Zaśmiałem się w głos, gdy Naitherell zaczęła się dobierać do moich spodni z zaciętą miną.
- Powoli , skarbie bo mnie uszkodzisz - zaśmiałem się, na co zgromiła mnie znów wzrokiem.
- Sugerujesz, że nie potrafię zająć się mężczyzną? - warknęła i rzuciła się na mnie, przewracając mnie na plecy.
Uniosłem się na łokciach, zerkając jak Naith sprawnie radzi sobie z moimi spodniami. Po chwili poczułem jej ciepłe rączki z wprawą pieszczące nasadę mojego penisa. Zamruczałem zadowolony, gdy językiem zaczęła znaczyć wilgotne ścieżki, aż dotarła do końcówki na której zacisnęła usteczka. Czułem kolejne spazmy rozkoszy, gdy z wprawą brała mnie w usta, coraz głębiej i szybciej, przy okazji dogadzając mi językiem, który wił się w jej ustach.
Odchyliłem głowę do tyłu, dysząc chrapliwie z pożądania. Naith była boska w każdym calu i cokolwiek by nie robiła zawsze potrafiła rozgrzać mnie do tego stopnia, że w żyłach miałem płynny ogień.
- Naith... - wysapałem, dając jej znać, że niewiele mi już brakuje do spełnienia. Ona jednak nie cofnęła się, a wręcz przeciwnie, przyspieszyła jeszcze.
Doszedłem w jej ustach. Zacisnąłem szczękę, próbując zdusić przeciągły jęk.
Naith natomiast jeszcze nie skończyła. Oblizała usta z uśmiechem i powróciła do doprowadzających mnie do szału czynności. Niewiele było trzeba, żebym znów był gotów do działania, co moja Ptaszyna przyjęła z zadowolonym uśmiechem.
Kobieta uniosła się, siadając na mnie okrakiem.
- Ptaszyno.. - zaprotestowałem poruszając się pod nią. Nie pozwoliła mi na to, mocniej obejmując mnie udami i przesuwając się tak, że mój członek ocierał się o jej wilgotne krocze.
- Daj spokój Ash - wymruczała, pochylając się i całując mnie. - Zobaczysz, będzie fajnie...
- N-Naith... - sapnąłem gdy uniosła się nieco i nakierowała mnie ku sobie. Powoli, płynnymi ruchami wzięła mnie głębiej w siebie i nie przestawała się poruszać. Rytmicznie, mocno kołysała biodrami sprawiając nam obu przyjemność. Mimo jednak żaru w żyłach było we mnie coś jeszcze. Gdy tak leżałem pod nią, gdy oparła się o moje ramiona, przyciskając mnie do łóżka, krępując moje ruchy. To wrażenie pogłębiło się, gdy w ekstazie przejechała paznokciami po moim obojczyku, w stronę gardła. Mój oddech przyspieszył, a moje serce zaczęło walić jak oszalałe. Czułem się... bezbronny.
Bezbronny, jak wtedy, gdy leżałem spojony alkoholem i tylko Taghios wie czym jeszcze. A nade mną stała kobieta, która jeszcze kilka chwil wcześniej mówiła mi, że mnie kocha. Pamiętam błysk jej oczu, uśmiech, światło odbite od ostrza sztyletu...
Szarpnąłem się gwałtownie, zrzucając z siebie kobietę i przyciskając ją do łóżka z furią. Powarkiwałem gardłowo, wściekły.
Wystraszony wzrok Naitherell otrzeźwił mnie. Odsunąłem się od niej i przeczesałem włosy palcami.
- Przepraszam... Bardzo cię, przepraszam - wycharczałem. Było mi wstyd i byłem wściekły na siebie za swoją słabość. - Zrobiłem ci coś? - spytałem, zerkając na nią, tak by omijać jej oczy.
<Naith, kopniesz mnie, czy pocieszysz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz