poniedziałek, 5 stycznia 2015

Od Carrcka (do Tanith'a)

Rozdzieliliśmy się w różne strony, w sumie sam nie wiem czy przez przypadek czy był to po prostu lepszy sposób na zgromadzenie pokaźniejszych zapasów. Tanith wytłumaczył mi mniej więcej czego powinienem szukać jeszcze przed wejściem do lasu, ja jednak pędzony jakimś zmysłem czy też omamiony potrzebą gonienia wiewiórki popędziłem w zupełnie odmiennym kierunku do rudzielca. Truchtałem przed siebie rozglądając się na boki i co jakiś czas węsząc, czułem bowiem woń innych zwierząt kręcącą mi w nosie.
Parę razy kichnąłem przystają i właśnie wtedy natykałem się zwykle na zioła, o które mnie proszono. Czyżbym był uczulony czy właśnie taki skutek miały przynosić te chwasty o różnych pokręconych nazwach, głównie były to rzecz jasna ziółka poprawiające prace serca, krążenie, ale i takie które poprawiały samopoczucie i dodawały energii. Czego to nie można znaleźć w lesie… Ale, tak poza tym to… Jak ja tu dotarłem? I skąd u licha ciężkiego miałem wiedzieć gdzie jest Tanith? Nasłuchiwałem, chyba nie zdołał on jeszcze zorientować się o mojej nieobecności przy nim był zapewne tak zaoferowany zbieraniem ziół i wesołą śpiewką, w którą wkładał tyle radości, a ja nie rozumiałem ani słowa. 
Trzymając kurczowo w pysku wianuszek, który udało mi się zebrać pognałem na wyczucie, przecierając nowy zupełnie szlak i cicho powarkując za każdym razem gdy uchylając się przed niższymi gałęziami drzew, przy okazji czując jak jeszcze drobniejsze smagają mi skórę. Nie bardzo patrzyłem przed siebie modliłem się tylko by nie wydłubało mi oczu po drodze, aż w końcu się doigrałem. Nim się zorientowałem grunt pod moim nogami opadł. Nie pamiętam bym skakał przez jakieś doły ani wchodził pod górę, ale nie ode mnie to zależało.
Po prostu stoczyłem się ze zbocza przygryzając niechcący zioła i nieświadomie, a właściwie odruchowo przełykając. Zakrztusiłem się i tocząc tak jak drewniana bela kasłałem próbując pozbyć się zielska z przełyku, a już przede wszystkim nabrać powietrza, które nie było nasączone po brzegi unoszącym się wraz z moim ciałem kurzem. Czy mi się zdaje czy byłą to lekka powtórka z rozrywki po tym jak to stoczyłem się praktycznie pod nogi Mędrca. A właściwie innego gościa, ale myślę, że ten chłop o niewyparzonej mordzie nie był, aż tak istotny.
Wtoczyłem się ponownie w krzaki i uderzałem co jakiś czas głową, rękami, albo nogami o drzewa, aż w końcu kompletnie się zatrzymałem dysząc ciężko. 
No i na co mi była droga na  te wymyślne skróty, nie dość, ze moje zdobycze wcięło to jeszcze.. Chwila… Ręce, nogi. Przyjrzałem się dokładnie sobie i miałem racje, nie byłem już psem. O ile moje odczucia się nie myliły straciłem te postać w chwili gdy przełknąłem zioła choć wątpię, by miało to jakieś znaczenie. Były równie gorzkie i ohydne w obu repertuarach.
W końcu zdobyłem się na podparcie dłońmi i powolne dość bolesne stanięcie z powrotem na nogi. Trzęsłem się, sam nie wiem z czego. Może zimna, bo przecież byłem nagi.
Gdy jednak postanowiłem wyruszyć na dalsze poszukiwania, ledwie postawiłem krok a zawróciło mi się we łbie i chwile później kurczowo przyciskałem do siebie drzewo oddychając głęboko, spokojnie.
- Okey, to tylko szok. - Westchnąłem w końcu puszczając drapiącą korę mojego drewnianego przyjaciela na chwile obecną. Usłyszałem też znajomy głos co dodatkowo dodało mi otuchy. A był to głos Tanith’a.
- Hej! - Zawołałem, ale ten nawet nie drgnął, nie miałem innego wyjścia jak podeści do niego trochę bliżej.
Powtórzyłem próbę oddychając ciężko i widząc jak świat wiruje mi przed oczyma. 
Czy aby na pewno to były odpowiednie zioła? Mam niejasne wrażenie, że przedawkowałem właśnie coś zupełnie innego i mi nawet nieznanego.
- Tani… - Wylądowałem na trawie szybciej niż planowałem, ale mało co mnie to obchodziło po prostu opadłem z sił i teraz próbowałem się tylko czołgać w stronę Tanith’a.
- Co jest? - Usłyszałem, chyba w końcu doszło do niego moje wołanie, nim się jednak odwróciła ja ułożyłem się na ziemi ocierając pot z czoła i błagalnie czerpiąc powietrze, które nim doszło do moich płuc zmieniało się w wiór. Było mi dla odmiany teraz zbyt gorąco.
Musiałem wyglądać bajecznie, tym bardziej, że zlewałem się co chwile potem.
Wstałem i lekko kulejąc podszedłem do niego stając nad nim gdy ten pochylał się zbierając sporawy pakunek ziół. Pech chciał, że i te się rozsypały jak moje…
- Carri? Co ty wyprawiasz? - Usłyszałem lekką irytacje w jego głosie gdy ten poczuł jak się do niego tulę obejmując go w talii.
- Nic przecież. -  Szepnąłem mu do ucha opierając głowę o jego ramie.
- Nie jest ci może gorąco? - Spytałem gładząc go lekko po brzuchu na co się wzdrygnął i napiął.
- Ani trochę! I czy mógł byś ze mnie zejść? - Ranił mnie tymi słowami, ale jednocześnie też i go nie słuchałem, a najzwyklej w świecie sięgnąłem w dół jego brzucha pod spodnie lekko rozluźniając wiązania i wplotłem palce w jego tamtejsze owłosienie, na co zareagował gwałtowniej niż się spodziewałem i gdy miałem już sięgnąć jego członka ten chwyciłem mnie za dłoń. Obrócił się w moją stronę z oskarżycielskim spojrzeniem, ale i z rumieńcem. 
Gdy jednak zdał sobie sprawę z mojej nagości przez chwile się zaciął. Wykorzystałem to pchając go na plecy i zwalając się na niego całując. Uspokoił się dopiero gdy wplotłem między jego wargi język. Mało nie straciłem świadomości swych czynów całując go tak długo i w końcu oboje leżeliśmy dysząc.
Na poważnie tym razem zabrałem się za badanie jego ciała pod koszulką coraz niżej i czując też rosnące napięcie u niego. Gdy udało mi się  sięgnąć  jego krocza i chwile je pieszcząc przechodziłem do dalszego planu działania, przejechałem dłonią po jego biodrach  Tanith’a pozbawiając go powoli spodni. 
Gdy odrzuciłem część jego garderoby w tył moim oczom ukazał się ciekawy widok. Poróżowiały na policzkach rudzielec sam zasugerował mi to czego na początku tak nie lubił działając z jękiem nieporadnie wewnątrz siebie. 
Przez chwile przyglądnąłem się tak mu i jego błyszczącym oczom, aż w końcu nachyliłem się nad nim. 
Od razu włożyłem dwa palce w  niego na co lekko się naprężył. Znów gładziłem go po podbrzuszu, czekając aż się rozluźni, gdy nadeszła ta chwila wsunąłem się w niego ostrożnie.
- Przepraszam za rozsypanie ziół.


<Tia, no przepraszam no >.<>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz