Z trudem starałem się złapać oddech, gdy Carri poruszał się we mnie mocno, przyciskając jednocześnie do siebie tak, że mogłem zaczerpnąć powietrza. Nie miałem pojęcia skąd tak nagle u Carricka takie pożądanie i nie, żeby mi to przeszkadzało w jakikolwiek sposób. Muszę jednak przyznać, że sam nie myślałem o seksie... szczególnie teraz. Moje myśli zajmowało coś zupełnie innego. Chciałem jak najszybciej wrócić do Mor... Przekonać się, że wszystko dobrze z nią i maleństwem, które w sobie nosiła.
Carri poruszył się gwałtownie, wyciskając z mojego gardła kolejne jęki i wyganiając z mojego umysłu wszelkie składne myśli, a jego ciało szczelnie przyciśnięte do mojego wciąż drażniło mojego penisa. Gdy poczułem jak chłopak gwałtownie ściska moje pośladki, przyspieszając, krzyknąłem chrapliwie i doszedłem. Ledwie chwilę później usłyszałem jak mój kochaś mi wtóruje, po czym sam doszedł i opadł ciężko na mnie.
Leżeliśmy tak dłuższą chwilę, próbując się uspokoić. Carri drżał nieco, ale gdy uniosłem się lekko na łokciach, by na niego spojrzeć, ujrzałem jego zadowoloną buźkę z wielkim, błogim uśmiechem.
- Oj słodziaku, słodziaku... - wymamrotałem, na co uniósł się leniwie na mnie patrząc. Na policzkach miał wciąż ogromne wypieki.
- Coś źle zrobiłem? - spytał przypatrując mi się uważnie.
- Źle? Nie - zapewniłem. - Ale aż mnie zadziwia jaki czasami z ciebie świntuch. Ale... albo mi się wydaje, albo najadłeś się czydrzycy... - poniuchałem dokładniej i faktycznie, słodkawo-miodowy zapach był mi nad wyra znajomy. Sam kiedyś zostałem tym ziołem perfidnie poczęstowany. To było okropne... Aż się wzdrygnąłem.
Czydrzyca w małych ilościach była lekiem pobudzającym krążenie, ale w większych wzmagała apetyt na... bliskość fizyczną. Często mało kontrolowany apetyt.
- Coś się stało? - spytał Carri, widząc, że się krzywię i próbuję wstać.
- To... tylko ból tyłka no i niemiłe wspomnienia.
- Jakie wspomnienia? - spytał, zbierając zioła drżącymi dłońmi, podczas gdy ja starałem się doprowadzić do porządku.
- No cóż... Swego czasu jedna dziewczyna - zrobiło mi się chłodno na wspomnienie Talimiry, hrabianki z Gaxyr - spoiła mnie naparkiem z tego. A to miało być spotkanie całkiem bez podtekstów....
- To znaczy?
- Cóż ona mnie lubiła, ale ja ją mniej. Dlatego postanowiła mnie ubezwłasnowolnić na jakiś czas. Spoiła mnie tym, nie pamiętam co robiłem, ale rano obudziłem się goluśki, w jej wieży, a ona była cholernie zadowolona. Niemiło to wspominam... oj, bardzo niemiło.
Schowałem zioła do torby.
- Trzeba cię ubrać... - zarządziłem. - Poczekaj tu chwilkę.
Zniknąłem i puściłem się biegiem do najbliższych zabudowań. Szczęśliwy traf chciał, że na sznurku przed domem wisiało pranie. Chwyciłem najsuchsze spodnie i migiem wróciłem do Carricka, który siedział na ziemi, wcale nie przejmując się swoją nagością.
- Łap, niestety nie mieli mniejszego rozmiaru - rzuciłem mu spodnie.
Carri posłusznie zaciągnął gacie na tyłek.
- Użyj tego - powiedziałem, wyciągając rzemień z koszuli i podając mu go.
Carrick uśmiechnął się, widząc jak moja koszula rozjeżdża się, odsłaniając mój tors, ale posłusznie związał spodnie i byliśmy gotowi do powrotu do miasta.
- Do twarzy ci - rzucił, spoglądając na mnie.
No tak, w wymiętej, przybrudzonej i niezapiętej koszuli, przepocony i zmachany... Musiałem wyglądać cudnie. Ale muszę przyznać, że choć Carri był w nie lepszym stanie fizycznym, a co więcej brak mu było koszuli i za luźne spodnie opadały nisko na biodrach, to był... pociągający.
Ruszyliśmy do miasta. Mimo niekompletnego ubioru nie wzbudzaliśmy jakiejś szczególnej sensacji. Mogliśmy być zwykłymi włóczęgami. Do czasu jednak, gdy usłyszałem radosny pisk.
Odwróciłem się raptownie, a ktoś zwyczajnie wpadł mi w ramiona, oplatając ręce wokół szyi i całując mnie w policzek.
- Tanith! Jak ja cię dawno nie widziałam! Gdybym wiedziała, że na tyle mi znikniesz to w ogóle nie wypuściłabym cię z domu! - usłyszałem i spojrzałem na rudą piękność, która mierzyła mnie wzrokiem, który miał uchodzić za surowy, ale ja widziałem w nim tylko radość.
-Tanith? - Carri stał kawałek dalej, wpatrując się to we mnie, to w kobietę obok mnie.
- To jest Carrick - powiedziałem do kobiety, uśmiechając się do niej i zerkając na zaciętą minkę chłopaka. Ktoś tu jest zazdrosny... - Carrick, to jest Lajrill, moja mama.
- Mama? - spytał chłopak zaskoczony.
Pokiwałem głową, a kobieta podeszła do Carricka i złapała go za dłoń, uśmiechając się do niego tym swoim słodkim uśmiechem, którym każdego potrafiła sobie zjednać.
- Miło mi poznać - zaszczebiotała.
- Mamo... Mogłabyś przestać robić słodkie oczy do mojego chłopaka? - spytałem żartobliwie i zaśmiałem się widząc jak ściąga usta w dzióbek.
- Twojego chłopaka? Mam nadzieję, że tym razem to na dłużej. A tak poza tym, to wolę starszych, jeżeli nie zauważyłaś. No, a szczególnie jednego - rzuciła mrużąc oczy.
- Dobrze, dobrze, wierzę na słowo - stwierdziłem, za co zarobiłem kuksańca.
Mama nachyliła się nade mną i zmarszczyła nos.
- Coś ty ze sobą zrobił? - spytała z dezaprobatą. - Umazałeś się jak zwierzak! I pachniesz zmokniętym psem i jakimś zielskiem...
- Byliśmy z Carrickiem... szukać ziół - wyjaśniłem.
- W krzakach? I robiliście to nosami? - spytała, wyciągając z moich włosów igliwie.
- Masz mnie... - uśmiechnąłem się, na co ona pokręciła głową, wznosząc oczy ku niebu.
<Carrick? Jak się moja mamusia podoba? ^.^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz