Mimo moich protestów, które oczywiście i tak mało mi dały… A
szczególnie gdy moim przeciwnikiem jest mama, no i ten dziadziunio...
Pozornie. Wszystkiemu musiał się przyglądać, a jego spojrzenie peszy
jak cholera i nie mam co do tego wątpliwość.
No w każdym razie w końcu znalazłem się na dole wpatrując się w towarzyszącą mi dwójkę i siadając sobie wygodnie w fotelu.
-
Więc skoro jesteśmy już w takim, a nie innym gronie to porozmawiajmy...
Herbaty może? - Próbowała zacząć mama, ale ja tylko uniosłem na jej
propozycje brew ze zdziwieniem i skrzywiłem się na myśl o ponownej
rozmowie. A Mędrzec wydawał się na pozór tolerancyjnym człowiekiem... Cóż
może i to ja przesadzam.
Nawet małemu na moich kolanach nie
udawało się mnie rozweselić, choć próbował wyczuwając to samo napięcie co
na górze. Uśmiechnąłem się do niego szczypiąc niezadowolonego chłopca w
policzek.
- Spokojnie Nepeta, wszystko w porządku. - Szepnąłem
mu do uszka, choć nie miałem bladego pojęcia jak mógłby zrozumieć moje
słowa.
- Czemu nie, choć to niegrzecznie tak nadużywać
gościnność tym bardziej, że naszedłem was dość niespodziewanie. - Spojrzałem to na niego to na Kerenze, która tylko się uśmiechnęła i
machnęła, ręką zgaduję, że zaraz miała coś powiedzieć, ale ja jej nie
słuchałem, co więcej zagłuszyłem ją swoim pomrukiem.
- Ha, no
co ty... - Zostałem przez nią obdarzony takim spojrzeniem, że chyba przez
tydzień strach będzie mi pisnąć słowo, ale to tylko przesadna
interpretacja.
- Carrick... Wybacz nie mam pojęcia co go
ugryzło. - Ugryzło? Ugryzł to mnie syn w palec jak zawsze zresztą,
ewentualnie pchły! Westchnąłem rozkładając się na fotelu prawie, że leżąc z maluchem na klatce piersiowej, który tulił się senny do mojej szyi, ale nie dawał za wygraną bo przecież nie mogła go ominąć ani
chwila. Był niczym mały nadajnik i zawsze wyczuwał w powietrzu nadchodzące
intrygujące zdarzenia. Och... Napetko co z ciebie wyrośnie.
Istotnie,
zaciekawiło mnie to jak moja matka uprzejmie tańcowała przy Mędrcze i
umilała mu to popołudnie, a przynajmniej takie miała plany, choć nie
mnie je zgłębiać.
Mędrzec reagował na to różnie, przede wszystkim zastanawiały go zapewne poczynania tejże kobiety...
Wiesz ostrzegłbym cię chłopie... Jeśli wolno mi tak cię nazwać... Ale
nie mam ochoty.
I gdzie ty się patrzysz za tyłkiem mojej mamy
gdy ta kulturalnie podaje ci kubeczek z naparem... Dziwne, a może to
tylko moje wyobrażenia, ale to nie pasowało do niego...
Mamo
co ty knujesz? Widzę przecież jak ponad przeciętnie machała tymi
biodrami na boki i mizdrzyła się do tego nieskazitelnego blondynka.
- Też to widzisz synku? - Spytałem chłopca gładząc go po świeżo kiełkującej czuprynce.
Pisnął mi w odpowiedzi, a ja się zaśmiałem obejmując go mocno w ramionach.
-
Jak myślisz co powinienem zrobić? - Pytanie oczywiście zadałem bardziej
do samego siebie, ale było ono i bezcelowe, bo w mojej głowie powoli
rodził się plan...
Wstałem więc pod pretekstem rozprostowania
zdrętwiałych kości i podszedłem dyskretnie do mamy by szepnąć jej do
uszu pewne słowa, które uruchomiły pewien mechanizm. Żal byłoby
wspomnieć o jego wieku i prawdziwej tożsamości przy takim obrocie
spraw, a i ciekaw był bym reakcji... Obojga.
Kerenza wydawała się tym bardziej dziwnie zachęcona.
- Idę więc odnieść tego śpiocha.... A wy sobie nie przeszkadzajcie. -
Dodałem cicho pokrótce, tak cicho, że teoretycznie nie miał tego prawa
nikt usłyszeć. Mędrzec jednak spojrzał na mnie podejrzliwie, ale nim
otworzył jeszcze porządnie usta Kerenza zaszła mu drogę i przysiadła na
oparciu fotela eksponując zgrabne udo. Szczerze mało co brakowało, a by
usiadła mu na kolanach, stanowczo zbyt mało.
Podreptałem więc niechętnie w stronę pokoiku, gdzie zastałem pozostałą dwójkę... Eh śpiochy jedne.
Ułożyłem Nepete czuło głaszcząc wśród nich. Głupio przyznać, ale jego ceniłem naprawdę ponad siostry, w końcu był mym synem. Co wiązało się też z tym,
że mógłbym patrzeć się na niego bez końca... Podczas snu był przecudnym
aniołkiem dla tatusia.
Moje rozmyślenia, przerwała oczekiwana
szamotanina... No może nie taka znowu, ale moje matka potrafiła
przesadzać... Czasem. No dobra... Zawsze i wciąż miałem przed oczami jej
próby tego na mnie, czasem zachodzi mnie zastanowienie po kim tak naprawdę odziedziczył tę cechę Eoin.
A zastałem te dwójkę w
przecudnej i jakże uroczej scenę, moja matka nie patyczkowała się tylko
od razu złapała Mędrca za fraki całując prosto w usta i zmierzając
dłoniom do jego tyłka...
Z miny jego samego... Cóż nie miałem pojęcia, czego się tam dopatrywać.
Wystarczy
tylko powiedzieć tej kobiecie, że ten gapił się na jej tyłek... Oto
konsekwencje, czuje się równie wykorzystany jak ty Staruszku. Witam w
moim świecie, choć ostatnio nie narzekam bo jest świetnie! I spróbuj stwierdzić, że moja mama nie potrafi całować.
- Przepraszam
najmocniej nie chciałem prze.... - Nie dokończyłem, bo Kerenza zwaliła
się na niego do tego stopnia, że wszystko nagle znalazło się na
podłodze, a mnie przez chwile zrobiło się go żal... Przez chwile, bo
dopóki nie ujrzałem jego niemal czerwonej twarzy i tego jak mama trzyma
go za tyłek przygniatając cyckami.
Czyżbym miał komuś tu mówić nowy tatusiu? Bo tak łatwo to ty się nie wywiniesz.
- Ależ skarbie nie spinaj się tak. - Zaszczebiotała odgarniając mu włosy z twarzy.
<Panie Mędrku, pan co wykrztusi w proteście xD ?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz