czwartek, 4 grudnia 2014

Od Sorley'a (do Fenrai'a)

Zmierzyłem ciało Fenrai'a sennym spojrzeniem. Mimo iż nie byłem śpiący, a tej nocy spało mi się wręcz wyśmienicie to byłem trochę zmachany. Moje ciało czuło pewien może nie aż tak istotny dla mnie ból, mówiąc dość jasno. 
Nie miałem pojęcia jak traktować propozycje mężczyzny, skądinąd ciekawą... Śmiał się w duchu ze mnie to pewne, a teraz się bawił bo taki był od początku jego cel. Mnie zaś nie przeszkadzały jego metody nawet odrobinę, stąd też trudność w podjęciu decyzji. Naprawdę nietypowej i dość kuszącej. Coś co dla mnie trwało wieki dla niego chwilę, więc nie czekał aż tak długo na odpowiedź choć od początku był zniecierpliwiony i ciekaw moich dalszych poczynań. Byłem dla niego nie tylko zabawką, ale i czymś ciekawym, a w jego spojrzeniu kryła się równie baczna obserwacja co u mnie czego wcześniej nie miałem okazji lub też byłem zbyt ślepy by zauważyć. Nawzajem się doglądaliśmy, co było trochę dziwne, ale tylko troszkę. Nie wiem co kierowało nim, nie mam pojęcia tym bardziej bladego o co szło mi.
Ciekawość to rzecz pierwsza i chyba najistotniejsza, nie wątpię, że to kierowało nami oboma. Co dalej i jakie ma mieć to efekty nie wiem sam. Zakładam, że żadne szczególne.
Wodziłem przez chwile spojrzeniem po opadających na jego ciele schludnie dość włosach co raz niżej wzdłuż linii kręgosłupa na sam tyłek... Zgrabny dość.
- Może.. Może lepiej dam sobie spokój. - Uznałem szybko uciekając spojrzeniem i poprawiając się w siedzeniu. Fenrai westchnął i przeczesując włosy przytaknął nie popędzając mnie jednak od razu do wyjścia. Zniknął, więc w cieniu ścian domostwa, by móc w końcu zażyć te wspomnianą kąpiel. Spojrzałem po pomieszczeniu uważnie szukając części mojej garderoby. Nie odleciała chyba aż tak daleko, nie wiele więc czasu minęło gdy byłem już ubrany. Zawahałem się tylko przy koszuli, chodziło o zbędny już mi opatrunek, nie byłem pewny czy nie należało by go choćby zdjąć. Rozwiązałem więc sprawnie bandaż i przyjrzałem się rzekomemu miejscu, w którym jeszcze wczoraj sterczała dość obrzydliwa rana. Teraz skóra tam jedynie przybrała lekko różowawy kolor. Gdy przejechałem tam dłoniom nie poczułem nawet ukłucia bólu. Cóż nietypowe dość zwykle po takich ranach pozostawały solidne blizny zanikająca dopiero po tygodniu. Spojrzałem leniwie też na wciąż lśniącą od potu skórę. Drżałem zupełnie dla mnie do tej pory niezauważalnie.
A gdy wyciągnąłem dłoń dopiero dostrzegłem ów taniec.
Szok i uczucia targały moim ciałem nie miałem pojęcia o ile przemyśleń i doznań może mnie obciążyć ostatni wieczór, poranek. Właściwie czego się bałem? Owszem nie było to w mym zwyczaju, ale też nie wbrew mnie. Może po prostu było mi już wszystko jedno, może widziałem świat już jako coś mało wartego uwagi, nudnego, coś co przydało by się ubarwić.
A taka okazja przytrafiła mi się dość przypadkowo tym razem...
Poczułem się dziwnie, czemu poczułem silny dotyk, właściwie nacisk męskiej dłoni.
Była to iluzja, ale tak prawdziwa, że przyprawiała o drgawki.
- Biedaku mój ty... - Zadźwięczało mi we łbie. Głos był współczujący, choć czuć było rozbawienie. Otrząsnąłem się dopiero po chwili pocierając ramiona. Zupełnie jakby ni stąd ni zowąd ochłodziło się.
Nie rozumiałem tego, bo przecież byłem samotny. Błąkałem się obijając po różnych miejscach, ale do żadnego nie należałem wszystko wokół czego się obracałem zabrała ziemia. Dlaczego więc kochałem naturę, ośmielałem się stąpać po brudnych szczątkach w niej zatopionych. A tamto uczucie. Cóż, znajome...
Podwinąłem nogi pod brodę czując się nieswojo tym razem nie przez zamknięcie w budynku, droga na zewnątrz stała otworem, ale ja ani myślałem drgnąć w jej stronę.
Potrzebowałem słów z czyichś ust, jakiegokolwiek dźwięku. Usłyszałem chlustam wody, od razu się uniosłem, gdy jednak uświadomiłem sobie swoją paranoję natychmiast się zatrzymałem opadając na łóżko z ciężkim westchnieniem.
Zwariowałem? Może, szczerze już nic mnie nie zdziwi. Co za okrutna pomyłka.
Ostatnie chwile mnie szokowały, choć z każdą sekundą coraz to mniej, aż w końcu nie wytrzymałem. Wstałem i powolnie, cichutko człapiąc, skierowałem się w stronę miejsca, gdzie zniknął mi z przed oczu Fenrai.
Podpierałem się po drodze o ściany uważnie nasłuchując wodnej szamotaniny. Może też i faktycznie marzyłem skrycie by do niej dołączyć.
Ucieszyłem się więc dziwnie... Choć w sumie kij z tym. Po prostu zainteresował mnie widok ciemnych ciężkich i mokrych włosów, zroszonej kroplami czystej, bladej skory. Choć nie aż tak barwnej jak moja. Podszedłem bliżej nim się obejrzałem w moich uszach zadźwięczał dźwięczny śmiech Fenrai'a. Odchylił on głowę z uśmiechem w moją stronę i pokręcił ją z dezaprobatą.
- Nie wiesz kiedy przestać, co? Czyżbym podbił twoje serduszko? - Nie mógł przestać chichotać. Uśmiechnąłem się więc blado w odpowiedzi.
- Marzyć nikt nie broni, prawda? - Westchnąłem klękając przy nim, wplatając palce w jego wilgotne włosy. Moje słowa go zainteresowały, odwrócił się moją stronę z błogą minką wyswobadzając z mych objęć.
- Jestem twym marzeniem? Ciekawe... - Drążył temat dalej. Zmrużył oczy niczym przyczajony kocur i przyciągnął do siebie za ramie. O dziwo uświadomiłem sobie że koniec końców materiał mojej koszuli jeszcze dziś nawet nie zdołał zawitać na mym torsie.
- Marzenia, nie mam ich dużo... A szkoda. - Westchnąłem nie protestując gdy gładziłam mnie po klatce piersiowej w miejscu rany. Jego czarne oczy skrzyły, trudno było jednak odgadnąć co tak naprawdę przykuwało ich spojrzenie.
- Nie jesteś zwykłym trzydziestolatkiem prawda? - Zaczepił Fenrai przerywając już i tak dostatecznie zawstydzający temat.
- Trzydziestolatek? - Ledwie powstrzymałem grymas rozbawienia i przybliżyłem się do niego praktycznie wchodząc do wody mimo spodni na moim tyłku. Mówi się już trudno, bo chwile się liczą.
- Dodaj do tego ze dwa zera, a będziesz bliżej, ciekawy masz gust synku. - Rzuciłem z rozbawieniem. Widząc jednak brak szczególnego zdziwienia pogładziłem go po policzku.
- Aż tak czuć? - Zmartwiłem się tuląc się do niego ostatecznie ginąc w wodzie. 
Nie pozwoliłem mu jednak na jakąkolwiek odpowiedź zamykając usta na kłódkę pocałunkiem. Nie obeschnął mnie ani nic siedziałem tak przeszkadzając w kąpieli i bawiąc się jego włosami. Ech.., no tak super Sor. Nie znasz go, a tak łatwo.
- Abyss, znasz może to imię? - Postanowiłem mimo jego oporności ciągnąć to dalej.
- Obiło się o uszy.... - Ze smutkiem wziął dłoń i podparł się nią o brzeg wanny czując, że nie skończę na tym pytaniu. To chyba wystarczająco prowokowało by ciągnąć dalej.

<Fenrai?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz