Wszedłem zaraz za Aby do łaźni, nie zauważono mnie jednak, bo
dziewczyna zbytnio zaoferowała się nieźle wymiętolonym Fenrai'em... No proszę co też można sobie zrobić w zaledwie parę godziny od względnie
spokojnie zapowiadającego się popołudnia.
Blondynka
przyglądała się niepewnie rozcięciom i zaczerwienieniom na twarzy
mężczyzny, na resztę nie odważyła się nawet rzucić okiem. Wycofała
zawstydzona dłonie z wody i przejechała lekko wilgotnym wierzchem dłoni
po czole sapiącego chrapliwie jeszcze przez chwilę chłopaka.
-
Chyba jednak zmienię zdanie, możesz mi przeszkadzać mała, twoje dłonie
są zbyt przyjemne, by odmówić sobie ich dotyku. - Mówiąc to chwycił jej
dłoń otwierając lekko ciemne iskrzące oczy. Zadrżała i odwróciła
spojrzenie, nie zabierając jednak ręki.
Ciekawie było te
dwójkę tak obserwować... Jednocześnie niby się niezbyt lubili, ale chyba
zbyt się gubili z tych swoich docinkach, a przynajmniej moja wnuczka...
Była teraz kompletnie zagubiona. Nie trudno było zauważyć
zainteresowania Fenrai'a ciałem Abyss, nie mam pojęcia czemu, ale nie
dziwiło mnie to, ona nawet nie miała pojęcia jak bardzo kusi.
No,
a w dodatku do czynienia miała z nałogowcem, mówiąc dość ładnie w tenże
okrojony sposób o czarnowłosym, którego rany znikały nadzwyczaj szybko i
już po chwili gdyby tylko chciał, a zapewne przyszło mu to do głowy
mógłby wciągnąć biedaczkę za fraki do wody.
Odchrząknąłem jednak dając znak o swojej tu bytności, a i tym samym przypominając Aby
jaki był jej cel, bowiem dość łatwo było zboczyć jej z drogi.
Lubowała
się w piersiach ponoć? Ja nie widziałem tu jednak żadnego zdecydowania,
chyba mógłbym i o to obwinić siebie, sam przecież jeszcze niedawno
byłem niezdecydowany... Myślicie, że ma to po mnie? Choć któryś wiek już
mijał od czasu kiedy to mogła zaczerpnąć ze mnie cokolwiek.
-
Zamierzasz tu tak długo siedzieć Fenrai? - Spytałem podchodząc bliżej i
ponownie mając okazje oglądać go mokruteńkiego, na co ten zachichotał.
-
Sorley na twoim miejscu nie przywiązywał bym się zbytnio... - Zaczął próbując zdławić rozbawiania, ja stałem tam jednak z kamienną mina
patrząc znów na Aby, która powoli wstawała z klęczek przy wannie.
-
Ciebie również się to tyczy, choć wątpię by sprawiało ci to jakikolwiek
problem. - Uznałem krótko na co on uniósł jedną brew w górę.
- Czyżby zazdrosny? - spytał unosząc się w wodzie powoli po czym zmrużył.
Zawstydziłam się przez chwile, bo to ukuło, ale zaraz się poprawiłem.
-
O co niby? To chyb normalna reakcja rodziny na macanie jej bliskich. -
Sprostowałem swoją poprzednią wypowiedź kończąc i tym samym temat, oraz
rozmowę w tej łaźni.
Chciałem już się odwrócić i wyjść, ale Fenrai nie dawał za wygraną.
-
To ciekawe co by powiedziała ona...- Zamruczał sięgając po pukiel jej
włosów, ona jednak zręcznie się uchyliła po czym usłyszałem smutny jęk
Fen'a.
- Ale o czym? - Spytała zdezorientowana, poczerwieniała
jeszcze bardziej gdy czarnowłosy wyszedł z wanny i pochylił się nad nią
ociekające ciepłą wodą i parując.
- Każdy ma coś za uszkami
skarbie. - Szepnął zaczesując złote fale jej włosów za ucho, po czym przybliżył się do jej szyi bliżej dysząc w jej zaróżowioną tam skórę.
- Sama go spytaj, czy było mu dobrze.
Zdzieliłem Fenrai'a po głowie na co ten od razu pisnął może nawet przesadnie.
-
No ej jeszcze przed chwilą się goiło, chcesz żeby wszystko poszło na
marne? - Żalił się z niemal łezkami w oczach pocierając obolałe miejsce.
-
Och tym bym się nie przejmował, nawet nie ma guza nic ci nie będzie... A
teraz jeśli łaska, oboje doprowadźcie się do porządku, wyruszamy z rana!
Obydwoje
spojrzała po sobie, a później w moją stronę by coś powiedzieć, ale ja
już zdążyłem się trochę oddalić wobec czego oboje stracili chęć do
dalszej wymiany zdań i negocjacji.
- Pomoczyłeś mi koszulkę! -
Usłyszałem jeszcze przymykając drzwi prowadzące do łaźni. Moja wnuczka
miała głosik nie z tej ziemi nie powiem.
- Przepraszam no...
Daj pomogę zdjąć. - A reszta to pisk i odgłosy szamotaniny małego
stworzonka, tyle jeszcze doszło do moich uszu nim ułożyłam się na
kanapie przymykając oczy, a koniec końców chyba zasypiając. Nie
pamiętam nawet jak ta dwójka w końcu wyszła z zapracowanej łaźni.
-
Długo jeszcze będziesz spał, staruszku? A może pomóc ci się wybudzić? -
Usłyszałem jak przez mgłę mimo to powoli z nieukrywanym żalem zacząłem
otwierać oczy.
Nieoczekiwana sceneria to pierwsze co ujrzałem.
Pochylano się nade mną z ustami ułożonymi w rybkę... Ten ktoś miał
wyborne poczucie humoru i czasu.
Moja stopa jakoś tak sama z siebie pchnęła tors nie kogo innego, jak Fenrai'a i trzymała zdziwionego na bezpieczną odległość.
-
Czemu to zawdzięczam sobie tak miły sposób pobudki? Hm? - Spytałem
przebierając palcami na materiale jego koszuli, a jednocześnie zupełnie
będąc wyluzowanym podłożyłem dłonie pod głowę. Uważnie przepatrywałem się
Fenrai'owi z wciąż ugiętą w kolanie drugą nogą w gotowości do skoku.
-
Ależ ja chciałem tylko miło cię przywitać w tym nowym dniu, śpiochu... A
tak na marginesie to kiedy ruszamy? - Uśmiechnął się odkładające moją
nogę w należne jej miejsce na poduszkach przy oparciu mebla.
Faktycznie było jak powiedział, spoglądając w okno wyraźnie widziałem wschodzące słońce.
- A Abyss? - Rozglądałem się sennie za jej drobną postacią po pokoju, ale nic nie zauważyłem.
-
Gdzie ona? - Spytałem ponownie siadając po turecku na kanapie,
patrzyłem podejrzliwie na Fen'a zastanawiając się czy przypadkiem nie
powinienem jej szukać gdzieś na podłodze w łazience. Przemoczonej i tak
dalej...
- Nagle żeś się zrobił jakiś upierdliwy, przecież
drzemie grzecznie w łóżku. - Istotnie, jej klatka piersiowa słodko się
unosiła za każdym razem gdy nabierała powietrza, aż szkoda budzić bez
podejrzeń, że coś takiej kruszynie się stanie.
- Z tobą
skarbeńku to nigdy nic nie wiadomo. - Uśmiechnąłem się wstając i leniwie
przeciągając. Wzdrygnąłem się gdy poczułem ledwie dotyk dłoni na moim
ciele zwykle odzianym w koszule lecz teraz luźno opadały na nią moje
jasne, a przede wszystkim długie włosy. Opleciono mnie ramieniem, a ja
znieruchomiałem.
- Ach, niechybnie się zgodzę... Jednak tym
razem to ja mam pytanie. - Pochwycił moją rękę i przejechał powoli po
niej wolnym kciukiem.
Zrozumiałem od razu w czym
rzecz, słońce ledwo jeszcze wstało, Fenrai zaś kręcił się tu już od
dawna i nie miałem szczerze pojęcia czy w ogóle zmrużył oczy, co jednak stuprocentowo pewne.. Interesowały go runy na moim ciele skrzące się
jeszcze blado pod jego dłońmi jednej wciąż wiążącej moją dłoń, długą na
mojej klatce piersiowej.
- Każdy ma jakieś swoje tajemnice. -
Stwierdziłem próbując wyrwać się z uścisku, udało mi się to, co nie
zmieniało faktu iż jeszcze trochę potrwa nim znaki znikną całkowicie.
Narzuciłem więc pośpiesznie koszule i pośpieszyłem na zewnątrz budynku.
Ledwie
dotknięty pierwszymi promieniami słońca poczułem się znacznie lepiej, a
i skóra już tak nie mrowiła. Zresztą dawno już przestała tak odczuwalne
drażnić, niekiedy boleć.
- Czy to ma związek z twoim wiekiem?
- Usłyszałem znowu głos Fenrai'a tuż za swoimi plecami. Nie
odpowiedziałem od razu tylko nabierając w usta sporej ilości powietrza gwizdnąłem donośnie.
- Bingo słońce ty moje i uważaj. -
Zaśmiałem się widząc jak Bradna wyłania się z lasu i nieostrożnie niemal
traktuje mojego rozmówcę.
Doskonale wyczucie chwili, a do tego wręcz idealne zakończenie rozmowy w niekorzystnym momencie dla jej pana.
- Nie jęcz tylko się zbieraj raz raz, bo wybieramy się w odwiedziny do Raylfo Arabelle.
- Brzmi iście dostojnie, a któż to taki? - Wtrącił chłopak niezadowolony z tego jak go ignorowałem.
- Zdaje się któryś mój wnuk z kolei, ale co w tym najważniejsze ojciec Abyss Arabelle.
- Noo proszę! Co za zbieżność nazwisk nie spodziewałbym się.
Szturchnąłem go w plecy z wyrazem politowania, naprawę niektóre odzywki mógłby
sobie darować tym bardziej, że jakby nie patrzeć i jego towarzystwo będę
musiał jakoś wytłumaczyć... Oby Rayflo nie zrozumiał tego zbyt
pokrętnie, sprawa i tak już miała się poważniej niż by mi się to mogło
wyśnić... Wątpiłem w jego akceptację na ten temat.
A miałem tu na myśli oczywiście te drugą dziewczynę... I żebym to ja jeszcze pamiętał jej imię.
-
Dalekoo jeszczee? - Zawył za moimi plecami przebijając się przez wiatr
głos Fenrai'a, wszyscy we trójkę dosiadaliśmy koni i zmierzaliśmy do
posiadłość rodziny Arabelle.
Zwróciłem się w jego stronę nie
zawracając sobie specjalnie głowy panowaniem nad moim wierzchowcem,
Bradana po prostu znała drogę lepiej niż ja mógłbym ją kiedykolwiek
spamiętać, co zdarzały mi się dość rzadko, zwykle takie szczegóły ulatywały z niesamowitą prędkością.
- Czy ty aby nie jesteś za
stary na takie uwagi? - Skarciłem go na co on tylko przewrócił oczyma
wyprzedzając mnie i Aby w pędzie galopu.
Rozmowa nikomu nie
kleiła się jakość specjalnie, zresztą nikt nie próbował jej zaczynać,
nie wspominając oczywiście o niezbyt dogodnych do tego warunkach.
Na nasze szczęście droga nie była aż tak długa, jak mogła się zdawać, sama wioska sąsiadowała ze stolicą.
-
Więc gdzie mamy się kierować? - Fenrai rozglądał się dosłownie wszędzie
tylko nie tam gdzie powinien faktycznie na co dziewczyna się zniecierpliwiła i pociągnęła na drugą stronę wioski. Widać już stąd było mury domu, choć sama posiadłość znajdowała się przy granicy miasteczka.
-
No nie znów przeprawa? Mam nadzieje, że choć będzie tam możliwość
zjedzenia czegoś ciepłego? - Abyss zgromiła go spojrzeniem bowiem chyba
jeszcze niezbyt był świadom tego, co może go czekać jeszcze po dosłownie
paru zamaszystych krokach. Na pewno jednak miał jak w banku nie tylko wyżywienie, ale i wygodne łóżko... Bo mógłby tam zostać o wiele wiele
dłużej niż by to było konieczne...
Gdy w końcu poczułem pod
stopami coś więcej niż popękany i nagrzany kamień podreptałem wesoło w
stronę wejścia, przy którym zauważyłem w niestety najmniej chcianą przeze
mnie i nie tylko uczestniczkę tego co miało za chwile się wydarzyć.
Zatrzymałem
więc pozostałą dwójkę i kazałem chwile poczekać, a sam skierowałem się
do Odary z miłym, ale jakże nieszczerym uśmiechem.
Odpowiedziała, gdy tylko mnie zauważyła pomiędzy wybuchową rozmową z jakąś służącą... Widzę dzień, jak co dzień.
-
Och, a któż to znów zawitał w naszych skromnych progach! Sorley Juan
Murdach, nigdy nie wiedzący kiedy przestać. - Rzuciła to z niesamowicie
jadowitą przyjemnością odsuwając na bok zdezorientowaną, ale szczęśliwą z
wolności służkę.
Dziewczyna, dość drobna, o orzechowych oczach posłała mi pełen wdzięczność ukłon po czy zniknęła w czeluściach domu.
-
Odara Arabelle, choćby po trupach ona dotrze wszędzie. - Stanęliśmy
naprzeciw siebie, dość blisko by jedno drugiemu niepostrzeżonym ruchem
podcięło gardło. Oboje się uśmiechaliśmy.
- A ty wciąż nie w
grobie... Cóż pozostało mi czekać lub próbować dalej, co wolisz? I kogoż to chowasz tak za swoimi plecami? - Usiłowała wypatrzeć coś z
daleka, ale mogłem się tylko z jej prób śmiać. Przecież nie każdy na starość miał coraz lepszy wzrok jak ja.
- Próbuj i tak jeszcze
poczekasz, a może nawet i cię przeżyje jak wielu innych podobnie ci
zuchwałych... Co do moich towarzyszy, z jednym jegomościem nawet
tłumaczenie niewiele, by ci pomogło staruszko ty moja. - Zaszczebiotałem
z uciechą widząc jak jej twarz wykrzywia się w pogardzie i sięga po ten
swój śmieszny nożyk. Dałem się nabrać raz, nauczyłem się. I nigdy nie
powtórzę błędu choćby i dla własnej satysfakcji.
-
Dziewczynę... Znasz. - Uciąłem krótko przechwytując oraz zręcznie
wykręcając ramię kobiety którym dobyła ostrza mojej bardzo niechybnej
zguby już od lat. Stosunki rodzinne, o których dużo by mówić... Po prostu
nie wiem jakim cudem mój jeden z wnuków dał im błogosławieństwo...
Zaraz jak mu było? Su... Sunmor... Nie mniej popełnił karygodny błąd, że
też mnie przy tym nie było.
- Nie zapominaj komu obydwoje
zawdzięczacie ten wygodny status. - Szepnąłem jej do ucha i wypuściłem z
objęć wyrzucając broń za siebie w wysoką trawę.
- Abyss, Fenrai pozwólcie za mną! Nie mam już ochoty użerać się z tą kobieciną.
Odara
oniemiała, gdy usłyszała imię blondynki, która z gracją dosłownie
przepiuetowała jej przed nosem z ukrytą twarzyczką pod kapturem.
Z
tego co zdołałem dosłyszeć ruszyła za nami dopiero gdy w końcu zaczęła
mieć jakiekolwiek podejrzenia, które przypuszczam trochę ją zaniepokoiły.
-
Sorley! Przysięgam... - Wrzeszczała przez całą drogę do komnaty
służącej za gabinet mojego kochanego wnusia Rayflo, swoją drogą dość oryginalnej osóbki.
Pchnąłem z rozmachem drzwi tak, że starczyło
czasu by cała trojka zgodnie je przekroczyła, a samej Odarze
zatrzasnęły się przed nosem.
Oczywiście nikt nie protestował
na moje wtargnięcie tu, w końcu byłem tego właścicielem, choć nie
przebywałem tu zbyt długo czy nawet często.
- Ray, zostaw proszę te nudne papierzyska choć na chwile, masz cennego gościa. -
Zwróciłem się do mężczyzny o śnieżnobiałych włosach i niemalże jarzących
szafirowych oczach. Z początku nie zareagował, ale po dłuższej chwili
niechętnie odłożył te wszystkie śmieci na bok i przyglądał mi się
pytająco.
- Abyss podejdź proszę, a już na pewno zdejmij ten
kaptur, ale już. - Nie słuchała, jak wszyscy... Nikt nie słucha
starszych ludzi więc pociągnąłem ją przed sporej wielkości drewniane
biurko i jednym zręcznym ruchem zerwałem materiał z jej głowy ukazując
fale złocistych włosów sięgających z powodzeniem już no niemal zgięcia
kolan.
- Dziadku co to ma znaczyć, czemu przeprowadzasz do mnie znów obcych ludzi i ....
-
To nie są zwykli ludzie, a szczególnie ona! Spójrz uważniej! -
Przerwałem mu poirytowany trzymając mocno w miejscu trzęsącą się
dziewczynę.
- To jest twoja rzekomo martwa dwudziestoletnia
córka! - Wybuchłem w końcu gdy ten tylko gapił się na nią z głupią miną.
No teraz miał jeszcze głupszą.
- Czy ty znów sobie ze mnie
żartujesz Sorley'u? Pytam poważnie. - Westchnął pocierając skronie i
spoglądając przelotnie na Fena.
- A ten to kto? Zaginiony brat? - Westchnął kręcąc głową.
- Ach on... Właściwie nie jestem pewny, on jest...
-
Chłopakiem pańskiej córki. - Wypalił dumny z siebie, a w odpowiedzi na
raz otrzymał ode mnie i od Abyss zdziwione spojrzenia. Spodobało mu się
to wielce i zachichotał.
- Rozumiem...
- Jeśli
chcesz dowodu dam ci go. - Właśnie w tej chwili wtargnęła do sali Odara,
a za nią mała i wesoła Wirginia, którą tym razem to Fenrai obdarzył
zdziwionych spojrzeniem.
- Nie wiesz w żadne jego słowa! Rozumiesz?! W żadne! - Wrzasnęła tak donośnie, że niemal posadzkę się zatrzęsła.
-
A czyli jednak! - Rzucił od razu Rayflo klaszcząc w dłonie ku zdziwieniu
małżonki, ale po chwili spochmurniał. - A z tobą mam do pogadanka...
Dość poważnie.
Zapadła niezręczna cisza i tylko Abyss z ojcem
wymieniła nieśmiałe spojrzenie na co on się uśmiechnął rozkładając
ramiona i jednym zapraszającym gestem zachęcił do opadnięcia mu w
ramiona.
- Cóż, dawnośmy się nie widzieli... Właściwie nigdy.
Czy zechciałabyś córeczko zostać na obiedzie, choć w sumie nie masz
wyboru i tak nigdzie was nie puszczę.
- Ha! Obiad wreszcie! -
Usłyszałem cichy, ale dość radosny okrzyk Fenrai'a, no jasne, jako
"chłopaczyna" Abyss był również obowiązkowo zaproszony.
Mała zdezorientowana Wir błądząca spojrzeniem świecących i wielkich
zielonkawych oczek nie wiedziała co ze sobą począć. Podobało jej się
jednak to, że jej tatuś kogoś przytula i poróżowiała na policzkach pisnęła, lecąc do mnie jak na skrzydełkach małego aniołka.
- Dziadziu! - Zapiszczała wpadając mi w ramiona.
<Fenrai? Zostajesz na obiedzie?>