- Więc radzę szybko coś zjeść i nieco poćwiczyć - stwierdziłem.
- Tak, jedzenie to dobry pomysł - stwierdził Carrick, a jego żołądek zgodził się z nim głośno. Zaśmiałem się na to, a on słodko się zarumienił.
Ten chłopak był.. niezwykły. Z jednej strony wydawał się taki... nieporadny, delikatny i niewinny. Ale przecież potrafił zabijać i zdarzało mu się zwyczajnie na coś rzucać w gniewie... czy co tam nim kierowało.
- No to proszę - powiedziałem, wręczając chłopakowi oprawionego królika. Surowego tym razem. - Byłem na małym polowaniu - wyjaśniłem.
- To pasuje rozpalić ognisko - usłyszałem.
- Nie trzeba - machnąłem ręką.
- Też lubisz surowe mięso? - zapytał, spoglądając na mnie, zdziwiony.
- Nie - skrzywiłem się, jedzenie surowego mięsa, krew... ble... Nie, żebym miał coś do Makh'Araj, oni już tak byli skonstruowani. - Ja już jadłem. Więc migiem zjedz i zabieramy się do ćwiczeń, a później w drogę.
Carrick usiadł i zaczął pałaszować swoja śniadanie, ja zająłem się rozplątywaniem długiej grzywy Ruth'Ry.
Kiedy chłopak już zjadł usiadłem naprzeciw niego.
- Przypomnij sobie co poczułeś podczas przemiany. Wiem, że to niezbyt przyjemne, ale z czasem się przyzwyczaisz i nie będziesz tego tak silnie odczuwał.
- No dobrze... - stwierdził z głośnym westchnieniem.
Carrick zamknął oczy i oddychał miarowo, próbował się skupić, ale pierwsze próby nic nie dały.
- Spróbuj jeszcze. Powoli sobie przypomnij jak twoje kości rozciągały się i kurczyły, jak twoje mięśnie napinały się, zmieniały miejsce...
Carrick spróbował jeszcze raz. Po chwili jego ciało zaczęło drżeć, kości zaczęły strzelać, ale... chłopak zawahał się i wszystko ustało.
- Nie bój się. Jeśli będziesz się bał, wahał nic z tego nie będzie. Musisz się do tego przyzwyczaić. Daj dłoń - poprosiłem.
- Nie... - zaczął, ale nie słuchałem dalej, tylko sięgnąłem po jego dłoń. Chłopak odruchowo odsunął się i przechylił do tyłu. Ja zaś byłem zmuszony się nad nim pochylić, tak, że nasze ciała stały się niebezpiecznie blisko. Starałem się jednak tym nie przejmować i bezceremonialnie chwyciłem chłopaka za rękę, wyprostowałem się i wyjąłem kryształ.
- Tan... - Carrick szarpnął się, ale ja byłem szybszy. Lekko zadrasnąłem dłoń chłopaka, a ten zaczął znów zwijać się i zmieniać. Tym razem przemiana przebiegła dużo sprawniej i Carrick nie stracił nawet przytomności. Stanął za to przy mnie, powarkując.
- Nie złość się tak, pieseczku - pogroziłem mu palcem. - Widzisz, że tym razem było łatwiej? Nie bolało tak, prawda?
Pies spojrzał na mnie, jakby się zastanawiał i po chwili skinął łbem.
- No widzisz! To teraz w drogę. Pobiegasz trochę. To pozwoli ci lepiej poznać mięśnie. Będę obok ciebie cały czas,. więc się nie martw. A i żadnych wybryków! Żadnego skakania do gardeł napotkanym, bo spiorę cie osobiście na kwaśne jabłko! Jasne to jest?
Carrick skinął łbem.
- To się cieszę - powiedziałem i pogłaskałem Carricka po łbie z uśmiechem. Miał takie miłe futerko.
Pozbierałem i poskładałem rzeczy chłopaka, włożyłem je do torby przy siodle. Przywiązałem cugle Mgieł do lęku swojego siodła i usadowiłem się wygodnie w siodle. Rut'Ra ruszyła lekkim kłusem, tak, by pies mógł za nami spokojnie nadążyć.
Około południa zatrzymaliśmy się, bo Carrick zaczął odzyskiwać ludzka postać. Dałem mu jego ubranie, posłusznie się odwracając, choć zdążyłem zerknąć na jego tyłek. Zgrabny, przyznam. Zjedliśmy szybki obiad i ruszyliśmy dalej. Wkrótce naszym oczom ukazało się Yuthirii.
- Odpoczniemy w jakiejś karczmie, kupimy prowiant i ruszymy dalej - zawyrokowałem i przejechałem przez bramę miasta.
Nie wiem dlaczego, ale w mieście pośród tłumów czułem się lepiej niż w głuszy. Tu zawsze coś się działo.
<Carrick?>
Carrick skinął łbem.
- To się cieszę - powiedziałem i pogłaskałem Carricka po łbie z uśmiechem. Miał takie miłe futerko.
Pozbierałem i poskładałem rzeczy chłopaka, włożyłem je do torby przy siodle. Przywiązałem cugle Mgieł do lęku swojego siodła i usadowiłem się wygodnie w siodle. Rut'Ra ruszyła lekkim kłusem, tak, by pies mógł za nami spokojnie nadążyć.
Około południa zatrzymaliśmy się, bo Carrick zaczął odzyskiwać ludzka postać. Dałem mu jego ubranie, posłusznie się odwracając, choć zdążyłem zerknąć na jego tyłek. Zgrabny, przyznam. Zjedliśmy szybki obiad i ruszyliśmy dalej. Wkrótce naszym oczom ukazało się Yuthirii.
- Odpoczniemy w jakiejś karczmie, kupimy prowiant i ruszymy dalej - zawyrokowałem i przejechałem przez bramę miasta.
Nie wiem dlaczego, ale w mieście pośród tłumów czułem się lepiej niż w głuszy. Tu zawsze coś się działo.
<Carrick?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz