Zmieszana zaistniałą sytuacją wpatrywałam się w dziewczynę niepewnie.
Nie mogłam nic dokładnie wyczytać z jej oczu. Mówiła więc większość
szczerze, przyprawiał mnie jednak o dalsze wątpliwość fakt o posiadanych
przez nią ponoć zdolnościach. Mnóstwo jest dziwactw na tym świecie,
każdy posiadł jakąś umiejętność, coś w czym miał niezbity talent. Innym
zaś to los postanowił postawić przed jego nosem jego własną, wrodzoną,
istniejącą z zupełnego przypadku, czy też może któreś z bóstw tak
właśnie chciało.
Tak też było w moim przypadku i być może jej również. Ciekawe zrządzenie losu, życie obdarza cię trzecim okiem, ale pozostałe dwa w być może zwykłym kaprysie zostawił bezużyteczną ozdobą. Urokliwą.
Oczy dziewczyny hipnotyzowały, choć pewnie u jej brata dopatrzyć bym się mogła podobnego szczegółu, ale jej były jakieś mityczne, nie wiem jak dokładnie to zinterpretować. Zupełnie jakby kryły w sobie więcej tajemnic niż je posiadający mógł się spodziewać.
Wstałam powoli zważając na to jak bardzo blisko niej mogłam się w danej chwili znajdować, robiłam to na tyle ostrożnie by jej nie przerazić nagłym ruchem, nawet jeśli potrafiłaby i to przewidzieć.
Złapałam ją za rękę zaraz potem pomagając wstać, wszystko robiąc w skupieniu i spokoju, ignorując ból od napięcia brzucha, czy choćby przy najmniejszym ruchu. Ach gorsze rzeczy się zdarzały.
Spokój został niestety przerwany stukotem kopyt i kół o kamienistą ścieżkę, wyczekiwałam tego, nasłuchując od początku. Spojrzałam w te stronę prawie sięgając po kaptur u płaszcza, którego niestety doskwierał mi wyraźny brak. Poczułam się nieswojo, naprawdę miałam ochotę się ukryć, nie lubiłam być zapamiętywana.
Wystarczy, że dowiedziałam się o tym, że niekiedy widuje się mnie w wizjach nocnych. Wystarczająco stresujące dla dziewczyny o moim charakterze i wytrzymałość psychicznej.
Say’Jo nagle drgnęła ściskając mocniej moją dłoń. Spojrzała na mnie dziwnie jakbym zrobiła coś szokującego, a potem się uśmiechnęła. Zrobiłam coś nie tak? Coś powiedziałam? Nie nic przecież nie mówiłam od chwili mojego głupiego upadku.
Skrzywiłam się w zamyśleniu. Ona wciąż jednak wpatrywała się we mnie wyczekująco, tak jakby.
Nie do końca rozumiem.
- Już? Skończyłyście rozmowę? - Spytał niby to grzecznie, wyczuwalne było jednak jak hamuje się od wrzasku w zniecierpliwieniu, nadopiekuńczy pan, właściwie brat i nie mam pojęcia czemu na samą myśl żołądek podchodził mi do gardła. Obejrzałam się za siebie, moje oczy od razu powędrowały ku wierzchowcowi Say’Jo.
Gdzie był mój Horance? Nie wiem, zresztą nie ważne pojawi się dopiero wtedy gdy go będę potrzebować.
Zwróciłam się znów ku dziewczynie, która nerwowo przestępowała z nogi na nogę.
Jej brat chrząknął znów zniecierpliwiony naszym milczeniem, wkurzył się, a ja traciłam cierpliwość do jego spojrzenia, które jakby usiłowało mnie prześwietlić z miernym efektem. Jego reakcja była oczywista, przecież jestem podejrzaną blondyną z polnej ścieżki, tak na pewno można mi ufać… Ja sądzę jednak, że zaryzykować można. Na moje twarzy pojawił się przelotny uśmiech, ale on nie zauważył tego nawet jeśli na mojej głowie nie spoczywał kaptur osłaniający moją blada cerę.
W końcu nie wytrzymałam dłuższego sterczenia w miejscu, jakaś nagła siła spowodowała że pociągnęłam Say’Jo za sobą, w stronę skubiącego sobie swojsko trawę konia.
- Co ty do cholery robisz?! - Krzyknął za mną chłopak, nie wiedział co robić. Też bym nie wiedziała.
Prychnęłam przyśpieszając kroku, nie zapominając o tym, że przeszkodę stanowiły tu dziury i wystające korzenie, ja je wymijałam be problemu, ale ona. Musiałam być ostrożna.
Stanęłam w końcu przy koniu kładąc na jego pysku dłoń Say’Jo by uspokoić porywcze zwierze.
- No spokojnie… - Powiedziałam do obojga zniżonym głosem. Znów potem przytakując na dziewczynę.
- Wskakujesz?
Z początku niepewnie trzymała rękę na pysku cały czas czujnego konia, który zapewne zrzuciłby mnie od razu gdy tylko bym go dosiadła. Trzymałam się więc w bezpiecznej odległość, wciąż jednak będąc blisko by dopomóc Say’Jo we wgramoleniu się na jego grzbiet.
W końcu ze zdecydowaniem weszła między mnie i zwierzaka szybko oraz sprawnie z może lekkim zachwianiem, które bez problemu złagodziłam, wsiadając na konia. W przeciwieństwie do rumaka ona nie zwróciła uwagi na fakt, że chwile później znalazłam się za nią. Z cichym sykiem bólu, ale zawsze.
- W stronę Yrs prawda? - Spytałam mrugając, choć wiedziałam, że tego nie dostrzeże. Zaśmiała się jednak i ruszyłyśmy aż za szybko. Chyba to przewidziała…
<Say'Jo?>
Tak też było w moim przypadku i być może jej również. Ciekawe zrządzenie losu, życie obdarza cię trzecim okiem, ale pozostałe dwa w być może zwykłym kaprysie zostawił bezużyteczną ozdobą. Urokliwą.
Oczy dziewczyny hipnotyzowały, choć pewnie u jej brata dopatrzyć bym się mogła podobnego szczegółu, ale jej były jakieś mityczne, nie wiem jak dokładnie to zinterpretować. Zupełnie jakby kryły w sobie więcej tajemnic niż je posiadający mógł się spodziewać.
Wstałam powoli zważając na to jak bardzo blisko niej mogłam się w danej chwili znajdować, robiłam to na tyle ostrożnie by jej nie przerazić nagłym ruchem, nawet jeśli potrafiłaby i to przewidzieć.
Złapałam ją za rękę zaraz potem pomagając wstać, wszystko robiąc w skupieniu i spokoju, ignorując ból od napięcia brzucha, czy choćby przy najmniejszym ruchu. Ach gorsze rzeczy się zdarzały.
Spokój został niestety przerwany stukotem kopyt i kół o kamienistą ścieżkę, wyczekiwałam tego, nasłuchując od początku. Spojrzałam w te stronę prawie sięgając po kaptur u płaszcza, którego niestety doskwierał mi wyraźny brak. Poczułam się nieswojo, naprawdę miałam ochotę się ukryć, nie lubiłam być zapamiętywana.
Wystarczy, że dowiedziałam się o tym, że niekiedy widuje się mnie w wizjach nocnych. Wystarczająco stresujące dla dziewczyny o moim charakterze i wytrzymałość psychicznej.
Say’Jo nagle drgnęła ściskając mocniej moją dłoń. Spojrzała na mnie dziwnie jakbym zrobiła coś szokującego, a potem się uśmiechnęła. Zrobiłam coś nie tak? Coś powiedziałam? Nie nic przecież nie mówiłam od chwili mojego głupiego upadku.
Skrzywiłam się w zamyśleniu. Ona wciąż jednak wpatrywała się we mnie wyczekująco, tak jakby.
Nie do końca rozumiem.
- Już? Skończyłyście rozmowę? - Spytał niby to grzecznie, wyczuwalne było jednak jak hamuje się od wrzasku w zniecierpliwieniu, nadopiekuńczy pan, właściwie brat i nie mam pojęcia czemu na samą myśl żołądek podchodził mi do gardła. Obejrzałam się za siebie, moje oczy od razu powędrowały ku wierzchowcowi Say’Jo.
Gdzie był mój Horance? Nie wiem, zresztą nie ważne pojawi się dopiero wtedy gdy go będę potrzebować.
Zwróciłam się znów ku dziewczynie, która nerwowo przestępowała z nogi na nogę.
Jej brat chrząknął znów zniecierpliwiony naszym milczeniem, wkurzył się, a ja traciłam cierpliwość do jego spojrzenia, które jakby usiłowało mnie prześwietlić z miernym efektem. Jego reakcja była oczywista, przecież jestem podejrzaną blondyną z polnej ścieżki, tak na pewno można mi ufać… Ja sądzę jednak, że zaryzykować można. Na moje twarzy pojawił się przelotny uśmiech, ale on nie zauważył tego nawet jeśli na mojej głowie nie spoczywał kaptur osłaniający moją blada cerę.
W końcu nie wytrzymałam dłuższego sterczenia w miejscu, jakaś nagła siła spowodowała że pociągnęłam Say’Jo za sobą, w stronę skubiącego sobie swojsko trawę konia.
- Co ty do cholery robisz?! - Krzyknął za mną chłopak, nie wiedział co robić. Też bym nie wiedziała.
Prychnęłam przyśpieszając kroku, nie zapominając o tym, że przeszkodę stanowiły tu dziury i wystające korzenie, ja je wymijałam be problemu, ale ona. Musiałam być ostrożna.
Stanęłam w końcu przy koniu kładąc na jego pysku dłoń Say’Jo by uspokoić porywcze zwierze.
- No spokojnie… - Powiedziałam do obojga zniżonym głosem. Znów potem przytakując na dziewczynę.
- Wskakujesz?
Z początku niepewnie trzymała rękę na pysku cały czas czujnego konia, który zapewne zrzuciłby mnie od razu gdy tylko bym go dosiadła. Trzymałam się więc w bezpiecznej odległość, wciąż jednak będąc blisko by dopomóc Say’Jo we wgramoleniu się na jego grzbiet.
W końcu ze zdecydowaniem weszła między mnie i zwierzaka szybko oraz sprawnie z może lekkim zachwianiem, które bez problemu złagodziłam, wsiadając na konia. W przeciwieństwie do rumaka ona nie zwróciła uwagi na fakt, że chwile później znalazłam się za nią. Z cichym sykiem bólu, ale zawsze.
- W stronę Yrs prawda? - Spytałam mrugając, choć wiedziałam, że tego nie dostrzeże. Zaśmiała się jednak i ruszyłyśmy aż za szybko. Chyba to przewidziała…
<Say'Jo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz