Spoglądałem po twarzach zgromadzonych. Różne osoby, należące do różnych ras. Nie ufałem im. Niemal nikomu nie ufałem, ale tu szczególnie. Miałem zamiar bardzo dokładnie przyjrzeć się wezwanym. Ciekawe ilu było to z chęci pomocy, a ilu z pragnienia zysku czy innych pobudek, które ze szlachetnością nie mają nic wspólnego.
Mój wzrok padł na znajomej twarzy. Ethanie. Synu króla, któremu niegdyś służyłem. Pokręciłem z dezaprobatą głową.
- Panie... - usłyszałem i odwróciłem głowę do sługi. - Mamy problem z jedną więźniarką. Nadzorca więzienny kazał ci to pokazać, panie.
Mężczyzna wręczył mi pergamin. Wiedziałem co to jeszcze przed otwarciem. Było to wezwanie od króla.
- Dziewczyna to złodziejka, jest więc podejrzenie, że ukradła i to, być może by kupić sobie wolność... - zaczął.
- Pięknie. Mieszańcy, bękarty i jeszcze kryminaliści - westchnąłem.
Zapowiadało się coraz gorzej. Miałem nadzieję, ze uda mi się jakoś zapanować nad tą zgrają, którą zwołał król. Co on z resztą myślał? Jak z nich chce zrobić coś pożytecznego? Jak oni mają pomóc?
- Chodźmy. Muszę się z nią zobaczyć - oznajmiłem.
- Oczywiście.
Ruszyliśmy w stronę lochów. Teoria nadzorcy była błędna. Niektóre wezwania rozesłano losowo, owszem, ale były one nasycone zaklęciem, które sprawiało, że zawsze trafiały w odpowiednie ręce. Przyciągała je magia. Silna.
Zszedłem do więzienia i usiadłem w sali "odpraw", czekając aż przyprowadzą więźnia. Po niedługiej chwili drzwi otworzyły się i wszedł strażnik prowadzący interesującą mnie osobę.
Złodziejka okazała się quaarianką. Młodziutką, o włosach tak jasnych, że wydawały się świecić w wątłym świetle lamp. Dziewczyna wyglądała na zdezorientowaną, a gdy spojrzała na mnie zaczerpnęła gwałtownie powietrza i chciała się cofnąć, na co nie pozwolił jej strażnik.
- Witam. Jestem Asheroth Wharbas. Jestem Strażnikiem Królewskim. A ty?
- Abyss Arabelle - przedstawiła się cicho.
- Wiesz co to? - spytałem, pokazując jej wezwanie.
- T-tak... - wyszeptała, błądząc wzrokiem gdzieś obok i mnąc rąbek szaty.
- Przyjmujesz wezwanie? - zapytałem.
Tym razem uniosła wzrok i zastygła z lekko rozchylonymi wargami, jakby nie wiedząc co powiedzieć.
- Tak... chyba, tak - wydukała w końcu.
- Dobrze więc. Rozkujcie ją. Idziesz ze mną - rozkazałem jej.
- Dokąd? - czułem strach w jej głosie.
- Jesteś wezwaną, zostajesz oficjalnie ułaskawiona, ale jeżeli jeszcze raz złapię cię na kradzieży czy innym przestępstwie, to wiedz, że złodziejom ucina się dłonie. A teraz chodź, bo jak mniemam nie posiadasz tu żadnego lokum...
Jej spojrzenie było dla mnie wystarczającą odpowiedzią.
Zaprowadziłem ją do rezydencji, w której mieścić się miały kwatery wezwanych. Gdy dobiegł nas zapach z kuchni, usłyszałem głośne burczenie w żołądku dziewczyny. Zaprowadziłem dziewczynę do wolnej komnaty, bacznie obserwując jej ruchy. Tam usiadła przy niedużym stoliku, rozglądając się uważnie.
- Podajcie jej coś do jedzenia - nakazałem służącej, ta skłoniła się i po chwili przed Aby stanęła miska gulaszu.
- Gdy zjesz i się odświeżysz chciałbym, żebyś dołączyła do mnie w salonie. Musimy jeszcze porozmawiać.
Wyszedłem z komnaty.
<Abyss?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz