Przez chwilę, zbyt długą, jak się później okazał, stałem jak wryty. W głowie kotłowało mi się milion różnych myśli... Wszystkie kręciły się wokół Carricka. On przecież nigdy mnie nie odtrącił, nie odrzucił.. Nigdy nie powiedział mi "nie", a wręcz przeciwnie, szukał zawsze mojego towarzystwa... Kochał mnie, prawda? Kochał...
Więc co się tak nagle zmieniło? Co źle zrobiłem? Co się stało?
- Carri! - zawołałem, biegnąc co sił w ślad za chłopakiem. Jedyne co znalazłem to jego ubrania, rozrzucone na dziedzińcu.
Biegłem dalej, choć nigdzie go nie widziałem. Nie miałem pojęcia gdzie go poniosło. Wpadłem w panikę, rozglądając się i nawołując. Nic...
- Nie... - jęknąłem, nie wiedząc co dalej robić.
Wróciłem zrezygnowany do domu, po drodze wciąż szukałem wzrokiem jakiegoś śladu po chłopaku, czy też psie, którym teraz był.
- I jak? - spytała Morwen ledwie przekroczyłem próg domu.
- Nic... Nie wiem gdzie pobiegł, nie rozumiem... - jęknąłem, kryjąc twarz w dłoniach.
- Tanith... - Mor podeszła do mnie i oplotła drżące nieco ramiona wokół mojej szyi.
- Mor... Błagam. Powiedz co się tutaj dzieje! Co wy ukrywacie? To dlatego Carrick tak zareagował?! Gdzie on był?
- Tanith to... - dziewczyna zająknęła się, odsunęła ode mnie, dłonie uniosła do piersi, jakby zasłaniając się przede mną.
- Błagam cię... Ja muszę wiedzieć co się do cholery dzieje... - jęknąłem u kresu sił.
Pierwszy raz byłem taki... zagubiony. Pierwszy raz nieświadomy i to właśnie osoby, które kochałem, na których najbardziej mi zależało coś przede mną ukrywały. A te ich tajemnice tylko wszystko pogarszały.
- Ja... sądzę, ze Carri mógł... Mógł być u... - dziewczyna zawahała się znowu.
- U kogo?
- U Asheroth'a... - rzuciła jednym tchem.
- Asheroth? A co ma on do tego? Co się stało? Carri ma z nim jakieś kłopoty? Coś zrobił? - przez myśl przeszło mi milion myśli i żadna z nich nie napawała optymizmem. Jeżeli Carrick miał kłopoty i wplątany był w to królewski kat, to...
Zacisnąłem dłonie w pięści, starając się odsunąć od siebie najgorsze scenariusze.
- Nie... to ja... To ja zrobiłam coś...
- Ty? Ale... jak? Co?
- Pamiętasz tego mężczyznę, któremu pomogłam? Którego ściągnęłam z ulicy? Rannego?
- Tak, tak... I?
- To był Asheroth.... Tak się poznaliśmy... Początkowo był opryskliwy i niemiły i... - buzia Mor poczerwieniała, a oczy błądziły chaotycznie na boki. - Później znów się spotkaliśmy i... Jakoś tak wyszło, że...
- Co wyszło? Morwen, coś ty zrobiła? - dopytywałem, ale chyba znałem już odpowiedź.
- Byłam z nim... I później też... I... Ja go kocham Tanith... Rozumiesz?
- Kochasz?! - ryknąłem, nie potrafiąc uwierzyć własnym uszom. - Czy ty masz w ogóle pojęcie co to za typ? Pozwoliłaś, żeby ktoś taki... Żeby cię dotykał?! A gdyby coś ci zrobił? Gdyby cię skrzywdził...
- Nie zrobiłby tego... On nie jest tak zły jak sądzisz.. Sporo wycierpiał i...
- I to niby go upoważnia do zabijania i traktowania ludzi jak armatnie mięso? Ten dupek się tobą tylko bawi! Nic więcej... A teraz jeszcze Carri przez niego zniknął!
Nie miałem pojęcia co ten skurwiel naopowiadał Carriemu, ale miałem zamiar się dowiedzieć... Coś jednak czułem, że na rozmowie to się nie skończy... Oj nie. Tym razem Asheroth wpieprzył nos tam gdzie nie powinien. Nie pozwolę, żeby zniszczył moją rodzinę, żeby kogokolwiek więcej skrzywdził. Choćbym miał mu kark przetrącić... nie pozwolę!
- Tanith, błagam, nie rób tego... Nie rób! Nie idź! - zakrzyknęła Mor i złapała mnie kurczowo za ramię.
- Puść mnie... - warknąłem na nią, posyłając wiązankę przekleństw pod adresem strażnika.
- Nie... - zapłakała.
- Co się tu dzieje? - usłyszałem.
W drzwiach stała Kerenza, a tuż obok niej Kiriliel. W normalnych warunkach pewnie zdziwiłbym się widząc ich razem, ale teraz to się nie liczyło.
- Błagam nie pozwólcie mu iść - zaszlochała Mor.
- Co tu się dzieje? - powtórzyła starsza kobieta, a Mędrzec tylko podszedł do mnie i położył mi dłoń na ramieniu.
- Nie próbuj do cholery tych swoich sztuczek... - warknąłem wściekle.
- Uspokój się - rzucił tylko, a ja poczułem jak nogi się pode mną uginają. Ledwie dowlokłem się do fotela, na który opadłem ciężko.
- Wiedziałem, że tak to będzie wyglądać... Zaczekajcie tu. Tanith nie powinien być w stanie zrobić czegoś głupiego, ale miejcie na niego oko. A ty nie płacz... Wszystko się uspokoi... - Kiri potarł ramię płaczącej wciąż Morwen.
- Dokąd idziesz? - spytała Kerenza, gdy blondyn skierował się ku wyjściu.
- Znaleźć Carricka i spróbować jakoś to wszystko naprostować. Niedługo wracam.
Chciałem iść z nim.. Chciałem wstać i wrzeszczeć, ale nie byłem w stanie się poruszyć. Opadłem za to w sen.
<Mor? Carri? Mędruś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz