niedziela, 24 maja 2015

Od Carrick'a (do Tanith'a)

Ściskając mocno materiał płaszcza którym okrył mnie Mędrzec, wstałem powoli z ziemi, czujnie stawiając każdy krok. Cóż... Przyznam szczerze, że często wolałem mylić się w wielu sprawach i tak też było teraz.
Chciałem po prostu jak najszybciej znaleźć się przy swoim ukochanym, o wszystkim zapominając... Jeśli to tylko było możliwe.
- Dziękuje. Masz racje... Nie powinienem był wyciągać tak pochopnych wniosków. Dziękuje. - Wymamrotałem, ku swojemu, ale i jego zdziwieniu tuląc się do niego. Odskoczyłem.
- Przepraszam Mędrcze. - Zapiszczałem od razu nie kryjąc zakłopotania na twarzy.
- Nic nie szkodzi. - Stwierdził z uśmiechem, ale ja wciąż widziałem jak ucieka gdzieś spojrzeniem.
- W końcu... Wciąż jesteś dzieckiem.
- Tak, racja. Choć nie powinienem jednak zachowywać się w ten sposób. - Nie tylko w tym momencie tak uważałem, ale też ogólnie tak czułem, sam z siebie, niby, ale może też i przez to czego dziś się nasłuchałem.
- Nie należy dusić w sobie emocji. - Mędrzec dosiadł swojego wierzchowca, spoglądając na mnie przez chwile pytająco. Po dłuższym zastanowieniu, czy też może raczej chwili otępienia, pokręciłem przecząco głową.
- Przejdę się... Nie przepadam za jazdą konną. Bez obrazy dla tego zwierzęcia, oczywiście... - Uśmiechnąłem się kładąc dłoń na boku konia, lekko go gładząc. - Wole się przejść, pomyśleć, ale dziękuje.

- Tanith? - Szepnąłem do pogrążonego w niespokojnym śnie mężczyzny, ostrożnie się na niego gramoląc.
Nie otrzymałem jednak odpowiedzi. Ułożyłem się więc na nim, nie zwracając zupełnie uwagi na to jak skąpy był mój ubiór, czy też to że moje kolano wbiło się przez moją nieuwagę w jego brzuch. Byłem zajęty, czymś zupełnie innym. Leniwie pociągałem nosem, delektując się zapachem ubrań, ciała i włosów Tanith'a.
Niesamowite jak cudownie może pachnieć osoba która pod tyloma względami już cię pociągała. Zupełnie jakby to wszystko nadawało tej, że osobie wręcz boskich cech. No bo do czego mogłem się doczepić?
Wszystko co zawinił, wybaczałem mu w mgnieniu oka. Nie było rzeczy o którą bym zapamiętale obarczał go winną. Chciałem przede wszystkim jak najlepiej dla niego. Nikogo innego, choć to myślenie można by było nazwać w pewnym stopniu formą samolubstwa. Wiedziałem doskonalę, czułem to wręcz, że niewątpliwie to co miało być dla niego dobre, wiązało się w dużej mierze po prostu z moją osobą.
Zajęczałem cichutko, zmieniając pozycje by znaleźć się jak najbliżej ust Tanith'a. Szczerze pragnąłem już od dłuższej pory dobrać się do jego rozchylonych, przez sen ust.
- Taanith? - Wyszeptałem po raz kolejny, ale tym razem zamiast czekać, od razu zaatakowałem swój upragniony cel, mocno i namiętnie.
Mężczyzna otworzył szeroko oczy. Widać zabrakło mu nagle powietrza lub też w końcu odczuł ból pod naciskiem mojego kolana. Jęknął bowiem w moich ustach, ale mimo to po chwili, jakby nigdy nic wziął nade mną górę, ujmując z entuzjazmem moją twarz w dłonie.
Cieszył się, czuł ulgę, ogromną ulgę, a ja odpowiadałem mu na to z tą samą ekscytacją, choć i zmieszaniem, ale ja chyba po prostu już tak miałem.
- Przepraszam... - Wysapałem kiedy w końcu przestał mnie całować.
- Głupi... Jak mogłeś w ogóle ubzdurać sobie takie głupoty?! - Wybuchnął tak, jakbym dopiero przed chwilą wrócił, jak ten zbity pies do domu, a samego pocałunku nigdy nie było.
- Ja... ja...
- Przestać mi się mazać! Teraz jesteś mój... a ja nie zgadzam się na twój płacz. Zrozumiano?
Przytaknąłem ochoczo głową, przełykając niechciane łzy. Na powrót starając się uśmiechać. Nie wyszło mi to jednak, rozproszyły mnie odrobinę dłonie Tanith'a, spoczywające obecnie na moich pośladkach.
- Twój... - Powtórzyłem z rozmarzeniem.
- Dobrze. Będę twój obiecuje. Tylko czy mam być twój w tej chwili na oczach wszystkich, czy wolisz bardziej ustronne miejsce? - Dopiero chyba teraz przypomniał sobie gdzie tak właściwie się znajdowaliśmy.
- Mnie tam nic, a nic widownia nie przeszkadza, a tobie ? Carri? - Zamruczał mi do ucha, całując je, policzek później szyje i obojczyk. Jakby odpowiedź go mimo wszystko guzik interesowała.
- Chce po prostu ciebie. Stęskniłem się za ciepłem które we mnie wyzwalasz. Jesteś taki miły w dotyku... - Zachłystując się w tym momencie powietrzem urwałem wypowiedź, pytająco spoglądając na Tanith'a, który z dość poważną miną świdrował mnie wzrokiem. Jego palce natomiast jakby zupełnie odrębne od reszty jego ciała, pieściły moje wnętrze.
- Wiesz jak trudno mi będzie wybaczyć to że biegałeś nago po lesie? - Oznajmił z niezmiennym wyrazem twarzy.
- Zdaje się, że mam tego świadomość... - Wtuliłem się w niego, posapując, zupełnie tak jakbym kompletnie zapomniał jak to jest gdy się do mnie dobierał.
- Zdaje? Tylko zdaje? Więc zdradzę ci w sekrecie, że twoja kara będzie dłuuga... Dopilnuje tego.
Znów ten jego uśmiech, znów dreszcz który przebiegał po moim ciele ilekroć w ten sposób na mnie spoglądał. Zaśmiałem się nerwowo.
- Jesteś okrutny.
- A i owszem ! Do usług !

Tanith? : D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz