Nie przejąłem się zbytnio tym, że matka weszła do chaty w dodatku
widząc Tanith'a w całej okazałości, licząc w to fakt iż dziwnie błądziła
wzrokiem po jego męskości.
Ukłuło mnie jednak dość boleśnie
jej stwierdzenie, że jestem słaby... Wiem, doskonale rozumiem, że była
to jedynie zaczepna uwaga. Ale. Głupia duma wojowniczej rasy, która nawet
niechętnie pozwalała sobie nadepnąć na odcisk. Przecież to prawda,
zwykłem ulegać i nie stawiać oporu, wręcz nie pisnąć... Choć niektórych
jęków nie byłby w stanie nikt powstrzymać. Tym bardziej gdy i ta druga
osoba cię podnieca, w innych sytuacjach mogą być to choćby okrzyki
bólu... Obojętności? Tak zdecydowanie, wcześniej czułem się jak
przedmiot zabawy, uciechą dla niewyżytego, napakowanego aż nadto jak na
swój wiek chłopaka.
Przypatrywałem się jak zahipnotyzowany w
tyłek rudzielca, wygodnie ułożony i szczelnie opatulony pościelą. Co
prawda byłem cały obolały, ale nie to teraz zawracało mi łebek.
Wsłuchiwałem się też czujnie w rozmowę, która prowadziła moja matka.
Tanith
szczebiotał nad Irulaną, nic niespotykanego jeśli naprawdę brać pod uwagę jego gorzki sekrecik mało by go kiedykolwiek interesowało czyje
dziecko trzyma. Miało to taką tylko symbolikę, że nieważne jakie, czy
jaszczurze czy ludzkie, to dziecko, któremu przysługuje obrona. Wyglądało
na to, że wszyscy do siebie pałają sympatią, powinienem się cieszyć, ale
czułem się naprawdę niepewnie. Może i miałem racje w końcu sytuacja
była adekwatna do takich uczuć.
- No, a czy takie zakochane
chłopaki jak wy planują coś większego?.. Tak na przyszłość? - Wypaliła
nagle matka patrząc wyczekująco na krztuszącego się właśnie powietrzem i
być może przypadkowym okruszkiem ciastka Tanith'a.
- To
znaczy? - Wychrypiał czerpiąc głośno, a zarazem o wiele spokojniej
powietrze. Jego spojrzenie na kobietę było przepełnione nadzieją że
jednak się przesłyszał... Jaki był jego ból gdy dojrzał na twarzy mojej
matki niezłomny, drążące temat i nieustępliwości oczekujący odpowiedzi
uśmiech. Posmutniałem, oczywiście byłem zdziwiony jak w ogóle można brać coś takiego pod uwagę, ale.. No może nawet aż wstyd myśleć. Naciągnąłem na łebek kołdrę sapiąc i próbując odciąć się umysłem od tego
co się działo.
Usłyszenie jego zdania jednak zbyt mnie kusiło, wręcz trawiło.
Tanith zawahał się kręcąc niespokojnie w fotelu, nie spojrzał nawet w moją
stronę, sam próbował coś wydukać, a ja bałem się tego efektów.
-
Emmm... No... Wiesz ja nie myślałem o... To znaczy kiedyś owszem,
ale... Duszno tu, nie? To ja ten... Wyjdę powietrza zaczerpnąć. -
Wybełkotał, ale ja widząc malujący się wyraz na twarzy mojej matki
wiedziałem, że nie pójdzie tu tak łatwo i nawet jeśli teraz wypuści
swoją ofiarę z objęć to prędzej czy później zaatakuje ponownie.
Tak, jej oczy choć wciąż życzliwe i pełne niewinności drążyły niczym ślepia węża.
Zamrugała jednak i znów się uśmiechnęła.
-
Cóż może i racja przyda ci się świeże powietrze. - Westchnęła, a ja w
tym momencie przestałem się interesować dobrze znając resztę scenariusza.
W
sumie szkoda, że nie zdążyliśmy sobie poleżeć. Westchnąłem smętnie
próbując się wyzwolić z transu.. Stało się to niestety dopiero gdy
obiekt moich zainteresowań z niewyjaśnionych mi przyczyn znalazł się z
gracją za uchylonymi drzwiami i kroczył skocznie w stronę miasta.
-
Co się... - Wymsknęło mi się gdy szybko się poderwałem, to był błąd bo
moje jedyne skąpe okrycie niebezpiecznie zjechało, zakrywając już
tylko zaledwie fragment bioder i mój sam czuły punkt. Wzdrygnąłem się nie
tylko z powodu tego niezręcznego położenia, czy zimna, które owiało moją
rozgrzaną skórę. Ale dlatego, że pojawiła się przede mną matka.
-
Co się stało synku? Wstydzisz się własnej mamy? - Zaszczebiotała słodko
i żartobliwie przytaknęła głową z dezaprobatą po czym bez ostrzeżenia
zarwała ze mnie, mocnym, pewnym ruchem, pościel. Jęknąłem zwijając się
przed nią w kulkę i dygocąc.
Poczułem jak siada obok mnie na materacu, głaszcze po głowie.
- Spokojnie, przecież jestem twoją mamą. - Grymas serdeczności nie schodził jej z twarzy.
Przyciągnęła
mnie do siebie obejmując, nie przestając też gładzić, jej wolna dłoń
jednak niepokojąco błądziła gdzieś poza zasięgiem mojej czujności,
mamionej ciepłem jakie wytwarzało miłe uczucie bliskości z kimś kogo
znałeś dobrze od samego dla ciebie początku.
- Jestem też
dumna... Wyrosłeś na porządnego chłopca. - Wzdrygnąłem się dopiero teraz
zauważając gdzie drażni mnie palcem moja własna matka. Patrzyłem z niedowierzaniem zalewając się rumieńcem na widok lepkiej mazi, która
czepiła się jej opuszka i połyskliwie ciągnęła... Koniec końców
odtrąciłem jej dłoń.
- Co ty wyprawiasz?! - Warknąłem
natychmiast wstając z łóżka i naciągając na siebie spodnie. Ta westchnęła, tylko... Jakby nigdy nic.
- Obawiam się kochasiu,
że nie taki rodzaj garderoby ci dziś przeznaczony. - Stwierdziła
zlizując to w czym "przypadkowo zabrudziła paluszki".
Byłem
oburzony bo jakże by inaczej, nie pamiętałem by takie rzeczy należały
od repertuaru opieki rodzicielskiej, a jeśli tak to serdecznie
dziękuję. Kobieta powoli wstała idąc w moją stronę, znów objęła mnie
szepcąc słodkie słówka do ucha i kojąco zszarpane nerwy po czym o dziwo
znów zjeżdżając dłońmi w dół, złapałem je w ostatniej chwili z pytającym
spojrzeniem posłanym w jej stronę uniosłem je w mocnym uścisku przed
siebie.
- To znaczy? - Burknąłem zupełnie zblazowany jej zachowaniem.
-
Wdzie że gustujesz w grzebaniu w kufrze z damską garderobą... W
dodatku. - Zamruczała posyłając znaczące spojrzenia w stronę otwartej
skrzynki i łóżka na który walał się rozpięty gorset. Nie omieszkała nawet
przejechać po moim tułowiu z dokładnym naciskiem na żebra i odciski po
zapięciach wymyślnego dodatku do kreacji każdej szanującej się kobiety.
-
Da się też zauważyć, że odczuwasz pociąg do gorsetów, bardzo mnie to
w tym wypadku cieszy. Ale... - I tu się skrzywiła szczypiąc mnie po
policzkach.
Spojrzałem z nadzieją w stronę Irulany,
dziewczynka pozostawiona bez opieki na podłodze wiła się czołgając
uparcie po jak największej powierzchni poniszczenia nie raz nie dwa coś z
wesołym piskiem wciskając do ust. Raz dobrała się nawet do ciastka, ale
z powodu braku ząbków jedynie je obśliniła, mlaskając z oczarowaniem
na mordce.
Matka wędrując za moim spojrzeniem wzięła małą, mimo
jej licznych protestów, na ręce i usadowiła na łóżko wyciągając też z
kuferka przeróżne materiały i kładąc je obok bacznie obserwując
dziewczynki. Zaczęła się śmiać radośnie gdy ja otrzymałem rozkaz
ponownego rozebrania się, ale to w tej chwili. Cóż pozostawię to bez komentarza.
- Teraz załóż to.. I nie, spodnie zostaw tam gdzie leżą! - Zarządziła stanowczo matka podając mi podejrzanie skąpe
majtki. Cóż racja bo trochę cisnęły, nawet może więcej niż trochę. Ajć.
Wyszedłem
z chaty cały roztrzęsiony, w pijącym mnie gorsecie idealnie wkrojonym
bez żadnego świecącego pustkami wypełnienia na biust. To było jednak
jedyne prócz jeszcze rozdekoltowanej koszuli z bufiastymi rękawami co w
całym strój mogło być męskie, bo idąc to coraz bardziej w dół każdemu o
zdrowych zmysłach ukazała się zwiewna kiecka.
W sumie nie
wiedziałem po co wyszedłem, wstyd wręcz pokazywać się w czymś takim choćby słońcu. Nie było mi jednak zimno o dziwo, bo byłem podgrzany przez
złość i wciąż nie mogłem przetrawić czemu matka tak mnie potraktowała.
Nagle
jednak przechadzając się tak smętnie i szarpiąc za materiał dojrzałem
na horyzoncie rudą wiewiórczą kitkę, zapomniałem w tej właśnie chwili o
wszystkim co mnie męczyło, nawet o uwierającej bieliźnie.
-
Tanith? - Wymsknęło mi się widząc, że ten prowadzi ze sobą znane mi już
wcześniej konie za którymi stukał o kamienie wóz, średniej wielkość.
Jednak coś jakby to nie ja jestem tym, który powinien zadawać pytania.
-
Carri? Coś ty... W co ty grasz? - Począł się krztusić ledwo przystaną
obrzucając mnie dokładnym spojrzeniem. Sapnąłem. Zupełnie zapomniałem
jak bardzo kretyńsko to wyglądało. Próbowałem się uspokoić.
- Aż tak źle? - Spytałem smętnie o krok od wybuchu miętoląc rąbek bajecznych materiałów spódnicy.
- No nie dodaje ci to męskość... - Wycharczał Tanith zginając się w pół.
Wzdrygnąłem się, poczułem dość bolesne ukłucie na te słowa, już wielokrotnie je
słyszałem, nie robiły mi one różnicy, ale teraz, czy to przez te kieckę
czy co innego na co nie miałem lepszego pomysłu po prostu nie
wytrzymałem.
- Oh... - Zdołałem jedynie wydusić po czym
szybkim krokiem zbliżyłem się do trzęsącego się ze śmiechu, wręcz
czkającego Tanith'a, nie zdążył nawet zareagować gdy ja przylgnąłem do
niego gładząc z rozmarzeniem jego klatę.
- Piesełku? Hej, czy
ty... - Zaczął, ale urwał jakby się zaciął gdy zjechałem zgrabnie w dół
bawiąc się świetnie przy wiązaniach jego portek, wcześniej jednak już na
sam przód przygryzając ich materiał w miejscu gdzie to bytował sobie
obiekt zainteresowań mojego wiercącego się języczka. Ciągnąc rudzielca za
sznurki jego odzienia, które jako jedne stawały mi na drodze
sprowadziłem go do niższego poziomu dociskając do ziemi ciałem.
Sięgnąłem z rozkoszą po raz kolejny po jego członek drażniąc, odwdzięczając się
pięknym za nadobne, prawie że naciskając ząbkami i buchając rozbawieniem
na widok jego miny.
Z ciekawością też błądząc dłońmi po dole
jego brzucha, pokrytych meszkiem nogach. Usadowiłem się na nim wygodnie
zadowolony z pomysłu, który teraz brzęczał mi we łbie doprowadzając do
coraz to bardziej podnoszącej się temperatury mojego ciała i ucisku
jakiego doświadczał przez cały ten czas mój penis. Warknąłem niezadowolony, Tanith jednak jakby czytał mi w myślach dobrał się do nich
szybko ściągając i obnażając mnie, niby to całkowicie gdyby nie spódnica
która w małym stopniu już była czysta tym bardziej że sam materiał był
do niedawna jeszcze biały.
Mój paluszek jakoś tak sam znalazł
się tam gdzie nie powinien zaglądać, ale ciekawość wzięła górę tym
bardziej, że jakoś nigdy nie było okazji. Znalazłem się więc w cieplusim
ciasnym wnętrzu mimo protestu jaki widocznie chciał wygłosić rudzielec
zduszony jednak falami rozkoszy jakie dawały mu moje powolne ruchy, z
początku był napięty, gdy jednak wpełzałem coraz głębiej i szybciej rozluźniał się z pojękiwaniem. W końcu gdy umościłem sobie bezpieczną ścieżynkę powoli, ale bez specjalnego zawahania wszedłem do środka.
<Tancio? >