Poczułam nie małą ulgę, gdy zasnął nie miałam
najmniejszej ochoty w dalszym ciągu wykłócać się z nim co jest w
porządku, a co nie. Dobrze wiedziałam co, ja sama nie ten, który do
niedawna próbował się zabić i dobrać do większej ilości alkoholu. Tępak…
Ale przecież nie wypadało mi tak mówić… Nie znałam przyczyny jego
zachowania, nie znałam też jego. Być może był taki cały czas, przez
większość swego życia, ale na pewno miał powód i to solidny mam
nadzieje, by próbować zakończyć swoje życie i nawet nie dać sobie pomóc.
Spojrzałam
na niego raz jeszcze, bo cóż też innego mogłam zrobić i westchnęłam
głośno. Trzeba było poszukać gdzieś zimnej wody i niepotrzebnego
materiału na okłady.
Wstałam powoli, tak by go nie obudzić,
choć bardzo mało prawdopodobnym było by wstał. Stracił przecież tyle
krwi i nie ważne ile by się wymądrzał na pewno miał potrzebę snu, nawet
on.
Powoli wyszłam w pokoju i rozglądnęłam się po korytarzu.
-
I co teraz? Gdzie mam iść? To wszystko wygląda jakby ciągnęło się bez
końca. - Podreptałam na ślepo rozglądając się po różnych pokojach póki
ktoś mnie nie zatrzymał.
- W czym mogę pomóc? - Przeraziłam
się bo mężczyzna stanął centralnie z mną, a ja nawet nic nie zauważyłam,
nie słyszałam jak podchodzi zbyt zajęta szukaniem. Ledwo powstrzymałem
się od zamachnięcia się na niego co było by dość dużym błędem, zważywszy choćby też na to, że nie jestem u siebie. Zachowałam więc pozorny
spokój.
- Ach tak… Dziękuję, jak by był pan tak miły powiedzieć mi gdzie znajdę zimną wódę i materiał na okłady.
Ten
się tylko uśmiechną i przytaknął, jednak ten mężczyzna mi się nie
podobał, trochę przerażał mnie swoją cichością ruchów. Doprawdy, kogo
Asheroth trzyma w tym domu. Równie niebezpiecznych dziwaków co on?
-
Ale najpierw zaprowadzę panienkę z powrotem, pani też powinna odpocząć.
- Jego głos był dziwnie przesiąknięty uprzejmością, niemal
przypominającą truciznę.
- No skoro tak mówisz. - Jakoś
niezbyt miałam ochotę się mu sprzeciwiać, poza tym miał racje. Mimo, iż
spałam wcześniej to czułam już lekkie przyćmienie.
Usiadłam znów na tym samym krześle widząc kątem oka jak Asheroth niespokojnie przewraca się na drugi bok.
Zaraz
potem przyszedł służący kładąc na podłodze rzeczy, o które prosiłam. Jak
i również mi podając poduszkę, czego zupełnie się nie spodziewałam.
-
Cóż dziękuję, ale wątpię by była mi potrzebna. - Uśmiechnęłam się słabo
w jego stronę, na co ten tylko przytaknął z niezmiennym zimnym wyrazem
twarzy.
- Rozumiem. - Zaczął kierować się do wyjścia, ale w ostatniej chwili go zatrzymałam.
-
Nie wiesz czemu twój pan jest taki… - Nie wiedziałam jakie odpowiednie
słowo dobrać, ale nie musiałam też długo czekać, bo ten po prostu zaczął
mówić.
- Pan Kapitan ma za sobą bardzo burzliwą historie
miłosną z dwoma już kobietami, z jedną właśnie niedawno rozeszły mu się
drogi gdy już się zdawało, że wszystko się ułoży… - Nie wszedł w
szczegóły, ale jego wyjaśnienie było dość sensowne i sprawiało, że
naprawdę nie miałam zamiaru wypytywać o więcej.
- Dziękuje. - Nie przychodziła mi chyba żadna mądrzejsza odpowiedź do głowy.
Wyszedł
więc bez słowa, a ja zostałam w ciszy mocząc w miednicy wody materiał i
lekko obmywając twarz Asheroth’a… Cóż ręka mi się trzęsła za każdym
razem gdy coś mruknął czy poruszył chodźmy nosem.. Jednak kontynuowałam
te czynność póki same oczy nie zaczęły mi się kleić…
- Ten sługa miał jednak racje…- Ziewnęłam biorąc poduszkę do rąk i chwile się w nią wpatrując.
Przez
moją głowę przeleciał niezbyt miły scenariusz… Że gdy się obudzę on
znów będzie pił bez mojego pozwolenia. Wzięłam więc butelkę pod swoją ochronę, zaciskając na niej mocno swoje ramiona i ułożyłam się na oparciu
krzesła z poduszką pod głową. Powoli zasypiając. Ale był to sen czujny…
Gdy
otworzyła oczy w pierwszej chwili świat był rozmazany, później dotarło
do mnie, że ktoś mnie obserwuje, nie trudno było odgadnąć kto.
Patrzył
wilkiem to na mnie to na butelkę, którą przyciskałam do piersi, po czym
wyrwał mi ją z objęć i wylał całą zawartość na moją sukienkę. Pisnęłam
mało nie spadając z krzesła.
- Skoro na mnie mogę to ty się
częstuj… - Uśmiechnął się przy tym wrednie i odrzucając butelkę w któryś
z kątów przepastnego pokoju przewrócił się na drugi bok coś mrucząc.
-
O… O co ci chodzi?! - Jęknęłam biorąc w dłonie z niesmakiem nasiąknięty
alkoholem czarny materiał, zapach był okropny i co gorsza intensywny.
-
A tobie? Nie jesteś dziwką i nie chcesz pieniędzy… Może w końcu byłabyś
tak miła, by wyjść? - Zacisnęłam dłonie w piąstki. Nie do pojęcia było z
jaką łatwością przychodziło mu wypowiadanie tych słów na głos.
-
Masz racje wychodzę. Życzę powrotu do zdrowia. - Mój ton był chłodny, a
krok szybszy niż zazwyczaj bo naprawdę pragnęłam opuścić to miejsce.
- Słusznie. Uciekaj w końcu i przejrzyj na oczy. - Powiedział po czym ziewnął i przycisnął sobie do boku głowy poduszkę.
-
To ty przejrzyj! - Warknęłam nie zaważając na skołowane spojrzenia
służących, którzy wypełźli na korytarz jak tylko usłyszeli krzyki. W
sumie to tak naprawdę było mi go żal… Z drugiej strony sprawił mi
przykrość i na pewno mu to zapamiętam. Nie wiem czemu, nie mam pojęcia
wręcz, ale zdawało się, że płakałam.
Tak właśnie teraz kiedy,
szłam ulicą w stronę domu… Chciałam tam jak najszybciej się dostać nie
bacząc na krzyki i pytania które pewnie mnie tam czekały ze strony
Tanith’a. Chciałam go przeprosić, ale co ważniejsze chciałam się
przytulić i wyszlochać się komuś w ramie.
- Tanith? - Spytałam niepewnie stając na progu domu, widząc jego plecy.
Obrócił
się do mnie natychmiast i westchnieniem ulgi woził mnie w ramiona.
Przyjęłam ten gest z lekkim uśmiechem i przymykając oczy wtuliłam się w
jego ramie.
- Gdzieś ty… - Chciał zacząć, a położyłam mu palec na ustach z karcącym spojrzeniem.
-
Proszę nie podnoś głosu, jedyne o czym teraz marze to cisza. - I na
powrót wtuliłam się w niego nie chcąc puścić. Gdy spojrzałam na
Carrick’a zaniepokojona troszkę jego reakcją, zdziwiona ujrzałam po
prostu jego uśmiech.
<Tanith? Pogłaszcz D: Asheroth? Ty bucu!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz