niedziela, 29 marca 2015

O Manusa (do Jashy)

Miął już tydzień odkąd pierścionek który podarowałem Jaszczurce zaczął lśnić na jej palcu. Od tego też właśnie momentu nie spuszczałem jej z oczu, nie odważyłem się ani razu wyjść bez choćby słowa o tym gdzie dokładnie będę i za ile wrócę. Zazwyczaj bywałem na rynku. Jak każdy zwykł mieszkaniec od tak chodziłem po kamienistej drodze, nie wyróżniając się niczym prócz rudych włosów splecionych obecnie w kucyk i przewiązanych gładką niebieską wstążką, którą podarowała mi Lajrill, uznając po prostu, że nie powinienem ukrywać pod włosami tak ładnych rysów tej swojej bladej mordki. Uznałem to więc za komplement i przyznam że dość przywiązałem się do tego drobnego upominku.
Właściwie to właśnie z nią spotykałem się w mieście najczęściej i tak spędzałem czas poza straganami i ewentualnym podcięciem gardła na boku. Co by w mieście też się nie przeludniło czasem... A że ludzie się mnożą jak króliki, zarówno jak mnożą swoje małe grzeszki to i ja miałem pod postacią ostrza sztyletu parę słów do powiedzenia.
- Manus. - Usłyszałem za sobą, a zaraz potem poczułem troskliwe i silne ramiona obejmujące mnie w pasie. Uśmiechnąłem się i obróciłem do mojej ukochanej całując ją mocno w usta.
- Tak kochanie? - Spytałem gdy po dłuższej chwili jakoś wydostaliśmy się w miarę zgodnie ze wspólnego pocałunku.
- Stęskniłam się wiesz? - Naparłem na drzwi wejściowe do naszego domu, tym samym zamykając je z uśmiechem na ustach. Miałem ochotę się śmiać, bo przecież nie było mnie ledwie może dwie godziny, a Jasha już była tak blisko, narzekając w dodatku iż doskwiera jej tęsknota.
- Ty tak serio? Czy po prostu chcesz ze mną zahaczyć o bardzo wygodną i miękką kanapę?- Zamruczałem jej do ucha i niespodziewanie dla niej, dźwignąłem na swoje ramiona.
Była lekka, nie dziwota, że jej kroki zawsze przywodziły na myśl bardziej sunięcie przed siebie, bardzo giętkiej żmijki.
- Oskarżasz mnie o kłamstwo? Nie ładnie, uważaj bo pogryzę. - To mówiąc przejechała kłem po mojej skórze na obojczyku i warknęła z zadowoleniem gdy po przerywanej linii rozcięcia zaczęły spływać pojedyncze kropelki krwi. Zaczęła ssać i wylizywać to miejsce niczym złakniony mały nietoperz. Mój mały słodki nietoperz.
- Ja o nic takiego cię nie posądzam, ale akurat to co robisz jest baaarrrdzo miłe. - Ułożyłem się na kanapie, tuląc ją bardzo mocno do siebie i gładząc najczulej jak tylko potrafiłem po głowie.
- Wiesz widziałem się dziś z matką. Właściwie z obiema. - Zacząłem, lekko całując ją w jej niesamowicie gładziutkie czoło. Jasha uniosła się i spojrzała mi pytająco prosto w oczy.
Poczułem miły dreszczy gdy przejechała dłonią po moim torsie odsłoniętym już przez do niedawana jeszcze nie rozciętą koszule.
- Pytał się o ciebie, choć... nie do końca... chodziło im najzwyczajniej o to czy kogoś mam i czy...
Tu urwałem bo sam nie wiedziałem jak to ująć. Temat był dość drażliwy od pewnej znaczącej chwili, w życiu nas obojga. Dość istotnej i przytłaczającej chwili.
A chodzi o to, że oboje o czymś od dawna marzymy, choć żadne z nas nie ma stu procentowej pewności na reakcje drugiej. Czy pragniemy tej jednej rzeczy w takim samym stopniu. Czy pragniemy zostać rodzicami oboje równie mocno, ale też czy będziemy równie rozpaczać gdy okaże się iż ponownie te możliwość stracimy. To raz już się stało... Przeleciało mi przez palce jak piasek, nie miałem pojęcia kiedy.
Od tamtego momentu czułem się tak jakbym spał, obudziłem się dopiero w tak tragicznym momencie.
Znałem to uczucie skądś, to przytłaczające uczucie... kiedy widzisz, stoisz i chcesz krzyczeć, chcesz pomóc i z całych sił wyrwać się do postu by chwycić to co nie ubłagalnie od ciebie znika, odchodzi.
Trudno mi było o tym sobie przypominać, a co dopiero... Jej. Mojej ukochanej Jaszczurce, mojej obecnej narzeczonej i nawet pomimo tego istotnego szczegółu bałem się ją stracić.
Ponownie obudzić się w momencie gdy już odchodzi, a wszystko inne było tylko snem.
To że teraz czułem gorąco gdy nasze ciała się stykały, to jak podniecały mnie krople mojej własnej krwi na swojej skórze. Jasha która przygryzała właśnie moje sutki, mącąc jednocześnie i tak już skołatane myśli, wraz z dudniącym głośno we mnie sercem.
Ciepło zwyczaj przywodziło mi na myśl płomienie, ale nie tym razem, nie takie płomienie, w dodatku jedyny ogień jaki czułem był ten który płonął we mnie, a w gruncie rzeczy w moich spodniach, tam gdzie spoczywał obecnie brzuch mojej ukochanej. Nim się jednak obejrzałem, poczułem tam jej dłonie.
- Jasha... - Wydyszałem odgarniając jej włosy z twarzy.
- Mojej matce, chodziło o to czy nie miała by możliwości z naszej strony doczekać się wnuków... - Jasha w tym właśnie momęcie doprowadziła mnie do krzyku biorąc mnie sprawnie w siebie.
- Nie mam nic przeciwko... - Zamruczała. - Chce tego! I to bardzo... - Niemal wrzasneła, gdy ja weszłem w nią głembiej.
- Jasha... Jaszczureczko, ale czy... - Postanowiłem tu ugryść się w język, przecież głupim by było jej teraz przypominać o tej rozpaczy którąś czuła gdy straciła nasze ostatnie niedoszłego dziecko, wspólnie wykreowane życie... Coś o czym tak marzyła.
Kobieta błądziła dłońmi po moim ciele, a ja mocno ściskałem jej zgrabne, a zarazem mięciutkie pośladki.
- Chciała bym... Żeby to dziecko było zdrowe. - Przyznała po chwili, troche zwalniając tępa, a ja mimo to wciąż bawiłem się jej wypiętymi piersiami.
- Na pewno będzie. - Uśmiechnąłem się, przygryzając jedną z jej uroczych stwardniałych brodawek. Ścisnąłem ją mocno ustami i pieściłem nie pozostawiając i drugiej piersi bez należytej opieki.
- Manus... Ja... - Pisnęła unosząc się raz jeszcze lekko, mając mnie wciąż w sobie, by po chwili sięgnąć spełnienia, ku mojemu zaskoczeniu bo zwykle pragnęła znacznie więcej.
- Czy coś się stało? - Pogładziłem jej czerwoną buźkę z lekkim niepokojem.
Ona jednak po chwili powróciła do dalszej zabawy, doprowadzając tym razem i mnie do szczytu gorąca.
Leżeliśmy tak oboje obok siebie parę ładnych chwil. Moje najdroższe kochanie od pewnego czasu miało zamknięte oczy, a jej oddech zwolnił. Ja natomiast nie myślałem nawet przez chwile o śnie.
Moje myśli były jak zawsze chaotyczne, ale obecnie ich centrum zajmowała Jasha, nic też nie mogło zmienić tego faktu. A jednak coraz bardziej coś mnie niepokoiło.
Fakt że o czymś zapomniałem przez ten czas... a dokładniej kobiecie... Isil.
Zerwałem się, ale wciąż zaważając na moja ukochaną, która spała... Ja sama zaś miałem zamiar przedrzeć się do podziemi, do spiżarni.
Znów to robiłem.. wymykałem się, ale nie wiedziałem jak to przekazać Jaszczurce. Wiedziała przecież od dawna.
- Hej wielkoludzie! Zejdź mi z drogi. - Rozkazałem służącemu, temu wielkiemu mutantowi który grodził mi drogę. W odpowiedzi coś mruknął z niezadowoleniem. Stanąłem i spojrzałem na niego o dziwo z uśmiechem.
- Tak masz racje... Przekaż naszej pani gdy się obudzi, że czekam na nią w lesie.

Jasha? Przyjmujesz zaproszenie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz