Byłem wdzięczny Mędrcowi, przez co było mi też głupio za moje ostatnie zachowanie.
Przekonany byłem wtedy najzwyczajniej, że będzie on tylko krytykował mój związek z Tanith'em. Zresztą wiedział tyle... I też widział, co dość mnie speszyło, a zarazem podjudziło.
- Mor? - Wymsknęło mi się kiedy zamyślony, siedząc na jednym z foteli zauważyłem moją siostrę, szybko przechodzącą, zgarbioną. Gdy w połowie drogi dotarł do niej mój głos nagle zesztywniała, obracając się ostrożnie i powoli, po chwili niepewności jednak odetchnęła z widoczną ulgą. Podeszła do mnie bliżej, siadając z kurczowo złączonymi ze sobą nogami na kanapie.
- Tak braciszku? - Spytała cicho z uśmiechem na swojej zdrowej i rumianej twarzyczce, na który nie sposób było nie odpowiedzieć tym samym.
Ja jednak byłem zajęty bardzo uważną obserwacją każdego jej ruchu, najmniejszego szczegółu. Zauważyłem bowiem jej wciąż dość rozwiane włosy, lekko przekrzywiony dekolt naciągnięty jak najbardziej w stronę szyi, co powodowało iż widać było tylko jej delikatnie zarysowane kości obojczykowe i skórę o bladziutkim odcieniu, przywodzącym niekiedy na myśl wanilię. W przeciwieństwie do jej policzków rzecz jasna.
Ukrywała coś... A ja wciąż bałem się utwierdzić się w przypuszczeniach idąc tropem scenki którą dane mi było dostrzec po drugiej stronie głównej drogi.
Dawno nie rozmawiałem sam na sam z siostrą, a już na pewno nie wypytywałem jej o rzeczy tak prywatne, nigdy też, jak i również teraz, nie miałem odwagi na nią krzyczeć.
- Mor... - Zacząłem niepewnie, spoglądając jej w oczy.
- Chciałem cię zapytać czy... Masz... - Tu urwałem nie mogąc przedostać przez gardło tych słów. Dziewczyna zaś patrzyła na mnie wyczekująco, niepewnie się uśmiechając i lekko pochylając w moją stronę.
- Proszę, powiedz braciszku co cię tak okrutnie męczy? - Bałem się, że...
Co ja mówię... Byłem pewny, że pożałuje tych słów. Ale musiałem być pewny, musiałem wiedzieć... Dla swojego, Mor oraz Tanith'a dobra.
- Masz coś wspólnego z Asheroth'em. Prawda? - Wydusiłem zniżając trochę głos.
- Co? Ale.... Sond to pytanie? - Jęknęła drżącym głosem i znów jęła rozglądać się po pokoju.
- Widziałem cię z nim, byłem wtedy z Tanith'em na głównej drodze. - Wyjaśniłem, co tylko pogorszyło sprawę bo Mor natychmiast wstała i podenerwowana poczęła chodzić w kółko na około swojego fotela, trzymając się z bezradnością za brzuch.
- On też to widział? Tanith? - Spytała na chwile stając. W jej oczach lśniły już łzy.
Przeraziłem się trochę tym widokiem. Mor w odruchu gładziłam swój brzuch, jakby próbowała uspokoić nie tylko siebie, ale i wciąż ledwo rozwinięte dziecko w swoim łonie.
Oddech też jakby jej przyśpieszył. Bałem się, że zaraz upadnie omdlewając, więc postanowiłem ją szybko uspokoić.
- Nie on nic nie widział, zadbałem o to prowadząc go do karczmy. Teraz trzeźwieje na górze. - Zapewniłem ją najspokojniejszym tonem, jaki tylko miałem teraz w zanadrzu.
Mor odsapnęła, opadając z powrotem na fotel.
- Tak, masz racje to prawda... Ostatnio gdy wróciłam oblania alkoholem... To również była sprawka tego strażnika. Ale musiałam mu pomóc... Rozumiesz prawda?
- Owszem, ale przypuszczam też, że dla twojego dobra, jak i dziecka, powinnaś zaprzestać kontaktów z tym mężczyzną. Moja droga młodsza siostro, błagam... Nie zmuszaj mnie bym powiedział o tym Tanith'owi... - Schowałem twarz w dłoniach, ciężko oddychając. Miałem taką nadzieje, że ją z kimś pomyliłem... A teraz co? To wszystko prysło.
- Nie... Ty nie możesz mu tego zrobić... - Pisnęła Mor zasłaniając sobie usteczka w przerażeniu. Tym razem łzy pociekły jej po policzkach iskrząc niesamowicie na jej pobielałej teraz twarzy.
- Ależ mogę... Jeśli tylko nie zaprzestaniesz tej swojej pomocy wobec kogoś takiego. - Nie mogłem samemu sobie uwierzyć w bezbarwność jaka teraz wkradła mi się niepostrzeżenie w ton głosu... To zimno.
- Nie wierze po prostu nie wieże twoim słowom bracie! - Wrzasnęła Mor wstając z fotela, z zaciśniętymi dłońmi w dwie drobne piąstki i mrożących spojrzeniem naszych jasnych, szarych oczu... To było już chyba rodzinne.
- To nie jest kwestia wiary kochanie, popadłaś w niewłaściwe towarzystwo. Ja próbuje interweniować, a nawet jeśli będzie trzeba to i pójdę do twojego kochasia. - Syknąłem, również wstając i chwytając ją za przegub.
- Niewłaściwie... Carrick! Ash to też człowiek! - Natychmiast wyrwała się z mojego uścisku, więc skończyło się na tym, że oboje staliśmy teraz bardzo blisko naprzeciw siebie, wręcz idealnie by zaraz skoczyć sobie do gardeł.
- Ash? Och! Już sobie słodzicie? - Warknąłem usiłując znów pochwycić jej dłoń by zaprowadzić ją do jej pokoju. By nie obudzić wrzaskiem maluchów.
- Tak, a co? Ty możesz sobie tak mówić do Tanith'a, a ja nie? - Burknęła krzyżując ręce na piersiach.
- Ale to jest Tanith! Nie jakaś... Jakaś...
- Jakaś co?! Bestia! Oni są takimi samymi ludźmi jak my! Carrik proszę... - Zaszlochała Mor przyciągając mnie do siebie i tuląc.
- Nie kłóćmy się o coś tak głupiego. Nie chce się kłócić z bratem. - Szepnęła.
- Nie chcesz? Więc odstąp od tej "głupoty" do jasnej cholery! - Wrzasnąłem ile tylko natura dała mi siły w płucach i wyswobodziłem się z objęć oszołomionej Mor.
Patrzyłem teraz na nią wilkiem.
Przekonany byłem wtedy najzwyczajniej, że będzie on tylko krytykował mój związek z Tanith'em. Zresztą wiedział tyle... I też widział, co dość mnie speszyło, a zarazem podjudziło.
- Mor? - Wymsknęło mi się kiedy zamyślony, siedząc na jednym z foteli zauważyłem moją siostrę, szybko przechodzącą, zgarbioną. Gdy w połowie drogi dotarł do niej mój głos nagle zesztywniała, obracając się ostrożnie i powoli, po chwili niepewności jednak odetchnęła z widoczną ulgą. Podeszła do mnie bliżej, siadając z kurczowo złączonymi ze sobą nogami na kanapie.
- Tak braciszku? - Spytała cicho z uśmiechem na swojej zdrowej i rumianej twarzyczce, na który nie sposób było nie odpowiedzieć tym samym.
Ja jednak byłem zajęty bardzo uważną obserwacją każdego jej ruchu, najmniejszego szczegółu. Zauważyłem bowiem jej wciąż dość rozwiane włosy, lekko przekrzywiony dekolt naciągnięty jak najbardziej w stronę szyi, co powodowało iż widać było tylko jej delikatnie zarysowane kości obojczykowe i skórę o bladziutkim odcieniu, przywodzącym niekiedy na myśl wanilię. W przeciwieństwie do jej policzków rzecz jasna.
Ukrywała coś... A ja wciąż bałem się utwierdzić się w przypuszczeniach idąc tropem scenki którą dane mi było dostrzec po drugiej stronie głównej drogi.
Dawno nie rozmawiałem sam na sam z siostrą, a już na pewno nie wypytywałem jej o rzeczy tak prywatne, nigdy też, jak i również teraz, nie miałem odwagi na nią krzyczeć.
- Mor... - Zacząłem niepewnie, spoglądając jej w oczy.
- Chciałem cię zapytać czy... Masz... - Tu urwałem nie mogąc przedostać przez gardło tych słów. Dziewczyna zaś patrzyła na mnie wyczekująco, niepewnie się uśmiechając i lekko pochylając w moją stronę.
- Proszę, powiedz braciszku co cię tak okrutnie męczy? - Bałem się, że...
Co ja mówię... Byłem pewny, że pożałuje tych słów. Ale musiałem być pewny, musiałem wiedzieć... Dla swojego, Mor oraz Tanith'a dobra.
- Masz coś wspólnego z Asheroth'em. Prawda? - Wydusiłem zniżając trochę głos.
- Co? Ale.... Sond to pytanie? - Jęknęła drżącym głosem i znów jęła rozglądać się po pokoju.
- Widziałem cię z nim, byłem wtedy z Tanith'em na głównej drodze. - Wyjaśniłem, co tylko pogorszyło sprawę bo Mor natychmiast wstała i podenerwowana poczęła chodzić w kółko na około swojego fotela, trzymając się z bezradnością za brzuch.
- On też to widział? Tanith? - Spytała na chwile stając. W jej oczach lśniły już łzy.
Przeraziłem się trochę tym widokiem. Mor w odruchu gładziłam swój brzuch, jakby próbowała uspokoić nie tylko siebie, ale i wciąż ledwo rozwinięte dziecko w swoim łonie.
Oddech też jakby jej przyśpieszył. Bałem się, że zaraz upadnie omdlewając, więc postanowiłem ją szybko uspokoić.
- Nie on nic nie widział, zadbałem o to prowadząc go do karczmy. Teraz trzeźwieje na górze. - Zapewniłem ją najspokojniejszym tonem, jaki tylko miałem teraz w zanadrzu.
Mor odsapnęła, opadając z powrotem na fotel.
- Tak, masz racje to prawda... Ostatnio gdy wróciłam oblania alkoholem... To również była sprawka tego strażnika. Ale musiałam mu pomóc... Rozumiesz prawda?
- Owszem, ale przypuszczam też, że dla twojego dobra, jak i dziecka, powinnaś zaprzestać kontaktów z tym mężczyzną. Moja droga młodsza siostro, błagam... Nie zmuszaj mnie bym powiedział o tym Tanith'owi... - Schowałem twarz w dłoniach, ciężko oddychając. Miałem taką nadzieje, że ją z kimś pomyliłem... A teraz co? To wszystko prysło.
- Nie... Ty nie możesz mu tego zrobić... - Pisnęła Mor zasłaniając sobie usteczka w przerażeniu. Tym razem łzy pociekły jej po policzkach iskrząc niesamowicie na jej pobielałej teraz twarzy.
- Ależ mogę... Jeśli tylko nie zaprzestaniesz tej swojej pomocy wobec kogoś takiego. - Nie mogłem samemu sobie uwierzyć w bezbarwność jaka teraz wkradła mi się niepostrzeżenie w ton głosu... To zimno.
- Nie wierze po prostu nie wieże twoim słowom bracie! - Wrzasnęła Mor wstając z fotela, z zaciśniętymi dłońmi w dwie drobne piąstki i mrożących spojrzeniem naszych jasnych, szarych oczu... To było już chyba rodzinne.
- To nie jest kwestia wiary kochanie, popadłaś w niewłaściwe towarzystwo. Ja próbuje interweniować, a nawet jeśli będzie trzeba to i pójdę do twojego kochasia. - Syknąłem, również wstając i chwytając ją za przegub.
- Niewłaściwie... Carrick! Ash to też człowiek! - Natychmiast wyrwała się z mojego uścisku, więc skończyło się na tym, że oboje staliśmy teraz bardzo blisko naprzeciw siebie, wręcz idealnie by zaraz skoczyć sobie do gardeł.
- Ash? Och! Już sobie słodzicie? - Warknąłem usiłując znów pochwycić jej dłoń by zaprowadzić ją do jej pokoju. By nie obudzić wrzaskiem maluchów.
- Tak, a co? Ty możesz sobie tak mówić do Tanith'a, a ja nie? - Burknęła krzyżując ręce na piersiach.
- Ale to jest Tanith! Nie jakaś... Jakaś...
- Jakaś co?! Bestia! Oni są takimi samymi ludźmi jak my! Carrik proszę... - Zaszlochała Mor przyciągając mnie do siebie i tuląc.
- Nie kłóćmy się o coś tak głupiego. Nie chce się kłócić z bratem. - Szepnęła.
- Nie chcesz? Więc odstąp od tej "głupoty" do jasnej cholery! - Wrzasnąłem ile tylko natura dała mi siły w płucach i wyswobodziłem się z objęć oszołomionej Mor.
Patrzyłem teraz na nią wilkiem.
- Carri? Ach tak... Wobec tego powiem ci, że dla niego był byś co najwyżej mrówką, zgniótłby cię szybciej niż powiedziałbyś słowo! Więc nie rozśmieszaj mnie nawet mikrusie! - Warknęła z całą mocą, tak że zaraz potem usłyszeliśmy pisk niezadowolonych i wybudzonych maluchów.
- Wyśmienicie... - Głos mi się trząsł, jak i całe ciało, ale wyprostowałem się i postąpiłem w stronę schodów.
- Jasne! A teraz przepraszam, ale muszę zająć się dziećmi które obudziłeś! - Krzyknęła za mną gdy wchodziłem po schodach.
- Obudziliśmy! - Poprawiłem ją natychmiast uśmiechając się kpiąco w jej kierunku.
Zupełnie już skołowany tym wszystkim, jakiś taki wpompowany z jakiejkolwiek energii, ułożyłem się koło Tanith'a. Niechętnie przymykając oczy.
Rudzielec zaczął coś mamrotać po czym przewrócił się w moją stronę i lekko otworzył skrzące się jeszcze błędnie oczy.
- Carri? - Szepnął, uśmiechając się słabo.
Nie odpowiedziałem tylko go pocałowałem, mocno i z pasją, równą tęsknocie jaką teraz czułem. Przyjął to z początku z zaskoczeniem, ale już po chwili odwdzięczył mi się pięknie i gdy w końcu się od siebie odkleiliśmy ciężko przędłem, dysząc jakbym przebiegł maraton.
- Carrick... - Jęknął gdy się na niego powolutku wgramoliłem.
Chyba zrozumiałem o co mu chodzi prędzej niż myślałem.
Już po chwili poczułem po chwili poczułem pod sobą jego gotowego już do działania penisa. Zarumieniłem się, rozpinając mu spodnie i biorąc w łapki jego męskość.
Nacisnąłem lekko główkę, później parokrotnie przemieściłem dłoń w dół i z powrotem w górę. Nie omieszkałem nawet posmakować go językiem. Zaraz potem skubiąc skórę na jego brzuchu, klatce piersiowej. Całując obojczyk i szyje.
Przeciągnąłem ciało Tanicha na siebie, samemu lądując plecami na miękkim materacu, będąc teraz pod nim czerwony i drżący z podekscytowania.
<Tanith?>
- Wyśmienicie... - Głos mi się trząsł, jak i całe ciało, ale wyprostowałem się i postąpiłem w stronę schodów.
- Jasne! A teraz przepraszam, ale muszę zająć się dziećmi które obudziłeś! - Krzyknęła za mną gdy wchodziłem po schodach.
- Obudziliśmy! - Poprawiłem ją natychmiast uśmiechając się kpiąco w jej kierunku.
Zupełnie już skołowany tym wszystkim, jakiś taki wpompowany z jakiejkolwiek energii, ułożyłem się koło Tanith'a. Niechętnie przymykając oczy.
Rudzielec zaczął coś mamrotać po czym przewrócił się w moją stronę i lekko otworzył skrzące się jeszcze błędnie oczy.
- Carri? - Szepnął, uśmiechając się słabo.
Nie odpowiedziałem tylko go pocałowałem, mocno i z pasją, równą tęsknocie jaką teraz czułem. Przyjął to z początku z zaskoczeniem, ale już po chwili odwdzięczył mi się pięknie i gdy w końcu się od siebie odkleiliśmy ciężko przędłem, dysząc jakbym przebiegł maraton.
- Carrick... - Jęknął gdy się na niego powolutku wgramoliłem.
Chyba zrozumiałem o co mu chodzi prędzej niż myślałem.
Już po chwili poczułem po chwili poczułem pod sobą jego gotowego już do działania penisa. Zarumieniłem się, rozpinając mu spodnie i biorąc w łapki jego męskość.
Nacisnąłem lekko główkę, później parokrotnie przemieściłem dłoń w dół i z powrotem w górę. Nie omieszkałem nawet posmakować go językiem. Zaraz potem skubiąc skórę na jego brzuchu, klatce piersiowej. Całując obojczyk i szyje.
Przeciągnąłem ciało Tanicha na siebie, samemu lądując plecami na miękkim materacu, będąc teraz pod nim czerwony i drżący z podekscytowania.
<Tanith?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz