poniedziałek, 25 maja 2015

Od Tanith'a (do Carrick'a)

Nic się teraz dla mnie nie liczyło. Nic. Ani to, że Kerenza zaczęła coś szczebiotać, biorąc dzieci i wyganiając z domu wszystkich obecnych, ani wzrok Kiriliela i to jak uniósł wzrok ku niebu z wyraźną dezaprobatą dla tego co teraz tak bezwstydnie robiłem. Nic, za wyjątkiem chłopaka posapującego teraz w moich objęciach. 
Aż za dobrze pamiętałem resztki snu... kolejnego snu, w którym go traciłem. Tym razem jednak wyraźniejszego i bardziej realnego niż ten, który nawiedził mój umęczony gorączką umysł w chacie pośród gór. Tym razem bowiem zawierał w sobie świeże wspomnienia tego jak Carri odsuwa się ode mnie i ucieka...
Usiadłem szybko, mocniej przyciskając drżące lekko ciało mojego ukochanego.
- Nigdy więcej mi tak nie rób... Słyszysz?! - wręcz warknąłem próbując wtulić się w niego jeszcze mocniej. 
- Nie będę... obiecuję... Obiecuję - wyszeptał, oplatając mnie ramionami, gdy jednak zwolniłem nieco uścisk wsunął dłonie między nas, by rozwiązać w pośpiechu moje spodnie. 
Zrzuciłem z siebie kamizelkę i koszulę, odrzucając je i z zadowoleniem pozwoliłem, by Carrick wziął mnie w siebie. Chłopak jęknął i zadrżał, szybko opuszczając biodra. Zacząłem smakować jego skóry, pieszcząc ustami jego szyję, później pierś. Moje dłonie pieściły jego pośladki, chwytały biodra, by pomóc mu, narzucić szybszy rytm, gdy gubił go wraz z kolejnymi falami pożądania targającymi jego ciałem. 
Carri szarpnął się i niemal zaszlochał, dochodząc, a ja mu zawtórowałem. Oprałem się ciężko o oparcie, a Carri opadł na mnie, oddychając ciężko.
Trwaliśmy tak dłuższą chwilę, zwyczajnie przytuleni. Chłopak tulił policzek do mojego ramienia, a ja wplatałem palce w jego włosy, głaszcząc go czule. 
- Kocham cię Carri... Bardzo mocno kocham - wymruczałem mu do ucha.
- A ja ciebie... I naprawdę przepraszam... Myślałem, że... że tak będzie lepiej i... - głos mu się załamał.
- Nie przepraszaj już... I nie waż mi się myśleć w ten sposób. To moja i tylko moja decyzja z kim chcę być - ująłem jego twarzyczkę w dłonie i trzymałem tak, by móc spoglądać w jego oczy. - Kocham Morwen i będę kochał dziecko, które urodzi. Ale nic i nigdy nie zmieni tego co czuję do ciebie.
- Tak... Mędrzec mówił podobnie... - wyjaśnił, spuszczają wzrok. 
Westchnąłem ciężko.
- Dobrze, że się tu zjawił... Bo byłem gotów iść do Asheroth'a i kark mu przetrącić.
Carri uniósł wystraszony wzrok.
- Spokojnie... Póki co... odrobinę mi przeszło, choć i tak będę musiał uciąć z nim sobie... pogawędkę. Ale nie teraz... - uspokoiłem mojego kochasia. - A tak swoją drogą to wiedziałeś, że Kiri i Kerenza mają się ku sobie?
- Ja... zauważyłem, że moja matka coś do niego... ma. Nie wiedziałem, że on do niej... och... - Carri zaśmiał się.
- Tak, tak... Kercia jak nic postawiła na swoim. Uwiodła nam kocica naszego pana wiecznie grzecznego.
- Pasują do siebie... - zachichotał chłopak. - Tylko troszkę mu współczuję... Wiesz, mama umie postawić na swoim...
- A ja wręcz przeciwnie... - prychnąłem, próbując nie parsknąć śmiechem. - To bardzo dobrze, że wreszcie ktoś mu coś postawił...
Starałem się być poważny, bardzo się starałem, ale nie potrafiłem. Carri natomiast wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał, po czym zrobił wyraźnie zdegustowaną minę.
- Nieee... to jednak obleśne... Moja mama... fuj... - skrzywił się, ale za chwilę znów zaczął chichotać, a ja ryknąłem śmiechem.
- Chyba będę musiał z nim sobie uciąć męską pogawędkę - powiedziałem rzeczowym tonem, gdy przestałem się już śmiać, choć przepona i policzki dalej bolały. - W końcu nie miał w łóżku kobiety od kilkuset lat... Znaczy pooglądał sobie kwieciście wspomnienia choćby moje, ale jednak boję się, że wypadł z wprawy.
- To trochę... no wiesz... to, że on mógł oglądać co robiliśmy... - Carri oblał się rumieńcem po same uszy.
- Jakie t szczęście, że zdecydowanie woli kobiety, jeśli już - moja dłoń znów zaczęła gładzic pośladek chłopaka. - A teraz pasuje wstać i zobaczyć gdzie to się wszyscy rozeszli... Mam nadzieję, że Mor jest z Kerenzą.
- Nie tylko ty. Mor powiedziała, że go kocha... Nie umiem sobie wyobrazić dlaczego niby, on jest okropny... - burknął.
- Wiesz jaka bywa miłość, co? - wymamrotałem niezbyt zadowolony z tego co ma zamiar powiedzieć. Prawda była oczywista i głupotą byłoby tego nie widzieć, nawet jeżeli jak najbardziej pragnąłem to zwyczajnie wyprzeć. - Czasami wystarczy chwila i tyle. Z nami tak przecież było... A szczerze mówiąc to do tej pory się zastanawiam co ty takiego we mnie widzisz... Tylko, że jeżeli Asheroth skrzywdzi Mor....
Odetchnąłem głęboko, starając się nie denerwować znowu, na co Carri objął mnie mocniej.
- Wiem, wiem... - chciał coś dodać, ale przerwała nam wrzawa.
Wstałem pospiesznie i ubrałem się.
- Co u licha? - wymamrotałem wychodząc z domu i kierując się na główny gościniec. Carrick szedł tuż za mną...

<Co to się dzieje?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz