Uśmiechnęłam się krzywo. Asheroth potrafił prawić mi bardzo trafne komplementy, gdy tego chciał. Jednakże ja od zawsze pozostawałam wyczulona na widoczne oznaki mojego wpływu, a nie - na słowne zapewnienia, że faktycznie mam u kogoś autorytet.
"Coś mi się w głowie poprzewracało", stwierdziłam jednocześnie. "Czy ja zrównuję moje skromne, ograniczone życie prywatne z pracą?"
Miałam ochotę ukłuć się szpilką, tak dla zasady. Coraz częściej przyłapywałam się na sprowadzaniu istotnych rzeczy do jednej kategorii. Wszędzie szukałam podstępu, oszustwa, zdrady. Być może tego właśnie nauczyło mnie życie. Mimo wyciągniętych wniosków i nauk nabytych podczas samodzielnego podnoszenia się po potknięciach, nadal odnosiłam wrażenie, że postępuję niewłaściwie. Gdzieś w życiu musi być przecież miejsce na zaufanie, na przyjaźń, na miłość. "Ale nie dla mnie", tłumaczyłam sobie od lat. Co z tego, skoro podświadomie wciąż tego pragnęłam. Bo kto jest na tyle zaślepiony i nienawistny, by kłócić się z głosem serca? Umiem ukrywać emocje, to prawda. Zapewne ułatwiają mi to wspomnienia. Drastyczne wspomnienia. Takie, których chciałabym wyzbyć się ze snów, a które dają człowiekowi siłę ponad całym tym szaleństwem. Ale ukrywanie emocji nie równa się z wyzbywaniem uczuć. Może... Może popełniam kolejny krok ku przepaści, może następny upadek doszczętnie pozbawi mnie rozumu. Bo taka, według mnie, jest cena kamiennego serca. Na litość wszystkich bóstw tego i tamtego świata, niech mi ktoś powie, iż to nieprawda, jeśli tak nie jest. Jak wiele trzeba doświadczyć, by postradać zmysły? Kim trzeba się urodzić, by znieść chłód i pustkę w duszy? Nie znam żadnego człowieka o takiej zdolności.
Chciałabym móc zapomnieć o wszystkich wątpliwościach. Móc oddać się emocjom. Dlaczego to musi być takie trudne? Przesadne tłumienie woli sumienia przez rozum doprowadzi do obłędu. Oddawanie się pragnieniom - do zniszczenia. Nie, ja nie mogę odpoczywać. Taką drogę wybrałam, takie moje przeznaczenie. Muszę pozostawać przy granicy tych obu cienkich, morderczych w skutkach przekroczenia linii.
"Cholera, jestem pijana", pomyślałam z niesmakiem, podsumowując w ten sposób dotychczasowe przemyślenia. Przecież nie pozwalałam sobie na chwile słabości. No, przy jednym mężczyźnie. I tylko troszeczkę. I nie spotykałam się z nim często.
"Ale chciałabyś tego."
Koniec końców uznałam, że napalonej kobiecie po kieliszku powinno się wybaczać wiele lekkomyślnych czynów, a Asheroth nie należy do moich wrogów. Fakt, iż na niego jednego nie posiadam żadnego haka leciutko mnie przerażał, ale z drugiej strony... To ryzyko na swój sposób mnie też pociągało.
Powoli wygięłam się w łuk, ułatwiając Ash'owi zsunięcie problematycznej sukienki. Nie przyznawałam się do tego otwarcie nawet przed samą sobą, ale założyłabym coś znacznie luźniejszego, gdybym przewidziała tę sytuację.
Westchnęłam z zadowoleniem, gdy jego wprawne dłonie zbłądziły na moment przy moich biodrach. Od zawsze podziwiałam jego sposób obycia z kobietami. Nie był brutalny, nie manifestował swojej imponującej i niewątpliwie nadzwyczajnej siły. A warto przy tym wspomnieć, że potrafił dostarczyć dreszczyku emocji. Tak, w tym był mistrzem. Ciekawe, czy to przez zawód.
Gładziłam jego umięśnione ramiona i tors, po raz kolejny badając to idealnie wyrzeźbione ciało, jakiego skrycie pragnęłam. Ash uporał się już z moją sukienką, prędko powracając do pieszczot. Pocałował mnie namiętnie, ściskając przy tym moją pierś, a drugą ręką uniósł mnie wyżej, aż otarliśmy się biodrami. Jęknęłam, gdy spora wypukłość w jego spodniach podrażniła mój czuły punkt, gotowy już od jakiegoś czasu do zabawy. Oplotłam go nogami, kręcąc tyłeczkiem i wijąc się pod nim, robiąc sobie przy okazji dobrze i donośnie dając o tym znać. Oczy Ash'a błysnęły rozbawieniem, gdy na chwilę oderwał się od moich piersi, których chwilę wcześniej próbował.
- Cóż za dzikie żądze w ciebie wstąpiły, Ptaszyno - zażartował, opierając się na mnie jeszcze mocniej. - Chyba zacznę cię częstować moimi ulubionymi trunkami...
- Żebym była spita po kilku łykach? Nie, dziękuję, daruję sobie próbowanie twoich specjałów - wydusiłam z trudem, oddychając nieregularnie przez rosnące wciąż podniecenie. - No chyba, że masz ochotę poczęstować mnie czym innym...
Na te słowa zaśmiał się cicho i bez ostrzeżenia wsunął kilka palców do mojego gorącego wnętrza. Krzyknęłam, wzdrygając się gwałtownie i mnąc pościel, kiedy narzucił mojej łechtaczce szaleńcze tempo prowadzące do szybkiego spełnienia. Pojękiwałam coraz głośniej i coraz częściej, zamykając oczy i czekając na nadchodzą falę rozkoszy, która już powoli wypełniała mnie od wewnątrz. Ash, widząc co się ze mną dzieje, zatkał mi usta kolejnym pocałunkiem, szczypiąc przy tym moją brodawkę być może odrobinę za mocno, co jednak tylko mi pomogło. Objęłam go ramionami, wplatając palce w jego czarne włosy i w ten sposób doszłam pod nim ze stłumionym krzykiem.
Potrzebowałam paru chwil, by odzyskać trzeźwość myślenia, o ile w ogóle można tak było mówić w przypadku mojego stanu. Wbiłam wzrok w sufit i oddychałam miarowo, ignorując wielce ucieszonego Asheroth'a, któremu miałam ochotę łeb urwać. Chociaż zapewne na jego miejscu też bym się śmiała - kto to widział, żeby kurtyzana kończyła zanim w ogóle mężczyzna zacznie?!
- Takiś rozbawiony? - burknęłam na niego.
- Och, daj spokój, potrzebowałaś tego. Od razu zniknęła ci ta groźna mina...
- Przysięgam, zatłukę! - warknęłam, na co tylko wybuchnął śmiechem. - Ale najpierw, najpierw odwdzięczę ci się pięknym za nadobne - rzekłam, podnosząc się z posłania i zabierając za jego spodnie.
"Coś mi się w głowie poprzewracało", stwierdziłam jednocześnie. "Czy ja zrównuję moje skromne, ograniczone życie prywatne z pracą?"
Miałam ochotę ukłuć się szpilką, tak dla zasady. Coraz częściej przyłapywałam się na sprowadzaniu istotnych rzeczy do jednej kategorii. Wszędzie szukałam podstępu, oszustwa, zdrady. Być może tego właśnie nauczyło mnie życie. Mimo wyciągniętych wniosków i nauk nabytych podczas samodzielnego podnoszenia się po potknięciach, nadal odnosiłam wrażenie, że postępuję niewłaściwie. Gdzieś w życiu musi być przecież miejsce na zaufanie, na przyjaźń, na miłość. "Ale nie dla mnie", tłumaczyłam sobie od lat. Co z tego, skoro podświadomie wciąż tego pragnęłam. Bo kto jest na tyle zaślepiony i nienawistny, by kłócić się z głosem serca? Umiem ukrywać emocje, to prawda. Zapewne ułatwiają mi to wspomnienia. Drastyczne wspomnienia. Takie, których chciałabym wyzbyć się ze snów, a które dają człowiekowi siłę ponad całym tym szaleństwem. Ale ukrywanie emocji nie równa się z wyzbywaniem uczuć. Może... Może popełniam kolejny krok ku przepaści, może następny upadek doszczętnie pozbawi mnie rozumu. Bo taka, według mnie, jest cena kamiennego serca. Na litość wszystkich bóstw tego i tamtego świata, niech mi ktoś powie, iż to nieprawda, jeśli tak nie jest. Jak wiele trzeba doświadczyć, by postradać zmysły? Kim trzeba się urodzić, by znieść chłód i pustkę w duszy? Nie znam żadnego człowieka o takiej zdolności.
Chciałabym móc zapomnieć o wszystkich wątpliwościach. Móc oddać się emocjom. Dlaczego to musi być takie trudne? Przesadne tłumienie woli sumienia przez rozum doprowadzi do obłędu. Oddawanie się pragnieniom - do zniszczenia. Nie, ja nie mogę odpoczywać. Taką drogę wybrałam, takie moje przeznaczenie. Muszę pozostawać przy granicy tych obu cienkich, morderczych w skutkach przekroczenia linii.
"Cholera, jestem pijana", pomyślałam z niesmakiem, podsumowując w ten sposób dotychczasowe przemyślenia. Przecież nie pozwalałam sobie na chwile słabości. No, przy jednym mężczyźnie. I tylko troszeczkę. I nie spotykałam się z nim często.
"Ale chciałabyś tego."
Koniec końców uznałam, że napalonej kobiecie po kieliszku powinno się wybaczać wiele lekkomyślnych czynów, a Asheroth nie należy do moich wrogów. Fakt, iż na niego jednego nie posiadam żadnego haka leciutko mnie przerażał, ale z drugiej strony... To ryzyko na swój sposób mnie też pociągało.
Powoli wygięłam się w łuk, ułatwiając Ash'owi zsunięcie problematycznej sukienki. Nie przyznawałam się do tego otwarcie nawet przed samą sobą, ale założyłabym coś znacznie luźniejszego, gdybym przewidziała tę sytuację.
Westchnęłam z zadowoleniem, gdy jego wprawne dłonie zbłądziły na moment przy moich biodrach. Od zawsze podziwiałam jego sposób obycia z kobietami. Nie był brutalny, nie manifestował swojej imponującej i niewątpliwie nadzwyczajnej siły. A warto przy tym wspomnieć, że potrafił dostarczyć dreszczyku emocji. Tak, w tym był mistrzem. Ciekawe, czy to przez zawód.
Gładziłam jego umięśnione ramiona i tors, po raz kolejny badając to idealnie wyrzeźbione ciało, jakiego skrycie pragnęłam. Ash uporał się już z moją sukienką, prędko powracając do pieszczot. Pocałował mnie namiętnie, ściskając przy tym moją pierś, a drugą ręką uniósł mnie wyżej, aż otarliśmy się biodrami. Jęknęłam, gdy spora wypukłość w jego spodniach podrażniła mój czuły punkt, gotowy już od jakiegoś czasu do zabawy. Oplotłam go nogami, kręcąc tyłeczkiem i wijąc się pod nim, robiąc sobie przy okazji dobrze i donośnie dając o tym znać. Oczy Ash'a błysnęły rozbawieniem, gdy na chwilę oderwał się od moich piersi, których chwilę wcześniej próbował.
- Cóż za dzikie żądze w ciebie wstąpiły, Ptaszyno - zażartował, opierając się na mnie jeszcze mocniej. - Chyba zacznę cię częstować moimi ulubionymi trunkami...
- Żebym była spita po kilku łykach? Nie, dziękuję, daruję sobie próbowanie twoich specjałów - wydusiłam z trudem, oddychając nieregularnie przez rosnące wciąż podniecenie. - No chyba, że masz ochotę poczęstować mnie czym innym...
Na te słowa zaśmiał się cicho i bez ostrzeżenia wsunął kilka palców do mojego gorącego wnętrza. Krzyknęłam, wzdrygając się gwałtownie i mnąc pościel, kiedy narzucił mojej łechtaczce szaleńcze tempo prowadzące do szybkiego spełnienia. Pojękiwałam coraz głośniej i coraz częściej, zamykając oczy i czekając na nadchodzą falę rozkoszy, która już powoli wypełniała mnie od wewnątrz. Ash, widząc co się ze mną dzieje, zatkał mi usta kolejnym pocałunkiem, szczypiąc przy tym moją brodawkę być może odrobinę za mocno, co jednak tylko mi pomogło. Objęłam go ramionami, wplatając palce w jego czarne włosy i w ten sposób doszłam pod nim ze stłumionym krzykiem.
Potrzebowałam paru chwil, by odzyskać trzeźwość myślenia, o ile w ogóle można tak było mówić w przypadku mojego stanu. Wbiłam wzrok w sufit i oddychałam miarowo, ignorując wielce ucieszonego Asheroth'a, któremu miałam ochotę łeb urwać. Chociaż zapewne na jego miejscu też bym się śmiała - kto to widział, żeby kurtyzana kończyła zanim w ogóle mężczyzna zacznie?!
- Takiś rozbawiony? - burknęłam na niego.
- Och, daj spokój, potrzebowałaś tego. Od razu zniknęła ci ta groźna mina...
- Przysięgam, zatłukę! - warknęłam, na co tylko wybuchnął śmiechem. - Ale najpierw, najpierw odwdzięczę ci się pięknym za nadobne - rzekłam, podnosząc się z posłania i zabierając za jego spodnie.
<Ash?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz