Siedziałem spokojnie na łóżku, przebierając palcami i wpatrując się raz
to w sufit, a raz błądząc spojrzonkiem zmartwionych i świecących oczu po
ciele dzielącego ze mną łóżko nieprzytomnego rudzielca.
Był cały czerwony, mamrotał coś niezrozumiale, a jego usta uroczo się rozchylały. Podczołgałem się bliżej niego, w pierwszej chwili wystarczało mi podpieranie się na łokciu i wypatrywanie się w jego umęczoną twarz. Podkrążone oczy, posklejane i wciąż wilgotne od płaczu. Nie tylko tu zresztą widać było resztki żalu i bólu jaki wydostał się z niego w postaci perlistych łez które w błyszczących szlakach poznaczyły jego rozpalone policzki, owszem mogła być to woda z lodowatego śniegu którym miał obłożone czoło, mimo jednak wszystko rozczuliłem się. Nigdy nie wyobrażałem sobie widzieć go w takim stanie, nie rozumiem też czemu, przecież był istotą ludzką jak każdy. A jednak, przeżyłem niesamowity szok.
Po drugie, co raczej powinno być na pierwszym miejscu, ale teraz stanowiło zwieńczenie moich wątpliwość. Nie śmiałbym nigdy sądzić ani sobie wyobrażać, że mógłbym z nim leżeć w jednym łóżku. Znaczy niby taka sytuacja mogłaby się zawsze przydarzyć, ale nie z tego powodu jakim było wzajemne zdaje się uczucie.
Ta bajka jest zdecydowanie dziwna, wkraczamy tu na nieznane szlaki opowieści o wspaniałych dwóch królewiczach co ich do siebie ciągnie i właściwie zagadką jest jak to się skończy. Niewątpliwie jednak chętnie zapoznałbym się z tą historią dokładnie.
Z westchnieniem otarłem z czerwonego, niesamowicie mile ciepłego policzka kropelki, które osiadły na skórze niczym rosa. Gładzenie go tak po policzku niewątpliwie sprawiało mi ogromną przyjemność.
Czułem się jednak dziwnie, bo w końcu to on o mnie dbał, a ja się teraz rewanżowałem, ale naprawdę nigdy bym nie przypuszczał znaleźć się w takiej sytuacji i to jeszcze w tej chacie.
Tanith nagle zaczerpnął łapczywiej powietrza, jakby się wybudzając albo przynajmniej próbując, jego wyraz twarzy pozostawał jednak spokojny i rozkoszny bez względu na to co działo się w jego głowie.
Nachyliłem się nad nim dość blisko, szczerze? Nasze usta prawie się stykały.
Ułożyłem się tak, że leżałem zaraz naprzeciw niego pstrykając w nosek księcia o niesamowicie twardym śnie.
- Ej... Ile można? Martwię się. - Szepnąłem, ale ten co najwyżej jęknął w odpowiedzi zły, bo i ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu obrócił się do mnie tyłkiem.
- Ej! - Powtórzyłem z jękiem i wdrapałem się na niego próbując przewalić na drugą stronę. Ten jednak trwał na swym miejscu i w tej nie zmiennie rozmemłanej pozie. Zdenerwowałem się, przez chwile za karę kopałem przesuwając go w stronę krawędzi posłania, jednak gdy miał już zlecieć, ja poczułem ukłucie bólu na widok w głowie upadającego na zimną podłogę Tanith'a i od razu chwytając go za kołnierz pociągnąłem z powrotem na łóżko.
Wylądował nią mnie, przygniatając i krępując ruchy, teraz jednak mogłem się nad nim rozczulać i głaskać do woli. Znów się pochyliłem tym razem jednak bardziej zdecydowanie i musnąłem jego usta swoimi. Moje szczęście i długo wyczekiwany tryumf nie trwał jednak długo ponieważ jaśnie pan śpioch raczył obudzić się w tak doniosłym momencie i poderwać się na równe nogi. Ze stęknięciem poleciałem do tyłu, ale nie spuszczałem tego buraka z oczu, słusznie bo ten zaraz się zachwiał, a ja natychmiast wstając go podtrzymałem napierając by jednak wrócił do łóżka.
- Spokojnie. - Powiedziałem odruchowo, choć nie byłem pewny czy bardziej nie kieruje tej uwagi do siebie. Byłem jakiś poirytowany, ale to może przez kumulację tego wszystkiego co ostatnio zwaliło się na mnie tonami.
Spojrzał na mnie natychmiast ze święcącymi, najpierw niepewnością potem w jednej chwili radością i ulgą oczami. Wyciągnął ku mnie łapki.
- C-Carrick? - Spytał cicho, niepewnie się zatrzymując.
Obdarzyłem go obrażonym spojrzeniem, jeszcze się śmiał pytać? No chyba winnem czuć się obrażony. Fuknąłem.
- A i owszem. Ja. Jełopie jeden! - Warknąłem nie mogąc powstrzymać napływu emocji, ale jednocześnie szczęścia na widok coraz to bardziej rozpromienionego Tanith'a.
Rzucił się wręcz na mnie ściskając z uroczym pełnym ulgi śmiechem. Oczywiście że pamiętałam co mamrotał kiedy jego gorączka sięgnęła szczytów. On też pamiętał to chyba aż za dobrze, ściskał mnie tak mocno, że niemalże trzeszczały mi kość. Dlatego nie łatwo było nawet jak zaczerpnąć powietrza, całował mnie tak łapczywie jakby nie widział co najmniej dekadę, a przecież cały czas przy nim leżałem.
- Dobra, zgnieciesz mnie. - Wydusiłem klepiąc go po plecach straciłem jednak nadzieje nie czując by ten choć na chwile się rozluźnił, gdy jednak do tego doszło nim się spostrzegłem wylądowałem na łóżku przygwożdżony jego całym ciężarem ciała do pościeli.
Chyba nie prędko miał zamiar puścić, nie ukrywam, że rozbawiło mnie to, mogłem spokojnie poczuć się jako ofiara węża boa, ale to było znacznie milsze..
Ten znów mnie całował, ale od razu gdy się oderwał począł jeździć mi po policzkach, z dezaprobatą w oczach. No co znowu?
- No proszę, Carrcio dorasta... - Zamruczał rozmarzony, a ja skołowany nie wiedziałem o co mu chodzi i chyba nie jestem w stanie tego pojąć. Dopiero gdy poczułem dziwne drapanie gdy ten muskał mi z rozkoszą brodę powoli zaczynałem rozumieć, speszyła mnie to.
- Przepraszam nie jestem przyzwyczajony i nie pomyślałbym.. - Pisnąłem zakrywającym dłońmi usta i czując malutkie, ale kłujące włoski pierwszego u mnie jak dotąd zarostu.
- Ależ to urocze, dobrze wiedzieć, że mój malec mi mężnieje. Tylko kiedy to się stało? Nim się obejrzałem mój mały szczeniaczek wyrósł na pokaźnego wilczura. - Lekko zastąpił noskiem, a ja gapiłem się na niego z roztwartą gembulą.
Ten zaśmiał się i przysiadł na mnie po czym jego dłonie poczęły rozpinać moje spodnie.
- W sumie to dziwne, że wcześniej nie zwróciłem na to uwagi. - Zamruczał jeżdżąc mi po dole brzucha, nie miałem pojęcia do czego zmierza, ale wyglądało na to, że świetnie się bawił badając mój prawidłowy rozwój, a właściwie owłosienie. Odchrząknąłem.
- Może po prostu powiedz, że powinienem się zacząć golić. - Skwitowałem unosząc jedną brew, ten jednak niespecjalnie przejął się tą uwagą. Bawił się wyśmienicie gładząc mnie po brzuszku i odkrywając blizny których, może i nie, że nie widział na oczy co bardziej nie zwracał na nie tak dokładnej uwagi jak teraz. Tak, był wyjątkowo zaciekawiony moją anatomią i wszystkimi jej uszczerbkami do tego stopnia, że już doprawdy nie wiem gdzie nie zagrzały miejsca jego dłonie.
Raz po raz jeździł palcami lekko przyciskając rysy na mojej nigdy do końca gładkiej skórze, przyznam szczerze, że większość historii każdej z tych blizn zapomniałem. Wyblakłe wspomnienia błądziły teraz po mojej głowie, coraz to nowe za każdym razem gdy jeździłem spojrzeniem tam gdzie on mnie dotykał.
- No co nie jestem przecież jakimś cudotwórcą i tak dobrze myślisz sam się wylizywałem.- Zamruczałem próbując się poprawić w na łóżku, ale ten zbytnio mi nie pozwolił. Ułożył się na moim brzuchu wpatrując się we mnie jak w lustro.
- Twój języczek ma wobec tego niesamowitą długość.. - Wyszczerzył się, miał oczywiście namyśli mój szacowny tyłek.
- Bardzo mi przykro drogi panie, ale tam się nie lizałem.- Powiedziałem to stanowczo.
<Tanith?>
Był cały czerwony, mamrotał coś niezrozumiale, a jego usta uroczo się rozchylały. Podczołgałem się bliżej niego, w pierwszej chwili wystarczało mi podpieranie się na łokciu i wypatrywanie się w jego umęczoną twarz. Podkrążone oczy, posklejane i wciąż wilgotne od płaczu. Nie tylko tu zresztą widać było resztki żalu i bólu jaki wydostał się z niego w postaci perlistych łez które w błyszczących szlakach poznaczyły jego rozpalone policzki, owszem mogła być to woda z lodowatego śniegu którym miał obłożone czoło, mimo jednak wszystko rozczuliłem się. Nigdy nie wyobrażałem sobie widzieć go w takim stanie, nie rozumiem też czemu, przecież był istotą ludzką jak każdy. A jednak, przeżyłem niesamowity szok.
Po drugie, co raczej powinno być na pierwszym miejscu, ale teraz stanowiło zwieńczenie moich wątpliwość. Nie śmiałbym nigdy sądzić ani sobie wyobrażać, że mógłbym z nim leżeć w jednym łóżku. Znaczy niby taka sytuacja mogłaby się zawsze przydarzyć, ale nie z tego powodu jakim było wzajemne zdaje się uczucie.
Ta bajka jest zdecydowanie dziwna, wkraczamy tu na nieznane szlaki opowieści o wspaniałych dwóch królewiczach co ich do siebie ciągnie i właściwie zagadką jest jak to się skończy. Niewątpliwie jednak chętnie zapoznałbym się z tą historią dokładnie.
Z westchnieniem otarłem z czerwonego, niesamowicie mile ciepłego policzka kropelki, które osiadły na skórze niczym rosa. Gładzenie go tak po policzku niewątpliwie sprawiało mi ogromną przyjemność.
Czułem się jednak dziwnie, bo w końcu to on o mnie dbał, a ja się teraz rewanżowałem, ale naprawdę nigdy bym nie przypuszczał znaleźć się w takiej sytuacji i to jeszcze w tej chacie.
Tanith nagle zaczerpnął łapczywiej powietrza, jakby się wybudzając albo przynajmniej próbując, jego wyraz twarzy pozostawał jednak spokojny i rozkoszny bez względu na to co działo się w jego głowie.
Nachyliłem się nad nim dość blisko, szczerze? Nasze usta prawie się stykały.
Ułożyłem się tak, że leżałem zaraz naprzeciw niego pstrykając w nosek księcia o niesamowicie twardym śnie.
- Ej... Ile można? Martwię się. - Szepnąłem, ale ten co najwyżej jęknął w odpowiedzi zły, bo i ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu obrócił się do mnie tyłkiem.
- Ej! - Powtórzyłem z jękiem i wdrapałem się na niego próbując przewalić na drugą stronę. Ten jednak trwał na swym miejscu i w tej nie zmiennie rozmemłanej pozie. Zdenerwowałem się, przez chwile za karę kopałem przesuwając go w stronę krawędzi posłania, jednak gdy miał już zlecieć, ja poczułem ukłucie bólu na widok w głowie upadającego na zimną podłogę Tanith'a i od razu chwytając go za kołnierz pociągnąłem z powrotem na łóżko.
Wylądował nią mnie, przygniatając i krępując ruchy, teraz jednak mogłem się nad nim rozczulać i głaskać do woli. Znów się pochyliłem tym razem jednak bardziej zdecydowanie i musnąłem jego usta swoimi. Moje szczęście i długo wyczekiwany tryumf nie trwał jednak długo ponieważ jaśnie pan śpioch raczył obudzić się w tak doniosłym momencie i poderwać się na równe nogi. Ze stęknięciem poleciałem do tyłu, ale nie spuszczałem tego buraka z oczu, słusznie bo ten zaraz się zachwiał, a ja natychmiast wstając go podtrzymałem napierając by jednak wrócił do łóżka.
- Spokojnie. - Powiedziałem odruchowo, choć nie byłem pewny czy bardziej nie kieruje tej uwagi do siebie. Byłem jakiś poirytowany, ale to może przez kumulację tego wszystkiego co ostatnio zwaliło się na mnie tonami.
Spojrzał na mnie natychmiast ze święcącymi, najpierw niepewnością potem w jednej chwili radością i ulgą oczami. Wyciągnął ku mnie łapki.
- C-Carrick? - Spytał cicho, niepewnie się zatrzymując.
Obdarzyłem go obrażonym spojrzeniem, jeszcze się śmiał pytać? No chyba winnem czuć się obrażony. Fuknąłem.
- A i owszem. Ja. Jełopie jeden! - Warknąłem nie mogąc powstrzymać napływu emocji, ale jednocześnie szczęścia na widok coraz to bardziej rozpromienionego Tanith'a.
Rzucił się wręcz na mnie ściskając z uroczym pełnym ulgi śmiechem. Oczywiście że pamiętałam co mamrotał kiedy jego gorączka sięgnęła szczytów. On też pamiętał to chyba aż za dobrze, ściskał mnie tak mocno, że niemalże trzeszczały mi kość. Dlatego nie łatwo było nawet jak zaczerpnąć powietrza, całował mnie tak łapczywie jakby nie widział co najmniej dekadę, a przecież cały czas przy nim leżałem.
- Dobra, zgnieciesz mnie. - Wydusiłem klepiąc go po plecach straciłem jednak nadzieje nie czując by ten choć na chwile się rozluźnił, gdy jednak do tego doszło nim się spostrzegłem wylądowałem na łóżku przygwożdżony jego całym ciężarem ciała do pościeli.
Chyba nie prędko miał zamiar puścić, nie ukrywam, że rozbawiło mnie to, mogłem spokojnie poczuć się jako ofiara węża boa, ale to było znacznie milsze..
Ten znów mnie całował, ale od razu gdy się oderwał począł jeździć mi po policzkach, z dezaprobatą w oczach. No co znowu?
- No proszę, Carrcio dorasta... - Zamruczał rozmarzony, a ja skołowany nie wiedziałem o co mu chodzi i chyba nie jestem w stanie tego pojąć. Dopiero gdy poczułem dziwne drapanie gdy ten muskał mi z rozkoszą brodę powoli zaczynałem rozumieć, speszyła mnie to.
- Przepraszam nie jestem przyzwyczajony i nie pomyślałbym.. - Pisnąłem zakrywającym dłońmi usta i czując malutkie, ale kłujące włoski pierwszego u mnie jak dotąd zarostu.
- Ależ to urocze, dobrze wiedzieć, że mój malec mi mężnieje. Tylko kiedy to się stało? Nim się obejrzałem mój mały szczeniaczek wyrósł na pokaźnego wilczura. - Lekko zastąpił noskiem, a ja gapiłem się na niego z roztwartą gembulą.
Ten zaśmiał się i przysiadł na mnie po czym jego dłonie poczęły rozpinać moje spodnie.
- W sumie to dziwne, że wcześniej nie zwróciłem na to uwagi. - Zamruczał jeżdżąc mi po dole brzucha, nie miałem pojęcia do czego zmierza, ale wyglądało na to, że świetnie się bawił badając mój prawidłowy rozwój, a właściwie owłosienie. Odchrząknąłem.
- Może po prostu powiedz, że powinienem się zacząć golić. - Skwitowałem unosząc jedną brew, ten jednak niespecjalnie przejął się tą uwagą. Bawił się wyśmienicie gładząc mnie po brzuszku i odkrywając blizny których, może i nie, że nie widział na oczy co bardziej nie zwracał na nie tak dokładnej uwagi jak teraz. Tak, był wyjątkowo zaciekawiony moją anatomią i wszystkimi jej uszczerbkami do tego stopnia, że już doprawdy nie wiem gdzie nie zagrzały miejsca jego dłonie.
Raz po raz jeździł palcami lekko przyciskając rysy na mojej nigdy do końca gładkiej skórze, przyznam szczerze, że większość historii każdej z tych blizn zapomniałem. Wyblakłe wspomnienia błądziły teraz po mojej głowie, coraz to nowe za każdym razem gdy jeździłem spojrzeniem tam gdzie on mnie dotykał.
- No co nie jestem przecież jakimś cudotwórcą i tak dobrze myślisz sam się wylizywałem.- Zamruczałem próbując się poprawić w na łóżku, ale ten zbytnio mi nie pozwolił. Ułożył się na moim brzuchu wpatrując się we mnie jak w lustro.
- Twój języczek ma wobec tego niesamowitą długość.. - Wyszczerzył się, miał oczywiście namyśli mój szacowny tyłek.
- Bardzo mi przykro drogi panie, ale tam się nie lizałem.- Powiedziałem to stanowczo.
<Tanith?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz