Nie miałem pojęcia dlaczego Sorley tak nagle zmienił temat. A już tym bardziej dlaczego pytał o tę małą blondynę z niewyparzonym jęzorem. Zastanawiało mnie czy wypytuje tak o nią wszystkich, czy może tylko mnie z jakiegoś konkretnego powodu. A może już ją wcześniej spotkał i ta małą cholera mu się poskarżyła na "nieuprzejmego buca z czarnymi oczyma", jakby to zapewne brzmiało w jej słodkich zapewne usteczkach. Tak czy siak Sor zdawał się nie mieć przez to do mnie większych uprzedzeń, niż powinien wedle zwyczajowego rozsądku. A można powiedzieć, że wręcz mniej niż powinien.
Na moją odpowiedź Sorley się ożywił wyraźnie.
- Więc ją znasz... Jaka ona jest? Skąd ją znasz? - dopytywał.
Aha, czyli nie wiedział o niej za dużo. Więc nie widzieli się wcześniej, a samo pytanie mogło być tylko przypadkiem.
- Jedyna Abyss jaką znam to jasnowłosa blondi. Ładna, nawet bardzo. Byłaby naprawdę niezła, gdyby nie to, że ma cholernie wkurwiający sposób bycia. Cięty jęzor i przekonanie, że jest się silniejszym niż w rzeczywistości to niezbyt dobre cechy. No i łapkę tez ma ciętą. A co do tego jak ją poznałem, to można by uznać, że pomogła mojemu znajomemu, a przy okazji dobierała się do niego.
- Dobierała? - zapytał Sor, z lekka... wzburzony?
- No niby nie do końca, choć tak to pięknie wyglądało. Ona mokra jeszcze, on pół nagi u niej w łóżku. Gdyby nie to, że dziewucha ma wyraźne ciągoty na cycki, uznałbym, że mi chce odbić "przyjaciela", co prawda przyszłego, ale jednak - skwitowałem, uśmiechając się na wspomnienie odmłodzonego i cholernie przystojnego "Mędrca".
- Ciągoty na cycki... - zacytował mnie mężczyzna.
- A owszem. Coś macie wspólnego - zaśmiałem się, biorąc go w ramiona i sadzając sobie na kolanach. - Jesteście w gruncie rzeczy dość podobni.... fizycznie.
Jakoś dopiero gdy to powiedziałem głośno uświadomiłem sobie, że to faktycznie prawda. Ta jasna skóra, długie, gęste i jasne włosy...
- Jesteście spokrewnieni, prawda? Dlatego tak cię ta mała interesuje... - zacząłem.
- Owszem - wyznał, ale spuścił głowę, jakby było to coś wstydliwego. - Jestem, cóż, jednym z jej przodków. Straciłem rachubę ile to już pokoleń minęło. Wiem, że jest córką moich dzieci. Krwią z niegdysiejszej mojej krwi.
- Ona o tym wie?
- Nie... Ja... Chciałbym ją znaleźć, zobaczyć. Mógłbyś mnie do niej zaprowadzić? Lub choć wskazać gdzie ją znajdę? - zapytał, wpatrując się we mnie z nadzieją.
- Jeśli ładnie poprosisz - rzuciłem po dłuższej chwili.
- Proszę... - wyszeptał i objął mnie.
Moje usta znalazły jego i trwały tak złączone dłuższa chwilę.
- Dobra. I tak nie mam nic więcej do roboty, szczególnie, jeśli chcesz już wyjść - skwitowałem.
- Dziękuję - usłyszałem.
- Taaa... jasne - burknąłem.
Ten facet coś za dużo mi dziękował, co normalne nie było, bo przeważnie tego słowa nie słyszałem pod swoim adresem nawet i latami.
Umyliśmy się i ubraliśmy. Oczywiście nie omieszkałem w tych czynnościach swojemu nowemu kochasiowi poprzeszkadzać.
Wyszliśmy z mojej posiadłości i skierowaliśmy się do kwater wezwanych. Abyss tam nie było. Rzekomo wyszła.
- No i co teraz? - mruknął do siebie Sorley.
- Jak bardzo chcesz, to postaram się ją znaleźć - zaproponowałem od niechcenia.
- Byłbym wdzięczny...
- Dobra dobra, odwdzięczysz się w naturze - posłałem mu całusa. - A teraz chodź.
Nakreśliłem na ziemi znak, z którego wylało moje kochane psisko.
- Co to u licha? - zapiszczał Sor, odsuwając się i z niepokojem zerkając na moje zwierzątko, mojego jedynego kompana.
Zwierz mógł wyglądać jak wyjątkowo groteskowe połączenie psa z hieną, a wielkość miało sporego kucyka, ale dla mnie był cudny wręcz.
- To jest Nijak - powiedziałem, głaszcząc psa po ogromnym łbie.
- Nijak?
- Tak mu na imię. Nie mogłem się zdecydować, więc na pytanie "jak?", padło "nijak" i tak mu już zostało.
Nijak zamruczał jak sporych rozmiarów kocur, gdy drapałem go między oczami.
- Dobra, bestio. Masz wytropić tę małą blondynę - rzuciłem mu.
Psisko zaczęło węszyć i po chwili pognało pędem, budząc ogólna panikę. To mi przypomniało dlaczego Mędrzec tak mnie ładnie prosił, żebym nie wypuszczał swojego pupila. Pognaliśmy oczywiście za zwierzakiem. I co znaleźliśmy? Abyss, leżącą na ziemi, a nad nią klęczał jakiś łachudra. Obok stało jeszcze dwóch. Wszyscy się pięknie ślinili, a ten klęczący sięgał właśnie do paska dziewczyny.
- Nie ładnie tak traktować moją znajomą - rzuciłem.
- Ona już tak leżała jak ją znaleźliśmy - pisnął jeden z drabów, widząc mnie i bestię u mego boku.
- Nie obchodzi mnie to co ona robiła, ale to, że waszym zamiarem było zrobić jej coś nieprzyjemnego - wymruczałem do nich.
Nie chodziło o to, że sam nie skorzystałbym chętnie z okazji, ale o to, że ja zrobiłbym to w sposób, który by jej się ostatecznie spodobał. To samo przecież było z Sor'em. Nie chciał, a jednak mu się podobało i nawet ładnie poprosił o wiecej. Za to ci tutaj narobiliby dziewczynie tylko syfu. Nie dość, że do zdrowych zapewne nie należeli, to jeszcze nie dajcie bogowie dziewucha załapałaby i nosiła bachora jednego z tych mułów.
- Nijak, bierz - wymruczałem spokojnie. Faceci poszli aż się za nimi kurzyło, a uradowane psisko za nimi. Doszły mnie jeszcze jakieś krzyki i odwołałem psa. Bestyjka wróciła do swojego świata uradowana, a ja podszedłem do Abyss.
- Co z nią? - w głosie Srley'a była nuta paniki.
- Dobrze. Żyje i nikt jej nie zdążył ruszyć. Choć nie wiem czyje łapki ma tu odbite - wskazałem na sińce na szyi, wskazujące, ze ktoś ją dusił.
Uniosłem nieprzytomną dziewczynę. Bardzo miło się ją niosło, szczególnie zważywszy na fakt, że moja dłoń znajdowała się na jej zgrabnym tyłeczku.
Z wona ruszyłem do swojej rezydencji. Sor szedł za mną, wciąż zerkając na dziewczynę.
<Abyss? Sor?>