Poczułem czyjś dotyk na brzuchu. Poczułem także czyjś ciężar na łóżku. Nie otworzyłem oczu. Czułem zapach Sorley'a. Chłód jego skóry, znajomy mi już przecież. Zastanawiało mnie co zrobi dalej, bo z tego co czułem obecnie mnie sobie oglądał. Zupełnie jakbym był dla niego czymś niespotykanym. I może i byłem, w końcu się tak wczoraj opierał.
Mężczyzna położył się obok mnie, a jego dłonie powędrowały na moją twarz. Dalej oddychałem spokojnie, nie zdradzając niczym swojej świadomości. W duchu jednak ledwo powstrzymywałem się od śmiechu. Palce białowłosego zjechały z mojego policzka, po szyi, obojczyku, klatce piersiowej, łaskotały, ale były też przyjemne. Bardzo przyjemne. Szczególnie gdy zjechały do mojej męskości. Początkowo z wahaniem, ale po chwili mężczyzna zmieniło pozycję i wziął mój członek w dłonie. Dotykał mnie, a ja z trudem powstrzymywałem jęk i przyspieszony oddech.
Gdy poczułem język Sorley'a na swoim ciele, lekko zadrżałem. A gdy poczułem i usta, zamykające się na końcówce mojego penisa, nie umiałem już dłużej hamować ognia w żyłach. Jęknąłem czując jak z wahaniem mnie pieści. Usłyszał to, ale nie przestał, wręcz przeciwnie, przyspieszył, a ja doszedłem w jego ustach. Leżałem tak jeszcze chwilę, starając się uspokoić oddech i słuchając tego, jak Sor się krztusi. Brak wprawy.
- Dzień
dobry - usłyszałem, gdy wreszcie otworzyłem oczy. Sor ku mojemu niezadowoleniu zszedł ze mnie i usiadł obok, dalej mi się bacznie przyglądając.
- Bardzo dobry - wymruczałem, unosząc się do siadu i odwzajemniając spojrzenie.
Przez chwilę panowała cisza, którą ja się dziwnie cieszyłam, a która dla Sora chyba była krępująca.
Uśmiechnąłem się szeroko.
- Co cię tak bawi? - zapytał.
- Ty - wymruczałem, zbliżając się do niego i kładąc mu dłoń na policzku. - Tak wczoraj protestowałeś, a tu proszę...
Nachyliłem się do niego i zlizałem koniuszkiem języka resztkę jego śliny wymieszanej z moim nasieniem, której nie zdołał zatrzeć z ust.
Sorley zesztywniał początkowo, ale ledwie ułamek sekundy później wpił się w moje usta.
Zamruczałem zadowolony, całując go namiętnie i przyciągając do siebie. Po chwili Sor leżał na łóżku, a ja nachylałem się nad nim, nie przerywając pocałunku. Moje dłonie zjechały w dół jego brzucha. Mężczyzna chyba odruchowo chciał mnie odepchnąć.
- Znów stawiasz opór? - skarciłem go, spoglądając mu w oczy. - To miało sens za pierwszym razem. Teraz? Po tym co zrobiłeś i to z własnej inicjatywy... Poza tym, chyba nie było aż tak źle, skoro nie uciekłeś z krzykiem z samego rana.
Znów nachyliłem się, żeby go pocałować. Moje dłonie sięgnęły celu.
Znów nachyliłem się, żeby go pocałować. Moje dłonie sięgnęły celu.
Wkrótce ściągnąłem z Sorley'a to, co zdołał założyć i cieszyłem się tym, jak reagowało na mnie jego ciało. Tym razem nie protestował, a wręcz przeciwnie. Wydawał się niezwykle chętny i sam mnie do siebie przyciągał. Nawet gdy w niego wszedłem nie próbował się wyrywać, a tylko jęknął przeciągle.
Kochaliśmy się długo, na tyle, by nie raz sięgnąć spełnienia.
- No widzisz.. Jednak nie było tak, źle - wymruczałem mu do ucha, leżąc wciąż na nim. Zdyszany i spocony, ale zadowolony. On wyglądał nie lepiej, wciąż drżał lekko.
Wstałem, choć nie do końca miałem na to ochotę.
- Mam zamiar wziąć kąpiel, dołączysz do mnie, czy znikasz? - spytałem białowłosego.
<Sor?>
Kochaliśmy się długo, na tyle, by nie raz sięgnąć spełnienia.
- No widzisz.. Jednak nie było tak, źle - wymruczałem mu do ucha, leżąc wciąż na nim. Zdyszany i spocony, ale zadowolony. On wyglądał nie lepiej, wciąż drżał lekko.
Wstałem, choć nie do końca miałem na to ochotę.
- Mam zamiar wziąć kąpiel, dołączysz do mnie, czy znikasz? - spytałem białowłosego.
<Sor?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz