środa, 13 sierpnia 2014

Od Wielkiego Mędrca (do Quith'a)

Spojrzałem na Quith'a z dumą. To co lubiłem w swoich uczniach najbardziej! Chęć do nauki. To pragnienie przyswajania wiedzy. Bez tego ani rusz. Z najmądrzejszego i najbardziej pojętnego ucznia nic nie będzie jeżeli nie będzie chciał się nauczyć.
- Dobrze, chłopcze - powiedziałem i wstałem. - Wiesz, synku, że podziwiam twój entuzjazm? - spytałem, idąc w stronę szafki. Potrzebowałem czegoś, by pomóc chłopakowi w nauce. 
- Podziwiasz... - wyszeptał. Wiedziałem, że nie często słyszał takie rzeczy, o ile w ogóle ktoś oprócz mnie powiedział coś takiego skierowanego do jego osoby. Wiedziałem przede wszystkim, że osoba, od której powinien to usłyszeć i z ust której miałoby to największe znaczenie, nigdy nie wypowiedziała takich słów. A wręcz przeciwnie. 
- Zapał do nauki to największy komplement dla nauczyciela, a teraz... Gdzie ja to dałem... - zacząłem rozglądać się, mamrocząc. Coraz częściej zdarzało mi się gubić różne rzeczy. To było uciążliwe i niezwykle irytujące. 
Zielone pudło, to wielkie, na stoliku... nie. To może kasetka na półce? Też gafa. Szafka i szuflada? Nic...
- Może mógłbym pomóc? - zapytał chłopak widząc jakie katusze przechodzę.
- Nie, synku... Chociaż pomoc by się przydała... - uniosłem laskę i zakręciłem nią w powietrzu. Błękitna kula rozjarzyła się, a mój cichy szept zmienił się w przeciągłe buczenie, które zaczęło wydobywać się z gardziołka niedużego impa.
Oczy Quith'a rozjarzyły się gdy spojrzał na ziewające stworzonko. 
- No mały, hop hop - pogoniłem skrzydlatego malucha, który zaczął węszyć i marszczyć nietoperzy nosek. Po chwili zabuczał i pognał po to, czego potrzebowałem. W swoje małe łapki złapał puzderko, w którym trzymałem dość cenny kryształ. 
- Dziękuję ci - powiedziałem do potworka i wręczyłem mu nieduży różowy kwiat, który wyciągnąłem z sakiewki. Imp wepchnął go sobie do buzi i pożarł mlaskając głośno. Później podleciał do Quith'a i zaczął łapkami miętosić jego włosy, mrucząc przy tym.
- Lubi cię - wyjaśniłem - tylko uważaj... - ledwie skończyłem mówić, a imp polizał chłopaka  po uchu.
- Bleee - jęknął dzieciak ze śmiechem.
- Dobra mały, starczy ci próbowania moich gości, zmykaj - powiedziałem, na co skrzydlaty maszkaronek spojrzał na mnie błagalnie, mrucząc i świergotając. - Nie - dalej błagalne spojrzenie - ... no dobrze, zostaniesz, al;e jak zwiejesz znów to przetrzepię ci skórę - pogroziłem. 
Malec zaświergotał i usadowił się na Quith'ie, stawiając pazurzaste stópki na jego ramionach i opierając łapki na głowie. 
- No to chodźmy się zabrać do ćwiczeń - powiedziałem. 
Wyszliśmy do ogrodu. Kochałem to miejsce, uwielbiałem siedzieć na trawie i grzać się w słońcu. 
- Od czego zaczynamy? - dopytywał Quith, lekko smyrając mruczącego impa. 
- Od teraz tylko będziesz mi musiał chłopcze wybaczyć - powiedziałem, podchodząc do niego, w dłoni trzymałem biały klejnot.  - Najlepiej wyostrzać zmysły po koli, a wtedy pozostałe przeszkadzają, proponuję więc, żebyś usiadł. Poćwiczymy za słuchem, a do tego wzrok jest ci zupełnie zbędny. Spokojnie, to tymczasowe, więc nie musisz się bać, choć będziesz zdezorientowany.
- Dobrze... - powiedział chłopak z lekkim niepokojem w głosie. Ja natomiast potarłem klejnot w dłoni i dotknąłem nim czoła chłopca. Ten zamrugał gwałtownie i skrzywił się.
- No mały - spojrzałem na impa. - Przydasz się, narób nam szmerów, a ty synku, staraj się słuchać i wskazywać stronę z której dochodzą dźwięki. Słuchaj uważnie, dźwięki są jak fale, jak zaczniesz je czuć przejdziemy dalej.

<Quith?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz