Z zadowoleniem wpiłem się w usta Morwen, błądząc przy tym dłonią po jej kształtnym udzie i pośladku. Ona odwdzięczała mi się słodkimi westchnieniami, a jej oplecione wokół mnie ramiona lekko drżały.
Szczerze to ta dziewczyna była dla mnie zagadką. Całkowitą i stuprocentową. Bo jak mogłoby być inaczej?
Morwen Hargan. Córka Odhr'an'a. Gburowatego męta, na dodatek już martwego, zabitego przez nieznajomego Zarrika. Oczywiście wiedziałem kto owym Zarrikim był i na chwilę obecną i opiekunem dziewczyny, a także jej matki, dwóch sióstr i starszego brata. Na początku nie wiedziałem dlaczego jaśnie pan Tanith wziął ich sobie na głowę, dopóki nie okazało się, że przygruchał sobie małego Carricka i biegają razem po krzakach. Przesłodko... naprawdę.
Tak czy owak Mor była porządną dziewczyną, nie utrzymującą za bardzo kontaktów z nikim w mieście, kto w jakikolwiek sposób by się wyróżniał. Głównie przesiadywała w domu pomagając wychowywać siostry i, o ironio, bratanka. Żyła dostatnio, bo Rudy Robal nakradł tyle, że starczy gadowi do końca żywota i jeszcze stos pogrzebowy mu z tego ułożą. Tak swoją drogą to już dawno przestałem próbować choćby go ścigać za kradzieże i inne machloje, bo choć aż za dobrze wiedziałem, że to on, to skurczybyk zacierał ślady tak, że nijak nie szło go wsadzić za kratki na dłużej niż dobę. Był więc bezpieczny, a z nim i jego bliscy, w tym także i Mor. A mimo to ta dziewczyna szukała mojego towarzystwa. Pozwalała mi na wszystko, a nawet więcej, sama była chętna. Sama szukała moich ust, sama wychodziła mi naprzeciw domagając się dotyku. I sama z własnej woli, nie wiedząc kim jestem wyciągnęła do mnie dłoń. Jeszcze nie wiedziałem jaki miała w tym cel, ale bardzo chciałem się dowiedzieć.
Zostawiłem usta Mor i zawisłem nad nią spoglądając w te jej zimne, szare oczy.
- Dlaczego tu jesteś? - spytałem po prostu.
Dziewczyna zamrugała, jakby nie zrozumiała od razu. A być może chciała złapać jasność myśli, co utrudniała jej chyba moja dłoń wciąż pieszcząca jej ciało.
- Zaprosiłeś mnie... - wyszeptała.
- A dlaczego to zaproszenie przyjęłaś? Dlaczego mnie szukałaś?
- Mówiłam ci... Chcę ci pomóc.
- Pomóc mi... Nie rozumiem dlaczego... - nachyliłem się i przygryzłem płatek jej ucha. - Co z tobą jest nie tak, że przejmujesz się kimś, kogo nie znasz? Kogo powinnaś się obawiać?
- Obawiać? - wydyszała, gdy skubnąłem jej szyję.
- Tak... Wiesz, że gdyby nie to, że cię lubię, to mogłaś marnie skończyć?
- Nie wierzę, że byś mnie skrzywdził - stwierdziła, a stanowczość w jej głosie sprawiła, że zatrzymałem się i znów uniosłem, żeby spojrzeć jej w oczy.
- Czym ty jesteś, bestyjko? - wymruczałem do niej i chciałem znów nachylić się i ją pocałować. Przeszkodził mi rumor.
Wstałem pospiesznie z warknięciem, nawet nie kłopocząc się ubieraniem.
- Zaczekaj tu - rzuciłem do dziewczyny, chwyciłem odruchowo pas z pochwą, w której spoczywał mój miecz i ruszyłem wściekły do źródła hałasu.
- Chcę zobaczyć ojca - usłyszałem.
- Panu nie wolno teraz przeszkadzać - zaskomlała służąca, która czmychnęła, gdy tylko mnie ujrzała.
- Quith? Co ty tu do cholery robisz? - warknąłem.
- S-słyszałem, że byłeś ranny i... - wymamrotał kuląc ramiona. - Chciałem zobaczyć... czy...
- Czy już zdechłem? Jak widać żyję. A teraz wracaj skąd przylazłeś zanim twój wuj oskarży mnie o porwanie - prychnąłem.
- C-chcę zostać - usłyszałem.
- Nie - warknąłem znowu na niego.
Jego obecność tutaj mnie drażniła, jego upór jeszcze bardziej. Nie wiedziałem czego ten szczyl tu szukał. Z tego co było mi wiadomo u wujostwa wiodło mu się dobrze. Chodził do szkoły, studiował magię. Miał spokój. Czyli to, czego od zawsze chciał.
- Ojcze... - jęknął Quith.
Miałem właśnie kazać mu się wynosić, gdy stanęła obok mnie Morwen.
- Ash? - dziewczyna uniosła na mnie spojrzenie, zadając nieme pytanie.
- Miałaś poczekać.
- Chciałam sprawdzić co się dzieje... - jej wzrok spoczął na moim synu.
- To jest Quith... mój syn - rzuciłem, żeby zaspokoić jej ciekawość.
- Miło mi cię poznać - zaszczebiotała z uśmiechem. - Mam na imię Morwen.
- Dzień dobry, pani... - skłonił jej się przyglądając ukradkiem.
- Odwieźcie go do Mathira - rzuciłem do jednego ze strażników.
- Ojcze, proszę... Ja... naprawdę chcę zostać.
- Nie - powtórzyłem.
- Dlaczego nie? - to pytanie padło od Mor, która teraz wbijała we mnie wzrok. - To twój syn, prawda? A to jego dom. Skoro chce zostać...
- Nie chce... Jak ma choć odrobinę oleju w głowie to nie chce.
- Niby dlaczego? - kolejne pytanie ze strony dziewczyny.
- Jak cię to tak interesuje to go sama zapytaj dlaczego tak się kuli ledwo mnie widzi - warknąłem.
- Nie krzycz na mnie - spojrzała na mnie stanowczo, ściągając usteczka.
Przekląłem siarczyście. Czego oni wszyscy ode mnie chcieli?!
- Marsz do pokoju - burknąłem do chłopaka, który ku mojemu zaskoczeniu... uśmiechnął się nieco i odszedł pospiesznie.
Ruszyłem bez sowa do salonu i usiadłem na kanapie, by sięgnąć po chwili po butelkę.
<Mor? Przyszłaś za mną, czy idziesz podpytać Quitha?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz