poniedziałek, 1 grudnia 2014

Od Fenrai’a (do Sorley'a)

Poczułem czyjś dotyk na brzuchu. Poczułem także czyjś ciężar na łóżku. Nie otworzyłem oczu. Czułem zapach Sorley'a. Chłód jego skóry, znajomy mi już przecież. Zastanawiało mnie co zrobi dalej, bo z tego co czułem obecnie mnie sobie oglądał. Zupełnie jakbym był dla niego czymś niespotykanym. I może i byłem,  w końcu się tak wczoraj opierał.
Mężczyzna położył się obok mnie, a jego dłonie powędrowały na moją twarz. Dalej oddychałem spokojnie, nie zdradzając niczym swojej świadomości. W duchu jednak ledwo powstrzymywałem się od śmiechu. Palce białowłosego zjechały z mojego policzka, po szyi, obojczyku, klatce piersiowej, łaskotały, ale były też przyjemne. Bardzo przyjemne. Szczególnie gdy zjechały do mojej męskości. Początkowo z wahaniem, ale po chwili mężczyzna zmieniło pozycję i wziął mój członek w dłonie. Dotykał mnie, a ja z trudem powstrzymywałem jęk i przyspieszony oddech.
Gdy poczułem język Sorley'a na swoim ciele, lekko zadrżałem. A gdy poczułem i usta, zamykające się na końcówce mojego penisa, nie umiałem już dłużej hamować ognia w żyłach. Jęknąłem czując jak z wahaniem mnie pieści. Usłyszał to, ale nie przestał, wręcz przeciwnie, przyspieszył, a ja doszedłem w jego ustach. Leżałem tak jeszcze chwilę, starając się uspokoić oddech i słuchając tego, jak Sor się krztusi. Brak wprawy.
- Dzień dobry - usłyszałem, gdy wreszcie otworzyłem oczy. Sor ku mojemu niezadowoleniu zszedł ze mnie i usiadł obok, dalej mi się bacznie przyglądając.
- Bardzo dobry - wymruczałem, unosząc się do siadu i odwzajemniając spojrzenie. 
Przez chwilę panowała cisza, którą ja się dziwnie cieszyłam, a która dla Sora chyba była krępująca.
Uśmiechnąłem się szeroko.
- Co cię tak bawi? - zapytał.
- Ty - wymruczałem, zbliżając się do niego i kładąc mu dłoń na policzku. - Tak wczoraj protestowałeś, a tu proszę...
Nachyliłem się do niego i zlizałem koniuszkiem języka resztkę jego śliny wymieszanej z moim nasieniem, której nie zdołał zatrzeć z ust. 
Sorley zesztywniał początkowo, ale ledwie ułamek sekundy później wpił się w moje usta. 
Zamruczałem zadowolony, całując go namiętnie i przyciągając do siebie. Po chwili Sor leżał na łóżku, a ja nachylałem się nad nim, nie przerywając pocałunku. Moje dłonie zjechały w dół jego brzucha. Mężczyzna chyba odruchowo chciał mnie odepchnąć.
- Znów stawiasz opór? - skarciłem go, spoglądając mu w oczy. - To miało sens za pierwszym razem. Teraz? Po tym co zrobiłeś i to z własnej inicjatywy... Poza tym, chyba nie było aż tak źle, skoro nie uciekłeś z krzykiem z samego rana.
Znów nachyliłem się, żeby go pocałować. Moje dłonie sięgnęły celu.
Wkrótce ściągnąłem z Sorley'a to, co zdołał założyć i cieszyłem się tym, jak reagowało na mnie jego ciało. Tym razem nie protestował, a wręcz przeciwnie. Wydawał się niezwykle chętny i sam mnie do siebie przyciągał. Nawet gdy w niego wszedłem nie próbował się wyrywać, a tylko jęknął przeciągle.
Kochaliśmy się długo, na tyle, by nie raz sięgnąć spełnienia.
- No widzisz.. Jednak nie było tak, źle - wymruczałem mu do ucha, leżąc wciąż na nim. Zdyszany i spocony, ale zadowolony. On wyglądał nie lepiej, wciąż drżał lekko.
Wstałem, choć nie do końca miałem na to ochotę.
- Mam zamiar wziąć kąpiel, dołączysz do mnie, czy znikasz? - spytałem białowłosego.

<Sor?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz