sobota, 10 stycznia 2015

Od Wielkiego Mędrca (do Narishy)

Spojrzałem na siedzącą obok mnie Narishę. 
- Przepraszam, nie powinnam pana zadręczać pytaniami - powiedziała i zwiesiła głowę.
- Wręcz przeciwnie - stwierdziłem. - Każdy, kto choć raz poznał smak bycia mentorem powinien być dumny, że zadaje się mu pytania. Nawet, jeśli takie, które często sam sobie zadaje i wciąż odpowiedź jest niejasna.
Przerwałem na chwilę i spojrzałem w niebo. Chmurzyło się, a chłodny wiatr, nasycony wilgocią przynieść miał wkrótce deszcz.
- Cały świat pełen jest nienawiści - powiedziałem w końcu, przerywając ciszę. - Nienawiść nie jest obca nikomu. Nawet moje serce czasem kłuje, zrodzona ze strachu, złości, czy nawet chęci sprawiedliwości bliskiej pragnieniu zemsty. Sama także spotkasz na swej drodze ludzi, do których czuć będziesz niechęć, odrazę. Być może będą to ludzie, o których będziesz mówić "źli", tacy, którzy ciebie nienawidzić będą mocniej, nie starając się tej niechęci zwalczyć.
- Nie czuję do nikogo nienawiści - powiedziała.
- Ale czułaś strach przed tamtymi ludźmi - zauważyłem - i gdyby twoje życie zależało od tego byłabyś gotowa się bronić. To normalne i właściwe - obrona własnego życia. Tylko, że gdy musisz bronić się nazbyt często, może okazać się, że instynkt bierze górę nad rozumem. 
- To... straszne - wyszeptała.
Rozumiałem ją. Straszne było to co nie raz spotykało dobrych ludzi. Gorsze były bestie, które się w nich rodziły.
- Owszem. Paść ofiarą nienawiści może każdy i każdy może stać się nią zaślepiony. Nie tylko mieszaniec. Poza tym, tu w Yrs ludzie tacy jak ci, którzy próbowali cię zabić są mimo wszystko rzadkością. Owszem nie każdy od razu będzie ci ufał, ale to raczej zwykła ostrożność. W razie kłopotów zawsze możesz zwrócić się do straży. Pomogą.
Znów zapadłą chwila ciszy, podczas której Narisha układała sobie w głowie to, co jej powiedziałem.
- Co do reszty twoich pytań - zacząłem powoli. - Cóż coś takiego jak droga na skróty istnieje, ale jak długo można żyć, kradnąc innym coś, na co powinno się zapracować? I co ważniejsze czy można w ten sposób żyć tak, by być zadowolonym z życia podczas ostatnich jego chwil? Jeżeli odpowiesz przed samą sobą na te pytania, znajdziesz i odpowiedź na swoje. Godne życie nie jest czymś łatwym i dla każdego znaczy co innego. Jedni pragną rodziny, dzieci, inni bogactw i sławy, jeszcze inni chcą po prostu przekazywać wiedzę. Znajdź swoją drogę, swoje pragnienia, realizuj je tak, by żyć w zgodzie z samą sobą, a powinno być dobrze.
- Brzmi łatwo... i trudno za razem - stwierdziła, dość trafnie.
- Teoria nigdy nie jest równa praktyce. Ale mam jeszcze jedną radę dla ciebie, dziecko - poklepałem ją po dłoni.
- Jak?
- Nie martw się tak. Przeszłość minęła, przyszłość jeszcze nie nadeszła, a teraz? Teraz uśmiechnij się i żyj. 
- Dobrze - dziewczyna obdarowała mnie promiennym uśmiechem.
Jeszcze chwilę siedzieliśmy razem, rozmawiając. Pragnienie wiedzy dziewczyny i chęć zrozumienia świata byłą czymś niezwykłym u tak młodej osoby. 
- Wybacz, moja droga, ale muszę wracać do swoich obowiązków. Ty powinnaś rozejrzeć się jeszcze po okolicy. Pewien jestem, że spotkasz i kogoś życzliwego - powiedziałem, wstając.
- Jeszcze raz panu dziękuję za wszystko.
Skinąłem lekko głową i wsiadłem na grzbiet mojego Siwka, który swoim lekkim kłusem ruszył do miasta. 

Gdy wszedłem do swego niedużego mieszkanka tuż przy murach akademii byłem zmęczony. Kilka godzin spędziłem u króla Urdona, sprawdzając kilka znalezionych przez niego śladów. Utrzymanie moich zdolności podczas, gdy musiałem dbać o swoją zmienioną teraz formę nie było tak łatwe, jak mogło się zdawać.
Zrzuciłem iluzję, stając się znów Kirilielem, chłopcem, którego wieki temu uratowano przed śmiercią.
Wstawiłem wodę na nieduże palenisko i wkruszyłem do dzbanka zioła. Ledwie je zalałem, a usłyszałem gorączkowe pukanie do drzwi. Odruchowo otworzyłem je.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to struga deszczu, szara i ciężka. Ułamek chwili później mój wzrok padł na kobietę, próbującą schronić się pod niedużym daszkiem na lewo od wejścia do mojego mieszkanka.
- Wejdź - rzuciłem od razu i cofnąłem się, by ją wpuścić.
- Dziękuję - wysapała, pocierając ramiona.
Gdy uniosła wzrok rozpoznałem ją od razu. Ona mnie z resztą też, bo uśmiechnęła się szeroko.
- Miło znów cę widzieć - rzuciła Kerenza.
- I wzajemnie - uśmiechnąłem się chyba nieco blado i wskazałem jej fotel. - Usiądź proszę, dam ci koc i mam nadzieję, że lubisz napary z ziół. Rozgrzeją cię.
- Dziękuję - powiedziała, biorąc koc.
- Zdejmij mokre ubranie, trzeba je wysuszyć nad paleniskiem. Inaczej się jeszcze przeziębisz. Zaraz znajdę ci coś do okrycia - zaproponowałem i ruszyłem do swojej malutkiej sypialni, by poszukać czegoś w kufrze.
Gdy wróciłem z przydługą koszulą Kerenza siedziała opodal paleniska, rozczesując palcami włosy. Była naga, obrócona do mnie tyłem.
Gdy odwróciła się do mnie mój wzrok padł na jej pełnych, kształtnych piersiach. Poczułem jak moje policzki zaczynają piec niemiłosiernie.
- Proszę - powiedziałem, szybko podając jej ubranie.
Założyła co prawda koszulę, ale musiała wstać i pięknie się przede mną wyprężyć.
- To tu mieszkasz? - spytała, rozglądając się po pomieszczeniu, a gdy nachyliła się nad biurkiem, by coś obejrzeć, ukazując mi przy tym spory kawałek jędrnego pośladka, przełknąłem głośno ślinę.
- T-tak... ale dość sporo podróżuję.... - wymamrotałem w odpowiedzi na pytanie.
- Długo znasz Tanith? - kolejne pytanie, gdy obróciła się na powrót do mnie, uśmiechając słodko.
- Od... zawsze, tak właściwie - rzuciłem.
- Miło, że jesteście przyjaciółmi - stwierdziła, podchodząc bliżej mnie. - Jesteś strasznie rozpalony... - stwierdziła, kładąc dłoń na moim czole, później przenosząc ja na policzek.
- Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo usta kobiety celnie trafiły w moje, podczas gdy palce wplotła w moje włosy.
Odruchowo oddałem pocałunek, na co Kerenza wolną dłonią ujęła moją, kładąc ją na swoich pośladkach.  I tam już moja dłoń została, gdy kobieta naparła na mnie, prowadząc w stronę fotela.
Sam nie mam pojęcia co się ze mną działo i dlaczego ta kobieta tak na mnie działała, ale pragnąłem jej, a ona mnie, co nie trudno było zauważyć, biorąc pod uwagę zapał z jakim pozbawiła mnie ubrań.
Próbowałem ją odsunąć, gdy resztki mojego zdrowego rozsądku doszły do głosu. Nie pozwoliła mi na to, mocniej obejmując mnie ramionami.
Gdy uniosła się nieco, by po chwili pieszczot, pospiesznie wziąć mnie w siebie, pozwoliłem jej na to. Nawet więcej, zacząłem z zapałem pieścić jej ciało. Krągłe piersi, zgrabne uda i pośladki.
Niemal już zapomniałem jak to jest mieć ten ogień w żyłach, który nasilał się z każdym ruchem kobiety.
Mocno przyciągnąłem ją do siebie, unosząc i po chwili kładąc na łóżku. Widziałem jej skrzące się oczy, usta lekko rozchylone, kuszące mnie. Widziałem też ogrom jej pożądania, gdy wszedłem w nią ponownie, mocno, głęboko. Pieściłem ją rozkoszując się smakiem jej skóry. Dźwiękiem jej głosu, gdy ponaglała mnie słodko pojękując.

Obudziłem się, czując, jak coś ciepłego przyciska się do mojego ramienia. Spojrzałem na śpiącą obok mnie kobietę, a wydarzenia z wieczoru... i nocy uderzyły we mnie.
Nie bardzo mogłem uwierzyć z mój własny brak odpowiedzialności... Powinienem przecież odmówić... Nie zrobiłem tego.
Wstałem powoli wyplątując się z objęć kobiety, tak, by jej nie obudzić, ubrałem się i wyszedłem, uciekając zwyczajnie. Musiałem... jakoś to wszystko przemyśleć. Usiadłem więc na ławeczce w ogrodzie, cieszą się chwilowym spokojem...

<Znajdzie mnie ktoś myślącego? xD *Jak coś to jest Kiri, ten młodziak*>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz