Magia zanika? Magiczne istoty się wypalają? Co to ma wszystko znaczyć?
To mnie bardzo niepokoiło. Będę wykonywać każde rozkazy tutejsze króla,
nie dlatego bo muszę, tylko dlatego bo chcę. Tak więc nie odejdę stąd.
Po za tym... jestem pierwszy rok na wygnaniu. Gdyby się tak
zastanowić.... to niedługo mam urodziny, które na pewno spędzę tutaj.
Eh.... z tego co widziałam jest jakiś Kargijczyk. On nie może być z
moich stron. Przecież nigdy go nie widziałam. Westchnęłam.
Wyszłam z
pałacu i swe kroki kierowałam w powrotną drogę. Tak, zmierzałam do
miejsca przy lesie, z którego wyleciałam przez moją klacz. Kami
ogłupiałaby gdyby weszła do terenu zabudowanego, pełnego nieznanych
ludzi. To bardzo nieufne zwierze, które łatwo przepłoszyć. Klacz jest
przyzwyczajona do ciszy i leśnych dźwięków. Przechodziłam obok karczmy,
którą pokazał mi Tanith. Przystanęłam. Trzeba będzie sobie znaleźć
jakiś nocleg. Weszłam do środka. Załatwiłam to co załatwić sobie miała i
poszłam do pokoju gdzie miałam spędzić kilka dni. Rozejrzałam się po
pomieszczeniu. Nic ciekawego. Tak czy siak czułam się nieswojo. Wyszłam z
karczmy i poszłam do lasu. Musiałam zobaczyć jak tam moja klacz.
Przecież na długo nie mogę jej zostawić. Niepokoiłaby się.
Kiedy weszłam
do lasu usłyszałam rżenie konia. Kierowałam się w stronę tego odgłosu.
Dotarłam na polanę gdzie pasła się Kami. Spojrzałam na nią. Klacz
uniosła swój łeb i również na mnie patrzyła. Podeszłam do niej i
wsiadłam. Pogłaskałam ją, a po chwili objęłam szepcząc czułe słówka, jaka
ona piękna i inteligentna. W ten sposób zacieśniałam z nią więzi. Nie
będę musiała później jej znów oswajać. Westchnęłam. Opowiedziałam Kami o
zaistniałej sytuacji związanej z magią. Szkoda, że nie mogę zrozumieć co
ona do mnie mówi. Zeszłam z niej.
- No kochana, do jutra masz ode mnie wolne – powiedziałam.
Klacz jedynie stanęła dęba i pogalopowała gdzieś. Patrzyłam jak się oddala. Kiedy całkiem znikła mi z oczu zaczęłam zawracać. W połowie drogi do wyjścia z lasu postanowiłam posiedzieć sobie na drzewie. Zawsze to lubiłam. To ryzyko, że jakaś gałąź może ci się złamać pod nogami. Siedziałam na jednym z grubszych gałęzi, opierając się o pień. Patrzyłam w dal jakby czegoś szukając. Nagle usłyszałam jak ktoś tu idzie. Zerknęłam na dół. Szedł tam jakiś chłopak. Kiedy ominął drzewo na którym siedziałam zaczęłam cicho schodzić na dół. Dzięki swojej gibkości zeszłam cicho po gałęziach. Kiedy moje stopy dotknęły ziemi chłopak odwrócił się ukazując swoją twarz. To ten Kargijczyk z audiencji.
- Co tu robisz? - zapytałam.
- To samo pytanie tyczy się ciebie – mruknął.
- Jeżeli udzielę odpowiedzi odpowiesz na moje pytanie? - znów zadałam pytanie.
- Może.. - odparł.
- A ja tu jestem, bo lubię. Wolę przyrodę niż targi i inne rzeczy tego typu – powiedziałam. - No to teraz twoja kolej. A skoro już rozmawiamy, to warto się przedstawić. Gisell jestem – rzekłam.
- No kochana, do jutra masz ode mnie wolne – powiedziałam.
Klacz jedynie stanęła dęba i pogalopowała gdzieś. Patrzyłam jak się oddala. Kiedy całkiem znikła mi z oczu zaczęłam zawracać. W połowie drogi do wyjścia z lasu postanowiłam posiedzieć sobie na drzewie. Zawsze to lubiłam. To ryzyko, że jakaś gałąź może ci się złamać pod nogami. Siedziałam na jednym z grubszych gałęzi, opierając się o pień. Patrzyłam w dal jakby czegoś szukając. Nagle usłyszałam jak ktoś tu idzie. Zerknęłam na dół. Szedł tam jakiś chłopak. Kiedy ominął drzewo na którym siedziałam zaczęłam cicho schodzić na dół. Dzięki swojej gibkości zeszłam cicho po gałęziach. Kiedy moje stopy dotknęły ziemi chłopak odwrócił się ukazując swoją twarz. To ten Kargijczyk z audiencji.
- Co tu robisz? - zapytałam.
- To samo pytanie tyczy się ciebie – mruknął.
- Jeżeli udzielę odpowiedzi odpowiesz na moje pytanie? - znów zadałam pytanie.
- Może.. - odparł.
- A ja tu jestem, bo lubię. Wolę przyrodę niż targi i inne rzeczy tego typu – powiedziałam. - No to teraz twoja kolej. A skoro już rozmawiamy, to warto się przedstawić. Gisell jestem – rzekłam.
<Akira?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz