Ukradkiem zmierzyłam go wzrokiem. Odniosłam wrażenie, że mój kochany Ash miejscami pozwalał sobie na dużo. Zbyt dużo. Nie dziwiło mnie to - jakakolwiek forma współpracy z tak wysoko postawionymi ludźmi musiała być okupywana pewnym rodzajem ryzyka zawodowego. Przywykłam do tego i rzadko, a w zasadzie nigdy nie dawałam powodów do robienia mi aluzji o tak ciekawej treści, jaką to przed chwilą miałam okazję usłyszeć. Nie zwierzałam się, nie przebywałam z nikim dłużej, niż wymagały tego okoliczności. A jednak Asheroth'a traktowałam inaczej. On... zdobył moje zaufanie, po części. Nie jestem pewna, dlaczego. Może dostrzegłam w nim sojusznika, może urzekła mnie przeszłość i uczucia, jakie skrywał pod chłodnym i surowym obliczem. Tylko jedno było dla mnie pewne - straciłam przy nim czujność. Gdyby jego sugestie niosły ze sobą chociażby cień groźby, mogłabym słono za to zapłacić.
Westchnęłam, czując wewnętrzną słabość wobec tych wszystkich obaw, którymi być może powinnam się przejąć.
- Powiedz mi, jak ty to robisz? - zapytałam, pomijając skomentowanie jego ostatniej wypowiedzi. - Jesteś jedynym mężczyzną, który może mnie sobie ledwo przytomną porwać w ramiona, zanieść do łóżka i, być może, pozamykać wszystkie drzwi. - Uśmiechnęłam się do niego przebiegle, wkładając w ton wypowiedzi nutę wredności. - A przy tym wszystkim zawsze przeżyjesz. - Teatralnie rozłożyłam ręce, wzruszając przy tym ramionami i zakładając nogę na nogę.
- Może rzuciłem na ciebie urok - zaśmiał się, mrużąc przy tym oczy w sposób, który zawsze na mnie działał. Ciekawe, czy o tym wiedział.
- Mało kto potrafi - przyznałam, posyłając mu zalotne spojrzenie. - Większość twoich kolegów w mojej obecności stara się raczej, cóż... - ciągnęłam słodkim głosikiem, przy okazji sięgając po jeden z wypełnionych jadem kolców upiętych w moich włosach. - Uniknąć uroku... - dokończyłam, zniżając wzrok na szpilę i gładząc jej koniuszek opuszkami palców.
- Być może jestem od nich lepszy - stwierdził Ash, będąc chwilowo zahipnotyzowanym przez moje ruchy dłoni wokół igły, jakie nie bez powodu coś mu przypominały.
- Nie zaprzeczam - mruknęłam, przenosząc na niego wzrok i kontynuując zabawę z jego skojarzeniami.
- Ptaszyno, czy ty aby nie testujesz mojej cierpliwości? - Zbliżył się i spróbował przyciągnąć mnie do siebie, ale zręcznie wywinęłam mu się z biodrami.
- Skądże. Zasada pierwsza, nie zbliżaj się do kurtyzany, która trzyma sobie w rączkach truciznę... - powiedziałam z zamiarem wymknięcia się z łóżka.
- Grozisz mi? - warknął dosyć przekonująco, chwytając mnie o wiele pewniej niż uprzednio i wciągając pod siebie.
- Odsuń się - rzekłam chłodno, zbliżając do jego szyi kolec.
- Mhm, za chwilę - wymruczał, odsuwając moją dłoń i całując mnie po szyi.
- Do jasnej...! - zaczęłam marudzić, próbując go odepchnąć. - Czy ja w twoich oczach naprawdę jestem aż tak mało groźna? Złaź ze mnie, ale już!
- A powinnaś być bardziej? - zapytał z przebłyskiem rozbawienia w oczach, na co zrobiłam urażoną minę.
- Tyle o mnie wiesz, a udajesz, że tak mało. - Pokiwałam z niedowierzaniem głową, układając się wygodniej na poduszce. - Ma mnie to zmylić?
- A co takiego niby o tobie wiem? - Zajął się moją sukienką, a raczej jej wiązaniem, za co dostał po łapach.
- No przestań. Wiem, że masz różne dojścia. Niektóre z tych dojść zwierzają się nawet, ile im płacisz za informacje - powiedziałam z dozą przesadnej pewności siebie, a same te słowa na moment zbiły go z tropu. - Nie wątpię, że masz to gdzieś, ale tego się raczej nie spodziewałeś...
<Fluszaku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz