Znałem już Kerenzę. Wiedziałem jaka jest. Widziałem ją przecież oczyma Tanith'a. Ale poznanie jej osobiście jakoś przekroczyło moje oczekiwania...
Kiedy poczułem jej dłoń na swoich pośladkach i usta, które niecierpliwie wpijały się w moje dosłownie mnie zamurowało. Owszem miałem powodzenie u kobiet... swego czasu, zanim "zmieniłam" ciało na bardziej adekwatne do wizerunku Mędrca, oraz mojego wieku, ale nigdy nikt nie rzucił się na mnie w ten sposób. Sam nie wiedziałem jak się bronić przed tym nazbyt gwałtownym okazywaniem zainteresowania. Na dodatek mieliśmy widownię w postaci Carricka, którego najwidoczniej ta sytuacja w pewnym stopniu bawiła. Ona jednak zdawała się na to zupełnie nie zważać, naparła na mnie i zjechaliśmy na podłogę. Czułem tylko jej ciało, gorące i prężące się, przyciskające się mocno do mojego. Dłonie Kerenzy błądziły po moim udzie i pośladku, by po chwili chwycić za wiązanie spodni. Zrobiło mi się zdecydowanie za gorąco. Byłem zaskoczony, zażenowany i zawstydzony, a do tego... Do licha, byłem w końcu mężczyzną, na którym leżała mimo wszystko piękna kobieta.
Przełknąłem nerwowo ślinę i starałem się zwalczyć dziwny paraliż, który mnie ogarnął. Czułem się jak w jakiejś pułapce.
- Ależ skarbie nie spinaj się tak - usłyszałem i poczułem smukłą dłoń głaszczącą mnie po twarzy, podczas gdy druga szarpnąłem za sznurki u mych spodni i sunęła nieustępliwie dalej.
- Ja bardzo bym prosił, żeby mnie pani zostawiła - wymamrotałem i próbowałem się uwolnić, ale kobieta, jak na przedstawicielkę rasy Makh'Araj, była na tyle silna, że skutecznie przygwoździła mnie do podłogi.
- Oj nie wstydź się, przecież czuję, że ci się podobam - wymruczała i chwyciła mnie mało delikatnie za krocze.
Zapiszczałem i szarpnąłem się, desperacko próbując wyswobodzić, bo zdecydowanie mi się nie podobała wizja, która przemknęła mi przez głowę.Choć sama bliskość nie była może niczym strasznym i bardzo niepożądanym, to nie byłem jak Tanith. Przygodny seks, na dodatek w takim miejscu, gdzie zero było prywatności, i w sporym stopniu wbrew mojej woli zdecydowanie mi nie odpowiadał.
- Ja naprawdę... - zacząłem znów, próbując jakoś sytuację naprostować, ale przerwała mi znów wpijając się w moje usta i korzystając z tego, że otworzyłem je, by mówić, wsunęła między moje wargi język.
- No co ja widzę! - zakrzyknął głos tak mi znajomy, a teraz obiecujący wyzwolenie.
Tanith stał nad nami z tym swoim uśmiechem, tuż obok Mor, którą trzymał za rękę wpatrywała się w nas szeroko otwartymi oczyma. Poczułem jak moje policzki robią się karmazynowe i miałem ochotę się schować pod ziemię.
Spojrzałem na Zarika z niemym "pomocy" wypisanym na twarzy.
- Pięknie, pięknie. Mnie pouczasz, a tu proszę. Kerenzo wypuść swoją ofiarę proszę. On... - zwiesił głos, jakby szukając odpowiednich słów. - Wierz mi moja droga, to nie jest facet dla ciebie.
- Jest słodziutki - zaszczebiotała niezrażona niczym kobieta, nawijając kosmyk moich włosów na palec i wpatrując się we mnie.
- Nie jest. To tylko pozory - rzucił Tanith.
- Mówisz, że ma jakąś ukrytą stronę? Może taką... lekko brutalną? - dopytywała, a ja spojrzałem na nią wystraszony.
- Mamo! - warknęła w końcu Morwen. Jedyna, która chyba była za tym, żeby mnie oszczędzić, bo Tanith jak się zdawało miał z tego tylko ubaw. Z resztą nie raz dawał mi do zrozumienia, że powinienem podchodzić do życia bardziej swobodnie, a szczególnie do związków. Cóż prawdą było, że od bardzo dawna nie posiadałem swojego życia osobistego... Wystarczało mi życie rodzinne i emocjonalne cieni. Oni mieli rodziny, miłości i romanse, ja byłem tylko Wielkim Mędrcem.
- Dobrze już dobrze - rzuciła w końcu i niechętnie ze mnie zeszła.
Wstałem pospiesznie i zacząłem wciąż speszony, doprowadzać się do porządku, co Tanith skwitował gromkim śmiechem.
- Do widzenia... - rzuciłem i wyszedłem szybko.
- Do zobaczenia! - zawołała Kerenza za mną, a Tanith chyba się już dławił ze śmiechu.
Gdy wyszedłem, przystanąłem, żeby odsapnąć i uspokoić łomoczące serce.
- To jakieś szaleństwo - wymamrotałem pod nosem.
Wróciłem pospiesznie po swego domu i tam zrobiłem sobie napar z ziół, szukając ukojenia. Nie mogłem jednak siedzieć cały czas w domu.
Zmieniłem postać, stając się na powrót starcem, choć nie było to przyjemne, w końcu śmierć wróciła mnie do dnia, w którym stałem się tym, czym byłem i to była dla mnie postać naturalna.
Wyszedłem z domu, zabrawszy torbę na zioła i ruszyłem w stronę lasu.
Starałem się oczyścić umysł. Nie myśleć o tym co się działo. Nawet nie chodziło mi już o Kerenzę, po tym ochłonąłem. Za to fakt, że Tanith dorobił się dziecka.. Wciąż zastanawiało mnie jak to możliwe. Cieszyło mnie jego szczęście, wiedziałem jak tego pragnął... tak samo mocno jak ja... Czułem także... ukłucie zazdrości. Wiem, nie powinienem, ale fakt, że nawet on ma to, czego mnie odmówiono... Bolał.
Usiadłem na sporym głazie i spojrzałem znów na swoje poznaczone przez lata dłonie. Poszarzała skóra może i skrywała silne mięśnie, ale... Taki powinienem być, bardzo stary... A najpewniej... martwy. Czas powinien już dawno mnie zabrać.
Z rozmyśleń wyrwał mnie tętent kopyt. Po chwili koń zatrzymał się, a z jego grzbietu zsunęła się dziewczyna.
- Witaj, jestem Narisha, a pan? - przedstawiła się uprzejmie.
- Jestem Faun, ale wszyscy znają mnie pod imieniem Wielkiego Mędrca - odpowiedziałem.
- Jestem Faun, ale wszyscy znają mnie pod imieniem Wielkiego Mędrca - odpowiedziałem.
- Miło cię poznać Wielki Mędrcze.
Dziewczyna umilkła. Czułem w niej jakieś rozdarcie. Być może była to sprawa związana z jej krwią. W końcu tak różną.-
- Przepraszam, czy coś się stało? - spytała, gdy spostrzegła, że się jje przyglądam.
- Trudno określić jakiej rasy jesteś moja droga - rzuciłem. Chciałem wiedzieć jak zareaguje, jak odnosi się do swoich korzeni.
- Dlaczego tak uważasz?
- Twoje oczy są zielone jak u Kargijczyków, ale włosy masz czerwone jak Zarik. - zauważyłem.
- Wiem, moja matka jest Kargijką, a ojciec Zarikiem, ale trudno określić kim jestem bardziej. Mam cechy obu. Rodzice wychowali mnie na tradycjach i obyczajach obydwóch ras, a dlaczego pan pyta mnie o to? - spytała, ale kontynuowała szereg pytań - Dlaczego mieszkańcy Yrs odgrodzili się murem od natury? Dlaczego ludzie tak nienawidzą mieszańców? A dlaczego...
- Wszystko po kolei moja droga... - uciszyłem ją. - Pytam, bo pragnę wiedzieć jak traktujesz własną krew. Co do Yrs. Każdy wybiera własną ścieżkę. Od natury nie da się odgrodzić. Ona jest wszędzie wokół nas. Jest niebem, słońcem, deszczem i kępką trawy. Niektórzy idą z jej biegiem, jak spływa się z nurtem rzeki. Inni boją się tego nurtu, trzymają się głazu, to nie znaczy, że rzeka przestanie rwać wokół nich. To strach moja droga zapędza ludzi do domostw zamykanych szczelnie. Strach nie raz zakorzeniony bardzo głęboko. Być może racjonalny, bo w końcu życie jest niebezpieczne, a rzeka spadać może w dół wodospadem. Czym jednak dłużej ludzie się bali, czym dłużej chowali, tym więcej w nich strachu przed tym co za drzwiami. Tak samo ludzie boją się tych, w których żyłach płynie mieszana krew.
- Trudno określić jakiej rasy jesteś moja droga - rzuciłem. Chciałem wiedzieć jak zareaguje, jak odnosi się do swoich korzeni.
- Dlaczego tak uważasz?
- Twoje oczy są zielone jak u Kargijczyków, ale włosy masz czerwone jak Zarik. - zauważyłem.
- Wiem, moja matka jest Kargijką, a ojciec Zarikiem, ale trudno określić kim jestem bardziej. Mam cechy obu. Rodzice wychowali mnie na tradycjach i obyczajach obydwóch ras, a dlaczego pan pyta mnie o to? - spytała, ale kontynuowała szereg pytań - Dlaczego mieszkańcy Yrs odgrodzili się murem od natury? Dlaczego ludzie tak nienawidzą mieszańców? A dlaczego...
- Wszystko po kolei moja droga... - uciszyłem ją. - Pytam, bo pragnę wiedzieć jak traktujesz własną krew. Co do Yrs. Każdy wybiera własną ścieżkę. Od natury nie da się odgrodzić. Ona jest wszędzie wokół nas. Jest niebem, słońcem, deszczem i kępką trawy. Niektórzy idą z jej biegiem, jak spływa się z nurtem rzeki. Inni boją się tego nurtu, trzymają się głazu, to nie znaczy, że rzeka przestanie rwać wokół nich. To strach moja droga zapędza ludzi do domostw zamykanych szczelnie. Strach nie raz zakorzeniony bardzo głęboko. Być może racjonalny, bo w końcu życie jest niebezpieczne, a rzeka spadać może w dół wodospadem. Czym jednak dłużej ludzie się bali, czym dłużej chowali, tym więcej w nich strachu przed tym co za drzwiami. Tak samo ludzie boją się tych, w których żyłach płynie mieszana krew.
- Boją się? Niby czego? - spytała.
- Tego, czego nie znają. Rdzawokrwiści nie różnią się wcale od innych. To samo ciało, uczucia, tak samo potrafią zaskoczyć, być wierni, srodzy, kochający, brutalni... Ale ludzie mają przeświadczenie, że gdy znają jednego Zarika, znają wszystkich, że wiedzą czego mogą się spodziewać, na co patrzą. Natomiast mieszańcy są dla nich czymś nieznanym. Jak ty. Sama nie wiesz czego masz w sobie więcej. Czy jesteś Kargijką, czy Zarikanką, a jesteś zwyczajnie sobą. Miłą, młodą dziewczyną skorą by zatrzymać się i porozmawiać ze starcem - uśmiechnąłem się do niej ciepło.
- To miłe - powiedziała.
- Muszę nazbierać ziół... Znasz się na nich? Być może mogłabyś mi pomóc? A w zamian chętnie odpowiem na więcej z twoich pytań - zaproponowałem.
<Narisha? Carrick, jak tam mamuśka xD Dalej na głodzie? xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz