czwartek, 21 sierpnia 2014

Od Abyss (do Asheroth'a)

Spojrzałam wymownie w miskę gulaszu, parująca potrawa nie da się ukryć niesamowicie zachęcała wyglądem i zapachem, ale było też coś co wciąż blokowało mnie przed sięgnięciem po łyżkę.
Co właściwie się stało? - Przeleciało mi przez głowę gdy zgarbiona niespokojnie latałam spojrzeniem tam i z powrotem po wnętrzu komnaty. Może i wyglądałam pewnie wychodząc zza krat, ale chyba mocno by się ktoś przeliczył na nazwanie mnie wtedy spokojną. Skubałam chleb jak oszalała próbując powstrzymać paniczne odruchy. Wychowana w piwnicy, a boi się zwykłego zamknięcia, zwykłego gdyby nie to, że zgodziłam się kraść i jak sam ten wielgachny pan podkreślił łapska za to by mi poszły.
W końcu jednak mój żołądek decydująco zawył w agonii, widać suchy chleb mu nie wystarczał. Złapałam w dłoń łyżkę i wpakowałam do już troszeczkę ostygłej papki… Tak chyba też i można to nazwać i władowałam do ust.
Nie rozumiem czemu zareagowałam tak entuzjastycznie na ciepłą potrawę w końcu nie miną nawet tydzień od opuszczenia przeze mnie domu i jedzenia właśnie takich, a nawet bardziej zmyślnych wybryków kuchni.
- W brzuchu się przewraca na wspomnienie o tym. - Przełknęłam jeden kęs głośniej ze zdecydowanie większym trudem i sapnęłam.
Nie śpieszyłam się z jedzeniem nawet jeśli ten goryl tam na mnie czekał, tak tak go nazwę. Jest przerażająco wielki, a te szkarłatne oczy. Zadygotałam niespokojnie na krześle. No nie śpieszyło mi się.
W końcu jednak nawet choć bym nie wiem jak przeciągała i dokładnie skrobała miskę musiałam odejść od stołu i spokoju pustej komnaty. Westchnęłam wstając. Nie mogę też kazać komuś tak długo czekać, w mojej sytuacji to szczególnie niestosowne, przystanęłam jednak jeszcze na chwile wpatrzona w naczynie.
- Nie powinnam tego… A zresztą - Szepnęłam sama do siebie. Nie znam standardów tego miejsca. Może z czasem. Za czym idzie może mnie nie wyrzucą.
Spojrzałam niepewnie po sobie zakurzone i wymiętolony płaszcz zwisał ze mnie jak szmatka. Odświeżyć się co? Dla kobiety znaczy to raczej dłuższą odsiadkę przy lusterku w łazience. Wobec tego chyba warto się za to zabrać już teraz. Uśmiechnęłam się do siebie i wkroczyłam do czegoś co zdawało się być łazienką.
- No…- Spojrzałam w lustro, niby nic strasznego się nie działo, ale pod kapturem, którego bezczelnie zresztą z szarpnął mi z głowy ten strażnik numer jeden, sterczały niebezpiecznie uciekające z mocnego spięcia włosy.
Z oburzeniem szarpnęłam za wstążkę bez najmniejszego zamiaru ponownego wiązania ich tak dokładnie jak przedtem i tak już wystarczająco moje kłaki zostały obnażone.
Zrzuciłam z siebie również płaszcz z wielkim bólem był przecież dla mnie jak druga skóra, ale teraz nie wyglądał najlepiej a i takim rzeczom przyda się mały wypoczynek. Spojrzałam po chwili w stronę wanny tęsknym wzrokiem, nienawidziłam być brudna, zakurzona elisz to brudu musiało teraz na mnie osiąść. Spięłam się na myśl o tym i zaczęłam się nerwowo kręcić w miejscu,. Ale to takie niezręczne!
Stojąc tak wpatrzona w jedne punkt w końcu zdecydowałam i zabrałam się do nabierania wody, nie lubię pomocy w takich sprawach. Zresztą to w ogóle krępujące! Ile tu jest ludzi! I na co ja się porywałam mam teraz szczerą ochotę zniknąć i już nigdy nie pokazywać swojej mordy. Poczułam na twarzy wypieki.
- Jak można tak łatwo się emocjonować…- Westchnęłam w końcu wchodząc do wody.
Pchnęłam lekko drzwi wyściubiając powoli nos zza nich po czym szybko przemknęłam z mam nadzieje dość suchymi włosami do owego salonu, do którego mnie tak proszono. Salon jak salon zależy co kto przez to rozumie, a wyobrażenia mogą być różne. Według mnie ładnie tu nie wielka to zmiana dla mnie póki co…
Nie liczą dużej ilość ludzi i tego pana co właśnie przesiaduje sobie na jednym z foteli. Długo mnie nie było?
Po jego minie nie łatwo odgadnąć. Nawet nie będę się rozwodzić jak coś nie tak raczej by wygarnął to chyba ten typ.
Znalazła się inteligentna oceniająca ludzi! - Skarciłam się podchodząc bliżej na trzęsących się nogach, wręcz błagalnie patrzyłam na drugi mebel od pary w tym pomieszczeniu. Aż w końcu dałam za wygraną .
Asheroth - tak przynajmniej się przedstawił, nie specjalnie spuszczał ze mnie spojrzenie czujnych szkarłatnych oczu. Tak to wcale nie powodowało, że chciałam się zapaść w fotel, wcale, a wcale.
Nie odezwałam się ani słowem i chyba nie musiałam już dalej udowadniać, że nie mam takiego zamiaru.
- Ty naprawdę jesteś złodziejką? - Spytał w końcu powątpiewającym tonem. Skrzywiłam się nie jako na to pytanie, bo co miałam powiedzieć… Tak jestem, wymuszoną? To nawet się kupy nie trzyma. Spojrzałam w bok i jedynie potrząsnęłam głową prawie niezauważalnie.
- Nie wygląda, żeby było ci to potrzebne. - Rzucił to niby od niechcenia mężczyzna, ja jednak wiedziałam do czego to prowadzi… Ukryte pytanie o pochodzenie.
- Pochodzę z Mahrau i jestem szlachcianką swego rodzaju… - Przygryzłam wargę, naprawdę nie podłodze mi teraz przybliżać historie mojego “życia poza grobowego” .- …A jedynym powodem do kradzieży mógł być co najwyżej pusty żołądek. - W tej sytuacji nawet śmiech by mnie nie zdziwiła, a jednak cisza. Podniosłam głowę.
Tym razem to Asheroth patrzył w okno, chyba już stracił jakiekolwiek podejrzenia co do tego, że mogłabym stąd coś zwinąć i ukraść, bo jak sądze to również było powodem jego ciągłego i bacznego spojrzenia na mnie.
Czy to już ta cisza też naprawdę mnie przerażała, czułam wręcz aż boleśnie jak krew aż nazbyt uderza mi do głowy. Miałam mroczki przed oczami, będą coraz bardziej zakłopotana podciągnęłam kolana do piersi opierają o nie jednocześnie głowę i oddychając głęboko. Cokolwiek byle tylko nie odleć!
Odetchnęłam z ulgą gdy wreszcie powrócił mi normalny oddech i przymknęła spokojnie oczy błagając by może jednak to uciekło uwadze tego mężczyzny.

<Asheroth?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz