środa, 3 września 2014

Od Say'Jo (do Abyss)

Czułam, jak dziewczyna oplata mnie ramionami w talii, by przytrzymać się i nie spaść z konia. Nie bardzo rozumiałam co się stało i dlaczego, ale to nie było ważne. Ważne było to, że byłam teraz wolna, wolna, choć miałam kogoś obok, kogoś równie pragnącego wolności jak ja. Na dodatek samo wyobrażenie sobie miny Uri'ego wściekłego teraz i urażonego zapewne do żywego, sprawiało, że niemal się roześmiałam. Dobrze wiedziałam, że sama nie dam sobie ze wszystkim rady. Potrzebowałam kogoś, kto będzie oglądał świat za mnie. Chciałam jednak, by był to ktoś z kim mogłabym dzielić swój sposób patrzenia. Ja nie byłam taka jak Uri'An, nie widziałem we wszystkich wrogów. Nie oceniałam ludzi nawet poprzez swoje wizje. Zawsze czekałam na ich ruchy. Teraz jednak miałam przeczucie, że dobrze trafiłam.
Abyss mocniej do mnie przylgnęła, gdy Ri'Cas wierzgnął, przeskakując przez zwalony pień. 
- Nic ci się nie stanie - uspokoiłam ją, przekrzykując świst wiatru i tętent kopyt.
Nie wiem ile tak pędziłyśmy, ale w końcu ogier zatrzymał się, rzucając łbem i parskając niespokojnie. 
- Jesteśmy na miejscu? - spytałam.
- Tak. To już Yrs - wyjaśniła moja towarzyszka, prostując się w siodle, choć dalej była ostrożna i czułam jak co chwilę asekuruje się, uważając na niespokojne kroki mojego wierzchowca. Byłam też pewna, że jej rana sprawia jej ból.
- Mogłabyś teraz pokierować mnie, do stajni? - spytałam.
- Oczywiście - stwierdziła ochoczo i zaczęła tłumaczyć jak jechać. Ri'Cas, choć krnąbrny i narwany był niezwykle mądrym stworzeniem i sam wybierał drogę, słysząc tylko słowa mojej towarzyszki.
Gdy dojechałyśmy na miejsce Abyss zsunęła się z siodła z cichym jękiem, a ja poszłam w jej ślady, ostrożnie stawiając stopy na nierównym gurcie. Zapłaciłam stajennemu i przykazałam Ri'Casowi, żeby był grzeczny i nikogo nie pogryzł. 
- Szybko! - zawołałam i pociągnęłam Abyss za rękę. 
- Dokąd biegniesz? - spytała, zdezorientowana, podążając za mną.
- Do miejsca, w którym nie widać śladu po moim bracie, przynajmniej przez najbliższe kilka godzin - wyjaśniłam. 
Dotarłyśmy do jakiegoś ogrodu czy innego podobnego miejsca. Choć słyszałam niedaleko gwar miasta, to czułam tu zapach roślin, kwiatów. Słyszałam przemykające w gęstwinach małe zwierzęta. Może wiewiórki, lub myszy. 
Uklękłam na trawie i zaczęłam badać ją dłońmi. Była miękka i soczysta. Ładnie pachniała. Jasnowłosa usiadł obok mnie. 
- Dziękuję - powiedziałam i odwróciłam twarz w miejsce, gdzie powinna być jej drobna buzia. 
- Niby za co?
- Za to, że mnie wykradłaś. To było niesamowite! - zaśmiałam się radośnie i powoli sięgnęłam po jej dłonie.
- Nie ma za co - stwierdziła i miałam wrażenie, że się uśmiecha, dlatego też sięgnęłam ostrożnie, chcąc dotknąć jej twarzy. 
- Uśmiechnij się jeszcze, no chyba, że wolisz, żeby cię połaskotać - poprosiłam i kiedy to zrobiła zaczęłam opuszkami palców badać jej buzię. Usta, wygięte teraz w lekkim uśmiechu. Drobne policzki. Gdy przejechałam po jej nosie, dziewczyna odruchowo uniosła dłoń, żeby się podrapać.
- Jesteś śliczna. Dlaczego ukrywasz się za kapturami? - spytałam.
- Nie lubię zwracać na siebie uwagi - wyjawiła mi, odwracając twarz, jakby się bała, lub wstydziła.
- Ja też za tym nie przepadam. Choć wszyscy zawsze traktowali mnie... inaczej. Jestem czystokrwistą, jestem cenna dla swojej rasy, na dodatek większość uważa, że ze względu na swoje ułomności jestem zwyczajnie słaba... Zawsze ktoś za mną chodził, czuwał nade mną. Nigdy nie byłam wolna.. ale teraz. Teraz przez chwilę będę, nawet jeśli Uri'An ma mnie później gdzieś przywiązać - uśmiechnęłam się radośnie. Teraz było teraz i nie chciałam, żeby to co miało się stać jakoś przyćmiło moje dobre samopoczucie. 
- Czy można tu niedaleko coś zjeść? - spytałam. Zanim jednak otrzymałam odpowiedź dodałam - Trzeba będzie coś zrobić z twoją raną. Znasz jakiegoś uzdrowiciela? Ktoś naprawdę powinien to obejrzeć...

<Abyss?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz