niedziela, 22 lutego 2015

Od Say'Jo (do Abyss)

- Say... Skarbie... - dotarło do mnie poprzez mglistą zasłonę snu. - Wstawaj...
Zrobiłam co mi kazano, unosząc się z wolna, wciąż zaspana i słaba. Nie miałam pojęcia nawet która godzina. Z resztą ostatnio głównie spałam i zwyczajnie traciłam poczucie czasu.
- Musisz się ubrać - nakazała matka i pomogła mi wstać, później i założyć luźną suknię z nieprzyjemnie chłodnego materiału.
- Ojciec i Uri'An wrócili? - spytałam z przestrachem.
- Nie. I nie wrócą jeszcze przez dwa tygodnie. Są u króla, pamiętasz? - Mama zawiązała moją suknię w pośpiechu. Później poczułam jak szybko przechodzi obok mnie. Spieszyła się, trzaskała czymś. Coś układała.
- Co się dzieje? - spytałam, odruchowo sztywniejąc, unosząc dłonie do piersi.
- Coś, co powinno się zdarzyć już dawno temu, ale na co nie miałam odwagi... I za to nigdy nie będę w stanie wystarczająco mocno cię przeprosić - w głosie mojej matki brzmiało coś, co sprawiło, że miałam wrażenie, że zaraz się rozpłacze.
- Chodź. Nie mamy czasu - powiedziała, chwytając mnie za rękę i prowadząc za sobą, na tyle szybko, na ile mogłam za nią nadążyć nie potykając się.
Wyszłyśmy na zewnątrz, czułam chłód wieczornego powietrza na twarzy i zapach kwiatów, rosnących przy bocznej bramie. Zdezorientowana chciałam znów zapytać o co tu chodzi, ale przerwał mi krzyk.
- Say! - usłyszałam, a moja matka wreszcie się zatrzymała.
Stanęłam jak wryta. Ten głos. Radosny, ciepły głosik, który lubiłam wspominać. Należący do jedynej osoby, przy której czuła się spokojna, silna i bezpieczna. Abyss. Tylko, że nie sądziłam, że kiedykolwiek jeszcze ten głos usłyszę.
- Mamo..? - wyszeptałam jękliwie, chcąc upewnić się, że to nie kolejne senne rojenie, a rzeczywistość.
Poczułam jak czyjeś drobne ramiona oplatają mnie. Jak drżące lekko smukłe ciało, przyciska się kurczowo do mojego. Odruchowo utuliłam do siebie dziewczynę, unosząc dłoń, by pogłaskać ją po głowie i chowając twarz w falach jej włosów. 
- Aby...? Aby... - wyszeptałam, rozkoszując się bliskością kogoś, kogo uważałam, że straciłam.
- Say, musicie już jechać - ponagliła mama.
- Ale... Jak to? - spytałam. 
- Abyss i pan Rayflo cię zabiorą. Ukryją - stwierdziła. - Nie pozwolę, żeby moje córka dalej cierpiała. Ani, żeby mojego wnuka też to czekało.
- A co z tobą? Ojciec się wścieknie... - jęknęłam. 
- Nic mi nie będzie. Od lat sobie z nim radzę. Nie ma z resztą nic co jeszcze mógłby mi zrobić i czego bym się bała. A ty przynajmniej będziesz bezpieczna i może odnajdziesz tam szczęście, którego potrzeba ci do życia.
- Dziękuję... - wyszeptałam, wyciągając ramiona w jej stronę.
Stałyśmy tak, tuląc się do siebie, ale matka po chwili odepchnęła mnie od siebie, poganiając w stronę wozu. Ktoś mnie uniósł, pomagając mi wsiąść. Jakiś mężczyzna. Jego dotyk wystraszył mnie nieco, ale zaraz poczułam obok drobne dłonie Abyss. To dało mi pewność, że wszystko jest dobrze.
- Opiekujcie się nią - usłyszałam jeszcze słowa matki.
- Dobrze. Obiecuję, że robimy co w naszej mocy, by była bezpieczna - powiedział mężczyzna, jak podejrzewałam Rayflo.
- Dziękuję wam. A teraz jedźcie i obyście bezpiecznie wyjechali poza granice. W razie kłopotów powołajcie się na mnie. Zdołałam przekupić kilku wysoko postawionych ludzi, oni pomogą.
Słuchałam tego z duszą na ramieniu. Miałam uciec. Chciałam tego bardzo, ale... co mnie później czekało? 
- Żegnaj córeczko - pożegnała się moja matka i usłyszałam jeszcze jej szybkie kroki na ścieżce. Wóz ruszył, a ja wtuliłam się w moją ukochaną Abyss.
- Tak strasznie tęskniłam - wyszeptałam, czując łzy na policzkach. 
Byłam szczęśliwa, że znów jestem przy niej.
- Ja też tęskniłam. Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę... - wyszlochała Aby. - Ale już będzie dobrze. Już dobrze...
Te słowa dźwięczały w mojej duszy, uspokajając mnie, dając mi na powrót siłę...

<Abyss?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz