Z niezbyt sporym zapałem dźwignąłem się na nogi. Prawdę
powiedziawszy nie tyle co zmęczony, a odrętwiały i oderwany od
rzeczywistość. Tak właśnie funkcjonowało moje ciało za każdym razem
nadając mi nowe, zupełnie nowe wyzwania. Owszem wracałem do tego co już
znałem po prawdzie, co przeżyłem dawno temu, ale czy dla ludzi w moim
wieku nie była by normalną koleją rzeczy śmierć. Nie nie wyczekiwałem
jej, choć miewałem chwile takie jak te gdy usilnie próbowałem się chwycić
czegoś co stałe.. Moje życie ulatywało chodź w inny sposób, każdy chyba
by się cieszył, a mimo to ja sam cierpię.
Co to spowodowało
nie mam pojęcia, ale nie było tak od zawsze. Kiedyś nawet
dorobiłem się brody, dość pokaźnej, śnieżnobiałej o co nie było trudno
bo przecież moje włosy od zawsze były białe. Wyglądałem jak miałem
wyglądać, a nie tak.
Wyciągnąłem przed siebie mimowolnie ramie
przyglądając mu się uważnie... Może faktycznie nie powinienem narzekać w
końcu taki przypadek chyba tylko raz na milion. Staruszku czy nie
tęskniłeś może za czymś co ponoć zostawiłeś za sobą daleko w
przeszłości, a z biegiem lat nawet o tym nie myślałeś? Tak była taka
rzecz, jednak nie mnie przystoi o niej wspominać czy myśleć.
Uniosłem głowę spoglądając ukradkiem na dziewczynę która pomagała mi się
utrzymać na nogach. Była silna, stanowcza w swych działaniach, a swoje
własne decyzje brała za priorytet i nikt nie miał prawa jej rozkazywać.
Byłem jej wdzięczny to chyba oczywiste, nie sposób mi było wciąż pojąć
jaki to zaszczyt na mnie spadł iż ta młoda dama martwiła się o mnie.
Owszem jesteśmy jednym ludem, mieszkamy na jednej planecie, wciąż jednak
się różnimy detalami bo tak chciała natura, bogowie... W gruncie rzeczy
nie znała mnie, zaledwie imię, a ja nie znałem jej.
- Słuchaj
jesteś pewna, że nie masz nic lepszego do roboty niż eskorta takiego...
Nieudacznika jak ja? - Mało bym nazwał się staruszkiem, a to przecież
nie prawda, znów czułem, jak z mojego kręgosłupa, całego szkieletu spływa
ciężar lat. Niczym brud gromadzący się tu z różnych przyczyn, miejsc i
czasów. Stałem pod bieżącą wodą i powoli ściekały ze mnie grudki nieczystości.
- Proszę? - Spytała nagle przystając, a ja mogłem
wreszcie zawładnąć nad plączącymi się nogami. Uśmiechnąłem się do niej
słabo, ale szczerze i położyłem lekko dłoń na ramieniu choć przecież
przez cały czas na nim się wspierałem zapewne pesząc dziewczynę.
-
Nie zrozum mnie źle. To co robisz jest szlachetne i prawdę powiedziawszy
po naszym pierwszym spotkaniu nie spodziewał bym się takiego gestu z
twej strony. Myliłem się.
Ale czy nie uważasz, że tracisz...
Tracisz czas, tu ze mną? - próbowałem układać w głowie sensowne zdania, a
jeszcze wyraźniej je wypowiadać na głos. Sprawiało mi to problem
dlatego, że mój umysł wciąż jeszcze nie wybudził się ze snu. Głębokiego
i harmonijnego.
Skrzywiła się dokładnie rozumując każde moje
słowo. Niestety, ale wiedziałem, że przeginałem tak narzekając na samego
siebie. Bo ona nie lubiła słuchać wymówek.
Chwyciła mnie za
koszule, mocno, przyciągając do siebie równie blisko tak że czułem jej
oddech na swojej twarzy. Przyjemna ziołowy woń.
- Żartujesz sobie ze mnie Sor? - Spytała podminowana ściskając bardziej mój kołnierz.
- Jesteś ranny... I ... I... - Nie potrafiła wydusić tego z siebie pod napływem emocji, a jedynie niepotrzebnie mną trząsała.
-...
Umarłem? - dokończyłem spokojnym tonem bo taka była moja codzienność.
Widząc jej skrzące się spojrzenie pełne zmieszania przytaknąłem
stanowczo, rozwiewając wszelkie wątpliwości.
- Nie... Żyjesz! - Warknęła zdenerwowana i przyciskając mnie do siebie a tym samym
tłamsząc materiał mojej koszuli mocno objęła. Usłyszałem szloch... Nie
wiedziałem co robić nigdy nie spotkałem się z taką reakcją. Dziwne, ale..
Urocze?
Odwzajemniłem subtelnie uścisk, nie chciałem by
okazało się, że liczy na więcej czy na przykład zwali mnie z nóg gdy tylko
się ruszę. Nie stało się jednak nic pozostaliśmy więc w tej pozie, a ja
po dłuższym zastanowieniu począłem gładzić ją po ciemnych gęstych
włosach.
Uniosłem wzrok ku górze potem przed siebie, z daleka
już widać było dachy dobytku miasta Yrs. Mojego celu od wielu lat, a
nawet wieków, więc czemu dopiero dziś tu docieram? Nie miałem pojęcia.
Jedyne na co miałem nadzieje to to czy mój stary przyjaciel pomoże mi odnaleźć to czego szukam.
- Dziękuje. - Szepnąłem cicho do uszka dziewczyny nie przestając gładzić.
Mury miasta przekroczyliśmy wspólnie późnym popołudniem. Udało mi się
ubłagać Giselle by wreszcie odpoczęła, nie była przecież poza domem już
od jakiegoś czasu, choć uparcie wpajała mi iż to nie jest jej dom, ona
nie ma stałego miejsca, swojego jedynego na ziemi.
Nie
słuchałem jednak i na siłę którą w sobie cudem znalazłem wprowadziłem ją
do najbliższej karczmy i wysypując przed właścicielem zawartość mojej
sakiewki mimo jej licznych protestów, a wręcz nawet próby ząbków
zakupiłem jej przytulny pokoik na piętrze.
Podziękowałem jej
raz jeszcze gdy znikała za drzwiami które z trzaskiem za sobą zamknęła,
co trochę mnie ugodziło nie powiem. Mimo to wymusiłem na karczmarzu opiekę
nad nią, cokolwiek przez to rozumiał. Lecz chyba język pieniędzy
przemówił doń skutecznie.
Sam zaś udałem się mimo jeszcze
ciągłego braku sił pod jak przypuszczałem dobytek Mędrca, mojego dawnego
znajomego jeśli za takiego mogłem go uważać. No bo co to za imię "Wielki Mędrzec", dobrze wiedziałem, że mało komu coś w ogóle na te
tematy mówił, a ja?
Cóż nigdy nie wplątywałem się w sprawy innych chyba, że mojej rodziny.
Znałem
go jednak na tyle by mieć nadziej, że będzie mi w stanie pomóc. Nie
była ona wielka a jednak. Może też chęć odnowienia dawno zapomnianych
stosunków, nawiązania zamierzchłych już rozmów. O czym my właściwie po raz
ostatni rozmawiali?
Przez chwile zamroczyło mnie, przed
oczami zawirowało. Chyba jednak lepiej zająć się tym co teraz... Tak.
Warto by było coś poczynić w stronę opatrzenia mojej rany, to też gdy
dotarłem pod budynek nim nawet sprawdziłem czy jest tu ów jego
właściciel przysiadłem przy jednej ze ścian domu i rozłożyłem swój
asortyment.
Bandaż powoli owijał się wzdłuż klatki piersiowej
po ramie i znów i jeszcze raz.. To zajęcie mnie nużyło do tego stopnia
iż nie zauważyłem gdy usnąłem na siedząco z na wpół gotowym opatrunkiem.
- Sor! - Usłyszałem jakiś głos. Damski, ciepły i znajomy. Choć obecnie poirytowany.
-
Powiedz mi proszę kochanie kiedy ty ostatnio rozmawiałeś z naszą...
Przypomnę ci po raz kolejny już dorosłą córką?! - Wrusill była wyjątkowo
podminowana... Zaraz skąd pamiętam to imię? No cóż. W każdym razie stan
rzeczy przedstawiał się tak.
Stałem w sporawej wielkości
pokoju, rozświetlonym sporą ilością dużych okien, a wokół mnie twarze.
Twarze ludzi. Byłem otoczony przez rodzinę, liczną i szczęśliwą.
Podeszła
do mnie złotoskóra dama, młoda i piękna. Miała białe włosy spięte w
kok i prostą suknie z pośród której fałd wyłaniał się zarysowany sporawą
brzuszek.
- To twój wnuk tatusiu. - Uśmiechnęła się biorąc mnie za dłoń i kładąc ją sobie na brzuchu.
Poczułem jak maleństwo wierci się dosłownie na moich oczach do których właśnie w tej chwili napłynęły mi łzy.
-
Ależ Wrusill rozmawiam właśnie teraz i to nie tylko z moją córką, ale i
obecnie najszczęśliwszą kobietą w rodzinie. - Zachichotałem gładząc
dalej z uwielbieniem brzuszek.
Dopiero gdy odwróciłem się do żony, zobaczyłem jej smutek w oczach i zmarszczki powoli uwydatniające się na twarzy.
-
Wrus? No co ty przecież wciąż... - Nie dokończyłem bo gdy wciągnąłem
ku niej dłoń rozsypała się w drobny pył, to samo stało się z moją córką,
a cień jej syna nikł mi w oczach odsalając się coraz bardziej.
Lekko się rozbudziłem czując lekki chłód na skórze, ale nie tylko.
Spojrzałem zdezorientowany dookoła siebie. Jaki był mój szok gdy odkryłem, że
trzymam za rękę jakiegoś siedzącego obok mnie mężczyzny wpatrującego się
we mnie z nieukrywanym rozbawieniem. Zabrałem szybko dłoń.
- Przepraszam bardzo, ale czemu...
- Miał pan koszmary. - Przerwał mi, a jego ton brzmiał bardziej jak stwierdzenie niż pytanie. - Chciałem wesprzeć w dodatku... Rannego.
Spojrzałem
po sobie natychmiast. Faktycznie opatrunek był brawurowo dokończony bez
wątpliwość, to też moje spojrzenie znów powędrowało na twarz
nieznajomego.
<Fen?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz