wtorek, 23 grudnia 2014

Od Jashy (do Manusa)

Od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Wystarczyło to jak mój ukochany się krył, jak mówił, jak się poruszał. Zawsze się przede mną zdradzał. Zawsze gdy chciał coś ukryć był słodki, nazywał mnie swoim kochaniem i starał się jakoś namieszać mi w głowie. Nie udawało mu się nigdy...
Spojrzałam na szyję Manusa i odruchowo przyłożyłam palce do opuchniętego miejsca. Takie rany... ile to ja razy je widziałam, ile razy sama zadawałam, wieszając swoje zabaweczki... Sama myśl, że Manus mógłby zrobić sobie coś takiego...
Nie!
To przecież nie mógł być on. Nie targnąłby się na własne życie, prawda? Nie on! Ktoś to zrobił, ktoś go skrzywdził. Ktoś, kogo będę mogła dorwać i wypatroszyć.
- Kto ci to zrobił? - spytałam niemal warcząc.
Próbowałam być spokojna. Ale czułam jak znów wszystko się we mnie gotuje. Ktoś chciał mi odebrać jedyne co miałam. Jedyną osobą, dla której jeszcze włóczyłam się po tym świecie.
- Gadzinko, to.. nic takiego, naprawdę... - zarzekał się, uśmiechając sztucznie.
- Jak to nic?! - ryknęłam wreszcie.
Byłam wściekła. Wściekła, rozżalona, podłamana... Miałam mu ochotę przyłożyć. Solidnie nim potrząsnąć tak, by dać upust swojej irytacji. Czy on mnie uważał za kretynkę? Wmawiał mi, że nic, skoro mam oczy, do cholery, i widzę, że coś się dzieje. Ja wiem, że... 
Westchnąłem, bo nagle moja złość wyparowała zwyczajnie.
Wzięłam Manusa za rękę i poprowadziłam do swojej pracowni, której od pewnego czasu niemal nie odwiedzałam. Nie miałam siły mieszać tych cholerstw... Na nic nie miałam siły. Zwyczajnie na nic. Jedyne co mi wychodziło to snucie się bez celu po kątach lub siedzenie z nosem w byle jakiej książce...
Posadziłam mężczyznę bez słów i dalej nic nie mówiąc sięgnęłam po maść. Nabrałam solidną porcję i nałożyłam grubą warstwę na szramę na szyi Manusa. Miejsce było już opuchnięte i widać było, że sprawia mu ból. Aż się skrzywiłam, gdy syknął, unosząc głowę. Nie lubiłam gdy coś go bolało. Cierpiałam widząc jego cierpienie, ale to nie było ważne. 
- Jesteś zła? - spytał, łapiąc mnie za rękę, gdy odłożyłam specyfik i zamierzałam wyjść.
Nie odpowiedziałam, a jedynie znów westchnęłam.
- Jaszczureczko, proszę...
- O co? - jęknęłam. - O co mnie prosisz? Co chcesz wiedzieć? Że nie lubię patrzeć jak dzieje ci się krzywda? Nie lubię! Dlatego nie lubię jak znikasz cholera wie gdzie i drżę za każdym razem jak coś ci się dzieje. Jak widzę krew na tobie to czuję się chora... słaba. Boję się, rozumiesz? Boję się, że mnie zostawisz, że cię stracę. A ja wtedy zostanę sama, całkiem sama... Czy ty nie rozumiesz, że ja nie mam i nigdy nie będę mieć nikogo prócz ciebie?
Poczułam wilgoć na policzkach. Starłam szybko, wściekłym gestem, łzy, klnąc przy tym na czym świat stał. Pięknie, jeszcze się do tego marzę. Znów miałam to niemiłe wrażenie, że wszystko mi się posypie... Wystarczyło tylko czekać na kolejny cios...

<Manus?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz