- To może ja mam to zrobić za ciebie? - spytałem, oblizując górną wargę koniuszkiem języka.
Carrick spłonął ślicznym rumieńcem. Jak on słodko wyglądał w takich chwilach. Nie było wątpliwości, że jest silnym mężczyzną. Widziałem go przecież w walce, czułem pod palcami jego mięśnie, silne i dobrze rozwinięte, pasujące idealnie do szczupłego ciała. Na dodatek kiełkujący zarost i liczne blizny kontrastowały z tymi niewinnymi, wielkimi oczyma i dziewczęcym wręcz rumieńcem. I dziwić się, ze tak mnie kręcił. Był tak niezwykły, a ja wręcz lubowałem się we wszystkim co było niezwykłe.
- Taki duży chłopiec, a tak się rumieni - zaśmiałem się i wróciłem do badania jego ciała.
- Bardzo śmieszne - burknął, gdy jednak moja dłoń zjechała w dół jego brzucha, by dosięgnąć jego budzącej się męskości, westchnął głucho.
Przejechałem językiem po długiej bliźnie na jego brzuchu i skierowałem się wyżej, by dotrzeć do jego ust. Moja dłoń wciąż niecierpliwie, ale i ostrożnie, pieściła jego prężący się, twardy członek. Całowałem go długo i namiętnie, bawiąc się przy tym jego ciałem i wsłuchując się w jego rozkoszne pojękiwania, które wymykały mu się co jakiś czas, gdy moje dłonie przyspieszały, a on gubił rytm pocałunku.
Carrick drżał lekko i nie pozostawał mi dłużny. Zaśmiałem się gardłowo, gdy zacisnął mocno dłonie na moich pośladkach, przyciągając mnie bliżej siebie.
- Mój słodki wilczurek zrobił się niecierpliwy - wymruczałem, zostawiając jego usta i całując wewnętrzną stronę jego uda. Czułem jak jego ciało spina się lekko, gdy skierowałem język ku jego najczulszemu punktowi. Gdy zacisnąłem usta na końcówce jego penisa, mój kochanek jęknął przeciągle. Pieściłem go szybko ustami i językiem, pomagając sobie dłonią, która błądziła u wejścia do jego wnętrza. Po chwili wsunąłem w niego dwa palce, a on krzyknął słodko, by po kilku jeszcze szybkich, wprawnych ruchach, dojść w moich ustach.
- P-przepraszam - wybełkotał, gdy uniosłem się, oblizując usta.
- Za co? - spytałem, znów się unosząc i kładąc na nim.
- Jesteś przesłodki, cały - wymruczałem mu do ucha, lekko je przygryzając i ułożyłem się wygodnie między jego rozchylonymi nogami. Zsunąłem się nieco i uniosłem jego biodra, by móc w niego wejść. Zrobiłem to szybko i pewnie, wyciskając z jego gardła kolejny rozkoszny krzyk.
Carrick zaciskał dłonie na moich łopatkach i ramionach, to znów wplatał mi je we włosy, wijąc się i pojękując, ku mojej uciesze, a ja brałem go coraz szybciej i zachłanniej. Byłem spragniony te bliskości. Jego. Smaku jego ust, dotyku jego skóry, dźwięku jego drżącego od pożądania głosu.
Musiałem przyznać, że w łóżku było nam o wiele wygodniej niż na tamtej skale.
Choć moje ciało nie wróciło jeszcze do pełnej formy, a moje serce czasami gubiło rytm, to nie zważałem na to. Jedyne czego teraz potrzebowałem i co się dla mnie liczyło, to Carrick, który z głośnym krzykiem doszedł po raz drugi, a ja nadal nie miałem dość.
W końcu jednak i ja sięgnąłem spełnienia, z tłumionym krzykiem.
Wciąż leżałem na dyszącym ciężko, rozpalonym Carricku, który wodził szklistym wzrokiem po jakimś niewidocznym dla mnie punkcie. Zsunąłem się z chłopaka, kładąc obok niego i tuląc go. Drżał wciąż, ale na jego buzi błądził uśmiech.
- Wyglądasz jak syty kocur - zaśmiałem się, a on również zachichotał.
Oboje byliśmy zmęczeni i na dodatek niezbyt czyści. Dźwignąłem się z trudem, ale jednak i sięgnąłem po miskę z wodą i kawałem płótna.
- Teraz moja kolej - wymruczałem, wilgotnym materiałem ocierając pot z buzi Carricka, po czym pocałowałem go namiętnie. Powoli zmyłem z jego torsu jego nasienie, bawiąc się przy tym świetnie, gdy zaczął znów reagować na mój dotyk. Oboje mieliśmy jednak chyba dość. Szybko więc i siebie doprowadziłem do porządku. Nie ubierałem się, mając jeszcze zamiar położyć się i nacieszyć Carrickiem.
Ledwie ruszyłem w stronę łóżka, a drzwi do chaty otworzyły się. Odwróciłem się odruchowo, zapominając, że jestem przecież goluśki jak noworodek. W drzwiach stała Kerenza, na rękach trzymała wiercącą się Irulanę. Kobieta obrzuciła mnie wzrokiem. Całego... Dosłownie całego. Zawieszając nawet wzrok na ułamek chwili na moim kroczu. I uśmiechnęła się słodko.
- Jak dobrze widzieć, że jesteś już zdrowy - powiedziała, niezrażona kompletnie tym, że paraduję przed nią na waleta.To było dość... straszne? Tak, to dobre określenie. Taki całkowity brak szoku... No bo kto inny przyjąłby tak zwyczajnie wieść, że syn sypia z innym mężczyzną. No i kto wlepiałby oczy w nagiego kochanka syna i nawet się nie speszył? Tak. Zdecydowanie Cariicik i Morwen przejęli te wszystkie intrygujące mnie cechy po matce. No i chwała za to bogom.
Sięgnąłem migiem po spodnie i zaciągnąłem je na tyłek. Carrick za to szczelniej owinął się nakryciem i usiadł z sykiem. Chyba trochę przesadziłem...
- Tak... Już mi lepiej - wydukałem, nerwowo pocierając kark.
Do diaska! Dlaczego ostatnio za każdym razem muszę zostać nakryty w takich chwilach? To coś ze mną czy może to ta rodzinka tak ma, że zwidują się akurat w takich momentach? Najpierw Carrick nakrywa mnie i Morwen, teraz Kerenza widzi mnie i Carricka i nie trudno się domyślić co niedawno skończyliśmy. Jeszcze do kompletu Morwen powinna mnie nakryć z jej matką. To by było... Chwila! O czym ja do cholery w ogóle myślę?! Nie żeby Kerenza nie była niezwykle atrakcyjną kobietą.. I nie, żeby przeszkadzał mi jej wiek, bo zdarzało mi się sypiać ze starszymi kobietami... Ale... Nie! Tanith, do cholery ogarnij się!
- Przyszłam sprawdzić jak się masz i przyniosłam ciasteczka - wyjaśniła, wyjmując z torby płócienny woreczek, z którego unosił się zapach świeżo pieczonych słodkości.
- Dziękuję - powiedziałem biorąc jedzenie.
Kerenza za to spojrzała na Carricka siedzącego jak na gwoździach... Chyba naprawdę przesadziłem. Bardzo... Poczułem się przez to strasznie.
- Mała zamiana ról, jak widzę. Oj synku, synku. Po kim ty jesteś taki delikatny? - zapytała, p czym przeniosła wzrok na mnie. - Dobrze wiedzieć, że wracają ci... siły - zamrugała do mnie z dwuznacznym uśmiechem, a ja omal nie zakrztusiłem się powietrzem.
Bogowie! Bardzo dawno nie czułem się tak... niezręcznie.
- A jak tam maluchy? - spytałem, zmieniając temat i podchodząc do rozglądającej się Irulany.
Kerenza podała mi ją, żebym mógł ją wziąć na ręce.
- Dobrze. Majra to aniołek, grzeczniutka, cicha. Gdy wychodziłam spała smacznie - powiedziała. - A ona... istne przeciwieństwo siostry.
- Mała rozbójnica - zaśmiałem się, gdy dziewczynka próbowała rączkami sięgnąć mojego kolczyka.
<Carrick?>
Carrick spłonął ślicznym rumieńcem. Jak on słodko wyglądał w takich chwilach. Nie było wątpliwości, że jest silnym mężczyzną. Widziałem go przecież w walce, czułem pod palcami jego mięśnie, silne i dobrze rozwinięte, pasujące idealnie do szczupłego ciała. Na dodatek kiełkujący zarost i liczne blizny kontrastowały z tymi niewinnymi, wielkimi oczyma i dziewczęcym wręcz rumieńcem. I dziwić się, ze tak mnie kręcił. Był tak niezwykły, a ja wręcz lubowałem się we wszystkim co było niezwykłe.
- Taki duży chłopiec, a tak się rumieni - zaśmiałem się i wróciłem do badania jego ciała.
- Bardzo śmieszne - burknął, gdy jednak moja dłoń zjechała w dół jego brzucha, by dosięgnąć jego budzącej się męskości, westchnął głucho.
Przejechałem językiem po długiej bliźnie na jego brzuchu i skierowałem się wyżej, by dotrzeć do jego ust. Moja dłoń wciąż niecierpliwie, ale i ostrożnie, pieściła jego prężący się, twardy członek. Całowałem go długo i namiętnie, bawiąc się przy tym jego ciałem i wsłuchując się w jego rozkoszne pojękiwania, które wymykały mu się co jakiś czas, gdy moje dłonie przyspieszały, a on gubił rytm pocałunku.
Carrick drżał lekko i nie pozostawał mi dłużny. Zaśmiałem się gardłowo, gdy zacisnął mocno dłonie na moich pośladkach, przyciągając mnie bliżej siebie.
- Mój słodki wilczurek zrobił się niecierpliwy - wymruczałem, zostawiając jego usta i całując wewnętrzną stronę jego uda. Czułem jak jego ciało spina się lekko, gdy skierowałem język ku jego najczulszemu punktowi. Gdy zacisnąłem usta na końcówce jego penisa, mój kochanek jęknął przeciągle. Pieściłem go szybko ustami i językiem, pomagając sobie dłonią, która błądziła u wejścia do jego wnętrza. Po chwili wsunąłem w niego dwa palce, a on krzyknął słodko, by po kilku jeszcze szybkich, wprawnych ruchach, dojść w moich ustach.
- P-przepraszam - wybełkotał, gdy uniosłem się, oblizując usta.
- Za co? - spytałem, znów się unosząc i kładąc na nim.
- Jesteś przesłodki, cały - wymruczałem mu do ucha, lekko je przygryzając i ułożyłem się wygodnie między jego rozchylonymi nogami. Zsunąłem się nieco i uniosłem jego biodra, by móc w niego wejść. Zrobiłem to szybko i pewnie, wyciskając z jego gardła kolejny rozkoszny krzyk.
Carrick zaciskał dłonie na moich łopatkach i ramionach, to znów wplatał mi je we włosy, wijąc się i pojękując, ku mojej uciesze, a ja brałem go coraz szybciej i zachłanniej. Byłem spragniony te bliskości. Jego. Smaku jego ust, dotyku jego skóry, dźwięku jego drżącego od pożądania głosu.
Musiałem przyznać, że w łóżku było nam o wiele wygodniej niż na tamtej skale.
Choć moje ciało nie wróciło jeszcze do pełnej formy, a moje serce czasami gubiło rytm, to nie zważałem na to. Jedyne czego teraz potrzebowałem i co się dla mnie liczyło, to Carrick, który z głośnym krzykiem doszedł po raz drugi, a ja nadal nie miałem dość.
W końcu jednak i ja sięgnąłem spełnienia, z tłumionym krzykiem.
Wciąż leżałem na dyszącym ciężko, rozpalonym Carricku, który wodził szklistym wzrokiem po jakimś niewidocznym dla mnie punkcie. Zsunąłem się z chłopaka, kładąc obok niego i tuląc go. Drżał wciąż, ale na jego buzi błądził uśmiech.
- Wyglądasz jak syty kocur - zaśmiałem się, a on również zachichotał.
Oboje byliśmy zmęczeni i na dodatek niezbyt czyści. Dźwignąłem się z trudem, ale jednak i sięgnąłem po miskę z wodą i kawałem płótna.
- Teraz moja kolej - wymruczałem, wilgotnym materiałem ocierając pot z buzi Carricka, po czym pocałowałem go namiętnie. Powoli zmyłem z jego torsu jego nasienie, bawiąc się przy tym świetnie, gdy zaczął znów reagować na mój dotyk. Oboje mieliśmy jednak chyba dość. Szybko więc i siebie doprowadziłem do porządku. Nie ubierałem się, mając jeszcze zamiar położyć się i nacieszyć Carrickiem.
Ledwie ruszyłem w stronę łóżka, a drzwi do chaty otworzyły się. Odwróciłem się odruchowo, zapominając, że jestem przecież goluśki jak noworodek. W drzwiach stała Kerenza, na rękach trzymała wiercącą się Irulanę. Kobieta obrzuciła mnie wzrokiem. Całego... Dosłownie całego. Zawieszając nawet wzrok na ułamek chwili na moim kroczu. I uśmiechnęła się słodko.
- Jak dobrze widzieć, że jesteś już zdrowy - powiedziała, niezrażona kompletnie tym, że paraduję przed nią na waleta.To było dość... straszne? Tak, to dobre określenie. Taki całkowity brak szoku... No bo kto inny przyjąłby tak zwyczajnie wieść, że syn sypia z innym mężczyzną. No i kto wlepiałby oczy w nagiego kochanka syna i nawet się nie speszył? Tak. Zdecydowanie Cariicik i Morwen przejęli te wszystkie intrygujące mnie cechy po matce. No i chwała za to bogom.
Sięgnąłem migiem po spodnie i zaciągnąłem je na tyłek. Carrick za to szczelniej owinął się nakryciem i usiadł z sykiem. Chyba trochę przesadziłem...
- Tak... Już mi lepiej - wydukałem, nerwowo pocierając kark.
Do diaska! Dlaczego ostatnio za każdym razem muszę zostać nakryty w takich chwilach? To coś ze mną czy może to ta rodzinka tak ma, że zwidują się akurat w takich momentach? Najpierw Carrick nakrywa mnie i Morwen, teraz Kerenza widzi mnie i Carricka i nie trudno się domyślić co niedawno skończyliśmy. Jeszcze do kompletu Morwen powinna mnie nakryć z jej matką. To by było... Chwila! O czym ja do cholery w ogóle myślę?! Nie żeby Kerenza nie była niezwykle atrakcyjną kobietą.. I nie, żeby przeszkadzał mi jej wiek, bo zdarzało mi się sypiać ze starszymi kobietami... Ale... Nie! Tanith, do cholery ogarnij się!
- Przyszłam sprawdzić jak się masz i przyniosłam ciasteczka - wyjaśniła, wyjmując z torby płócienny woreczek, z którego unosił się zapach świeżo pieczonych słodkości.
- Dziękuję - powiedziałem biorąc jedzenie.
Kerenza za to spojrzała na Carricka siedzącego jak na gwoździach... Chyba naprawdę przesadziłem. Bardzo... Poczułem się przez to strasznie.
- Mała zamiana ról, jak widzę. Oj synku, synku. Po kim ty jesteś taki delikatny? - zapytała, p czym przeniosła wzrok na mnie. - Dobrze wiedzieć, że wracają ci... siły - zamrugała do mnie z dwuznacznym uśmiechem, a ja omal nie zakrztusiłem się powietrzem.
Bogowie! Bardzo dawno nie czułem się tak... niezręcznie.
- A jak tam maluchy? - spytałem, zmieniając temat i podchodząc do rozglądającej się Irulany.
Kerenza podała mi ją, żebym mógł ją wziąć na ręce.
- Dobrze. Majra to aniołek, grzeczniutka, cicha. Gdy wychodziłam spała smacznie - powiedziała. - A ona... istne przeciwieństwo siostry.
- Mała rozbójnica - zaśmiałem się, gdy dziewczynka próbowała rączkami sięgnąć mojego kolczyka.
<Carrick?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz