czwartek, 25 grudnia 2014

Od Carricka (do Wielkiego Mędrca)

Mimo moich protestów, które oczywiście i tak mało mi dały… A szczególnie gdy moim przeciwnikiem jest mama, no i ten dziadziunio... Pozornie.  Wszystkiemu musiał się przyglądać, a jego spojrzenie peszy jak cholera i nie mam co do tego wątpliwość.
No w każdym razie w końcu znalazłem się na dole wpatrując się w towarzyszącą mi dwójkę i siadając sobie wygodnie w fotelu.
- Więc skoro jesteśmy już w takim, a nie innym gronie to porozmawiajmy... Herbaty może? - Próbowała zacząć mama, ale ja tylko uniosłem na jej propozycje brew ze zdziwieniem i skrzywiłem się na myśl o ponownej rozmowie. A Mędrzec wydawał się na pozór tolerancyjnym człowiekiem... Cóż może i to ja przesadzam.
Nawet małemu na moich kolanach nie udawało się mnie rozweselić, choć próbował wyczuwając to samo napięcie co na górze. Uśmiechnąłem się do niego szczypiąc niezadowolonego chłopca w policzek.
- Spokojnie Nepeta, wszystko w porządku. - Szepnąłem mu do uszka, choć nie miałem bladego pojęcia jak mógłby zrozumieć moje słowa. 
- Czemu nie, choć to niegrzecznie tak nadużywać gościnność tym bardziej, że naszedłem was dość niespodziewanie. - Spojrzałem to na niego to na Kerenze, która tylko się uśmiechnęła i machnęła, ręką zgaduję, że zaraz miała coś powiedzieć, ale ja jej nie słuchałem, co więcej zagłuszyłem ją swoim pomrukiem.
- Ha, no co ty... - Zostałem przez nią obdarzony takim spojrzeniem, że chyba przez tydzień strach będzie mi pisnąć słowo, ale to tylko przesadna interpretacja.
- Carrick... Wybacz nie mam pojęcia co go ugryzło. - Ugryzło? Ugryzł to mnie syn w palec jak zawsze zresztą, ewentualnie pchły! Westchnąłem rozkładając się na fotelu prawie, że leżąc z maluchem na klatce piersiowej, który tulił się senny do mojej szyi, ale nie dawał za wygraną bo przecież nie mogła go ominąć ani chwila. Był niczym mały nadajnik i zawsze wyczuwał w powietrzu nadchodzące intrygujące zdarzenia. Och... Napetko co z ciebie wyrośnie.
Istotnie, zaciekawiło mnie to jak moja matka uprzejmie tańcowała przy Mędrcze i umilała mu to popołudnie, a przynajmniej takie miała plany, choć nie mnie je zgłębiać.
Mędrzec reagował na to różnie, przede wszystkim zastanawiały go zapewne poczynania tejże kobiety... Wiesz ostrzegłbym cię chłopie... Jeśli wolno mi tak cię nazwać... Ale nie mam ochoty.
I gdzie ty się patrzysz za tyłkiem mojej mamy gdy ta kulturalnie podaje ci kubeczek z naparem... Dziwne, a może to tylko moje wyobrażenia, ale to nie pasowało do niego...
Mamo co ty knujesz? Widzę przecież jak ponad przeciętnie machała tymi biodrami na boki i mizdrzyła się do tego nieskazitelnego blondynka.
- Też to widzisz synku? - Spytałem chłopca gładząc go po świeżo kiełkującej czuprynce.
Pisnął mi w odpowiedzi, a ja się zaśmiałem obejmując go mocno w ramionach.
- Jak myślisz co powinienem zrobić? - Pytanie oczywiście zadałem bardziej do samego siebie, ale było ono i bezcelowe, bo w mojej głowie powoli rodził się plan...
Wstałem więc pod pretekstem rozprostowania zdrętwiałych kości i podszedłem dyskretnie do mamy by szepnąć jej do uszu pewne słowa, które uruchomiły pewien mechanizm. Żal byłoby wspomnieć o jego wieku i prawdziwej tożsamości przy takim obrocie spraw, a i ciekaw był bym reakcji... Obojga.
Kerenza wydawała się tym bardziej dziwnie zachęcona.
- Idę więc odnieść tego śpiocha.... A wy sobie nie przeszkadzajcie. - Dodałem cicho pokrótce, tak cicho, że teoretycznie nie miał tego prawa nikt usłyszeć. Mędrzec jednak spojrzał na mnie podejrzliwie, ale nim otworzył jeszcze porządnie usta Kerenza zaszła mu drogę i przysiadła na oparciu fotela eksponując zgrabne udo. Szczerze mało co brakowało, a by usiadła mu na kolanach, stanowczo zbyt mało.
Podreptałem więc niechętnie w stronę pokoiku, gdzie zastałem pozostałą dwójkę... Eh śpiochy jedne.
Ułożyłem Nepete czuło głaszcząc wśród nich. Głupio przyznać, ale jego ceniłem naprawdę ponad siostry, w końcu był mym synem. Co wiązało się też z tym, że mógłbym patrzeć się na niego bez końca... Podczas snu był przecudnym aniołkiem dla tatusia.
Moje rozmyślenia, przerwała oczekiwana szamotanina... No może nie taka znowu, ale moje matka potrafiła przesadzać... Czasem. No dobra... Zawsze i wciąż miałem przed oczami jej próby tego na mnie, czasem zachodzi mnie zastanowienie po kim tak naprawdę odziedziczył tę cechę Eoin.
A zastałem te dwójkę w przecudnej i jakże uroczej scenę, moja matka nie patyczkowała się tylko od razu złapała Mędrca za fraki całując prosto w usta i zmierzając dłoniom do jego tyłka...
Z miny jego samego... Cóż nie miałem pojęcia, czego się tam dopatrywać.
Wystarczy tylko powiedzieć tej kobiecie, że ten gapił się na jej tyłek... Oto konsekwencje, czuje się równie wykorzystany jak ty Staruszku. Witam w moim świecie, choć ostatnio nie narzekam bo jest świetnie! I spróbuj stwierdzić, że moja mama nie potrafi całować.
- Przepraszam najmocniej nie chciałem prze.... - Nie dokończyłem, bo Kerenza zwaliła się na niego do tego stopnia, że wszystko nagle znalazło się na podłodze, a mnie przez chwile zrobiło się go żal... Przez chwile, bo dopóki nie ujrzałem jego niemal czerwonej twarzy i tego jak mama trzyma go za tyłek przygniatając cyckami.
Czyżbym miał komuś tu mówić nowy tatusiu? Bo tak łatwo to ty się nie wywiniesz.
- Ależ skarbie nie spinaj się tak. - Zaszczebiotała odgarniając mu włosy z twarzy.

<Panie Mędrku, pan co wykrztusi w proteście xD ?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz