowałem go do spodnie.
Złodziej patrzył dalej tęsknie w miejsce, gdzie znikł jego obiekt pożądania, a ja pstryknąłem mu z lekkim rozbawieniem przed oczami.
- Nie wpatruj się tak łakomie w czyjeś porty - teraz to na mnie skierował spojrzenie swoich tajemniczych dwukolorowych oczu z lekkim podminowaniem i burknął tylko coś do siebie, coś czego moje uszy nie były w stanie dosłyszeć.
- Co proszę? - złodziej zmrużył oczy, teraz wyglądał jak czający się kot.
- Nic, nic kochaniutki, powiedz mi tylko skąd masz ten onyks? - zaszczebiotał z ukrytą nutką poirytowania.
- Morwen, moja siostra, się tym interesuje, ja cóż niezbyt...
- No zauważyłem, dalej mów, mów dalej - wtrącił się zaraz mnie poganiając, czego się nie robi, żeby po prostu się odciąć. Przewróciłem oczami.
- No bardzo mi przykro. W każdym razie sama je znajduje, a właściwie znajdowaliśmy je wspólnie ona wyznaczała miejsce, ja wydobywałem, choć myślę, że otrzymałem te posadę tylko po to, bym na coś jej się przydał - skrzywiłem się wiedząc bardzo dobrze, że była może nawet silniejsza ode mnie. Bo mądrzejsza na pewno.
- No już mnie się podoba - spojrzałem na niego z uniesionymi braniami.
- Nie ona tylko kamyczki, kamyczki głupolku - to mówiąc stuknął mnie w czoło.
- A znaleźć byś je znów potrafił? - pochylił się nade mną, patrząc mi prosto w oczy, w jego natomiast ja zauważyłem radosny blask.
- A co ja pies?! - oburzyłem się odchodząc o krok. Ten jednak nic nie robił se z mojego oburzenia. Ciekawiło go tylko jedno: odpowiedz na pytanie.
- Tak, potrafiłbym. - sapnąłem patrząc w bok. Super właśnie zniżałem się w statusie do psa na onyksy.
- A teraz wybacz, ale znikam, a ty czekaj piesku i nie trać tropu! - to mówiąc zniknął zakręcając, a ja sam obróciłam się w drugą stronę burcząc pod nosem.
W jakim stopniu niby przypominam psa!?

<Tanith?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz