Prychnęłam z niezadowoleniem, tuląc do siebie nakrycie jakby było mi zimno. A przecież pora była ciepła i słońce wpadające przez okno, grzało mi w plecy.
W końcu wstałam i po dłuższej chwili namysłu zaczęłam szperać po pokoju.
W niecałe pięć minut w moich ramionach pobrzękiwały cztery pół pełne butelki alkoholu... Drogiego alkoholu w przyjemnie zimnych butelkach, które obecnie przylegały do moich gołych piersi. Podreptałam do okna, nie przejmując się specjalnie swoją golizną i Otworzyłam pierwszą z butli. Skrzywiłam się mimowolnie... To coś cuchnęło co najmniej jak mój świętej pamięci ojciec po całodziennych zakładach na głównym rynku. I to bynajmniej nie z emocji tylko z wysiłku bo sam był zawodnikiem tych walk.
Wychyliłam się przez okno, widząc jeszcze rysującą się w oddali postać Asheroth'a.
Zacisnęłam usta i spojrzałam w dół. Pod oknem pokoju znajdowała się jedynie jałowa ziemia i dobrze bo właśnie miałam zamiar czymś te i tak zniszczoną ziemie, upoić.
Bezceremonialnie przechyliłam butle z której pięknym strumieniem polał się złocący się w słońcu płyn. A zaraz potem następna butla została odstawiona na stół zupełnie opróżniona.
Zadowolona z siebie podśpiewując zebrałam swoje ubranie z podłogi by w końcu się ubrać. Ledwie jednak zaczęłam zakładać bieliznę. Moje spojrzenie przykuł mój własny brzuch. Lekko zaokrąglony, a jednak nie przypominał tego którego zazwyczaj zwykłym widywać w lustrze.
Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, czule kładąc dłoń na podbrzuszu.
- Chciała bym, żebyś już był duży... Nie mogę się doczekać by trzymać cię maluszku w ramionach. - Wyszeptałam, ostrożnie naciskając palcem na małe jeszcze, choć widoczne wybrzuszenie.
- Przepraszam panią. - Usłyszałam głos chłopca, ledwie się zebrałam, chcąc już wychodzić z pomieszczenia by szukać właśnie Quith'a. Jak wydać jednak on sam postanowił mnie znaleść, ledwie jego ojciec opuścił dom.
Uśmiechnełam się do chłopca, zamykając za sobą ostrożnie drzwi.
- Właśnie miałam do ciebie iść. - Przyznałam, widząc zakłopotanie chłopaka gdy zwróciłam na niego uwage.
- Kim... Kim pani jest dla taty? - Spytał chłopiec z dziwną nadzieją w oczach, którą speszony starał się tak mocno kryć.
Zamyśliłam się. Tak naprawde nie wiedziałam co czuje do mnie Ash, a szczególnie co dla niego znacze.
- Cóż... Chyba jestem czymś w rodzaju jego uciążliwej niańki. - powiedziałam udając porządne roztrząsanie sprawy. Chłopiec uśmiechnoł się nieśmiało, ale jak widać to mu nie wystarczyło jako odpowiedz.
- Tata panią lubi prawda? - Dopytywał. W sumie to rozbawiło mnie to jak chłopiec dzielnie mierzył się z nieznanym. Badał i pytał o to co go najbardziej męczyło.
- Raczej nienawidzi, ale może kiedyś doceni to co robie. Albo znienawidzi bardziej. - Uściśliłam, mając na uwadze te cztery opróźnione do dna butle na stole w pokoju Ash'a. Raczej nie będzie mi za to klaskał.
- Ja bym powiedział, że panią bardzo lubi. - Powiedział stanowczo. - Wydaje się pani być miłą osobą.
- A może tak zamiast pani, po prostu Morwen? - Spytałam z nadzieją.
- Dobrze prze pani. - Przytaknoł po czym skrzywił się patrząc na mnie przepraszająco.
- No dobrze. Jeszcze się przyzwyczaisz. Ale teraz dla odmiany ty powiesz mi coś o sobie.
Skinełam na służke, która nieświadoma swojego uśmiechu, przysłuchiwała się naszej rozmowie. Nie było to jednak przeszkodą by do mnie podeszła. Spytałam się o to czy pan Asheroth będzie mieć wiele przeciwko jeśli skorzystam z jego gościny i ugoszcze tu na nowo jego syna czymś innym niż mięso. Znacznie słodszym.
Służąca była zdziwiona, ale widać i jej udzieliła się pogoda ducha i dobry humor, bo jej odpowiedz brzmiała: "Oj tak pan Ash będzie zły jak diabli, ale co to dla pani."
Klasnełam w dłonie i podreptałam razem z Quith'nem do salonu, prosząc o słodkie ciasta z
konfiturami i dużo owoców, nie wspominając już o piwie kremowy.
- To jak? Opowiesz mi coś ciekawego? - Zaczepiłam chłopca który jadł kawałek ciasta aż mu się uszy trzęsły, a wokół ust miał jeszcze piankę z napoju.
- Ash proszę cię przestań. - Jęknęłam cicho, przyglądając się temu jak Asheroth wściekle krążył po pokoju.
- Chcesz żebym był spokojny? Wylałaś całe moje magiczne antidotum od tak przez okno. - Zawarczał, opierając się o framugę okna. Spoglądał w dół... Miałam przez chwile wrażenie jakby była zdolny tam skoczyć i zacząć przegrzebywać rozpaczliwie ziemie... A może nawet próbować coś z niej odsączyć.
- Wiesz, że nie lubię zapachu alkoholu. Nie lubię jak pijesz. - Westchnęłam, nie mając ochoty na dyskusje z nim na ten temat. Zdecydowanie jednak nie żałowałam tego co zrobiłam.
- Ale ja lubię... - Westchnął, pocierając przymknięte powieki. - Co z tobą nie tak dziewczyno?
Nie odpowiedziałam ani słowem, tylko uparcie wpatrywałam się w toczącą się po podłodze pustą butelkę. W końcu wzięłam głębszy wdech.
- Ze mną? Wszystko jest w najlepszym porządku. A z tobą? Nie mów mi tylko, że nie przeżyjesz chwili bez popijania. - Fuknęłam, wstając z fotela i idąc w jego stronę by ostrożnie się w niego wtulić.
- Przecież wiesz, że ja chce dla ciebie dobrze... Jeśli koniecznie musisz pić... - Westchnęłam niechętnie bo nie chciałam się na to godzić. Szczególnie jeśli chodziło o jego syna.
Ustaliliśmy przecież, że zostaje. Obiecałam chłopcu, że postaram się zmienić jego tatę na lepsze.
Dopiero jednak teraz zdałam sobie sprawę jak trudnego wyzwania się podjęłam... Mimo to jednak wierzyłam, że i on zasługuje na szanse. Nawet bardziej od niejednego.
Mężczyzna nic nie powiedział, tylko lekko dotknął mojej głowy. Był jakiś niezdecydowany...
- Tanith o nas wie. - Powiedziałam zupełnie odbiegając od tematu po dłuższej chwili krepującej ciszy.
- Więc? Czy to oznacza, że teraz mogę cię do woli rozbierać ? Skoro jeszcze nie przybiegł z mordą?
Zaczerwieniłam się lekko, czułam to. Ale też skrzywiłam, rzucając mu pełne wyrzutów spojrzenie.
- Tanith najchętniej by cię zabił. - Oświadczyłam, a właściwie prychnęłam czując dłoń mężczyzny na swoim pośladku.
- Czyli w sumie po staremu. - Zakpił sobie z moich protestów i tylko mocniej ściskał moją pupę już obiema dłońmi.
- Jesteś niemożliwy. - Sapnęłam całując go lekko i krótko w usta. - Ale masz być dobry dla naszej całej trójki. - Dodałam po chwili, przylegając do niego mocniej, zarzucając mu ręce na szyje.
Posłał mi pytające spojrzenie, na co ja uśmiechnęłam się słodko, gładząc po brzuchu.
- Nie zapominaj, że od początku naszej znajomości liczę się jako dwoje... I tak przy okazji... Jestem głodna. - Pożaliłam się, bujając na boki biodrami. Wzdychając i pojękując.
<Ashuuuś ? Pacz chciajki się zaczną xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz