niedziela, 2 listopada 2014

Od Jashy (do Manusa)

Było mi tak dobrze, tak cudnie. Mój ukochany był ze mną, tak naprawdę, prawdziwie. Był całym sobą, świadomy i spragniony mojej bliskości. Spragniony mnie! Nie potrafię opisać jak bardzo szczęśliwa byłam w tych rzadkich momentach, gdy Manus był w pełni mój. Byłam wtedy chyba najszczęśliwszą osobą pod słońcem, a byłabym jeszcze szczęśliwsza, gdyby bogowie pozwolili mi dać ukochanemu tę najpiękniejszą część nas obu.
Gdy leżałam wtulona w ukochanego czułam ciepło w całym ciele, ciepło, które rozchodziło się od serca i przepełniało mnie błogością.
- Kocham cię - wymruczałam. 
Była to prawda. Całkowita i absolutna. Kochałam go ponad wszystko. Kochałam tylko jego. Był jedyną bliską mi osobą, jedyną, która znała mnie taką jaką byłam naprawdę, jedynym, który nie obawiał się mnie i mojego szaleństwa, bo byłam szalona. Musiałam oszaleć, żeby zemścić się na tych, którzy mnie skrzywdzili. Musiałam, by odsunąć od siebie tych, którzy mogliby spróbować zrobić mi krzywdę ponownie, by bali się mnie, nie ważyli się do mnie zbliżyć. Byłam szalona i dzięki temu jeszcze żywa.
- Tak... Ja też skarbeńku i proszę tym razem daj mi spokojnie zasnąć - wyszeptał, ale poczułam jak jego ciało sztywnieje, jak odsuwa się ode mnie. Nie fizycznie, a niemal widziałam jak cofa się te kilka tak cennych dla mnie kroków.
- Dobrze... - powiedziałam słabym szeptem, zniżając wzrok i tuląc policzek do piersi Manusa.
Przełknęłam gulę goryczy, która urosła mi w gardle. Było mi... przykro. Lepszego słowa znaleźć nie potrafię. Dlaczego zawsze coś musiałam zepsuć? 
Zamknęłam oczy i zwolniłam oddech, chciałam już zasnąć, nie myśleć. Tylko we śnie byłam spokojna. 

Obudziłam się jak zawsze nagle, wystraszona i drżąca. Nie pamiętałam co mi się śniło, jak zawsze, ale to tylko pogłębiało mój lęk. Mój instynkt mówił mi, że słońce nie zdążyło jeszcze wstać. Była noc, noc, którą spędziłam z...
Manus! 
Ta myśl uderzyła mnie jak błyskawica. Rozejrzałam się pospiesznie, a gdy ujrzałam śpiącego obok mężczyznę odetchnąłem z ulgą. Był tu... był. To było najważniejsze.
Manus przekręcił się na łóżku, poruszając pod pościelą nogami. Czyli leki zadziałały tak, jak miały zadziałać i będzie w pełni sprawny, do czasu gdy substancje lecznicze znów zostaną wydalone z jego organizmu, a jego ścięgna znów puszczą. Robiłam co mogłam, żeby pobudzić organizm Manusa do regeneracji, ale osiągnęłam tylko tymczasowe efekty.
Przetarłam twarz dłońmi i odrzuciłam pościel, by wstać.
- Jasha? Coś się stało? - zapytał Manus, rozglądając się.
- Nic, nic - pokręciłam głową i zmusiłam się do uśmiechu. - Śpij dalej.
- Jaszczureczko...
- To nic... Śpij. Ja idę zająć się przygotowaniem mikstur.
Wstałam i wyszłam z sypialni. Naga. Dość często nie przejmowałam się tym, czy mam coś na sobie. Byłam w swoim domu, a jedynymi, którzy mogli mnie tu oglądać był Manus, Azor i dwie niewolnice. Nikt inny nie miał tu wstępu, chyba, że był moja nową zabaweczką. Zabaweczki wchodziły, ale trzeba je było wynosić, martwe i cichutkie.
Swoje kroki skierowałam od razu do pracowni, usiadłam tam na zimnej, kamiennej posadzce. Wciąż czułam na skórze i we włosach zapach ukochanego. Wciąż czułam na udzie resztki jego zaschniętego nasienia, które mnie wypełniło.
Położyłam dłoń na łonie, po raz kolejny prosząc wszystkich znanych mi bogów, żeby było tam nowe życie. Tak bardzo tego pragnęłam, tego, żeby dać początek nowej istocie, żeby móc w pełni nazwać siebie kobietą. Założyć rodzinę, prawdziwą, pełną i szczęśliwą... Mogłabym zrobić wszystko. Wszystko, nawet jeśli oznaczałaby to porzucenie tego kim byłam, jaka byłam. Zawsze jednak pragnie się tego, co wydaje się nieosiągalne, a może i takie jest... Tak długo próbowałam i bez rezultatu. Na domiar złego nie było na to mikstury, która poprawiłaby mój stan. Wręcz przeciwnie, odstawiłam nawet te, które mi pomagały, ale mogły szkodzić maleństwu. Nawet jeśli męczyły mnie koszmary, dłonie drżały, a obrazy przed oczyma falowały i rozmywały się. Nawet jeśli ból nie raz rozsadzał mi czaszkę. To nie było ważne, mogłam wszystko ścierpieć, wszystko.
Wstałam w końcu i zapaliłam ogień w palenisku. Wstawiłam wodę i zajęłam się przygotowaniem naparów i innych specyfików. Pomagało mi to, niemal tak jak zabijanie. Pozwalało nie myśleć, tylko działać. Skupiałam się na tym co było teraz, tylko na tym....

<Manus? Śpisz jeszcze?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz